Czar Piemontu 1. Warszawa

Do Piemontu z Polski cały szmat drogi. Wybieram się tam koleją a smakować Piemont zaczynam od samej Warszawy!

Jedną z moich najbardziej ulubionych ksiąg kulinarnych jest potężne dzieło wielu ojców Kulinaria Italia – Kulinarna podróż po Włoszech. Wydana z niesłychanym pietyzmem blisko pięciusetstronicowa pozycja prezentuje spuściznę klasycznej włoskiej sztuki kulinarnej, porządkując jej dorobek wedle dwudziestu regionów, które tworzą współczesne Włochy. Tak bowiem właśnie należy postrzegać kuchnię tego obszaru – jako swojego rodzaju kalejdoskop wielu różnych tradycji.
Jakże inaczej wygląda włoski talerz w Palermo, Bolonii i Bolzano! Jakże różne są włoskie wina! Jak odmienne mogą być tamtejsze oliwy! Do tego pasta i pizza, która w każdej wiosce smakuje inaczej. Podobnie jak wielu miłośników Italii, miałem się o tym okazję przekonać na własnym podniebieniu podczas licznych peregrynacji w te rejony. Próbowałem i sycylijskich arancini, i porchetty z Lazio, i słodyczy z Turynu.
W świecie coraz silniejszej uniformizacji ta włoska wielorakość i różnorodność jawi się szalenie interesującą, dlatego korzystam z każdej okazji, aby z tej przepastnej spiżarni zaczerpnąć nieco dobra. Tym razem padło na Piemont, region wielce szlachetny, z którym wiązać należy najprzedniejsze włoskie trufle, doskonałe czerwone wina i sławne w świecie słodycze. Miałem tam rozpoznawać niuanse Barolo, parmezanu i czekolady, więc podróż zapowiadała się wyśmienicie, tym bardziej że przedsmaku piemonckich klimatów zaczerpnąłem już w Warszawie.
Oto kilka dni temu w młodej wciąż restauracji The Blueberry’s przy stołecznym Placu Zbawiciela Monika Kucia zorganizowała piemonckie śniadanie.

 Piemonckie śniadanie
Piemonckie śniadanie

Na stołach pojawiły się bułeczki, grissini, Gorgonzola, Taleggio i Grana Padano. Sącząc wodę z Dolomitów, słuchaliśmy opowieści Małgorzaty Buttitty o źródłach różnorodności włoskich kuchni i odrębności włoskich regionów. Jeszcze do niedawna tę odrębność ilustrowały różnice językowe, które powodowały, że Włoch z południa nie był się w stanie porozumieć z Włochem z północy.
W zajmującej opowieści o smakach Piemontu Małgorzata Buttita wskazywała na fondutę z gorącego sera i białych trufli z Alby, czerwone risotto z padańskiego ryżu i Barolo, ślimaki z Brery oraz bagna càuda – swojego rodzaju bukiet warzyw i mięs z dipem na bazie sardeli, czosnku i oliwy jadany podobnie jak fondue.

Salsiccia fresca
Salsiccia fresca

Nasze piemonckie śniadanie rozpoczęła zupełnie niezła salsiccia fresca – grillowana kiełbaska, jaką bardzo dobrze wspominam z Piemontu, której towarzyszył domowy majonez z peperoncino i sałatka z pomidorów. Pojawiła się też autorska interpretacja Eggs Benedict – amerykańskiego klasyku notorycznie tłumaczonego jako „jaja po benedyktyńsku”, choć z mnichami tako zwanymi jaja owe wspólnego nigdy nic nie miały. W wersji Blueberry’s dwa poszetowe jajka umieszczono w uformowanym na kształt koszyka i usmażonym na głębokim tłuszczu wielkim plastrze oryginalnej mortadeli, całość wiążąc kapką pikantnego majonezu.

Eggs Benedict

U przedstawicieli nieco starszej polskiej populacji mortadela miewa koszmarne skojarzenia, ale czas je jednoznacznie uciąć. Cieniutko pokrojona układa się na kanapce jak jedwabne sukno, a w konkury może stawać z samą parmeńską szynką! Ja mortadeli mówię jednoznaczne tak, ale nie ukrywam, że w tym konkretnym zestawieniu wolałbym, aby jej i jajom miast majonezu towarzyszył sos holenderski, którego konsystencja lepiej wpisuje się w tło ledwie ściętych żółtek.
Piemonckie śniadanie w Warszawie zakończyłem cornetti z konfiturą z jagód, której tu obecność miała nie tyle zbliżyć jedzących do owoców leśnego runa Roero, ile zaznaczyć w ich pamięci, iż swój piemoncki epizod śniadaniowy przeżyli w restauracji, która jagodę ma w nazwie.

W drugim odcinku piemonckich podróży wybierzemy się do alpejskiego Pinerolo. Przejdziemy się średniowiecznymi uliczkami, odwiedzimy targ warzywny, napijemy się klasycznego espresso, spróbujemy tramezzini, a Signora Carla poda sekretny przepis na swoje popisowe ciasto Torta al Limone.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―