Czy pozwoliłbyś się okradać?

Pytanie z pozoru oczywiste staje się oczywiste znacznie mniej, gdy spojrzeć na nie z punktu widzenia restauratora, czyli zadać je innymi słowami. Tak też je zadałem na Facebooku i okazało się, że restaurator powinien pozwalać się okradać, ale też musi być dla złodzieja miły.

fot. Tyler Fonville
fot. Tyler Fonville

Rzecz jest w zasadzie błaha, bo zdaje się dotyczyć niewielkiego odsetka restauracyjnych gości, którzy kombinują, jak by tu nie zapłacić rachunku. Jednak ostatnio o przypadkach konsumenckiego cwaniactwa, jak określiłbym ten proceder, słyszę coraz częściej. Z jednej strony skarżą się właściciele drogich restauracji, których wybredny gość naraz nie akceptuje poziomu jędrności kalmara i oświadcza, że nie zapłaci, zaś z drugiej skarżą się także kawiarnicy i gastronomowie mniejszego kalibru, którzy z niepokojem zauważają, że także w ich lokalach pojawiają się cwaniacy, którzy migają się z wydaniem nawet marnych kilku złotych. Niektórzy oświadczają, że deser dotarł po podaniu kawy, więc za niego nie zapłacą, inni przynoszą ze sobą własny prowiant i zamawiają tylko kawę, żądając podania im talerzyków do przyniesionego nie wiadomo skąd tortu, a jeszcze inni uprzejmie proszą o szklankę wrzątku, do którego później wtykają wyjętą z kieszeni torebkę z herbatą.

Café Sperl - kawa i torcik Sperl
Café Sperl, Wiedeń – kawa i torcik Sperl

Mimo że sprawa wydaje się prosta, a kombinatora należałoby rutynowo rozliczyć, to stanowczość restauratora wcale nie musi wyjść mu na dobre, co zresztą pokazuje przeprowadzona przeze mnie na Facebooku sonda. Gastronomia nader wszystko jest sztuką nawiązywania i utrzymywania społecznych więzi – i to nie tylko za pomocą menu, wystroju wnętrza, jakości obsługi i przeróżnych zabiegów marketingowych, ale przede wszystkim poprzez tworzenie przyjaznej przestrzeni, w której goście czują się lepiej niż w domu, a więc mają ochotę jak najczęściej do tej przestrzeni wracać. Emocjonalne dyskusje z adeptem konsumenckiego cwaniactwa, który przynosi swój tort i żąda podania talerzyków, nieuchronnie doprowadzą do spięcia i to niezależnie od tego, czy kłótnia z gościem odbędzie się przy stoliku, w kącie czy może koło drzwi. No bo za co on ma płacić? Przecież zamówił kawę, prawda?

Wiedeńska restauracja
Café Residenz

Goście na pewno taką kłótnię usłyszą, restaurator sam wprawi się w zły nastrój, który posieje potem po gościach, pryśnie więc czar unikatowości przestrzeni. Nieprzyjemnie bywa się gościem w domu, w którym gospodarze toczą spory. Nieprzyjemnie odwiedzać gospodarzy, którzy żałują człowiekowi szklanki wody. Nieprzyjemnie bywać w miejscu, w którym nie można tak po prostu poprosić o talerzyk. Tak próby interwencji w przypadku sytuacji kłopotliwych odbiorą inni goście w lokalu. Niektórzy mogą wyjść bezzwłocznie, inni jeszcze posiedzą i być może za jakiś czas wrócą, ale z pewnością nie tak szybko, jak mogliby, gdyby dobra energia miejsca nie została naruszona. Do tego najprawdopodobniej opowiedzą o wszystkim znajomym, po mieście poniesie się wieść nie taka, jakiej restaurator by sobie życzył, a zatem per saldo straci.

Zupa

Restaurator musi więc rozważyć, czy z czysto ekonomicznego punktu widzenia opłaca się mu żądać od gościa opłaty za szklankę wrzątku i prosić, aby schował przyniesione ze sobą ciastko. Z drugiej strony musi wziąć pod uwagę, że nietypowe zachowanie gości przynoszących ze sobą własne przekąski może odbić się na reputacji lokalu i to wcale nie dlatego, że inni też zaczną przynosić własne kanapki, ale dlatego, że torcik niewiadomego pochodzenia zostanie zjedzony przez współbiesiadników w lokalu, który nie może brać za jego jakość odpowiedzialności. I już pal licho jego kiepską jakość, bo o wiele gorzej będzie, jeśli goście się nim po prostu strują.

Taki właśnie przykład wydarzył się niemal pod moim domem, w restauracji, która zorganizowała wesele „po taniości”, ostatecznie godząc się, aby weselnicy przynieśli swoje torty i ciasta. Pech chciał, że większość gości ciężko zatruła się którymś z tych tortów i wylądowała w szpitalu, a jedna osoba zmarła. Po mieście błyskawicznie poniosła się wieść, że w tej restauracji trują. Nikt nawet nie pomyślał, że tort nie został przygotowany w urządzonej zgodnie z zalecaniami sanitarnymi restauracyjnej kuchni.

Zawieszona kawa... i ciastko też?

Jak zatem postępować? Może wywiesić kartkę o zakazie wnoszenia jedzenia? Zdecydowanie nie. To rozwiązanie protezowe, bo być może zadziała na niektórych cwaniaków, ale będzie też epatować całą resztę gości, której przecież nie dotyczy. Najlepszym rozwiązaniem zdaje się być zwykła rozmowa przy stoliku, z której powinno wyniknąć, dlaczego gość postanowił wnieść swoje przekąski i dlaczego zamiast zamówić herbatę, prosi o sam wrzątek.

Nie każdy, kto sięga do własnej torebki musi być od razu posądzany o cwaniackie zamiary. Być może to cukrzyk, który może zjeść wyłącznie deser, co do którego ma absolutną pewność, że nie zawiera sacharozy? A może to starsza pani z problemem urologicznym, która o osiemnastej musi wypić żurawinowy napar? Może to też być jakiś wiekowy hipster, ogólnie sympatyczny typ, który w swojej kawie zawsze musi umoczyć korzenne ciasteczko. Jakże miło byłoby temu starszemu panu, gdyby następnym razem kelner podał mu do kawy kilka jego ulubionych herbatników. Jakże zaskoczona byłaby starsza pani, gdyby następnym razem w karcie pojawił się żurawinowy napar. Jakże wyjątkowo poczułby się cukrzyk, który dowiedziałby się, że wystarczy, że przed kolejną wizytą wyśle e-mail albo zadzwoni, a kuchnia przygotuje mu owocowy deser bez niebezpiecznych dla niego dodatków.

fot. Cayetano
fot. Cayetano

A co, jeśli okaże się, że żądający wrzątku w szklance albo pięciu talerzyków do tortu to jednak kombinatorzy? Podaruj im, raz możesz, ale niech to będzie taki gratis z przesłaniem, że nie możesz sobie pozwolić na spełnianie tego typu próśb. Dodaj, że jeśli pozycje z karty gościowi nie odpowiadają, przed następną wizytą prosisz o kontakt, aby ustalić możliwość realizacji specjalnego zamówienia. Jeśli jednak sytuacji się powtórzy, za drugim razem wywalaj już na zbity pysk. Stracisz, to prawda, ale stracisz w każdym przypadku, bo bierność też będzie cię kosztować.

Le Golosita di Nonna Aurora - właściciel
Le Golosita di Nonna Aurora w Bolonii – właściciel

Kieruj się prostą zasadą, że twoja restauracja to nie przestrzeń publiczna, w której każdy może robić, co chce. W żadnym razie nie masz obowiązku lubienia wszystkich ludzi na świecie, bo niektórzy nie są tego warci, a ty nie jesteś idiotą. Prowadzisz dom otwarty na gości, za który odpowiadasz, w którym ty ustalasz zasady i do którego zapraszasz takich gości, jakich lubisz.

Nie pozwalaj się okradać.

Wyniki Facebookowej sondy na temat wnoszenia jedzenia do restauracji przedstawię w najbliższej audycji Krytyk Kulinarny w JemRadiu. Premiera w środę od 20.00 do 22.00. Jak słuchać, dowiecie się na www.jemradio.pl. Zapraszam!

  1. Pełna zgoda. Niestety, w naszym poronionym kraju, nie wolno publikować wizerunku takich delikwentów, bo przecie w tym kraju, złodziej, oszust, naciągacz, cwaniak ma większe prawa niż ten uczciwy. A wystarczyłoby, wzorem wkurzonych sklepikarzy,publikować zdjęcia naciągaczy i oszustów. Skoro jest coś takiego jak Rejestr Dłużników, to czemu nie może być Rejestru Oszustów Pospolitych. Tak jak było w Vabanku, gdzie każdy kelner czy obsługa sali, wiedziałaby ze zdjęć – ten to oszust/naciagacz/złodziej. Wówczas można by takich ancymonów nie obsługiwać, z byle powodu, albo obsługiwać po macoszemu, dodając na przykład coś na sraczkę do herbaty albo kawy. Jestem zwolennikiem wolności i skoro komuś „wolno” oszukiwać, drugiemu „wolno oddać z nawiązką”. Jakby tacy naciągacze, musieli potem błagać restauratora o dostęp do kibla, to by może odechciało im się naciagać na przyszłość.

    • Rejestr Oszustów Pospolitych bardzo mi się podoba 🙂 a „dodawanie czegoś na” wprost jeszcze bardziej – co więcej, są tacy, którzy rzeczywiście dodają, ale nie powiem, komu, bo niektóre blogerki mogłoby się obrazić 🙂

      A, w niektórych restauracjach dalej są takie bazy referencyjne – fotoalbumy – Ten to awanturnik, ta to z sanepidu, a tamten z gazety, to wicestarosta a to przewodniczący rady – każdy nowy kelner musi się z bazą zapoznać i już 🙂 – Widziałem takie cudo kiedyś 🙂

  2. Znakomicie napisane. Swoją drogą, nigdy nie przyszłoby mi do głowy przychodzić do lokalu gastronomicznego z własnym zaopatrzeniem. Okropnie niegrzeczne. A ze strony gospodarza sytuacja taka wymaga wyżyn taktu 🙂

  3. Dobrze zauważony problem! Problem w sumie… niszowy, jako że zwyczaj biorący się z nieistniejących już barów dworcowych, gdzie podróżny z własną wałówką prosił o herbatę. Nie było herbatek ekspresowych, więc nie prosił o wrzątek, a pewnie by to zrobił! Zaszłość która w niezrozumiały sposób odzywa się w naszej gastronomii, która chciała by być światową, niestety… mimo zewnętrznego anturage, nie przestała być siermiężną! Zasada jest, wydawać by się mogło, bardzo prosta. Nie kupuję zegarka f-my Patek bo mnie nie stać. Nie wchodzę do restauracji, znając realia cenowe, bo też mnie nie stać! Jako wieloletni restaurator uniknąłem podobnych sytuacji, aczkolwiek zdarzyło się kilka przypadków wniesienia własnego alkoholu.

    • Na marginesie – jedni wnoszą, inni wynoszą – zaprzyjaźniona właścicielka popularnej jadłodajni z salą na 60 osób załamała właśnie ręce – trzeci garnitur sztućców, rozparcelowany przez niewykrytych sprawców – tym razem kupiła najtańsze, najmniej wygodne i najbrzydsze 🙂 Zaś w odniesieniu do tekstu – owa uniwersalna rada, aby mierzyć siły na zamiary to głos rozsądku, który niektórzy goście powinni wziąć sobie do serca.

      • Wynoszenie sztućców? Komuna wiecznie żywa, trzeba brać przykład z Misia i sztućce na łańcuch, talerze ze śrubą.
        Co do polskiej gastronomii, wczoraj obejrzałem, całkiem przypadkiem, na stacji TTV, której ja w domu nie mam, program z Ukrainy, o jakiejś tam inspektorce gastronomicznej. Obejrzałem głównie ze względu na inspektorkę, ze świecą takich szukać, aż chce się popełniać wykroczenia. Ale była tam mowa właśnie o naciąganiu i oszustwach pospolitych w ukraińskiej gastronomii, bodajże w Kijowie, ale także o obsłudze. Widziałem już podobny program w internecie, też z Ukrainy, jeden z Rosji. Ciekawi mnie, dlaczego nie ma czegoś podobnego w Polsce, bo to, co robi Gessler to ratowanie trupów, którzy właśnie jadą na oszustwie.
        Ja podtrzymuje swoje zdanie, że gastronomia, handel i ogólnie, tematyka kulinarno-gastronomiczna jest świetną miarą dekomunizacji, tak w sferze biznesowej (uczciwość i profesjonalizm przedsiębiorców)jak i mentalnej. Jak na razie, to długa droga, chyba potrzeba z tysiąc kulinarnych Macierewiczów i jemu podobnych, aby to zmienić.

  4. w 100% zgadzam się że przynoszenie do restauracji, kawiarni czy innego wyszynku swojego jedzenia czy picia jest nie fair, choć nie nazwałbym tego kradzieżą. Ale… 😉 rodzimi restauratorzy rownież są bezlitośni i może to ich postawa generuje takie zachowania klientów? Paranoją jest szkalnaka wody tzw mineralnej za 10 zł (warszawski standard) kiedy w cywilizowanym świecie zwykła woda z cytryną i lodem jest za darmo. Jasne że w lokalu asortyment musi być ograniczony ale jeśli po zjedzeniu posiłku mam ochotę na przekąskę, którą mam w torbie a w lokalu jej nie podają to absurdem jest tego zabraniać.

    • 10 złotych za wodę? To tak jak w tym programie o którym napisałem powyżej. W Kijowie, szklanka mleka z czymś tam, jakimś dodatkiem, zapomniałem jakim, kosztuje po przeliczeniu, 9 złotych. To są właśnie post-komunistyczne standardy, nahapać się jak naszybciej, cudzym kosztem, bez oglądania się na przyszłość. Skoro państwo okrada obywateli, narzucając garb fiskalny i sprzyja biznesowi zagranicznemu, jak może, to normalne, że polski biznesmen nie pozostaje dłużny, a już może „okradnie” w ten sposób jakiegoś skorumpowanego polityka albo urzędasa tudzież jakiegoś „zachodniego wyzyskiwacza”.
      Przykład idzie z „góry”, a właściwie to z otoczenia, skoro wszyscy „kradną”, naciągają i oszukują, to każdy normalny jak to widzi, myśli sobie „po co ja mam być uczciwy, skoro nikt inny nie jest”. I tak koło oszustwa, naciągactwa się zamyka. Trzeba dekad i zmian pokolenioniowych oraz uzdrowienia państwa i mentalności, żeby tu coś się zmieniło.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―