Kopytka, knedle, pyzy, kartacze – do tradycyjnych swojskich klusek ziemniak nadaje się znakomicie, a jak sprawdzi się podczas eleganckiej kolacji? W Pałacu w Nosowie próbowałem ziemniaka po chłopsku, a w restauracji Dune w Mielnie w wydaniu eleganckim.
Czy odmiany ziemniaków są rzeczywiście tak wyraziście różne, że uda się je rozpoznać tylko po smaku? Takie pytanie zadałem sobie podczas warsztatów kulinarnych z Arturem Morozem w Pałacu w Nosowie. Już w domu, z próbkami różnych odmian ziemniaków w kuchni, postanowiłem poddać się autotestowi. Polegał on na ślepej próbie ugotowanych poprzedniego dnia pięciu ziemniaków różnych odmian.
Jak w przypadku każdej profesjonalnej degustacji, najpierw musiałem ustalić sobie skalę referencyjną. Podano mi zatem próbki wszystkich pięciu odmian, abym mógł się z każdą szczegółowo zapoznać. Zapamiętałem charakterystyczne cechy ich konsystencji, tekstury i wyrazistości. Dla utrudnienia zadania nie mogłem patrzeć, z której sztuki pochodzi próbka, a testowanie przechodziłem z zamkniętymi oczami. Następnie wszystkie próbki podano mi jeszcze raz ale już w przypadkowej kolejności. Ile nazw odgadłem?
Na desce leży cała testowana piątka. Od lewej prezentuje się Belarosa, Vineta, Belana, Red Sonia i Augusta. Ci, którzy przypuszczali, że odgadłem wszystkie, mają rację. Sam byłem zaskoczony, ale rzeczywiście ziemniaki różnych odmian, nawet reprezentujące ten sam styl kulinarny, da się odróżnić. Warto zatem poświęcić im trochę czasu i wybrać sobie tę odmianę, która najbardziej wam smakuje. Ja mam wrodzoną predylekcję do odmian sałatkowych, co zresztą potwierdziło się podczas testu, bo najbardziej smakowała mi Belana ze ścisłym miąższem o żółtej barwie i szlachetnym mineralnym smaku. Nieco mniej ścisłości miąższu wykazała Vineta i Belarosa. Najmniej smakowała mi Red Sonia, którą uznałem za wodnistą oraz Augusta, która wyraźnie się rozpadała, a po jednym dniu już wykazywała znamiona jełczenia.
W teście nie zawarłem Reginy, urokliwej odmiany o małych, podłużnych bulwach, którą jadłem podczas autorskiej kolacji Artura Moroza, bo nie zabrałem ze sobą jej próbek. Próbowałem jej też jeszcze podczas warsztatów ziemniaczanych w Pałacu w Nosowie. Reginy podano prosto z wody ugotowane w łupinach, posypane grubą solą i olejem lnianym. Jeśli gdzieś traficie na tę odmianę, koniecznie spróbujcie. Ja sam będę jej teraz poszukiwał.
Podczas warsztatów dziennikarki i blogerki kulinarne przygotowały oczywiście więcej ziemniaczanych przekąsek. Maryla Musidłowska zagniotła i ugotowała zjawiskowe pyzy nadziewane twarogiem i kraszone smażonym z cebulą boczkiem.
Patrycja Siwiec ulepiła wyborne kartacze z fantastycznie doprawionym nadzieniem z surowego mięsa. Ciekawe były placki drożdżowe z ziemniaczanego ciasta pieczone na blasze oraz ślimacze w przekroju szlachcice z nadzieniem ziemniaczano-boczkowo-cebulowym. Nieźle wyszła też babka ziemniaczana oraz pieczona w naturalnej osłonce kiszka ziemniaczana
Wieczorem ziemniaczane kreacje w zaprezentował nam szef kuchni restauracji Dune w Mielnie, Rafał Lorenc. Podał autorskie ziemniaczane menu degustacyjne, które otworzył frytkami i czipsami z sosem Cezar. Choć dla wielu nie zabrzmi to jak komplement, to jednak zawiadamiam, że udało się mu uzyskać frytki o należycie mięsistym wnętrzu i poprawnie chrupiącej skórce, które znamy z McDonalda. Julia Child uznała takie za najlepsze na świecie i ja się z nią zgadzam.
Szef kuchni zaplanował jeszcze dwie przystawki. Zaraz po frytkach podał rosti z suwidowanym łososiem i kwaśną śmietaną, kompozycję z tych oczywistych, oraz ziemniaczane gratin z tymiankiem i Grana Padano na rukoli i suszonych pomidorach. Łosoś na placku ujawnił przed nami wyjątkową delikatność, a ziemniaczana zapiekana wyszła całkiem nieźle.
Następnie podano puszysty krem ziemniaczany z bekonem bardzo mocno aromatyzowany czosnkiem, truflą i cytryną, po którym wjechało danie główne – podana na purée z selera polędwiczka wieprzowa z warzywami sous vide, kurkami i sufletem ziemniaczanym, musztardą dijon i miodem. Polędwiczka wieprzowa to zjawisko już mocno w polskim restauratorstwie przegadane i do eleganckich dań pasuje znacznie mniej niż choćby i sam ziemniak, który jednak tutaj, w formie przypominającej suflet, był stanowczo zbyt słony. Za to mus, warzywa i kurki wyszły bez zarzutu.
Za to bardzo smakowało nam podane na deser orzechowe parfait z nugatem i miechunką, której wszak natychmiast oderwałem ogonek.
Zachęceni aromatyczną kawą, niektórzy biesiadnicy domówili jeszcze rozmarynowe creme brulee. Ja spróbowałem kawowej panna cotty z orzechową bezą i coulis z mango. Niezła!
Rafał Lorenc, jako jeden z nielicznych szefów kuchni w Polsce, podaje w karcie nazwy odmian ziemniaków, z których powstało prezentowane danie. Uczmy się zatem i też zwracajmy na nie uwagę. Warto.
na przykład w takiej postaci : http://andrasz-kulinarnie.blog.pl/2014/10/23/makowe-kopytka-z-rozmarynowa-omasta/
Jeśli już jem, a jem rzadko, to jako puszyste puree z dodatkiem gałki muszkatołowej. Uwielbiam też pierogi ruskie (ostatnio świetne z twarogiem serem wędzonym!) i gnocchi z jakimś dobrym sosem. Najbardziej elegancko to chyba dauphinoise… 🙂
Rzeczywiście, daphinoise zawsze robi dobre wrażenie na gościach, a ten wędzony twaróg ostatnio robi się chyba nawet modny? Kopytka z makiem i rozmarynem – ciekawa interpratacja.
Nie wiem, czy modny, ale pyszny i świetnie pasuje do ziemniaków 🙂 Tak jak bryndza, którą mi dużo trudniej dostać, mimo mieszkania u progu Tatr 😉
Sam jadłem go wczoraj 🙂 Twaróg i wędzonka do ziemniaka pasują jak ulał, więc rzeczywiście ten wędzony twaróg to może być świetny pomysł na ruskie także dla wegetarian!
Potwierdzam, samemu zdarzało mi się robić takie mieszanki, twarogowo-bryndzowe, nie tylko do ziemniaka (np. z jajkiem), ale i do wszelkiej maści potrawy pierogowo-kopytkowo-kluskowych.
Co do bryndzy, to ja nie widzę problemu, aby używać sklepowej wersji, wytwarzanej przemysłowo przez czołową polską firmę mleczarską. No nie jest to samo co wytwarzana przez bacę (Podhalańska),ale nie jest też najgorsza, szczególnie podkarpacka (choć i tu, wytwarzana tradycyjnie jest znacząco lepsza), przynajmniej w porównaniu z Bryndzą Słowacką, wytwarzaną w sposób przemysłowy od dawien dawna.
Lubię stosować też wszelkiego rodzaju „kraszonki”, choć rzadko, bo są one tuczące i niezdrowe, nauczyłem się ich jeszcze w szkole i modyfikuje. Zwyczajną dobrą słoninę, doprowadzam do postaci skwarków, potem rzucam jakiś dodatek, np. cebulę, wędzonkę lub coś innego, dodaje coś mlecznego, albo śmietanę, albo jogurt grecki albo śmietanę+serek jakiś, typu twaróg, bryndza lub podobny. Stosuje to raczej do potraw ziemniaczanych lub mącznych, szczególnie dobre to wychodzi z kartaczami, knedlami, pierogami, ale też i zwykłymi kopytkami. Na pewno nie polecam tego, jako kraszonkę do tłustych i tak dań, bo to jest posiłek bardziej morderczy niż mega hamburger.
Myślę, że coś takiego można dodatkowo modyfikowąc pod względem przypraw i ziół, tak aby było zdrowsze i bardziej lekkostrawne.
yes, yes, yes! 😉 a najlepsze są ziemniaki z wody z koperkiem i masłem!
w każdej postaci ;))) kocha ziemniaki