Blogerka, która szantażuje restauratora, ustosunkowany furiat, który rzuca golonką w kelnerkę, dyrektor więzienia, który wrzuca muchę do lodów, żeby nie zapłacić rachunku – rada na chama jest jedna: pozbyć się go i to szybko
Zagadnienia chama w restauracji dotąd nie poruszano, bo to zjawisko nowe. Co więcej, stanowczo nadinterpretowane prawa gościa restauracji zmuszają restauratorów do zaciskania zębów i przymykania oczu na sytuacje, z którymi jeszcze niedawno radzono sobie zupełnie bez problemu. Ja co prawda do chamów nie przywiązuję najmniejszej wagi – bo i co mi po nich – ale znacznie gorzej mają kelnerzy czy kucharze, którzy jakoś do tego zjawiska muszą się odnieść. Jak? Nie wiedzą. Bezradnie rozkładają ręce i coraz częściej zapytują mnie wprost: jak mamy reagować?
Moja odpowiedź od lat pozostaje niezmienna, jasna i stanowcza – czyli dokładnie taka, jaka na niewłaściwe zachowania gości powinna być reakcja osób odpowiedzialnych za restaurację. W skrócie rzecz jest prosta – fizyczny przejaw złego zachowania należy od razu namierzyć, najpierw spróbować rozwiązać go polubownie, a jeśli próba okaże się płonna, bezzwłocznie acz dyskretnie usunąć zarzewie, choćby miało się to skończyć małym skandalem na sali. Awanturnik w restauracji jest bowiem jak bigos, który smaczy – najpierw wywołuje wzdęcie, potem bulgot, a w końcu eksploduje fetorem.
Ktoś pewnie zapyta, do czego posuwają się gastronomiczni gangsterzy. No to zacznijmy od przykładów z mediów, bo te mnożą się ostatnio jak grzyby po deszczu. Zupełnie niedawno głośno było o Polaku, którzy na wczasach w Chorwacji próbował uskutecznić przywilej bezkarnego niepłacenia rachunku, do którego prawo uzurpował sobie licząc na glorię przeprosin i ucałowań w rękę. To ów niesławny dyrektor więzienia, którego poznała cała Polska, a którego nakryto na wrzucaniu nieżywej muchy do tego, co zostało z deseru. Po co? Właśnie po to, żeby nie zapłacić rachunku, bo przecież w ramach przeprosin kelner na pewno sam to zaoferuje, a jeśli nie, to można po prostu zażądać.
Paradoksalnie misterny plan przedsiębiorczego Polaka został rozpracowany dzięki bystrości chorwackich kelnerów, w czym pomógł system kamer, który monitoruje restaurację. Wstyd? Zażenowanie? Publiczny pręgierz? Być może, choć jeśli wziąć pod uwagę, że operacja dodawania muchy została przeprowadzona wspólnie i w porozumieniu z całą rodziną, która zasiadała razem przy stole, bacznie obserwując nieudaną prowokację, społeczny ostracyzm, z którym nasz rodak spotkał się na naszej ziemi, oraz sprawna interwencja chorwackiej policji na miejscu, i tak bardziej martwi niż cieszy.
Chamstwo trudno co prawda oceniać na jakiejkolwiek skali, ale marny bohater ostatnich dni, który postanowił swoją frustrację scedować na obsługę restauracji, w której zasiadł na obiad, bezdyskusyjnie przekroczył wszelką miarę. Niezależnie od tego, czy cokolwiek z zamówioną przez niego golonką było nie w porządku, rzucanie nią w kelnerkę nie znajduje absolutnie żadnego wytłumaczenia. Powoływanie się przy tym na rzekomych wysoko postawionych znajomych w Londynie, o których rzucający golonką pokrzykiwał, tylko rzecz pogarsza. Być może zainicjowana przez obsługę restauracji interwencja policji doprowadzi do wyegzekwowania od delikwenta jakiegoś zadośćuczynienia dla poszkodowanej kelnerki, ale pocieszenie to wszak marne.
O ile przytoczone powyżej dwa przykłady elementarnego braku kultury cechuje miara ciężkiego kalibru, dzięki czemu pracownicy gastronomii stosunkowo łatwo mogą walczyć o własną godność, o tyle mniej dolegliwe przejawy złego zachowania tępi się trudniej. Co począć z matką rozbrykanego dziecka, które w ferworze świetnej zabawy zrzuca ze stołu sałatkę, rozbijając przy tym naczynie i brudząc wykładzinę? Jak postąpić z podstarzałą nastolatką, która przy sali pełnej gości głośno komentuje jakość podawanych dań, w każdym znajdując nieistniejące wady, a przy okazji odrażająco chrumka i pobekuje? Co zrobić, jeśli osoba określająca się mianem recenzentki kulinarnej żąda spotkania z szefem kuchni po to, żeby zrobić sobie z nim zdjęcia na insta, formułując przy tym ostrzeżenie, że jeśli ów nie przyjdzie, to recenzja na blogu będzie masakryczna? Jak odpowiedzieć komuś, kto wysmażył na publicznym forum opinię na temat niszowej i uznanej wśród smakoszy burgerowni, stawiając ją poniżej standardów sieciowego fast-foodu? Ot, to przy okazji najnowszy przykład gastrochamstwa, które w sieci pleni się ostatnio na potęgę. Bo kto takiemu hejterowi co zrobi, skoro w sieci rację ma zawsze (wybaczcie, że nie przetłumaczę) shit sitrrer?
Na szczęście właściciel burgerowni zareagował szybko, stanowczo i rzeczowo. Przytoczył ową recenzję na swoim profilu, dodając od siebie kilka słów komentarza, dzięki czemu kompaktowy wpis niezadowolonej bywalczyni fast-foodowych jointów, sprawiający zresztą wrażenie przemyślanej i skondensowanej recenzji sporządzonej nawet z niejakim znawstwem, mógł zostać odpowiednio zinterpretowany także przez dyletancką gawiedź, której ogólnie wszystko jedno.
Postąpił wzorowo, bo reagować należy szybko, stanowczo i rzeczowo, dobierając przy tym proporcjonalne do skali i charakteru zdarzenia siły i środki. Nie zawsze należy wzywać policję i nie zawsze powinno się wynosić delikwenta za drzwi. W kontekstach rokujących skuteczną poprawę można pokusić się o rozmowę, dialog i perswazję. Jednak w każdym przypadku, gdy obsługa restauracji zauważy, że gość nadto się zatraca, interwencję należy podjąć bezzwłocznie. Pozostawienie spraw własnemu biegowi, do czego obsługę restauracji często zmusza źle pojęta zasada „gość w dom, Bóg w dom” to złe rozwiązanie. Gość ma w restauracji szerokie prawa, ale ma też żelazne obowiązki, a pośród nich ten najważniejszy – dostosowania swojego zachowania do zwyczajów domu, którego próg przekracza i to niezależnie od tego, czy zachce mu się nagle powrzeszczeć, potańczyć na stole czy pokarmić piersią. Reguły domu zawsze i bez najmniejszego wyjątku ustala jego właściciel, nigdy gość. Jeśli gość tego obowiązku nie rozumie, prawa gościa traci.
Skoro tak, fora ze dwora. I już.
Kilku fachowych rad, jak radzić sobie z niewygodnymi gośćmi w restauracji, udzieli w mojej najbliższej audycji w JemRadio Bogdan Gałązka, szef kuchni eleganckiej Gothic Restaurant na malborskim zamku. Jak opanować chamskie zachowania na sali, opowie mój drugi gość w programie, właścicielka popularnej poznańskiej restauracji Pastela, Joanna Mnich. Zaś Pan Makary naznosi skandali z gwiazdami w tle – będzie coś o Top Gear, Magdzie Gessler i nasze młociarce Anicie Włodarczyk. Odcinek premierowy na www.jemradio.pl w środę od 20.00 do 22.00, a potem do odsłuchania o dowolnej porze jako podcast.
i żadne krawaty tu nie pomogą 🙂
jeśli krawat nie mityguje, można zastosować nelsona 🙂
lub ognistego windsora 😛
a to już wyższy repertuar 🙂
racja, poziom nie dla każdego 🙂
Sh*t stirrer, b.ładne
to chyba od Vicky 🙂
Nie, to zdecydowanie Marjorie at a Fat Fighters session
W gastronomii jak w każdym biznesie, musi być RELACJA. Relacja sprzedawca-nabywca, towaru/usługi. I jak nie ma tej relacji, to wszystko się sypie.
Problem jest niestety taki, ze większość CHAMÓW, ma przerośnięte EGO. I tego własnie się nie wyeliminuje, to trzeba po prostu olewać i takich egocentrycznych chamów sprowadzać do parteru. Ale to dotyczy każdego, w każdej sytuacji.
Zdrowe relacje, relacje, relacje.
trudno mówić o relacjach we współczesnym modelu handlu, ale i szerzej – w ogóle we współczesnym modelu egalitarnego kapitalizmu, który bardzo mi się nie podoba – i w tym złym modelu tkwi zarzewie zła