Lekcje Smaku: 8. Granice eksperymentu

Czyli o zaskakiwaniu kulinarnymi niespodziankami

Lekcje Smaku: 8. Granice eksperymentu

Hrabia Mary-Jan Puzdro-Puginałł przeglądał się w lustrze, pozwalając ekipie programu na ostatnie poprawki makijażu. Odziani w pasiaste kostiumy uczestnicy stali już na stanowiskach, pozostali członkowie jury przygotowywali się do zajęcia miejsc za wielkim stołem. Dźwiękowcy krzątali się po sali, sprawdzając mikrofony. – Trochę się dziwię – odezwał się Puzdro-Puginałł do poddającego się ekspresowemu peelingowi kosmetycznemu pumeksem Eu’Stachego – że producentka wybrała akurat ten lokal. Zupełnie mi się tu nie podoba. – Co ja mam powiedzieć – westchnął Eu’Stachy – nie dość, że się tu strułem, to jeszcze wdałem się w nieprzyjemną sytuację z Niną Strych. – O tak – zgodził się hrabia, ściągając usta w gotowości na ostanie muśnięcie telewizyjnym błyszczykiem. – Nie wątpię, że rolę tu odegrały pieniądze, duże pieniądze!

Wątpliwości obu panów rozwiała wkrótce Anetta Ściemniewicz, producentka programu, która tuż obok rozpoczęła nagranie wypowiedzi dla kanału telewizyjnego, w którym program miał być emitowany. – „Kuchenny blef, czyli ja to pieprzę” – rozpoczęła wypowiedź, krotochwilnie przechylając głowę z prawej strony na lewą i odwrotnie – to zupełnie nowy format na naszym rynku. Uważam, że to program z misją, bo jego uczestnicy to osadzeni z zakładu karnego, którzy dostają w programie swoją drugą szansę. – Ten program to genialne połączenie wartości społecznych i rozrywkowych – włączył się kierownik zakładu karnego, wąsaty jegomość, który swoją wypowiedź postanowił odczytać z kartki – dla naszych skazanych to element resocjalizacji a dla widzów źródło doskonałej jakości naturalnych emocji ilustrowanych nietuzinkowymi przepisami kulinarnymi. – Nasz program kręcimy tu, w gościnnych progach bistro „Ciupa” – dodała Anetta Ściemniewicz, przejmując mikrofon – które od lat stanowi bezpieczną przystań dla osadzonych, zapewniając im domowy catering. – Stop, no co jest? – wypowiedź Anetty-Ściemniewicz nagle przerwał głos reżysera – Mam w kadrze kopertę!

Więzienie
fot. Joseph Kranak

– Chciałam dyskwetniej, pani kiewowniczko, ale mówiła pani, żeby do 15.00, a jest już pięć po – przepraszającym tonem objaśniła Nina Strych, której tonaż dodatkowo powiększała obszerna tunika w kwiaty oraz obfity woal kilkukrotnie owinięty wokół szyi. Stylizacji dopełniała ogromna ilość złotych bransolet, potężna kolia z wisiorem ze zdjęciem przodka oraz powiększająca obrys głowy trwała ondulacja. Anetta-Ściemniewicz przejęła kopertę, oświadczając donośnie, aby każdy mógł usłyszeć – Dziękuję pani za dwa egzemplarze podpisanej umowy wynajęcia osadzonych, które odebrała pani od kierownika zakładu karnego wczoraj i przez roztargnienie przyniosła mi dopiero dzisiaj! – po czym zwróciła się do reżysera, pozostawiając kierownika zakładu karnego ze zdziwieniem na twarzy – nie ma czasu, wytniesz, musimy już zaczynać.

Pani
fot. Tomek Augustyn

Uczestnicy zaczęli przygotowywać potrawy. Anetta Ściemniewicz ustawiła się z kamerą przy jednym z nich, aby kontynuować nagrywanie materiału do reportażu. Aby nabrać powagi medialnej, wydęła lekko usta, które modelował kwas hialuronowy i liposukcja podbródka, grzecznościowo wykonana w klinice zarządzanej przez hrabiego. – Uczestnicy konkurują o nagrodę główną, czyli przedterminowe zwolnienie. Ich zadaniem jest przygotowanie jak najgorszego posiłku. Jest też nagroda pieniężna. Wygrywa ją ten, kto przygotuje danie tak ohydne, że jurorzy odmówią jego degustacji – objaśniała do kamery. – W gronie jurorów jest pan hrabia Mary-Jan Puzdro-Puginałł z pomocnikiem degustacyjnym baronem Eu’Stachym Poćwierć-Póchaczem, jest też Jaromir Pic, znany importer odzieży sortowanej „Ciarki szafiarki”, jest Krystyna Gizmo, ceniona danserka scen nocnych, słowem doborowy garnitur wyjątkowych znawców smaków!

kajdanki
fot. .v1ctor Casale.

Gdy kamerzysta najechał na ręce jednego z uczestników, wypowiedź Anetty ponownie przerwał reżyser – Zdjąć mu te kajdanki, na miłość boską! – zaordynował – albo dać plastiki, bo refleksy łapię na podglądzie! – Zdjąć kajdanki wszystkim osadzonym! – bez wahania zaordynował kierownik zakładu karnego, korzystając z ogólnego systemu nagłośnienia więzienia, po czym, sądząc, że wyłączył system, dodał szeptem – są media, są gwiazdy, niech wszyscy wiedzą, że mam ten gest…

karaluchy
fot. Malkith

– Co pan przygotowuje? – zapytała Anetta Ściemniewicz jednego z uczestników, gdy ten został już pozbawiony krępujących go ograniczeń. – Karaluchy w karmelu z niedossanych dropsów – ochrypłym głosem odparł mocno wytatuowany uczestnik. – Świetnie! – ucieszyła się Anetta – a skąd pomysł? – Z celi – odparł niechętnie uczestnik, głośno pociągając nosem – prześladują mnie od dwóch lat, to połapałem w słoiki! – Proszę państwa, oto uczestnicy i ich życiowa prawda – wykrzyknęła radośnie Anetta Ściemniewicz – Oto gotowanie, które stanowi dla nich swoiste katharsis! Oto składniki, które sami zbierają w najbliższym otoczeniu! Oto autentyczna kuchnia miejsca i produktu!

Po kwadransie mozolnych prac kulinarnych, uczestnicy ogłosili gotowość do poddania się ocenie. Aby uprzyjemnić jurorom zadanie, osadzeni odśpiewali pod batutą egzaltującego się doniosłością chwili kierownika zakładu karnego wiązankę piosenek więziennych. W tym czasie na stole jurorskim pojawiły się dania do oceny. Pierwsze, karaluchy w karmelu z niedojedzonych dropsów, przeszło prawie bez echa, a to za sprawą roztargnienia pomocnika technicznego. Przez pomyłkę poinformował on jurorów, że degustują czipsy o smaku puree ze smalcem, bo zamiast kartki z nazwą dania chwycił przepis Anetty Ściemniewicz, o jaki poprosiła szefa kuchni Balansowni Smaku. Niedociągnięcie nadrobił jednak skrupulatnie, podając poprawną nazwę dania już po degustacji, czym wywołał poruszenie i harmider u wszystkich poza hrabią, który zamiast degustować potrawy, popijał koniak.

Przesłuchanie
fot. Kuba Bożanowski

Konsternacja miała charakter chwilowy. Anetta Ściemniewicz błyskawicznie wyjaśniła koncepcję dania i jego charakter, podkreślając związki ze stołeczną fascynacją insektami. Szybko przeszła do prezentacji dania kolejnego uczestnika – krowich placków. Konsternacja w tym przypadku potrwała nieco dłużej, bo ustalenie dokładnego składu tych placków wymagało oficjalnego przesłuchania uczestnika przez samego kierownika zakładu karnego z użyciem dwustuwatowej lampy i wiązało się ze sporządzeniem notatki służbowej. Gdy tylko okazało się, że danie wykonano z siana wyciągniętego ze starego więziennego materaca, a połączono zbieranymi przez lata wyparzonymi fusami więziennego czaju, komisja odetchnęła z ulgą. Posypały się brawa i wyrazy uznania za poziom ekologicznej świadomości uczestnika i silny związek potrawy z miejscem jej pochodzenia. Problem pojawił się ponownie przy końskich pączkach, ale ustalenie ich autora okazało się utrudnione. Zniknął.

– Jak to nigdzie go nie ma? – krzyczał kierownik zakładu karnego, biegając po sali i szarpiąc się za włosy – To znany w całym kraju złodziej precjozów i maniak seksualny! On nie ma prawa zniknąć! Będę skończony!

kluczyki samochodowe
fot. Yuya Tamai

Niewielką przestrzeń „Ciupy” wypełnił tumult, z którego po chwili wyłoniła się Nina Strych – Moje dwogie figi! – wrzeszczała, wymachując rękoma – zdobione szafiwami i złotą nitką, pamiątka po stwyjence! – kontynuowała, krzycząc wniebogłosy w kierunku Eu’Stachego – Panie bawonie, one miały być dla pana, dla pana! Ktoś mi je ukwardł i co mam panu pokazać? – desperowała. Gdy udało się jej przykuć uwagę barona, momentalnie opanowała emocje, ostentacyjnie unosząc przed nim swoją kwiecistą suknię i przez chwilę stawiając barona w wyjątkowo niezręcznej sytuacji.

W krępującej pozycji Nina Strych pozostała jednak niedługo, bo już po chwili, popchnięta przez wytaczającą się spod stołu Krystynę Gizmo, tuszy jeszcze obfitszej, runęła prosto pod nogi barona. Teraz larum podniosła powstająca z ziemi Krystyna Gizmo, która gorączkowo poszukiwała tytanowej szczęki, którą, jako zapasową, rzekomo przechowywała w torebce. Do grupy poszkodowanych dołączył również Jaromir Pic. Nie mógł doszukać się trzech złotych zegarków, które założył specjalnie na nagranie programu, aby – jak wyjaśniał wszystkim wokół – dokładniej orientować się, która jest godzina. Niepokojom nie było końca. Dość powiedzieć, że sam hrabia Puzdro-Puginałł zaczął poszukiwać kluczyków do swojego astona martina.

Wkrótce na sali zapanował totalny rozgardiasz. Zniecierpliwiona zamieszaniem Anetta Ściemniewicz zwróciła się do swojej ekipy – Dobra, zwijamy się, materiał mamy, doda się oklaski i przebitki i będzie git – rzuciła reżyserowi, ale ten pobladł – No ja pierniczę, nie mam kamery! – powiedział, gdy salę przeszył rozpaczliwy krzyk Eu’Stachego – Jaromir Pic i Krystyna Gizmo leżą martwi!

Podróz soczysta berlinsko-paryska - danie główne - Le Procope

Kulinarne eksperymenty ponad miarę nie zawsze kończą się tak nieprzyjemnie, ale jeśli zamierzamy eksperymentować w kuchni, warto pamiętać o kilku prostych, acz kluczowych zasadach. Po pierwsze weźmy pod uwagę, kogo będziemy gościć i uszanujmy ich zwyczaje żywieniowe. Jeśli wiemy, że biesiadnicy mają jakieś gastronomiczne fobie, nie starajmy się przełamywać ich uprzedzeń na siłę. Pamiętajmy, że nie muszą być one przejawem preferencji a mogą wynikać ze względów ideologicznych, religijnych a nawet zdrowotnych.

Jeśli niechęć niektórych biesiadników do określonych składników lub połączeń smakowych wynika z obiektywnie irracjonalnych uprzedzeń (odcinek 6 o uprzedzeniach), na przykład z doświadczeń z dzieciństwa albo ze stereotypowego postrzegania niektórych kompozycji, możne pokusić się o próbę zmiany takich stereotypów. Należy jednak o tym wyraźnie uprzedzić biesiadników, aby mieli oni świadomość, że poddają się próbie. Dobrze przeprowadzone łamanie uprzedzeń przynosi zaskakująco dobre rezultaty. Na moim koncie mam nawrócenia na wytrawne wino, warzywne tarty, dania z ryb oraz składniki często uważane za obrzydliwe: cebulę, marchew i czosnek.

Lipcowa przejażdżka kulinarna - wywiad Krytyka Kulinarnego Artura Michny w Radio Plus

Krytyk kulinarny radzi:
Trudno ustalić wyraźną granicę kulinarnego eksperymentu. Można jednak bezpiecznie założyć, że wszelkie eksperymenty, którymi zamierzamy się dzielić z gośćmi, powinny mieścić się w ramach kulturowych, które dotyczą tych gości. Kuchnia to nie arena cyrkowa a przy stole nie należy epatować gości skrajnymi emocjami. Polacy nie będą tolerowali dań z owadów, bo się ich brzydzą, ani też dań ze zwierząt domowych, bo je kochają. Podobne emocje odrazy i obrzydzenia wywołują u niektórych nacji tradycyjne polskie kiszonki – kapusta czy ogórki, które przez narody niezaznajomione z techniką kiszenia uważane są za zgniłe. Pamiętajmy, że kuchnia w każdym wymiarze warunkowana jest kulturowo i nie zawsze to, co smakuje nam, musi smakować naszym gościom. To, czy nasi goście porzucą swoje kulinarne uprzedzenia, czy raczej je pogłębią, zależy od naszej wrażliwości kulturowej, inteligencji emocjonalnej, a przede wszystkim od umiejętności kulinarnych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―