Horrendalnym nieporozumieniem jawi się nieprzemyślane etykietowanie Artura Moroza następcą Roberta Makłowicza
Na antenie TVP pojawił się nowy program kulinarny „Polski Grill”, który firmuje sopocki i toruński restaurator, Artur Moroz. Wygląda na to, że pierwszemu odcinkowi zaplanowano mocne wejście, bo sporo pisano o nim w mediach, a do programu zaproszono wypisz-wymaluj króla disco-polo, Sławomira Świerzyńskiego z zespołem. Pytanie, czemu to głośnie wejście zauważyłem dopiero po miesiącu? Może dlatego, że nie zdaję się być grupą docelową tej produkcji.
Tak czy owak o „Polskim Grillu” dowiedziałem się zupełnie przypadkiem, kiedy to podczas wertowania świeżych doniesień o powrocie do telewizji Roberta Makłowicza, w oczy wpadł mi krzykliwy link o – właśnie tak! – następcy Makłowicza! Tam do kata – pomyślałem – on w końcu wraca czy nie? A może ostatecznie samoskazał się na banicję w Chorwacji? W „następcę” kliknąłem zatem natychmiast, aby ostatecznie rozwiać swój wewnętrzny niepokój.
Tymczasem Robert Makłowicz rzeczywiście wraca, choć co prawda nie do macierzystej TVP, a do kontrowersyjnej pośród zwolenników narodowej Polski grupy TVN. Od listopada jego podróżniczo-kulinarny program pojawi się na kanale FoodNetwork. Krzykliwy link okazał się zatem niczym ponad modny dziś klikbajt. Jego pełnotekstowe rozwinięcie miało może krztynkę związku z tytułem, ale niewielką, bo jakże tu mówić o „następowaniu”?
Dla dobra sprawy, jej stron i gawiedzi, należy ustalić kluczowe fakty. Na początek przytoczmy zatem kilka nagłówków. Fakt wieszczy: Następca Makłowicza w TVP Artur Moroz, Telemagazyn donosi: Artur Moroz zastąpi Roberta Makłowicza!, zaś Plejada rozstrzyga, kończąc jednak nieco bezczelnym pytaniem: Robert Makłowicz ma następcę! Kim jest Artur Moroz?
Zagłębiłem się w te doniesienia i z żadnego nie wynika, w jakim charakterze Moroz miały „nastąpić” po Makłowiczu. No bo któż mógłby takim następcą być? Ano taka osoba, która odważnie i godnie będzie w stanie dźwignąć kuty przez ćwierć wieku Makłowiczowy mit. W przytoczonych publikacjach brak jednak danych, jak takie następstwo miałoby przełożyć się na utrzymanie Makłowiczowej widowni, a zatem w jakim dokładnie emploi miałby pojawić się domniemany następca. Pojawiają się za to informacje, iż nowy program kulinarny TVP składa się z ośmiu odcinków i tyczy narodowego – co w kontekście czasów bieżących warto podkreślić – sportu Polaków, którym – ex aequo z masowym pożeraniem znacjonalizowanego kebabu – jest grupowe zwęglanie pęt niedrogiej grillowej.
Pierwszy odcinek „Polskiego grilla” obejrzałem zatem nie tyle z przyjemności a z ciekawości, czy poza rozpoczynającymi się na „em” nazwiskami panowie mają inne cechy wspólne, które pozwolą jednemu stać się następcą drugiego. Dzięki dogodnemu umieszczeniu serii na internetowych stronach telewizji, mogłem to bezkarnie zrobić z miesięcznym opóźnieniem. Komfort oglądania archiwalnych materiałów publicznej telewizji w internecie wiąże się też z osobliwą możliwością skłonienia się do trzyminutowego zamyślenia wynikającego z koniecznością zajęcia czymś umysłu na czas całkiem sporego pakietu reklam. Ów moment wykorzystałem na krótkie przemyślenie, skąd właściwie wziął się mit Makłowicza i czy da się tak po prostu i powiedzieć: drodzy państwo, teraz ja!
Zacznę od dwóch półprawd, na czele z powszechnym przekonaniem, że Robert Makłowicz jest pierwszą postacią na szklanym ekranie, która odważyła się ugotować coś przed kamerą. Nie! Jeszcze za czasów PRL emitowano w popołudniowych pasmach mocno statyczne audycje o gotowaniu – pod nomen-omen nazwą „Gotowanie na ekranie”. Jak sięgam pamięcią, gotowało tam postaci kilka, ale odróżnić je od siebie można było chyba tylko po stopniu obfitości ich trwałych ondulacji. Owszem, na owe czasy była to jakaś kulinarna propozycja, ale w porównaniu ze współczesnymi, ale też i z onegdajszymi w zachodnich stacjach, pozycja ta ziała tak przeraźliwą nudą, jak smrodem spalenizny zieje dziś każdy niedoczyszczony polski grill.
Z nastaniem prywatnych stacji telewizyjnych kamery zaczęły gościć w kuchni równie często jak na salonach, a po zakończeniu emisji „Mody na sukces” mogłoby się wydawać, że nawet częściej. Zagadnienie otaczała luźniejsza atmosfera, a prowadzącym pozwolono w końcu poruszać nie tylko żuchwą i ręką ale nawet całym ciałem. Kolejne jednak domniemanie, iż to Robert Makłowicz był pierwszym gotującym w tej świeższej stylistyce to kolejna półprawda. Oto okazuje się, że jedną z pierwszych gotujących twarzy na telewizyjnych ekranach wolnej Polski była… Magda Gessler! Rzecz miała miejsce na antenie Polsatu i to już w 1996 roku. Choć Magda Gessler gotowała wówczas rękoma umyślnego, z czego przykład powziął potem także nestor kulinarnych tradycji myśliwskich, Grzegorz Russak, to trzeba pamiętać, że pierwszy odcinek „Kuchennych podróży Roberta Makłowicza” pojawił się w TVP2 dopiero dwa lata później.
Niezależnie od tego, kto pojawił się w kuchennej telewizji przed Robertem Makłowiczem, w jego przypadku o wielkości można mówić bez wątpienia, zresztą podobnie jak w przypadku Magdy Gessler, co ku niezadowoleniu niszowych kręgów uparcie podkreślam od lat. Choć obie postaci stanowią wielkości wrośnięte w różne zakresy porównawcze, to wywodzą się z jednakich stożków wzrostu, których korzeń stanowi zestaw cech tworzących telewizyjną osobowość. Tych nie brakuje ani Magdzie Gessler, ani Robertowi Makłowiczowi i choć nie sądzę, aby zbiory ich fanów miały jakąś znaczącą część wspólną, to każdy taki zbiór z osobna jest bez wątpienia wielki.
Nie mam zamiaru analizować teraz czynników, które kształtują telewizyjne osobowości, to zadanie pozostawię specjalistom ze stosownej dziedziny. Zwrócę tylko uwagę na bodaj najważniejszą składową telewizyjnego sukcesu – charyzmę, czyli styl bycia, który pociąga za sobą miliony.
Charyzmy, także tej kulinarnej. na ekranach polskich telewizorów dokuczliwie brak i to mimo że kulinarnych programów mamy dziś w Polsce dziesiątki. I nic tu nie dadzą aktorskie umiejętności! Telewizja przeżuła sporo wielkich nazwisk, które próbowały flirtu z kuchnią na antenie. Ich próby miały w większości charakter mizernie epizodyczny i poza stosunkowo długą kuchenną przygodą Bożeny Dykiel, inne aktorskie sławy, które w antraktach próbowały sił przy palnikach, beznamiętnie pożarło telewizyjne okienko. Gotowania z Arturem Barcisiem na Polsacie nie pamiętam nawet ja. Z pewnym wysiłkiem przypominam sobie Olgę Bończyk, która prowadziła serię programów kulinarnych, ale za skarby plastikowej butli z winegretem Bożeny Dykiel nie jestem sobie w stanie przypomnieć, o co w nich chodziło. Za to kulinarną serię Joanny Brodzik zapamiętałem całkiem dobrze, głównie dlatego, że organicznie tej serii nie znosiłem. Prowadząca próbowała epatować widza prowokowanymi na zawołanie spazmami sztucznego płaczu, który miał ilustrować jej miłość do babci. Wkładała też do misek udekorowane akrylowymi migdałkami dłonie, na których dodatkowo spoczywała biżuteria, a to wszystko w kontekście wyrabiania mielonego. Powiadam, iż jeśli ktoś żywi pretensje do Magdy Gessler, bo czasami zapomni spiąć włosy w restauracyjnej kuchni, to niechaj zważy, jak na przestrzeni ostatnich lat zmienił się odbiór kulinarnych programów telewizyjnych.
Na koniec przypomnę tylko, jak na fali popularności serialu „39 i pół”, choć może raczej już na zgliszczach tej popularności, próbę podboju kulinarnej widowni podejmował Tomasz Karolak. Sam program to klon pomysłu Karola Okrasy, który podobne eskapady po Polsce realizuje od z górą dwudziestu lat, ostatnio mając za sobą nie tylko siłę własnego noża ale i potęgę popularnej sieci dyskontów. Zgodnie z moimi ówczesnymi przewidywaniami misja Tomasza Karola zakończyła się na odcinku pilotowym. Dlaczego? Bo widz nie jest już dziś zainteresowany tym, co jadają aktorzy. Ma też w głębokiej piwnicy, co aktorzy jadali w dzieciństwie. Na Boga! Co mogli jadać, skoro w czasach ich dziecięctwa na półkach stał ocet i musztarda? Ekstrawaganckie winegrety?
Zapytacie pewnie, po co przybliżam całą plejadę mniej lub bardziej artystycznych prób trafienia do serc telewidza przez wirtualny żołądek? Właśnie po to, aby skonstatować, że w podobną podróż po Polsce, w jaką zamierzał wybrać się kiedyś Tomasz Karolak, wybiera się teraz Artur Moroz. Czy rzeczywiście czasy zmieniły się aż tak, że rodacy, zamiast podróżować z Makłowiczem po świecie, zechcą teraz podróżować z Morozem po Polsce? Szczerze wątpię. Mimo oficjalnych przestróg przed wyjazdami do Egiptu, Tunezji i Turcji, Polacy masowo decydują się przecież spędzać tam urlopy, a w tym roku na ryzykowne wakacje poleciało ich bodaj dwukrotnie więcej niż w poprzednim.
Po pierwszym odcinku „Polskiego grilla” widać aż nadto jasno, z podróżami Makłowicza ten program nie ma nic wspólnego. Brak anegdot, historycznych nawiązań, rubasznego humoru, są za to goście, zapraszani w liczbie znacznie przewyższającej możliwości formuły. W pierwszy odcinek wpleciono też silny element duszy polskiej prowincji, czyli biesiadę przy disco-polo. Skoro tak, Moroz, choćby nie wiem jaki grill rozpalił, nie przejmie miłośników Makłowicza, bo oni oczekują doznań zgoła innych niż „nana nana zjedz banana”. Dlatego też tytułowanie Moroza następcą Makłowicza to nonsens, ale może za sprawą nowego programu przyciągnie przed ekrany nową publikę?
Otóż widz, z którym stylistyka disco-polowej biesiady zdaje się rezonować, to widz czysto potencjalny. Owszem, lubi grill, ale wtedy, gdy przy nim siedzi – a przynajmniej dopóki się nie przewróci – w głowie gra mu lepiej jak w bumboksie, a w ustach chrupie dobrze zwęglona grillowa z podwawelskiej. Po co ma oglądać w telewizji, jak ktoś wmasowuje marynatę w wieprzowe karczki, skoro nawet masowanie karczku własnego ceduje na żonę? A mięso na grill to żona kupuje w Biedronce i to nie tylko w promocji ale i w trójkolorowej marynacie!
No licz matka, licz i pakuj! Połówka na każdego i lecim rozpalać nasz polski grill!
Nie rozumiem włąściciwie sensu tego artykułu. Nie wiem kim jest ten cały Moroz, a ten program oglądałem jedynie urywki. Ot, kolejny program biesiadniczy.
Co do Makłowicza to wyrobiłem sobie o nim mieszane zdanie, na początku go lubiałem, ale od kilku lat, napawa mnie obrzydzeniem. Komercja, cwaniactwo, traktowanie programów do darmowego, tzn. na koszt płatników abonamentu, podróżowanie w gronie rodzinnym.
Artur nie wspomniał o najlepszym programie kulinarnym, najlepszej polskiej osobowiści kuliarno-telewizyjnej, czyli Ewy Wachowicz. Pragnę przypomniec, że to Ewa Wachowicz wypromowała i faktycznie stworzyła Makłowicza, będąc jego producentem telewizyjnym.
Ewa Wachowicz jest profesjonalistką, skupia się na tym, na czym powinien skupiać się producent telewizyjny, czyli na przekazaniu treści w atrakcyjnej postaci. I to robi, w swoich programach, skupiając sie na gotowaniu, a nie opowiadaniach, historyczno-krajoznawczych.
To, że lewicowo-liberalny TVN (jako narodowiec i antypisowiec, nie mogę oglądać obecnej TVP tak samo jak i tego lewackiego TVNu), przygarnął kolejną sierotę po „dobrej” zmianie w TVPiS, to nic dziwnego.
Niestety, telewizja w Polsce, podobnie jak gastronomia, gospodarka, kultura CHAMIEJE I JEST CORAZ GORZEJ.
Tak, jest coraz gorzej, w każdej dziedzinie życia i wątpię aby mogło być lepiej. Jest to więc kompletnie obojętne czy Makłowicz będzie czy go wyniosą na taczkach, choć pewnie po zakupie nowego właściciela TVNu przez Discovery Network, czyli molocha telewizyjnego zza Wielkiej Wody, gorzej już nie będzie, bo już jest tragicznie.
Ja wolę jednak włączyć sobie Food Network albo Kuchnia+, od czasu do czasu oglądając programy Wachowicz, jedyne programy, które zachowują wysoki poziom od lat.
Ciekawe czy po przejęciu Scribbs przez Discovery i faktycznym demontażu obecnej platformy TVNu, Makłowicz stanie się takim „frontmenem” kanałów lajfstajlowych w Polsce.
Bo patrząc na to, ile kanałów teraz będzie oferować Grupa TVN/Discovery w porównaniu do Polsatu to faktycznie Makłowicz stanie się prędzej szefem jakiego kanału, a nie prowadzącym. No, chyba, że to stanowisko przejmie jego żona, producentka telewizyjna i osoba odpowiedzialna za upadek Makłowicza jako osobowiści kulinarnej. Bo faktycznie, gdyby Makłowicz współpracował z Wachowicz to by się tak nie skormercjalizował i może trzymał by język za zębami, zamiast kłapać o dupie Marynie, zamiast o jedzeniu.
Przypomnę tylko, że nowy właściciel TVN to nie tylko Discovery ale chociażby TLC. Czyli te wszystkie TVN Style i kanały od Scribbs pewnie z czasem zostaną zastąpione przez TLC w wersji 100% polskiej. Nie oglądam takich kanałów, choć TVN Style jeszcze da się oglądać w przeciwieństwie do TLC czy BBC. Może Makłowicz dostanie teraz całe pasmo programów, nie tylko kulinarnych ale przede wszystkim związanych z jego prawdziwym zawodem czyli historią. Discovery Historia czeka…
Odnośnie Polsatu to wynika na to, że historyk-kucharzyna, na pewno tam swojego programu miał nie będzie:
http://www.se.pl/wiadomosci/gwiazdy/ewa-wachowicz-nie-wpusci-maklowicza-do-polsatu_967985.html
I dobrze. Cham Makłowicz pasuje akurat do takiego syfu jak TVN. Ciągnie swój do swego.
w pierwsze minucie od razu Bayer Full
Maklowiczowi nikt nie dorówna
Ciekawe w czym? W chamstwie, prostactwie a może pazerności na apanaże, niekoniecznie pieniądze (dostawał 100 tysięcy złotych za program,plus koszta produkcji), ale i cały splendor.
Makłowicz się skończył, gdy odszedł od E.Wachowicz, na stronę swojej żony. Powiem tak, nie winię samego Roberta Makłowicza, jako osoby, bo mam wielki sentyment do jego pierwotnej twórczości. Jednak, to co się stało z tym człowiekiem, to po prostu SYMBOL DEGRENGOLADY W JAKIEJ ŻYJEMY.
Mój apel do pana Roberta jest jasny – Zostaw pazerną żonę i wracaj do Ewy Wachowicz. Odzyskaj to, to co najważniejsze – HONOR I ZASADY.
Pana Makłowicza nie da się zastąpić !!!!!!!!!!
Zagranie pod publiczkę
chyba, żeby wypełnić pustkę w ramówce
Artur Moroz jest świetnym kucharzem
i nie musi tego udowadniać
czy się spodoba na ekranie czas pokaże
a Makłowicz, wciąż jest na topie
czy się go lubi (lubię)
czy się go nie lubi (przecież nie musi)
całkiem przypadkiem obejrzałem jeden z odcinków i powiem tak ..calkiem nie trafiony temat szczególnie ze grillowanie to nie polska tradycja . Ubrano Artura w „żle skrojony garnitur ” bo program jest nudny nic nie wnoszący kulinarnie. Artur ma ogromna wiedzę kucharską którą nijak nie może przekazać w tak złym scenariuszu i koncepcie programu. Ten program zrobił Szefowi Arturowi wielka krzywdę i albo szybko zmieni się koncepcja tego programu ( a o ile wiem nie będzie prosto bo są już nagrane kolejne odcinki ) albo szybko zniknie z ramówki TVP z przylepioną łatką byle czego 🙁
Szczerze…? Kompletna dupa…. szkoda Mistrza