Mediolan – smak, styl i szyk. 4. La Rinascente, Galli i Cova

Najsmaczniejsze pamiątki z Mediolanu mam z cukierni Giovanni Galli i z delikatesów Peck. Najlepsze lody zjadłem w Maio, a najbardziej autentyczny kawiarniany klimat odnalazłem w Cova. Zapraszam na krótki spacer moim autorskim szlakiem mediolańskich słodyczy.

Maio, widok na katedrę Duomo,
Maio, widok na katedrę Duomo,

W poszukiwaniu najpiękniejszego widoku na mediolańską starówkę musiałem w końcu trafić do Maio, restauracji położonej na ostatnim piętrze klasycznego domu towarowego La Rinascente ulokowanego tuż przy skąpanej w złotej chwale Gallerii Vittorio Emanuele II, pierwszego na świecie pasażu handlowego, który dziś liczy sobie ponad 150 lat.

Dom handlowy La Rinascente
Galleria Vittorio Emanuele II

Dom handlowy La Rinascente jest nieco młodszy i zdecydowanie mniej wystawny niż Vittorio Emanuele, ale dziesiątki eleganckich butików marek modowych, perfumeryjnych i kosmetycznych, które zna nawet laik, skutecznie przydają mu splendoru. Na ostatnim piętrze budynku działają bary i restauracje, między innymi Maio, która dysponuje tarasem z widokiem na katedrę Duomo. Nie mogłem sobie odmówić takiej gratki, więc zasiadłem na skrytej pod obszerną parasolką wygodnej kanapie. Zamówiłem gelato artigianale i oddałem się kontemplacji ujmującego widoku na szczyt mediolańskiej katedry.

Gelato artigianale
Gelato artigianale

Lody były wyśmienite, ba, wręcz najlepsze jakie jadłem i to nie tylko w Mediolanie ale w ogóle kiedykolwiek i gdziekolwiek. Dzień był wyjątkowo gorący, więc lody smakowały mi po dwakroć, ale same w sobie były wybitne. Wybrałem kompozycję trzech smaków – waniliowego, marakui i jabłkowego. Każdy z gracją mościł się na moim podniebieniu i radował je muślinową konsystencją i smakiem niezakłóconym niepotrzebną lepkością ani nadmierną słodyczą.

Kawiarnia Cova
Kawiarnia Cova

Odpocząwszy w cieniu wiekowych murów, wybrałem się na krótki spacer po mediolańskiej starówce, którego kluczowym elementem był przystanek w kawiarni Cova, nazwanej tak na pamiątkę jej założyciela, cukiernika i napoleońskiego oficera, Antonio Cova. Otwartą w 1817 roku kawiarnię pomyślano jako miejsce spotkań mediolańskiej elity, a że niedaleko mieści się La Scala, toteż do jej regularnych bywalców od samego początku należały największe sławy scen operowych. Cova znana była też jako centrum włoskiej myśli patriotycznej, która 1848 roku zaowocowała powstaniem Cinque Giornate i wypędzeniem z Mediolanu austriackiego okupanta.

We współczesnej odsłonie – przy Via Monte Napoleone – Cova istnieje od czasów powojennych, przeniesiona tu ze swojej pierwotnej lokalizacji zbombardowanej podczas działań wojennych. Podzielona jest na trzy sale, z których pierwszą, zaraz przy wejściu, przeznaczono na wykwintną cukiernię, a przestrzeń kawiarnianą zaaranżowano w głębi. Jej wnętrza utrzymano w stylu neoklasycystycznym. Z sufitu zwieszają się dekoracyjne żyrandole, okna dekorują wystawne draperie, a w kątach migoczą przeszklone szafki z najprzedniejszymi trunkami. Do nakrytych łososiowymi obrusami stolików podają kelnerzy w czarnych garniturach. Gdyby przy stoliku obok mnie nie siedział na wpół roztopiony, sapiący i sączący drugą już mrożoną kawę mocno otyły mężczyzna w niechlujnym polo, mógłbym zamarzyć, że wtapiam się w kawiarniany klimat Milano z czasów Verdiego. Bo to przecież nie mógł być chyba on! Odchrząkujący, siorbający i w polo?

Deser lodowy Coppa Delizia i mrożona kawa
Deser lodowy Coppa Delizia i mrożona kawa

Ależ skąd! Szybko wróciłem więc do rzeczywistości i zatopiłem się w lekturę karty meny, która w Cova jest zaskakująco obszerna. Można tu nie tylko wypić kawę ale też zjeść lunch. Choć pojawiłem się tu właśnie w porze lunchu i rzeczywiście na niektórych stolikach zauważyłem kanapki i sałatki, to jednak sam, usadzony przy najlepszym stoliku w całej kawiarni – w samym rogu tuż przy gablotce z whisky – postanowiłem odreagować panujące na zewnątrz nieznośne upały. Pragnąłem ochłody, więc zażądałem mrożonej kawy, do której domówiłem deser lodowy Coppa Delizia.

Deser podano mi w kieliszku na wysokiej nóżce, w którym umieszczono porcję miodowo-waniliowych lodów ze szczodrym dodatkiem likieru Grand Marnier, bitą śmietaną i truskawkami. Całość smakowała wyśmienicie i szybko postawiła mnie na nogi, ale prawdziwej ochłody doznałem dopiero przy szklaneczce na wskroś klasycznego espresso z lodem. Towarzyszyły jej dwa platerowane dzbanuszki – jeden z zimnym mlekiem a drugi z syropem cukrowym. Mogłem zatem samodzielnie skomponować sobie kawę. Wyborne!

Sklep ze słodyczami Giovanni Galla
Sklep ze słodyczami Giovanni Galli

Solidnie zregenerowany, ponownie wyszedłem na zlane skwarem uliczki. Krótki spacer zakończyłem w klimatyzowanym wnętrzu starego sklepu ze słodyczami Giovanni Galli przy Via Hugo. Zauroczony staroświeckim wnętrzem, lakierowanymi kontuarami, lustrami na ścianach, a przede wszystkim puszystą ekspedientką ubraną w uroczy błękitny strój z epoki, jąłem zapełniać sobie pudełko najprzedniejszych smakołyków, przy których najlepiej mógłbym wspominać w domu Mediolan.

I wspominam. Mam je nawet teraz przed sobą. Pojadam więc owocowe galaretki w cukrze, nadziewane przeróżnymi marcepanami suszone daktyle, orzechowe czekolady i migdałowe nugaty, maślane herbatniki, ciasta i torciki, a przede wszystkim kandyzowane kasztany, z których Galli słynie w świecie. Fantastico!

Późnym wieczorem odwiedziłem też jedno z kluczowych miejsc na mapie światowych dzieł sztuki, refektarz klasztoru Santa Maria delle Grazie, gdzie znajduje się naścienne malowidło Leonardo da Vinci, Ostatnia Wieczerza. W samym refektarzu ani w jego okolicy nic nie można zjeść, więc moją całą uwagę musiałem skupić na malowidle. Pozbawiony wszelkiej możliwości degustacji ustaliłem, że Leonardo umieścił na swoim stole oliwę, wino i rybę, których symbolika jest powszechnie znana, a w miseczki apostołów wrzucił po kawałku pomarańczy mającej symbolizować – jak się dowiedziałem – odkupienie. Tu i ówdzie rozrzucił także pieczywo, ale wcale nie były to Jezusowe chlebki, a współczesne mistrzowi mediolańskie bułeczki. Cóż, wszak malowidło to nie zdjęcie, zresztą właśnie w tym jego urok.

Espresso w Mediolanie
Espresso w Mediolanie

Tak oto posilony – i cieleśnie, i duchowo, oddaliłem się do dworca kolejowego, gdzie w urokliwej kawiarence wypiłem swoje mediolańskie Ostatnie Espresso i wsiadłem do klimatyzowanego autokaru, który dowiózł mnie na lotnisko. Zanim jednak wsiadłem do samolotu, zatrzymałem się przy wielkim stoisku z włoskimi specjałami i urzekających ladach z czekoladą. Cóż za widok!

Lada ze specjałami
Lada ze specjałami z czekolady na lotnisku

Szczerze Wam polecam te moje mediolańskie miejsca. Sprawdźcie przy najbliższej okazji, czy także i wam przypadną do gustu.

Gościem mojej audycji w JemRadio będzie w tym tygodniu Basia Ritz, pierwszy polski Masterchef, z którą porozmawiam o zupełnie nowym etapie w jej życiu, jaki rozpoczął się po wygranej w programie i otwarciu autorskiej restauracji w Gdańsku. Zostało mi jeszcze trochę smakołyków z Mediolanu, więc pospół z Panem Makarym zjemy je w drugiej części audycji, roztrząsając medialne aktualności kulinarne oraz komentując najnowsze wydarzenie – tym razem nie zawsze wesołe. Premiera audycji w środę od 20.00 do 22.00, a powtórki w kolejne dni tygodnia według ramówki, którą możecie codziennie sprawdzić na Facebooku JemRadia. Zapraszam i polecam – www.jemradio.pl

  1. Ja uwielbiam Cove! Gratuluje Panu, ze tam poszedl, dobrze Pan zrobil. Nie polecilbym tego miejsca kazdemu zwiedzajacemu Mediolan, bo to naszescie nie miejsce dla turystow, ale jesli ktos zajmuje sie sztuka cukiernicza, choc tylko od strony konsumpcji :-), Cova jest czyms jak Pinacoteca di Brera dla milosnikow starych mistrzow. Raz tam mialem najlepsze tiramisu w zyciu, nie moglo byc lepsze. (I zdaje sobie sprawy z tego, ze tiramisu nie jest typowym deserem dla Mediolanu.) Probowalem rozne drobiazgi („pasticceria mignon”, jak sie mowi we Wloszech), podobaly mi sie tez slone kanapki, bardzo eleganckie. Atmosfera jest troche sztywna, jak lubie. Odpycha przypadkowych turystow. Kelnerzy to mistrzowie sztuki obslugiwania. Wszystko wspolgra: opakowania czekoladek, zlociste obrusy, porcelana z widokiem La Scaly… Muzyka z glosnikow jest, ale bardzo cicha. Wyspa elegancji w dosyc wulgarnym miescie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―