Śmierć all inclusive w arabskich kurortach

Bezrefleksyjne zachęcanie Polaków do wyjazdu na wakacje do Egiptu, Turcji i Tunezji to podła blagierka obliczona na brudny pieniądz

fot. Daniel H. Tong
fot. Daniel H. Tong

Kiedy nieco ponad dwa lata temu Robert Makłowicz apelował, aby turyści masowo nie rezygnowali z wyjazdów po feralnych zamachach w Tunezji, ściągnął na siebie prawdziwą burzę z piorunami. Jak wówczas oświadczył, liczba ofiar zamachów terrorystycznych jest nikła w porównaniu z ryzykiem śmierci w zwykłym wypadku samochodowym, co nie powinno wszak oznaczać, że z lęku przed takowym ludzkość powinna zaprzestać podróży automobilami. Stąd i samo zagrożenie zamachami nie powinno zniechęcać nikogo od podróżowania. Zgadzałem się z tym wtedy, zgadzam się i dzisiaj, wszakże pod jednym warunkiem – iż podróżnik jest świadomy zagrożeń, na które się pisze. Przypomnijmy, że w głośnym zamachu w Muzeum Bardo w Tunisie przed dwu laty zginęły 23 osoby, w tym trójka Polaków.

Popularność zyskał wówczas hashtag #TunezjaJadęTam, który miał stanowić symbol solidarności z dotkniętymi zamachem Tunezyjczykami. Tunezyjskim hashtagiem oznaczali się wówczas wszyscy, którym międzynarodowa solidarność w walce z terroryzmem była bliska, od gwiazd z Robertem Makłowiczem i Joanną Jabłczyńską na czele, po maluczkich, którzy na chwilę zapragnęli być z Tunisem. Akcja wywołała jednak ogromne kontrowersje, ale niezależnie od tego, czy większość Polaków zgadzała się wówczas z taką formą wsparcia dla Tunezji czy też nie, zaczęto głośno mówić o aktualnych zagrożeniach, których przeciętny Polak dotąd nie brał poważnie pod uwagę.

Fot. Roxanne Desgagnes
fot. Roxanne Desgagnes

Dziś po hashtagu nie ma już śladu, coraz mniej mówi się też o zagrożeniu terrorystycznym na wakacjach, a przecież ono cały czas jest na wysokim poziomie. Do ataków dochodzi już na tyle często, że media informują o nich wybiórczo, zresztą widzowie zdali się na te doniesienia zupełnie uodpornić. Dowodem na to jest rosnąca wśród Polaków popularność wakacji w Egipcie, gdzie ledwo kilka dni temu doszło do kolejnego zamachu na leżących na plaży turystów, tym razem w Hurghadzie. Dwie osoby nie żyją, kilka leży w szpitalu.

O wysokim stopniu zagrożenia zamachami regularnie ostrzega polskie MSZ, ale co z tego, skoro tylko w te wakacje na egipskich plażach wyleguje się dwa razy więcej Polaków niż rok temu. Tymczasem realne zagrożenie zdaje się nawet wykraczać poza poziom ostrzeżeń MSZ. W przypadku Egiptu urzędnicy przestrzegali przecież przed podróżowaniem na własną rękę, wyjąwszy wyjazdy zorganizowane, między innymi do Hurghady, a ostatniego zamachu dokonano przecież właśnie tam i to na strzeżonej turystycznej plaży.

Jeszcze kilka lat temu każdy pojedynczy atak terrorystyczny wywoływał popłoch wśród gawiedzi. Dziś zagrożenie spowszechniało już na tyle, że turyści przestali się nim w ogóle przejmować. Poza lakonicznymi sformułowaniami na stronach internetowych MSZ brak szerszej dyskusji na ten temat. Jak podróżować bezpiecznie? Jakie regiony świata wybierać? Wreszcie co robić w przypadku rzeczywistego ataku? Czy oczekujący na lotnisku z rodziną Polak, który z radością oświadcza przed kamerą, że niczego się nie obawia, bo znajomi w zeszłym tygodniu wrócili i było fajnie, zna odpowiedzi na te pytania? Ba, czy w ogóle sobie takie pytania zadał? Czy ktoś go o zagrożeniach w ogóle poinformował?

W tym filmowym poradniku jest wszystko, co, jak należy sądzić, turysta powinien wiedzieć o wakacjach w Tunezji. Jest nawet to, „co tygryski lubią najbardziej”, czyli zalety pobytu all-inclusive, dzięki któremu można na przykład… napić się bez ograniczeń! Jest też informacja o konieczności zakładania odpowiedniego ubioru podczas wizyty meczecie oraz krótki poradnik, co warto sobie przywieźć, pojawiają się nawet relacje zadowolonych polskich turystów, którzy podkreślają, że czują się tam bezpiecznie, a zamach w Muzeum Bardo uważają za… incydent! O zagrożeniach – ani słowa.

Moja troska o informację może w swej trywialności wydawać się przesadzona, ale niech przypomnę głośny pozew sądowy złożony przez poznaniankę, której mąż zginął w zamachu w Muzeum Bardo. Turystka żądała wówczas odszkodowania za śmierć męża, ponieważ nie została uprzedzona o zagrożeniu, z jakim wiążą się jej wakacje. Jak argumentowała, gdyby takie ostrzeżenie otrzymała, to by nie pojechała.

Fot. Geoffrey Arduini
fot. Geoffrey Arduini

Sąd ostatecznie nie przyznał kobiecie odszkodowania, ale w kwestii informacji turystów o zagrożeniach od tego czasu niewiele się zmieniło. Sporo za to zaszło w zakresie promocji wakacyjnych wyjazdów, do których ostatnio zaangażowano blogerki. Te z gorliwością neofity prezentują relacje ze sponsorowanych wyjazdów typu all-inclusive. Chwalą to, co zjadły, pokazują, gdzie się opalały i opisują, jakie funkcje ma bidet w ich łazience i co można robić z partnerem w hotelowej saunie. Taki wyjazd polecają jako wielce odprężający, a nadto wygodny i bezpieczny, a przede wszystkim tani.

Nie kłamią, jest on taki w istocie, a przynajmniej był w chwili, kiedy blogerka popijała prosecco w hotelowym jacuzzi. A że niewygórowana cena w połączeniu z atrakcyjnymi ujęciami – być może dostarczonymi przez fotografów agencji reklamowych – robi swoje, czytelnicy machinalnie przejawiają zainteresowanie i rezerwują pobyt bez namysłu. Zagrożenia? W ogóle o nich nie myślą. Przecież facet z lotniska mówił w telewizji, że jego znajomi wrócili tydzień temu i było fajnie, a teraz on leci z rodziną i też na pewno będzie fajnie! Do tego blogerka pokazuje swój opalony dekolt i jest taka uśmiechnięta! No i ta promocja! Taniej niż przy przetwórni mączki rybnej we Władku! Nic tylko pakować się i jechać!

fot. Sawilsonf1dna
fot. Sawilsonf1dna

Tyle rzuciłem dziś pytań, to jeszcze ostatnie na koniec – jeśli w jakimś kolejnym zamachu znów zginą Polacy, a wśród nich znajdą się tacy, którzy dali się skusić na blogowy miraż, bo nikt ich nie poinformował, że na wakacjach może być niebezpiecznie, czy autorki wpisów-peanów o arabskich kurortach all-inclusive będą spać spokojnie? I nie chodzi tu wcale o skuteczne bądź nie pozwy o odszkodowania. Chodzi o odwagę, by stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie w twarz – a to ta część ciała, która oprócz krągłego kształtu i otworu ma też nos i oczy na zewnątrz oraz istotę wewnątrz.

Szarą. Powtarzam: szarą!

Najświeższe komunikaty polskiego MSZ

23 kwietnia 2017 r.

W związku z wprowadzonym 10 kwietnia 2017 r. stanem wyjątkowym na terytorium całego kraju oraz utrzymującym się zagrożeniem zamachami terrorystycznymi, które mogą być kierowane także przeciwko turystom, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza podróże do Egiptu – z wyłączeniem wyjazdów grupowych do miejscowości turystycznych położonych po stronie afrykańskiej nad Morzem Czerwonym (Hurghada, El-Gouna, Safaga, Marsa Alam) oraz Sharm el-Sheikh na Półwyspie Synaj.

18 kwietnia 2017 r.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych kategorycznie odradza podróże do wschodniej i południowo-wschodniej Turcji oraz ostrzega przed podróżami do pozostałych regionów kraju.

23 lutego 2017 r.
W związku z wysokim zagrożeniem terrorystycznym, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza podróże do Tunezji.

  1. W Europie jest wystarczająco dużo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Nie trzeba wyjeżdzać do Afryki czy do Azji. Ot, chociażby Słowenia, Chorwacja, Czarnogóra, Albania – całe wybrzeże Adriatyku, wydaje się niezmiernie ciekawe. Do tego Ukraina, gdzie co prawda na Krym, bez wizy rosyjskiej się nie wjedzie (jako turysta)jest sporo ciekawych miejsc, nad Morzem Czarnym. A właściwie to na Krym też warto pojechać, choć trzeba się babrać z wizami. Ja niestety nie pojechałem, choć miałem raz okazję. Planuję wyjazd do Odessy i to na własną rękę, wystarczy przejechać się pociągiem Chełm-Kowel, a potem jechać dalej.

  2. Świat stoi dziś otworem dla każdego. Czy jest bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek indziej? Można dyskutować. Wszak ignorancja polskiego turysty all inclusive, w barwnych opisach blogerskich kuszonego jedzeniem do oporu i alkoholem bez ograniczeń a do tego znieczulanego zapewnieniami o bezpieczeństwie, bardzo niepokoi. Fakt, że wylatuje się z zasadniczo bezpiecznej Polski na zorganizowane wczasy wystarcza rodakom, aby odkręcać butelki już na lotnisku i balować tamże nawet po ataku terrorystycznym. Poraża brak świadomości o zagrożeniach i zerowy poziom wiedzy o tym, jak się zachować w sytuacji kryzysowej.

    • To nie tylko problem Polaków, ale generalnie, ludzi ogarniętych przez wir konsumpcjonizmu. Przecież Niemcy czy Anglicy, Szwedzi, zachowują się dokładnie tak samo za granicą jak i Polacy. Iluż to nawalonych turystów, zachowujących się jak zwierzeta, przedstawicieli „wysoko rozwiniętych” krajów, można spotkać, także w Polsce.
      W sprawie zagrożeń, to jako wybitny krytyk multikulturalizmu i wszelkich postaw globalistycznych, uważam, że propaganda robi swoje. Przecież jest większe prawdopodobieństwo, że nie przeżyjemy tego dnia w Polsce, niż za granicą, np. w Londynie, Paryżu czy Monachium. W tzw. „zamachu terrorystycznym”, można zginąć z częstotliwością raz na parę miliardów. Prędzej nas samochód przejedzie na pasac albo zginiemy w wypadku samochodowym na naszych drogach. O wiele bardziej.
      To, że faktycznie nie warto jechać w miejsca konfliktów, chyba, że ktoś to lubi i ma doświadczenie (np. jako dziennikarz wojenny), to już kwestia ogólnej wiedzy.
      Ale ja zawsze powtarzam: Każdy sobie, rzepkę skrobie. Każdy jest sobie sam winien. Aby potem rodzina i najbliżsi nie cierpieli.

      • Zachowanie turystów na wakacjach to zupełnie odrębny temat i tutaj się zgodzę – nie jesteśmy wcale to wcale lepsi, choć gdyby przyjrzeć się pijackim wypadom brytyjskim szlakiem tanich linii lotniczych to może bym nawet zwrócił naszym nieco honoru, wszak wynoszenie kanapek z hotelu, przelewanie do bidonów kawy ze śniadania, czy proszenie w restauracjach o szklankę wrzątku do własnej torebki z herbatą to pikuś przy ekscesach, do których dochodzi w niektórych polskich miastach z udziałem jednonocnych turystów alkoholowych zza wody.

    • Ja dodam, że np. ciągnie mnie cały czas, aby pojechać do Donbasu i odwiedzić tamtejsze Republiki Ludowe. Zawsze chciałem pojechać też do innego, neo-ZSRR, w Naddniestrzu.
      Ludziom, którzy lubią ciekawe doświadczenia, polecam podróż do Iraku albo Afganistanu, do Sudanu Południowego albo do Demokratycznej Republiki Konga. Albo do Osetii Południowej lub do wspomnianych DRL i LRL. Względnie do Dagestanu lub do Górskiego Karabachu.
      Na pewno to są dużo bardziej „emocjonujące” miejsca niż chociażby oklepana już Korea Północna, skąd owszem, można nie wrócić cały i zdrowy, ale jeśli już dochodzi do takiego wypadku to wynika to raczej z posiadania takiego a nie innego paszportu przez turystę. Polski paszport w wielu miejscach jest mocno szanowany, w przeciwieństwie do paszportów obywateli krajów zachodnich.

        • W przypadku Dagestanu, Donieckiej Republiki Ludowej oraz tej Ługańskiej, do Osetii Południowej czy do Górskiego Karabachu, to raczej trza się pytać u tubylców. Wątpie aby nasz MSZ utrzymywał kontakty z tymi „krajami”, choć dopowiem, że Dagestan to jedynie republika, będąca częścią tzw. Federacji Rosyjskiej. Zupełnie bezpiecznie jest teraz w Republice Czeczenii, cały konflikt lokalny przeniósł sie własnie do Dagestanu.
          W przypadku Gruzji to samo, to popularny kierunek obecnie, nawet nie trzeba mieć paszportu bo Gruzini, dali Polakom mozliwość przyjazdu „na dowód”. Trzeba jednak być ostrożnym jadąc do Abchazji i Osetii Południowej, Rosjanie mogą zażądać wiz. To tak jak z Krymem, Ukraińcy mieszkający blisko granicy, mogą wjeżdzać bez przeszkód. Turyści z UE, zobowiązani są posiadać wizę rosyjską. Nie wiem tylko jak to teraz jest z zaproszeniami i voucherami, bo przecież Polak nie może zrobić przelewu na konto krymskiego hotelu, są jakieś obostrzenia. Pewnie trzeba robić to na dziko. Ale jaki kraj, takie obyczaje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―