Co nas nie zabije, to nas roztyje

Killerów jest dwóch. Pierwszego, utwardzany tłuszcz roślinny, znacie z poprzedniego tygodnia. Drugi zaś to cichy choć niezmiernie popularny syrop glukozowo-fruktozowy. Ci dwaj są wszędzie i dopadną każdego. Razem tworzą szajkę, o jakiej w historii światowego przemysłu spożywczego jeszcze nie słyszano.

Kanapka z margaryną
fot. Katrin Morenz

Od zjedzenia bułki z margaryną, nawet tą najtańszą, nikt nie umarł. Nikt też nie umarł od wypicia puszki napoju gazowanego słodzonego syropem glukozowo-fruktozowym. Ba, nikomu taka kromka ani taka puszka nie jest w stanie zaszkodzić, podobnie jak nikomu nie zaszkodzi wypijana raz na jakiś czas do kolacji butelka wina. Problem pojawi się dopiero wówczas, gdy butelka wina zostanie zastąpiona butelką wódki, a okazjonalna kolacja przekształci się w codzienny zwyczaj, w przypadkach schyłkowych rozpoczynający się już w godzinach porannych.

alkohol
fot. Jesús León

Alkohol, papierosy i wszelkie inne używki – tego cywilizacja XXI wieku obawia się najbardziej, choć to obawy zupełnie bezpodstawne. Jeśli ktoś chce, może żyć sobie bez alkoholu, bez papierosów, bez używek. Jeśli nigdy z nich nie korzystał, nie musi zaczynać, jeśli zaś chce z nimi zerwać, może to zrobić w każdej chwili sam, z pomocą środków farmakologicznych albo terapeuty. Jednak uciec od utwardzanego tłuszczu roślinnego i syropu glukozowo-fruktozowego po prostu jest niemożliwe. Przemysł spożywczy korzysta z nich, jak się da, bo to uniwersalne i tanie składniki, którymi można poprawić strukturę i smak żywności. Dzięki temu bezwiednie wrzucamy w siebie ogromne ilości tłuszczu i cukru, powoli przybierając na wadze i karmiąc przeróżne schorzenia zwane chorobami cywilizacyjnymi. Najnowsze badania dowodzą bezspornie, że otyłość staje się groźniejszą przyczyną nowotworów niż palenie papierosów.

Chleb
fot. Katrin Moren

Kiedy ostatnio czytałeś skład twojej ulubionej szynki albo sprawdzałeś skład pieczywa? Czy kiedykolwiek interesowałeś się, z czego składa się twój ulubiony ser? Pewnie nigdy, bo szynkę sprzedawczyni kroi ci z dużego kawałka, ser też kupujesz w plasterkach a chleb nie ma przecież etykiety. Pewnie uważasz, że skoro tych informacji nie czytasz, to jesteś bezpieczny. Jeśli tak, udaj się do najbliższego supermarketu i sięgnij po podobne wędliny i ser, ale paczkowane przez producenta i wystawione na półkach chłodniczych. Przejdź się na stoisko z pieczywem i sięgnij po pakowany w woreczek zwykły bochenek chleba. Produkty pakowane przez producenta i sprzedawane w opakowaniach detalicznych muszą mieć etykiety, na których podaje się ich dokładny skład. Zapewne zdziwisz się, gdy w kiełbasie znajdziesz syrop glukozowo-fruktozowy, w serze trafisz na utwardzony tłuszcz roślinny, a w pieczywie ujawnisz oba te składniki razem.

W sekcji spożywczej zadziwić mnie już nie tak łatwo, ale czasami wciąż się to komuś udaje – ostatnio producentowi kefiru w butelce, firmie Jana. Butelka wyglądała kusząco, a dodatek ogórka i koperku zwiastował ciekawe połączenie. Nie mam spożywczych natręctw i nie sprawdzam składu każdego produktu, który wkładam do koszyka, a już sprawdzanie składu kefiru uznałbym za przejaw psychozy. Gdy jednak zamiast kefirowej kwasowości łamanej akcentami obiecanych dodatków, wlałem do ust gipsową ciecz pozostawiającą tekturowy absmak, musiałem się zmitygować i jednak zerknąłem na skład. Rzut oka na butelkę ujawnił, że kefir z ogórkiem i koperkiem firmy Jana poza aromatem i wzmacniaczem smaku zawiera też syrop glukozowo-fruktozowy i skrobię kukurydzianą. Żenująca kompozycja technologa.

Kefir firmy "Jana"

Równie upokarzające są wysiłki firmy Wawel, która wypuściła właśnie na rynek nową linię czekolad, sygnowaną wielkim napisem SUPERIOR. Jako wielbiciel gorzkiej czekolady z radością przyjąłem nowość od Wawelu, zwłaszcza że SUPERIOR na opakowaniu zwiastowało rzecz wysokiej klasy, pieczęć z napisem „Tradycja” budziła respekt i zaufanie, dodatek jagód brzmiał zachęcająco, a cienka tabliczka przywodziła skojarzenia z najbardziej eleganckimi wyrobami belgijskich i szwajcarskich producentów. Cena (około 5 zł) była też znacząco wyższa od cen zwykłych wyrobów tej firmy (2 zł), no ale jakość superior musi kosztować.

czekolada gorzka z jagodami - Wawel

Czar prysł gdy tylko włożyłem kawałek produktu SUPERIOR do ust. Zamiast muślinowo delikatnego kawałka dostojnej gorzkiej czekolady łamanej akcentami jagody – ot, czegoś takiego, co proponuje na przykład konkurencyjny Lindt, podniebienie oblepił mi słodki i kitowaty ulepek o smaku tak szokującym, że musiałem natychmiast skonsultować go z etykietą. Rosół z kury - instantW tym celu skorzystałem z lupy, bo chyba wzrok już mam nie ten, i ujawniłem, że SUPERIOR od Wawela zawiera nie tylko syrop glukozowo-fruktozowy, ale i domieszki tłuszczu palmowego i to zarówno w owocach (!) jak i w samej czekoladzie. W efekcie zawartość masy kakaowej w gorzkiej czekoladzie Wawel SUPERIOR sięga imponującego poziomu czterdziestu sześciu procent. No, no!

Nie jestem szalonym purystą, który reaguje uczuleniem na każdy przejaw technologii w procesie produkcji żywności. Zdaję sobie sprawę, że są produkty, które z zasady są mieszaniną różnych substancji spożywczych, na przykład szybkie zupki w proszku i buliony w kostkach. Jeśli jednak ktoś dosładza kefir, to reaguję złością, bo wraz z wylaniem takiego kefiru do miski klozetowej, wylewam moje pieniądze i pozostaję głodny. Zaś jeśli ktoś oferuje mi produkt wysokiej klasy, a jego luksus i elegancja okazują się tylko wypolerowaną mieszanką palmy z zamiennikiem cukru, to jestem wściekły, bo to już jest chamstwo.

Rzecz jasna nabrać można się tylko raz, ale stara rada, aby czytać etykiety jeszcze przed zakupem, wciąż pozostaje aktualna.

  1. Temat rzeka, można by napisać 100 artykułów. Na blogu „fastfoodeaters”, autor często pisał o tych szkodnikach. Dla niewtajemniczonych, po badaniach kontrolnych, autor musiał zrezygnować z testowania tych produktów, głównie dyskontowych, z przyczyn zdrowotnych, pozostał przy piwie.
    Ja dodam tylko, że syrop glukozowo-fruktozowy nie jest jakoś bardziej szkodliwy niż cukier, obydwa są szkodliwe i są główną przyczyną otyłości. Syrop jest tańszy, ale czasami lepszy od cukru, zależy od produktu. Sok czy musli, lepiej posłodzić syropem. Ja napojów słodkich, nie pijam, czekolad również, poziom spożycia cukru jest u mnie, teraz 2-3 razy niższy niż był parę lat temu i dużo lepiej się czuje przez to. Bez cukru jednak, trudno jest wytrzymać, więc preferuje słodycze niskocukrowe, np. ciastka czy wafle. I tu, ciekawa uwaga. Te produkty są własnie najbardziej narażone na oszustwa, dodawania margaryny czy syropu g-f. Słaby produkt to taki, który zawiera dużo cukru lub syropu i ma sporo wypełniacza w postaci tłuszczu utwardzanego. Niestety, jako patriota kulinarny, muszę powiedzieć, że polskie firmy, bardziej niż zagraniczne, oszukują. Weźmy wafelki chociażby, słowackie Góralki czy nawet lidlowskie Apeninky (to jest inny producent, też chyba ze Słowacji)i polskie Grześki czy innej, polskie firmy. Pierwsze nie zawierają maragaryny, Grześki owszem, skład surowcowy jest dużo gorszy w przypadku tych drugich i walory smakowe również. O ile, słowackie wafle smakują jak wafle, o tyle, ich polscy konkurenci smakują jak suche, słodkie wióry. Celowo zrobiłem test, w zeszłym tygodniu, bo przeczytałem o tym i nie wierzyłem, myśląc, że to tylko „czarny PR” ze strony słowackiego producenta lub osoby niechętnej Colianowi.
    Podobnie jest z Wawelem czy innym polskimi producentami, chociaż taka Terravita, o dziwo, jeszcze trzyma jakoś poziom. Lubelska Solidarność od dłuższego czasu oszukiwała na surowcach i tego nie dało się jeść, teraz to kompletna żenada.
    Polscy producenci, nie idźcie tą drogą, bo trucie i oszukiwanie własnych klientów do niczego dobrego, na dłuższą metę, nie prowadzi.

    • To jest właśnie największe zagrożenie. Dorosły człowiek, który czyta etykiety i myśli o zdrowiu i przyszłości, będzie się kontrolował. Starsza osoba, która całe życie jadła bez tej chemii i oszukaństwa specjalnie tego nie odczuje. Najwięcej tego g….., czyli tłuszczy utwardzanych, trans, cukru, syropów, E ileś tam, jest właśnie w produktach dla młodych. Który małolat kupi se wodę mineralną i zje jabłko? Chyba, że go zmuszą albo przekupią. Mimo, że nie lubię PSLu, to z aprobatą, przeczytałem, że chcą się wziąść za sklepowe sklepiki. Przydałoby się jeszcze wziąść i za stołówki, bo nawet za moich czasów, w szkole średniej, a było to naście lat temu, robili pizze na obiad i dawali keczup jako dodatek.
      Co dzisiaj tam dają, tego nie wiem, ale patrząc na młodych, to chyba całą mieszankę tego syfu. Nasi posłowie powinni ostro, wzorem zachodnich, wziąść się za trucicieli i ponarzucać limity tego syfu, w słodyczach, sokach i innych produktach, kupowanych głównie przez dzieci i młodzież. Za piwo, robione z byle czego, też przy okazji.

  2. Słusznie, syrop ma takie właściwości jak cukier, tyle że łatwiej się rozpuszcza. Sam w sobie syrop to syrop, natomiast problem leży w jego nadmiernym spożyciu. W jednej butelce napoju owocowego czy puszcze napoju gazowanego jest równowartość kilkunastu łyżeczek cukru a to tylko jedna butelka napoju. Jeśli dodać do tego cukier „ukryty pod syropem” w przeróżnych produktach, nie tylko w deserach ale i w pieczywie czy nawet w wyrobach masarskich, to ilość cukru, jaki zjadamy, rzeczywiście robi się gigantyczna. Do tego równie wszędobylski tłuszcz, najczęściej właśnie ten najtańszy utwardzany roślinny i ciała przybywa błyskawicznie.

    Zaś producenci… niestety, niektórzy idą jeszcze gorszą drogą, o czym przekonał się klient pewnej firmy mleczarskiej, która sprzedawała masło fałszowane margaryną http://www.hotmoney.pl/Ale-historia-Klient-sam-odkryl-ze-firma-produkuje-falszywe-a33105

  3. Często sobie żartuję z osób „piszących doktorat z pierogów” – zazwyczaj to osoby, które stoją nad tymi zamrażarkami, tarasując całkowicie alejkę, i wnikliwie analizują, czy lepiej kupić pierogi bardzo-bardzo sztuczne, czy może bardzo sztuczne.

    Ale żartuję życzliwie, bo sama od kilku lat nałogowo czytam etykiety – nie tylko jedzenia, ale i kosmetyków. Już mnie nie zaskakuje cukier w kefirze, mielone mszyce w soku czy mleko w proszku we wszystkim (przy nietolerancji laktozy – bolesne rozczarowanie). Każdy produkt, którego nie znam, zawsze najpierw sprawdzam. Największym zaskoczeniem jest wciąż to, że produkty wiodących firm zazwyczaj mają dużo gorsze składy niż te tańsze, mniej znane.

    • Zależy co nazwać „wiodącą firmą”. Ja podałem przykład wafli, potentata na polskim rynku słodyczy, którego właściciel do niedawna zajmował się nawet składem surowcowym produktów i wyglądem opakowań. Firma na tyle się rozrosła, że właściciel musiał oddać władzę innym i od tej pory, skład się pogorszył. Ja, jakoś nie widzę, aby wielkie, międzynarodowe koncerny typu Nestle, Mondelez, Unilever czy Mars tak oszukiwały, jeśli już, to firmy duże lub średnie. Małe, muszą wyrobić sobie markę, więc nie mogą oszukiwać, mogą ciąć koszty w innych sferach, nie potrzebują marketingu, przerostu administracji, masy handlowców, kierowników, itd, całej infrastruktury. Nie jestem zwolennikiem molochów, ale jeśli jeśli mam wybrać produkt dużej lub średniej firmy, gdy nie ma możliwości wybrać jakiejś małej, lokalnej, to wolę koncerniak. Taki ma, przynajmniej efekt skali, więc surowiec kupuje w wielkich ilościach, nie musi na nich oszukiwać. Najgorsze są firmy średnie lub duże, które muszą walczyć o rynek z tymi małymi i wielkimi molochami. Zamiast szukać oszczędności w innowacji, logistyce, itp, oszczędzają na surowcach lub pracownikach.

      • Akurat określenie „wiodąca” jest raczej zrozumiałe – chodzi mi o najbardziej znane marki. Nie chciałam podawać przykładów, ale widzę, że to będzie potrzebne.

        Spróbuj znaleźć dobry produkt w ofercie Danone – bez żelatyny, mleka w proszku, skrobi, gumy arabskiej, mielonych mszyc. W najlepszym razie znajdziesz coś najwyżej znośnego, co będzie dwukrotnie droższe od identycznego produktu jakiejś lokalnej, niewielkiej marki. Spójrz na skład Milki czy serka Philadelphia i porównaj z mleczną czekoladą z dowolnego dyskontu czy z identycznym serkiem. Takie przykłady można mnożyć.

        Nie wiem, jakiej wielkości są firmy produkujące różne rzeczy, natomiast dostrzegam korelację między poziomem rozpoznawalności marki a jakością jej produktów. Na dziale spożywczym rozpoznawalność to kiepska jakość.

  4. Kamila Grześkowiak, nie wiem, skąd jesteś, ja z Krakowa. Dobre pieczywo robi Piekarnia Mojego Taty i piekarnia Grzegorza Krupy (ich chleb Grześkowy jest naprawdę świetny!). Niezły nabiał (jogurty, serki, kefiry itp.) kupisz w Lidlu i Kauflandzie – ich marki własne mają bardzo dobre składy, zazwyczaj to po prostu mleko i konieczne dodatki. W Lidlu także są niezłe dżemy i niektóre wędliny.

    Poza tym – trzeba się przestawić na pewien rodzaj produktów. Jeśli jogurt, to naturalny, jeśli czekolada, to gorzka i nie nadziewana, jeśli wędliny, to te droższe, jeśli parówki, to żadne 😉

    • Pani chyba nie wie co mówi. Kupowanie serków z dyskontu, szczególnie niemieckiego, który rzuca dla Europy Wschodniej, jakieś ochłapy, nie jest chyba dobrym wyjściem. Fakt, jak poczyta się skład niektórych produktów, np. tych z Niemiec, to może aż tak tragicznie. Wątpię aby to było polskie mleko, skoro nawet masło mają z Czech, wędliny także. Lidl to całkowite zaprzeczenie lokalizmu, chodzę tam tylko, z ciekawości, gdy chce „trochę się pogermanizować” i zjeść np. niemiecki jogurt BIO, względnie czeskie chipsy (notabene, dużo lepsze niż te z Polski czy Niemiec).
      W kwestii serków, świetne robią zakłady mleczarskie w Lubelskim, np. Bieluch z Chełma, tyle, że pewnie niedostępne w Małopolsce. Serki topione, to generalnie rzecz biorąc, tablica mendelejewa, chyba, że chodzi o serki niemieckie typu Hochland, z niemieckiego mleka, zresztą, firma się do tego przyznała. Ale w Lidlu, znalazłem dobre sery topione, praktycznie bez tych dodatków, robi to POLSER czy jakoś tak, na Podlasiu, ale to jest oddział francuskiej firmy Lactalis, tej co robi sery President.
      Osobiscie uważam, że akurat Polska Wschodnia ma pod tym względem lepiej niż reszta kraju, jest więcej małych gospodarstw, daleko do Niemiec czy Europy Zachodniej, mało więc chłamu od nich, więcej polskich sklepów, typu Stokrotka, Aldik (teraz to litewska Maxima, ale charakter pozostał polski), Społem, itd. W takich sklepach łatwiej o lokalny produkt. Niestety, ale Polska Dyskontowa to właśnie Polska chemii i chłamu.

  5. Pani Kamilo, póki co – podążać za wskazówkami serii Smuklej do lata oraz skorzystać z cennych rad Olgi z Eksribicjonizmu kontrolowanego. Jednak już wkrótce Krytyk będzie bardziej szczegółowo informował, jak żyć. Wyrtrwajcie! 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―