Ile Pizzeria Krążek zarobiła na zamachu?

W dzień po zamachu w Manchesterze Pizzeria Krążek ogłosiła promocję na zestaw „fisz&czips” za 9.90 zł jako przejaw solidarności z ofiarami tragedii. Ile na tym zarobili?

Rebus
Rebus

Jeżeli do przeczytania tego tekstu zachęciło cię zamieszczone wyżej pytanie, to od razu wyjaśniam, że bulwersująca akcja promocyjna zestawu lunchowego za 9,90 zł inspirowana zamachem w Manchesterze, która błyskawicznie rozniosła się zarówno w mediach społecznościowych jak i klasycznych, jest całkowicie nieprawdziwa, a sama Pizzeria Krążek w ogóle nie istnieje. Tymczasem poziom emocji, jaki zdołała wywołać, świadczy o tym, że do wyciągnięcia wiążących wniosków wystarcza dziś pogłoska, nie potrzeba żadnych faktów. Właśnie dlatego, mimo że nie dowiesz się, ile Krążek zarobił na zamachu, czytaj dalej, bo dowiesz się o wiele więcej.

Zakładam, że o wywołanej przez Pizzerię Krążek aferze słyszałeś. Głośno o niej było wszędzie – setki pełnych oburzenia komentarzy internautów na Facebooku, ostra reakcja u publicystów NaTemat, szokujące doniesienia na Wirtualnej Polsce. Zatem aby się nie powtarzać, ale też aby uniknąć nieporozumień, pokrótce tylko objaśnię, iż na profilu powołanej wyżej pizzerii w dzień po zamachu w Manchesterze pojawił się komunikat, iż w geście solidarności z ofiarami właściciele polecają „fisz&czips” za 9,90 złotych. Posypały się gromy, bo po pierwsze jak można zbijać kasę na ludzkiej tragedii, po drugie jak można w takiej sytuacji pozwalać sobie na ostentacyjne błędy ortograficzne (tytułowe „fisz&czips” ale i „Menczester”), a po trzecie przecież ten „fisz&czips” to tanie rybne paluszki, frytki z mrożonki i surówka z marchewki! Jak można?

Co ciekawe, nikt z protestujących, komentujących czy relacjonujących nie pokusił się o najprostsze sprawdzenie, kto tak naprawdę stoi za podejrzaną już z nazwy Pizzerią Krążek. Tymczasem wystarczyło skonfrontować treść z faktami i w pierwszej kolejności zlokalizować placówkę. Na jej profilu społecznościowym dowiadujemy się tylko, że ma istnieć w Kryspinowie. Brak jednak dokładnego adresu, nie ma danych strony internetowej a nawet numeru telefonu. Słowem – nie da się tego miejsca dokładnie zlokalizować za pomocą powszechnie dziś używanego GoogleMaps, a to w kontekście obiektu gastronomicznego promującego się na Facebooku powinno wydać się mocno zastanawiające. Można było też po prostu przejrzeć inne posty na tym profilu, na przykład taki, w którym rzekomi właściciele rzekomej pizzerii donoszą o rzekomym wypadku dowożącego rzekomo ich pizzę samochodu, ilustrując go zdjęciem… rozbitej ciężarówki z materiału TVN. Jeśli dodać do tego widoczne na profilu idiotyczne recenzje ale i samą nazwę – wszak któż mógłby nadać pizzerii nazwę „Krążek”? – mamy mocno prawdopodobny scenariusz medialnej prowokacji, która, jak się wkrótce okazało, rzeczywiście miała miejsce. Co gorsza, uwierzyli w nią nie tylko internauci, masowo komentując zamieszczony na profilu społecznościowym wpis, ale też i reprezentanci klasycznych kanałów medialnych, czyli dziennikarze, którzy z definicji powinni być wyczuleni na próby fałszowania rzeczywistości, a którzy bez mrugnięcia okiem przerobili doniesienia z Facebooka w zgrabne artykuliki i błyskawicznie zamieścili je na poczytnych i cieszących się zaufaniem czytelników portalach.

Sprawa pokazuje, jak łatwo dziś manipulować opinią publiczną nie tylko z poziomu mediów społecznościowych, które ze względu na sporą dozę anonimowości pozwalają na bezkarne szerzenie dezinformacji, ale też z poziomu mediów klasycznych, które w konkurencji z tymi nowoczesnymi starają się być równie szybkie acz bardziej wiarygodne.

Mimo tak szerokiego dostępu do informacji jesteśmy dziś podatni na manipulacje jak nigdy dotąd. Jak to możliwe? Z próbą odpowiedzi przychodzą autorzy wyemitowanego kilka tygodni temu na antenie TVP2 intrygującego dokumentu „Manipulacje w sieci”. Dowiadujemy się z niego, jakie mechanizmy rządzą gromadzeniem „lajków” na Facebooku, jak producenci znanych marek wykorzystują blogerki tematyczne do budowy praktycznie darmowych kanałów dotarcia do klientów, a wreszcie jak dzięki sprawnym operacjom na Facebooku można wygrać lub przegrać wybory. W tym ostatnim przypadku przykład stanowi lokalna działaczka, która na swoim profilu społecznościowym zgromadziła dziesiątki tysięcy fanów, a która ostatecznie przegrała wybory. Przyglądamy się też historiom blogerek, które za przysłowiowe kilka euro są gotowe stanąć w pełni szczęścia przed kamerką i z osobistym zaangażowaniem opowiadać o zaletach produktów, jakie przesłał im producent.

A przecież blogerki to takie nowoczesne przyjaciółki. Wydaje się, że jeśli coś polecają, to z dobrego serca, dlatego że same wypróbowały produkt lub usługę i rzeczywiście jest to dobre. W kontekście recenzenckim bezrefleksyjnie zakładamy, że jeśli piszą recenzję restauracji czy hotelu to jest ona na pewno bezstronna – bo bez wynagrodzenia! Dajemy wszak wiarę oświadczeniom blogerki, która zarzeka się solennie, że nigdy nie promuje restauracji ani hoteli za pieniądze. Tymczasem gdyby poszperać, okazuje się, że parę postów wcześniej wrzuciła jednak wpis, w którym krok po kroku relacjonuje zalety obiektu, w którym spędziła kilka dni. Rzecz jasna są to wyłącznie zalety i rzecz jasna otrzymała za to wynagrodzenie – tak jak pokazano to w dokumencie „Manipulacje w sieci”.

Skoro nawet w mediach społecznościowych mamy do czynienia z manipulacjami informacją, które w większości przypadków mają na celu wyciągnięcie od nas pieniędzy albo wpłynięcie na nasze decyzje w inny sposób, czy istnieje skuteczny sposób, aby wyeliminować lub przynajmniej zminimalizować ryzyko stania się ofiarą takich oszustów? Z pomocą przychodzą specjaliści od kreowania opinii, których też da się znaleźć w internecie. Ja polecam dokładne zapoznanie się z dość obszernym, acz wielce zajmującym, materiałem filmowym Dariusza Hoffmanna.

Autor wyjaśnia, jak oceniać informacje i zwraca uwagę na powszechnie stosowanie triki manipulacyjne i mechanizmy działania ludzkiego umysłu, które pozwalają na masowe i skuteczne wpływanie na opinie i decyzje odbiorców. Skoro większość populacji jest skłonna uznać za prawdę to, z czym osobiście się identyfikuje – co prawdą wcale być nie musi – a do tego postrzega rzeczywistość w kategoriach czarno-białych i bezkrytycznie przyjmuje przekaz, pozwalając swojemu umysłowi na błędy logiczne i argumentacyjne, nietrudno oddalić taką populację od prawidłowej oceny rzeczywistości, a zatem wpłynąć na jej decyzje.

Myślenie ma kolosalną przyszłość, o ile jest krytyczne, a skoro krytyczne bywa rzadko, to także i krytyk kulinarny jeszcze długo będzie miał co robić.

  1. „Myślenie ma kolosalną przyszłość, o ile jest krytyczne, a skoro krytyczne bywa rzadko, to także i krytyk kulinarny jeszcze długo będzie miał co robić.”
    A jako, jako wierny czytelnik i jeszcze większy krytyk, tym bardziej. Na szczęście nie czytuje blogów, nie siedzę na żadnych durnych stronach społeczniościowych, a na strony typu NaTemat, WPolityce, WP, ONET, niezalezna.pl czy ogólnie stronach mielących mózgi, nie siedzę. Ale od czasu do czasu zaglądam wszedzie bo jako osoba o „skrajnie skranych” poglądach i światopoglądzie, mogę sobie pozwolić na każdy idiotyzm. I to jest klucz do prawdy – czerpać wszystko zewsząd, szczególnie z najbardziej skrajnych źródeł, ale zawsze być krytycznym do wszystkiego i wszystkich.
    A samą akcję oceniam nijako i neutralnie. Nie wiem, co w tym oburzającego. Gdyby chodziło o kebaba albo coś innego, bliskowschodniego, to faktycznie, byłoby to „nie bardzo” wszak to byłby „rasizm i faszyzm”. A co ma pizza do Araba? Zachciało się Anglikom multi-kulti, zachciało im się kolonii od Pacyfiku, po Pacyfik, to neraz muszą pić to piwo, które nawarzyli. Chcieli popierać Stalina, przeciw Hitlerowi, zamiast na odwrót? To niech się nie dziwią, ani oni ani inni.
    Zamachy bombowe i rozjeżdzanie ludzi to dzisiaj „nowa normalość” na multikulturowym, zlewaczałym, zliberalizowanym Zachodzie. Mi tych ludzi w gruncie rzeczy już nie szkoda, bo ich zachowanie post-zamachowe jest po prostu tak nienormalne i nieracjonalne, że szkoda gadać. Normalny człowiek, wyznaje zasadę „oko za oko, ząb za ząb” i robi w kraju porządek, jeśli jest burdel. Człowiek Zachodu może co najwyżej zapłakać i porysować kwiatki kolorowymi kredkami.
    Dla mnie to zdjęcie z pizzą jest najlepszym lekiem. Uśmiech to najlepszy lek na wszystko. Nawet wtedy, gdy trzeba sukinsyństwo wszelkiej maści posyłać na masową śmierć. Należy to robić z uśmiechem na twarzy.

    • W kontekście samego prawda vs fałsz, to akurat bardzo pomagają tu studia z dziedziny nauk politycznych, o ile ktoś takie coś skończył na porządnym poziomie i nie miał wiecznego kaca. Do tej pory śmieje sie z tych wszystkich imbecyli, co wyśmiewają tego typu wykształcenie, samemu śmiejąc się poziomu wiedzy tychże osobników. Dzisiaj polityka rządzi wszystkim, nawet naszym ustępem i tym, jakiego rodzaju papier toaletowy używamy. W Polsce, niestety znajomość realiów politycznych jest na poziomie totalnej żenady. Na przykład wiedza na temat tzw. Unii Europejskiej, której poziom jest równie żałosny jak w Wielkiej Brytanii. No, oni wyszli z tej niewiedzy, Polacy za to ochocza, w 88 procentach popierają bycie „Europejczykami”, choć cały czas się dziwią skutkom tegoż faktu.
      Jednym słowem , POLACY TO SPOŁECZEŃSTWO(BO O NARODZIE NIE MA MOWY) IGNORANTÓW.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―