SmartFood – jedz i żyj zdrowo i długo

Wiem po sobie, że perspektywa długiego życia w zdrowiu, a przy tym jedzenia smacznie i ile tylko dusza zapragnie, może być kusząca, zwłaszcza jeśli ktoś spisałby stosowny po temu poradnik. I oto jest – dla mnie i mi podobnych! Ale czy dobry?

Diety nieodmiennie wywołują u mnie złe skojarzenia, bo po pierwsze nie znam takiej, która rzeczywiście działa, a po drugie kojarzą mi się z wypacykowanymi paniami z telewizji, które merytoryczną zawartością przeczących sobie wypowiedzi dowodzą, iż nie tylko nic nie umieją, ale lubią się też swoją niewiedzą dzielić. Dlatego też książki „Dieta SmartFood” najpewniej zupełnie bym nie tknął, gdyby nie towarzyszące jej słowa polecenia od samego wydawcy. Czytam w nich, iż pozycja to niezwykła, bo opowiada o powszechnie znanych produktach żywnościowych, w których naukowcy zajmujący się genetyką odkryli właściwości mogące mieć wpływ na długość ludzkiego życia. Skoro zatem rzecz oparta jest na dorobku naukowym, a do tego zaangażowano weń genetyków, których dotąd nie podejrzewałem o związki z jedzeniem, postanowiłem trochę poczytać.

Dzień dobry TVN
fot. Dzień dobry TVN

Od powszechnych skojarzeń z dietą autorzy „Diety SmartFood” próbują się odcinać się już na pierwszych paginach swego dzieła, oświadczając, iż dieta przez nich proponowana wcale dietą nie jest. Oświadczenie poniekąd kompromituje się samo, bo w swej końcowej części książka z „dietą” w tytule dietę zawiera też w swojej treści i to rozpisaną na fazy stosowania, polecane składniki, techniki ich obróbki a nawet na konkretnie pory dnia. Niemniej w poprzednim zdaniu postawiłem słowo „poniekąd”, bo proponowana tu dieta jest elementem szerszej filozofii życia i stanowi raczej model żywienia niż przepis na lepszą sylwetkę.

Zanim jednak do diety dojedziemy, czeka nas streszczenie historii badań naukowych nad żywnością i żywieniem prowadzonym przez genetyków w kontekście ludzkiego zdrowia i życia, a potem sporych rozmiarów przeprawa przez fakty i mity na temat współczesnych zwyczajów żywieniowych. Trzeba tu zaznaczyć, że przytaczane przez autorów sugestie, zalecenia i rady oparte są nie o internetowe przypuszczenia czy dietetyczne hipotezy a o metaanalizę szerokiego zasobu najnowszych badań naukowych. To bardzo mocna strona tej książki i w tym sensie „Dieta SmartFood” przypomina mi zorganizowane przez Uniwersytet McGill w Montrealu zajęcia z zakresu żywienia i zdrowia, w których brałem udział, a których ta książka mogłaby być dobrym kompendium. Moje skojarzenie z towarzystwem uniwersyteckim jest tu wielce nieprzypadkowe, bo na niemal trzech setkach stron tej książki pada mnóstwo wyrażeń, które laikowi mogą wydać się obce albo nie do końca jasne. O ile ja znam charakterystykę mikroelementów i makroelementów, wiem, co to są fitozwiązki oraz jakie znaczenie dla wartości badań mają ich naukowe recenzje, aspekt retrospektywny i prospektywny a nawet dobór populacji, o tyle ktoś, kto naukowym aspektem żywienia mało się dotąd interesował, liczbą nawiązań do skądinąd oczywistej naukowej nomenklatury może czuć się przytłoczony.

Dla mnie najbardziej interesująca część tego opracowania znajduje się tuż na początku, kiedy to dowiaduję się o istnieniu genów starzenia i genów długowieczności oraz o mechanizmach ich wyciszania i ekspresji, które poprzez modyfikacje stylu życia i odpowiedni dobór produktów żywnościowych można rzekomo regulować. Nie czas i miejsce, abym szczegółowo roztrząsał tutaj te zagadnienia, o tym wszak traktuje książka, więc powiem tylko zdawkowo, iż genetycy sądzą, że jadając określone produkty możliwe jest pobudzanie do działania tak zwanych genów długowieczności, które zarządzają procesami regeneracji komórek, a zatem wpływają na regenerację i odmłodzenie organizmu, i wyciszanie genów starzenia, które odpowiadają za przetwarzanie i magazynowanie energii, a zatem między innymi za proces przybierania na wadze.

Źródeł aktywacji i wyciszania genów starzenia i długowieczności genetycy upatrują w stylu życia, którego odwiecznym elementem było przeplatanie okresów sytości z okresami głodu. To właśnie w okresach głodu aktywowały się geny określane dziś mianem długowieczności, które odpowiadały za racjonalne rozporządzanie zasobami energetycznymi w dobie niedostatku i korzystanie z zapasów, a co się z tym wiąże także usuwanie komórek nieprawidłowych, które pożytkowane są w pierwszej kolejności, a które – nienaruszone i zmagazynowane – mogą przyczyniać się do powstawania procesów zapalnych i zmian chorobowych, w tym nowotworów. Te, w myśl argumentacji genetyków, mają powstawać za sprawą nadmiernej aktywności genów starzenia, które przejmują stery od genów długowieczności, gdy do organizmu trafia dostawa paliwa do zmagazynowania. Rzecz w tym – i trudno się tu nie zgodzić – że okresy sytości nie przeplatają się dziś z okresami niedostatku, co umożliwiałoby naprzemienne działanie genów starzenia i długowieczności. Ba, dobrobyt i postęp technologiczny ostatnich dekad doprowadził do tego, że człowiek – bodaj jako jedyny ssak na Ziemi – pozostaje bezustannie syty.

<a href="http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/" title="Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0">CC BY-SA 3.0</a>, <a href="https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=75190">Link</a>
CC BY-SA 3.0, Link

Tak oto z pozoru oczywista książka z dietą w tytule staje się pasjonującą lekturą po meandrach współczesnej nauki. Czyta się ją z zapałem i przyjemnością, choć przyjemności byłoby znacznie więcej, gdyby lepiej zadbano o polski przekład. Chaotyczna stylistyka i momentami naiwny styl tłumaczenia już po chwili stają się męczące, a po pewnym czasie zaczynają denerwować.

Kiepska jakość przekładu nie jest przy tym jedyną wadą tej pozycji. Należy bowiem pamiętać, że opisywane w niej odkrycia genetyków opatrywane są modalizatorami z grupy „być może, najpewniej i prawdopodobnie”. Nie może jednak być inaczej, skoro póki co naukowcy są w stanie przedstawić wyłącznie wyniki badań na myszach, niekiedy na szympansach, a to stanowi przesłankę nad wyraz jasną, iż doniesienia o zbawiennym wpływie genów długowieczności na zdrowie i życie człowieka należy póki co traktować w kategoriach choć naukowej to jednak hipotezy.

Nie da się też oprzeć wrażeniu, że zawarty w „Diecie SmartFood” ciekawy materiał porównawczy opakowano tuzinem landrynkowych sloganów, z których dowiadujemy się między innymi, że trzymamy w ręku książkę, „która wreszcie wyjaśnia, co, ile i jak jeść, żeby żyć dłużej i lepiej” a zawarte w niej zalecenia to „dieta odchudzająca, którą stosuje się łatwo i bez poświęceń” a wręcz, „bez narzucania sobie wszelkich ograniczeń”. Rozumiem przy tym, że we współczesnym świecie opakowanie musi być krzykliwe i kolorowe, aby skutecznie sprzedało produkt. Na szczęście ten znacznie przekracza oczekiwania, jakie owo krzykliwe opakowanie obiecuje.

Dieta SmartFood; Muza SA; Eliana Liotta oraz Pier Giuseppe Pelicci i Lucilla Titta.

  1. Jednym słowem kolejny pic na wodę. Dawno temu pisałem tutaj, że głód lub tzw. „post” to najlepsza dieta. Wystarczy zwyczajnie mniej jeść i generalnie mniej konsumować. Niestety, w tym chorym systemie, w jakim żyjemy, zwanym przeze mnie „wolnościowym komunizmem”, nie da się. No, chyba, że ktoś zrobi tak jak ja i zwyczajnie wypnie się na wszystko i wszystkich. Oczywiście wiedza jest potrzebna, ale wystarczy wiedza podstawowa i zwyczajne, oparcie się na zasadach ponadczasowych. Żeby to jednak było możliwe, trzeba mieć podejście reakcjonisty. Czyli znów, całkowite wyparcie się systemu, zwanego „postępowym”.
    Ten system jest chory i zdegenerowany, ponieważ na czoło wystawia własne „ego” każdego człowieka. Stąd, ta ciągła „dbałość o siebie”, tak jakby to faktycznie nasze żywoty były najważniejsze. Ten ciągły pęd do długowieczności czy „samorozwoju” jest absurdalny, ponieważ natury i tak nigdy się nie pokona i mizerny homosapiens nigdy nieśmiertelności w tej rzeczywistości nie osiągnie.
    Wystarczy po prostu żyć normalnie, jak natura przykazała i przykazywała od zarania dziejów. Żadnego kombinatorstwa, żadnego filozofowania. Pamiętajmy, że pierwsi filozofowie byli „faszystami”, reakcjonistami i ich poglądy stały w kompletnej sprzeczności z tym w co dzisiaj każą nam wierzyć.
    Smartfood? Wybieram „primordial, eternal, natural”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―