Basia Ritz, Tomasz Deker, Wojciech Harapkiewicz i trójmiejskie blogerki, dwa dni pokazów kulinarnych, 800 porcji degustacyjnych dla widzów, ponad 100 restauracji ze specjalnym menu, 10 profesjonalnych zespołów w turnieju kucharzy – tak można w skrócie podsumować tegoroczne święto kulinarne Trójmiasta.
Na fali sukcesu ubiegłorocznej akcji promującej restauracje i kawiarnie Rozsmakuj się w Gdańsku, organizatorzy tegorocznej edycji postanowili rozszerzyć zasięg wydarzenia i objąć nim też Sopot oraz sąsiadujące z Trójmiastem miasteczka. Do akcji przyłączyły się restauracje z Malborka, Nowego Dworu, Pruszcza, Gniewina, Łeby, Tczewa i Gniewa. Trzeba więc było przemianować imprezę na Rozsmakuj się w Metropolii. Ze względów technicznych tak rozległego wydarzenia nie dało się też przeprowadzić jednorazowo, toteż tegoroczne święto podzielono na trzy części i przeprowadzono w trzy wiosenne weekendy. Dzięki temu poszukiwacze okazji kulinarnych za pół ceny mogli znacznie przedłużyć swoje peregrynacje.
Integralną częścią akcji były pokazy kulinarne gwiazd sceny kulinarnej i trójmiejskich blogerek kulinarnych oraz druga edycja konkursu kulinarnego dla profesjonalnych zespołów kucharzy. Kulinarne pokazy wygenerowały kilkaset porcji degustacyjnych, które trafiły do widzów. Szacuje się, że takich porcji wydano ponad 800. Kucharze przygotowywali kreatywne propozycje z gęsi, kaczki, królika, warzyw, ryb i owoców morza. Były też desery z owoców i czekolady.
Na scenie pojawiła się Basia Ritz, która wkrótce otworzy na gdańskiej Ołowiance swoją autorską restaurację, pokaz cukierniczy przeprowadziła ekipa Tomasza Dekera, gotowały też dziewczyny (i chłopak) ze stolikwkropki.pl, kwiatpomaranczy.org, wszystkocokocham.com.pl oraz 12krzesel.com, a całość koordynował Wojciech Harapkiewicz. Pogotowie radiowe przy imprezie pełnił niezmordowany Michał Turek z Radia Plus.
Do drugiej edycji turnieju kucharzy zgłosiło się w tym roku 10 zespołów z wybrzeżowych restauracji. Zgodnie z regulaminem, każda z ekip musiała wylosować dla siebie zestaw produktów, czyli „black box”, z którego w półtorej godziny należało przygotować spójną koncepcyjnie potrawę. Także i w tym roku zasiadałem w gremium jurorskim tego konkursu. Mogę więc ujawnić nieco zza kulis, że mimo iż każdy zespół był oceniany punktowo, a więc kolejność miejsc można było ustalić dopiero po zsumowaniu przyznanych przez jurorów punktów, pierwsze trzy miejsca były dla mnie oczywiste od pierwszego kontaktu z przedstawionym mi daniem. Wszystkie trzy propozycje wyróżniały się spójną i przejrzystą koncepcją, którą zrealizowano zgodnie ze współczesnymi kierunkami w europejskiej gastronomii. Mimo spartańskich warunków, nieznanych sprzętów kuchennych i dziesiątek oczu ciekawskich obserwatorów, kucharze bardzo dobrze poradzili sobie nie tylko z obróbką składników, ale też potrafili je trafnie połączyć i kreatywnie zaaranżować.
Pierwsze miejsce w konkursie zajął zespół z restauracji La Cucina. Młodzi kucharze podali różową pierś z kaczki na musie z podwędzanych warzyw korzennych z duszonymi w czerwonym winie, pomidorami i sałatką z fasolki.
Na drugiej pozycji uplasowali się kucharze z restauracji na Zamku w Gniewie. Przygotowali roladki z indyka nadziewane wątróbką na kaszy gryczanej z jabłkami oraz dwojgiem
musów – z białej czekolady i kukurydzianym z akcentem chili.
No i spójrzcie tylko na tę kompozycję zespołu z gdańskiego Fahrenheita. Już za samą grę kolorów, form i tekstur należała się im nagroda i w rzeczy samej ją dostali, zajmując trzecie miejsce.
Już to mówiłem w rozmowie z Michałem Turkiem w Radiu Plus, a potem w podsumowaniu konkursu, ale nie zaszkodzi powtórzyć, że od morza powiało dobrą kuchnią. Nasi młodzi kucharze bardzo szybko nadrabiają dystans do swoich kolegów z innych części Europy. Dobrze, że można to zauważyć i dobrze że można to pokazać, bo z Trójmiasta można już wyjechać nie tyle z pełnym brzuchem, ale i z głową pełną dobrych wspomnień.
I pewnie wrócić za rok, a może i wcześniej?
W Poz-niu też było, ale tłumy skutecznie zniechęcały do wszelkiej peregrynacji o rozkoszowaniu się smakiem nie wspomnę…
W Gdańsku też tłumy nieprzebrane, a kawiarnie, restauracje i knajpy innego autoramentu przepełnione.
słyszałam też,że niektóre lokale pozbywają się te dni starszawych produktów ;-( tudzież nie doważają i nie domierzają metodą na Lisa Witalisa…
Takich imprez jest zdecydowanie za mało. W Lublinie od czasu do czasu pojawiają się tego typu imprezy, najczęściej we wrześniu, podczas Festiwalu Smaku, ale te kilka dni w ciągu roku, w dużym mieście to jakiś żart. Duże miasta, szczególnie stolice regionów czy województw o ciekawych kuchniach powinny organizować takie imprezy o każdej porze roku, nie tylko w ciepłe dni, ale np. w zimie, kiedy ludzie chętniej przebywają w pomieszczeniach. Popatrzyłem na menu tych restauracji, które wygrały i wyglądają bardzo ciekawie, ceny, jak na ten poziom, też ok. Jedyne co mi się nie podoba, to, że La Cocina firmuje się głównie pizzą i makaronami, tak przynajmniej wynika z menu, a powinna raczej, właśnie tymi daniami z mięs i ryb, bo bardzo ciekawe.
Świetne promocja dla dobrych restauracji, ale zdecydowanie za rzadko. Przydałaby się jeszcze jakaś impreza ogólnopolska, jakiś finał, organizowany co roku, np. w Warszawie. Do tego jeszcze daleka droga, ale może ktoś, na to, w końcu wpadnie. Dobrze się dzieje, że miasta nastawiają się na imprezy kulinarne, nie tylko Gdańsk, Lublin, Poznań czy Kraków, ale bardzo ciekawie, organizuje to Wrocław Ten, jest trochę niedoceniany, a mimo, względnej „biedy” w regionie (trudno uznać Dolny Śląsk za mekkę kulinarną), w porównaniu do Pomorza, Małopolski, Wielkopolski, Śląskiego, Lubelskiego czy Podkarpackiego, oferuje ciekawą kuchnię, o czym miałem przyjemność się dowiedzieć, w zeszłym roku.
To prawda, jest ich za mało, ale dobrze, że są przynajmniej te, które są.
W kilku miastach Polski organizowane są też Noce Restauracji – w tym roku 30 maja. To akcje promocyjne, podczas których uczestniczące w tej inicjatywie restauracje przygotowują specjalne karty i są otwarte w nocy, a chętni dostają specjalne mapy i aplikacje i ruszają na nocny podbój miejskiej gastronomii. Często restauracje przygotowują też specjalne menu degustacyjne – małe porcje różnych przekąsek, dzięki czemu goście mogą bez problemu zajrzeć do kilku lokali jednej nocy a nad ranem zasnąć z nieprzepełnionym brzuchem.
W obu przypadkach akcje tego typu należy traktować jako swoiste jaskółki. W miarę popularyzacji gastronomii w Polsce na pewno będzie ich więcej.