Poznań – współczesne oblicze wielkopolskiej kuchni

Poznańska gastronomia w niczym nie ustępuje dziś restauracyjnym standardom Warszawy, Krakowa czy Trójmiasta, a nawet zaczyna nadawać polskiej kuchni swój własny, wielkopolski ton, bo też stoi już nazwiskami, o których mówi się coraz głośniej – dość przywołać Ernesta Jagodzińskiego, Michała Kutra czy Jacka Fede.

Toga - koźlina z kaszą
Toga – koźlina z kaszą

Poznań – pojechałem, zobaczyłem i zachwyciłem się. Tak po prostu. Poznań już nie tylko zachwyca nocą swoją atmosferą na Starym Rynku, ale i urzeka różnorodną ofertą gastronomiczną za dnia. Da się tu zjeść dobre śniadanie, niezły lunch i elegancką kolację. Do dyspozycji są bistra, śniadaniarnie, lodziarnie, knajpeczki z rzemieślniczym piwem i przekąsami, ale też zacne adresy, do których rezerwacje przyjmuje się z wyprzedzeniem.

To, co dziś jest już faktem, jeszcze kilka lat temu wcale nie było takie oczywiste. Poznań pamiętam hen, z czasów studenckich, kiedy na restauracyjnej mapie jaśniało dosłownie parę punktów, na przykład włoska Estella i chiński Pekin. Na lunch wpadało się wtedy do Piccolo, gdzie podawano modne wówczas makarony z sosami. Tradycje poznańskiej kuchni podtrzymywały wypełnione po brzegi klientelą wszelakiej maści mleczne bary – Bałtyk, Pod Arkadami, Jeżycki, gdzie można było zjeść pyry z gzikiem i poznańską pyzę – co prawda nie z kaczką a z sosem. Sos był „boloński”, ale jeśli komuś się to nie podobało, mógł zjeść taką pyzę z musem truskawkowym i bitą śmietaną.

Lody w poznaniu, arbuzowy i porzeczkowy
Lody w Poznaniu, arbuzowy i z jagody kamczackiej

Tym razem pyzy z sosem nie zjadłem. Nie odwiedziłem tez żadnego z mlecznych barów. Bałtyku zresztą nie odwiedzę już nigdy, bo w jego miejscu od kilku lat lśni Sheraton. Przechadzkę po mieście rozpocząłem zaś nietypowo – od lodów, bo trafiłem na wyjątkowo parny wieczór. W drodze z dworca kolejowego na Stare Miasto minąłem kilka lodziarni, ale było dość późno i wszystkie były już zamknięte. Za to otwarte pozostawało ulokowane przy Półwiejskiej nowocześnie zaaranżowane połączenie baru kanapkowego, piekarni i cukierni. Zjadłem tam na tyle smaczne lody z jagody kamczackiej i arbuza, że wróciłem na Półwiejską na drugi dzień z rana, zwłaszcza że miały też dojechać lody z kwiatów czarnego bzu, ale nie dojechały, więc zadowoliłem się whisky i kokosem.

Białe tempranillo
Białe tempranillo w Czerwonej Papryce

Atmosfery nocnego Poznania zażywałem w okolicach Starego Rynku, który, jak przed laty, tętnił życiem do świtu. Rzemieślniczych piw próbowałem w Ministerstwie Browaru, a na przekąskę wpadłem do Czerwonej Papryki. Tam też zaproponowano mi białe tempranillo, a gdy z niedowierzaniem zerkałem na kieliszek, okazano mi butelkę do sfotografowania. Choć o samym winie zapomniałem zaraz po jego wypiciu, to jednak zapamiętam, że to właśnie w Poznaniu po raz pierwszy wypiłem białe tempranillo.

Jajecznica
Jajecznica w bistro Pod Koziołkiem przy Szewskiej

Poranek rozpocząłem spacerem po starówce w poszukiwaniu ciekawego miejsca na śniadanie. Miałem przeczucie, że na mieście znajdę coś ciekawszego niż hotelowe platery z kiełbasą. Po drodze minąłem kilka zachęcająco pachnących adresów – tu bagietka, tam rogalik, ówdzie ciasteczko. Ostatecznie wszedłem do niepozornego bistro Pod Koziołkiem przy Szewskiej. Zastałem tam proste i nijakie wnętrze oraz otwartą kuchnię, a w niej kucharza uwijającego się przy gorących garnkach. Postawiony przed dylematem: kanapka z kurczakiem – musli – jajecznica na boczku albo na szynce, wybrałem jajecznicę na maśle a do tego porcję świeżo wyciskanego soku z arbuza, porzeczek i jabłka. Kucharz idealnie opanował kontrolowanie temperatury, bo jajecznicę podał mi doskonałą – delikatnie puchatą i jędrną, ale nieprzesuszoną. Do tego rwana sałata i warzywa z domowym winegretem, pieczywo i masło oraz ów sporych rozmiarów kubek z orzeźwiającym sokiem.

Artur Michna i Juliusz Podolski
Artur Michna i Juliusz Podolski

Lunch zjadłem w towarzystwie poznańskiego smakosza i znawcy gastronomii, Juliusza Podolskiego, który powiódł mnie aż hen za Górczyn, do jednego z najbardziej wziętych adresów Poznania, A nóż widelec, autorskiej restauracji Michała Kutra. Zjedliśmy tam nowatorsko podaną zupę szczawiową, a przy kawie rozmawialiśmy o współczesnej kuchni wielkopolskiej. Zapisu tej rozmowy będziecie mogli posłuchać w mojej najbliższej audycji w JemRadiu.

Zupa szczawiowa - A nuż, widelec     Zupa szczawiowa - A nuż, widelec
Zupa szczawiowa – A nóż, widelec

Z Górczyna pomknęliśmy z powrotem do centrum, do ulokowanej w zabytkowej Arkadii restauracji Toga. Zasiedliśmy na tarasie z widokiem na Plac Wolności, Bibliotekę Raczyńskich, Muzeum Narodowe i hotel Bazar, gdzie wspólnie z naszym gospodarzem, Piotrem Michalskim, raczyliśmy się lemoniadą, cydrem Rembowskich i kiszonymi czereśniami i analizowaliśmy stan faktyczny poznańskiej gastronomii. Przywołaliśmy najbardziej głośne nazwiska ostatnich lat, a wśród nich Sergiusza Hieronimczaka, Romana Kosmalskiego, Jacka Fede i Ernesta Jagodzińskiego, którzy nadają nowy ton poznańskiej gastronomii, na nowo odkrywając wielkopolskie tradycje i tworząc autorskie karty menu.

Zupa szczawiowa - A nuż, widelec
Zupa szczawiowa – A nóż, widelec

Jak zauważył Juliusz, na gastronomiczne poszukiwania najlepiej wybrać się dziś nie tyle na Starówkę, gdzie co prawda można zjeść śniadanie i posiedzieć przy kawie albo przy piwie, ale do oddalonego od Starego Miasta City Parku, gdzie ulokowały się prawdziwe perełki poznańskiej gastronomii. City Park to dziś nowoczesna alternatywa dla historycznego centrum Poznania, w której zachowano jednak ducha przeszłości. W niedawno odrestaurowanych przedwojennych zabudowaniach rezydowali kiedyś ułani. Dziś mieszczą się tu najgłośniejsze poznańskie adresy – śniadaniarnia Bajgel&Friends, autorska restauracja Ernesta Jagodziskiego Cucina, winiarnia Mielżyńskiego, restauracja Hugo, dwie restauracje włoskie, szwedzka Lars and Lars, japońska Kyokai oraz domowa Kukania.

Toga - koźlina
Toga – koźlina z warzywami i kaszą

Na zapis tej rozmowy także zapraszam do JemRadia. Tutaj zdradzę tylko, że w Todze zjadłem swoją pierwszą w życiu duszoną koźlinę od Marka Grądzkiego. Podano ją w sosie szafranowym z dodatkiem warzyw i kaszy. Bardzo ładnie skomponowała się z wytrawnym Cydrem Wielkopolskim Rembowskich. Cóż, Toga to piętnastoletnia klasyka gatunku i jedna z miejscowych legend.

Cydr - Rembowscy
Cydr Wielkopolski – Rembowscy

Poza eleganckimi restauracjami godnymi najbardziej wyrafinowanych podniebień, Poznań ma też sporą ofertę swojskich knajp, w których menu zmienia się codziennie i zależy od tego, co akurat kucharz wyszukał na targu. Tak działa na przykład Yeżyce Kuchnia czy restauracja Papierówka, które w sposób zupełnie oddolny i spontaniczny kreują współczesne oblicze wielkopolskiej kuchni.

Na koniec przeszedłem się ulicą Taczaka, która wraz z ulicą Mickiewicza wyrastają na knajpiane zagłębia Poznania. Niestety, życie gastronomiczne zamiera tam bardzo wcześnie, a ponieważ na spacer wybrałem się późnym wieczorem, zastałem tam właściwy ciszy nocnej spokój. Nie starczyło mi tez czasu na City Park, a bardzo mnie kusi, żeby bliżej poznać ten adres. Co prawda kilka lat temu gościłem na otwarciu tego kompleksu, ale przecież sporo się od tego czasu zmieniło.

Będę zatem miał kolejnych kilka powodów, żeby wkrótce znów odwiedzić Poznań.

Więcej o poznańskiej gastronomii w mojej najbliższej audycji w JemRadiu. Przy mikrofonie zasiądzie Juliusz Podolski – smakosz i animator wielkopolskiej gastronomii. Wspólnie zagościmy w restauracji A nóż widelec Michała Kutra oraz w restauracji Toga. Padnie mnóstwo przydatnych informacji, zatem jeśli interesuje Was, jakie adresy warto w Poznaniu odwiedzić, nie przegapcie! W końcowej części jak zawsze pojawi się Pan Makary, z którym podzielę się kilkoma przymakami z Berlina, w zamian za co otrzymam tradycyjny przegląd kulinarnych skandali ostatnich dni. Na premierę zapraszam w środę od 20.00 do 22.00 – powtórki w kolejnych dniach tygodnia o różnych porach (patrz Facebook JemRadia). Jak odbierać JemRadio, dowiesz się na www.jemradio.pl

  1. Zachęcająca relacja, szczególnie dla osoby w ogóle nie obeznanej z Poznaniem i Wielkopolską, jak ja (w Poznaniu byłem raz w życiu, a i w Wielkopolsce, tyle, co w Kaliszu). Wielkopolska ma wiele do zaoferowania i jest chyba „drugą nogą Polski” poza Polską Wschodnią (Lubelskie, Podkarpackie, Małopolskie), czy raczej Małopolską/Ziemią Sandomierską, tak w wykonaniu kulinarnym jak i kulturowo-historycznym. Właściwie to wszystko co wielkopolskie to takie jakby „arcypolskie” a jednocześnie, z punktu widzenia wschodu Polski, odmienne, niejakie. Jakoś nie widać kasz, nie widać tych wszystkich smaków typowo polskich, kwaśnych.
    Każdemu, kto chce przyjechać do Polski, zawsze mówie – wpierw na Wschód, czyli do mnie, lub w Podkarpackie i Małopolskie, a potem do Wielkopolski czy do Wrocławia. W Warszawie czy ogólnie na Mazowszu nie ma czego szukać, bo tam właściwie nic odmiennego czy ciekawego nie ma.
    Ja z Wielkopolski, staram się zawsze coś przygotować, bo to takie swojskie i proste. Choć przyznam szczerze, że te wszystkie parzybrody czy serki smażone mi nie smakują od samego początku i wątpię abym kiedykolwiek je polubiał.

    • Choć kasza jak widzę jest na pierwszym zdjęciu. To ciekawe i widać, że Wielkopolska zaczyna wracać do kasz, choć tu w Lubelskim to akurat podstawa tradycyjnych potraw, choć do tego, aby zastąpiła na dobre, ziemniaki, jeszcze droga daleka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―