Kantówka, Grochówka i Kulona, czyli Gruczno jabłeczne

Tyle jabłek w Grucznie jeszcze nie było. Słuchałem o nich podczas śniadania prasowego, próbowałem ich w formie soków, jabłecznika i okowity. Artur Moroz podał gęś na Antonówce, gospodynie z Topolna częstowały szarlotką z Boskoopem, a kampania Trzy Znaki Smaku rozdawała Jabłka Grójeckie ChOG

Sady w Grucznie
Sady w Grucznie

Podczas tegorocznej edycji Festiwalu Smaku w Grucznie królowało jabłko. Wystarczy przyjrzeć się otaczającej tereny festiwalowe zieleni, żeby zrozumieć, dlaczego. Sady jabłkowe stanowią tu od wieków naturalny element krajobrazu. Samo Gruczno pełne jest jabłoni, które właśnie teraz uginają się pod ciężarem dojrzewających owoców. Stare drzewka jabłonne, często rodząc zdumiewająco smaczne odmiany, rosną sobie nawet ot tak, po prostu, przy polnych drogach. W Chrystkowie zaś, tuż obok starej mennonickiej chaty, znajduje się sad, w którym specjaliści prowadzą prace nad reintrodukcją starych odmian jabłoni.

W chrystkowskim sadzie zgromadzono już kilkadziesiąt starych odmian, na przykład Cesarza Wilhelma, Księcia Alberta Pruskiego czy Kronselską, a kolejne dziesiątki, na przykład Reneta Kulona, wciąż czekają na skatalogowanie i opisanie. Tu pojawia się poważny problem, bo o ile popularne do niedawna odmiany dość łatwo było wyselekcjonować, wyróżnić, opisać i zasadzić, o tyle poprawnie rozpoznać i opisać te mniej znane i coraz bardziej zagrożone wyginięciem nie jest już tak łatwo. Brak starej daty znawców, którzy po samym tylko smaku byli w stanie określić odmianę jabłoni, a nawet rodzaj gleby, na której rosła.

Hieronim Błażejak częstuje produktami
Hieronim Błażejak częstuje produktami

Strapionych niewesołym losem nieskatalogowanych odmian pocieszył tymczasem Hieronim Błażejak, który pojawił się przed nami suto zaopatrzony w butelki z nalewkami, jabłecznikiem i okowitą. Najpierw otworzył butelkę ze świeżo wyciśniętym sokiem z dość dobrze jeszcze znanego Jonatana, znacznie mniej znanej Kantówki Gdańskiej i chyba w ogóle nieznanej Grochówki. To nazwy trzech starych odmian jabłoni, które w połączeniu dały sok tak esencjonalny jak nektar z najdojrzalszych winogron, a pachnący tak obłędnie jak spory bukiet bliskich przejrzenia lilii. A były przecież jeszcze soki z Antonówki i Koszteli, był też bardzo dobry wytrawny jabłecznik z dzikich odmian, był i sympatyczny wytrawny jabłkowy dżem, a właściwie galaretka. No, mniam!

Marek Gąsiorowski
Marek Gąsiorowski

Była też jabłkowa nalewka z dodatkiem suszonej śliwki i jarzębiny – wybornie pachnąca dojrzałym jabłkiem, na podniebieniu przełamana lekko cierpką śliwką i mistrzowsko wykończona jarzębinowym akcentem. Częstował osobiście Marek Gąsiorowski.

Wreszcie był też i destylat z jabłek, ale to już rzecz dla nieco śmielszych zawodowców, bo ten destylat miał aż 80% alkoholu. To więcej niż sławna śliwowica łącka, którą można rozłożyć już niejednego śmiałka. Przepiłem i poprosiłem o więcej.

Na terenie festiwalu trwało zaś święto smakoszy. Grzegorz Łapanowski prowadził otwarte pokazy kulinarne. Częstował sandaczem i promował jabłka. Zresztą, jak sam się przyznał, niedawno osobiście przechadzał się po ulicach Warszawy w jabłecznym przebraniu.

Grzegorz Łapanowski w Grucznie
Grzegorz Łapanowski w Grucznie

Na straganie GS Pruszcz Pomorski pyszniły się pęta słynnej już teraz kiełbasy kociewskiej, która otrzymała w tym roku Grand Prix Smak Roku 2014 jury VIP. Na straganie z dumą obwieszczono mi, że zaraz po ogłoszeniu wyników na stoisko przypuszczono prawdziwy szturm i błyskawicznie wykupiono cały zapas kociewskiej zaplanowany na dwa festiwalowe dni. Nie dziwcie się, bo ta kiełbasa rzeczywiście zasłużyła sobie na takie wyróżnienie. Zupełnie prawdziwa, dobrze wyrobiona, o wzorowej szarej barwie, kruchej konsystencji, mocno doprawiona czosnkiem i majerankiem, to kwintesencja starej kiełbasianej tradycji, którą – jak widać – w masarni w Pruszczu Pomorskim potrafią kultywować. Łzy same cisną się do oczu!

Kiełbasa Kociewska i jej producent
Kiełbasa Kociewska i jej producent

Zaopatrzony w kiełbasę, udałem się do kolejnych stoisk i tak powoli zapełniłem koszyk serami, miodem, winem i przetworami. Znalazło się nawet miejsce na bułgarską kiszoną paprykę i suszoną czubrycę. Ha!

Lody Koronowskie
Lody koronowskie

Rzecz jasna nie mogłem wyjechać z Gruczna bez spróbowania koronowskich lodów. Były tradycyjnie smaczne, tradycyjnie uczciwe i tradycyjnie pożądane przez gawiedź. Do tego tradycyjnie występowały tylko w czterech klasycznych odmianach: waniliowym, czekoladowym, truskawkowym i porzeczkowym. Żadnych smerfów ani kiti-ketów! Nie wiem, kto kupował ustawione przy prowadzącej do terenu festiwalu uliczce kręcone amerykańskie świderki. Najpewniej języki pozbawione rozumu. A może zblazowani poszukiwacze kiti-ketów?

Panie z obsługi stoiska Trzech Znaków Smaku
Panie z obsługi stoiska kampanii Trzech Znaków Smaku

Muszę jeszcze wspomnieć o sympatycznych paniach z obsługi stoiska kampanii Trzech Znaków Smaku, które poczęstowały mnie cebularzem lubelskim i, w drodze wyjątku, także kiełbasą lisiecką. Było mi bardzo miło i gdyby ta pani, która tak ładnie pozowała, miała ochotę na rewanż, to proszę się odezwać, zapraszam na przykład na rejs po Bałtyku albo, w skromniejszej opcji, po Zatoce!

Dziękuję też wszystkim tym, których tu nie wymieniłem, ale doprawdy tyle było tego dobra, że nie sposób spamiętać.

Do zobaczenia za rok!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―