Z Francji do Polski przez Szwajcarię, Niemcy i Luksemburg – taką drogą przebył Michel Moran, zanim otworzył własną restaurację w Warszawie. Swoją kulinarną filozofię zilustrował daniami z wydanej właśnie książki, które miałem okazję próbować podczas przygotowanej w Bistro de Paris kolacji.
Michela Morana szersza widownia zna z programu Masterchef, w którym, u boku Magdy Gessler i Ani Starmach, pełni funkcję jurora. Widzowie stacji TVN mieli go też okazję oglądać w krótkich codziennych programach kulinarnych emitowanych wieczorem przed „Faktami”. Na co dzień Michel Moran prowadzi w Warszawie Bistro de Paris. Na rynku pojawiła się jego pierwsza książka, a zatem wielbiciele kuchni Michela Morana mogą jeszcze dokładniej poznać jego kulinarne sekrety.
„Moje Smaki” to zbiór przepisów poprzedzony krótką opowieścią o kulinarnych doświadczeniach autora. Michel Moran prezentuje w niej grubo ponad setkę przepisów, z których większość to proste receptury, które bez większych trudności da się przygotować w domowej kuchni. W książce znajdziemy też i propozycje wymagające nieco więcej czasu i umiejętności, jak choćby przepis na budyń z parmezanu, jajka w koszulkach w sosie meurette, szarlotkę z dwóch łososi czy parmentier z ogona wołowego. Na deser Michel Moran proponuje bezową tartę cytrynową, flan kokosowy z marakują, mrożony nugat, gruszki w czekoladzie oraz owocowe lody, musy i ciasta. Choć „Moje Smaki” zdradzają silne związki autora z kuchnią francuską, Michel Moran nie ogranicza się do tylko do tej stylistyki kulinarnej. Sam określa swoją kuchnię jako zestawienie różnych tradycji kuchni europejskich. Nic dziwnego, wszak wychował się we Francji, a jego rodzice pochodzą z Hiszpanii.
Aby jak najwyraźniej zarysować swoją filozofię gotowania, Michel Moran wydał specjalną kolację. Podane potrawy miały zilustrować to, co dla Michela jest w kuchni najważniejsze: świeżość i sezonowość składników, wyrazistość i harmonia smaku oraz inspiracja tradycją kuchni europejskich.
Cóż zatem pojawiło się na stołach? Na początek spróbowałem andaluzyjskiego gazpacho z oddzielnie podanymi drobno siekanymi warzywami. Następnie sięgnąłem po zimne przekąski. Spróbowałem nieco delikatnej teryny z łososia, odrobinę sałatki z wędzonego kurczaka, prażonych migdałów i melona oraz tatara z kaczej piersi z pieprzem syczuańskim, który zasmakował mi najbardziej. Macerowana w morskiej soli i grubo siekana pierś kaczki doskonale wypadła w towarzystwie tłuczonego pieprzu, korniszonów, oliwy i octu balsamicznego i kilkukrotnie zagościła na moim talerzu.
Spotkanie z kaczką kontynuowałem w części poświęconej daniom głównym. Tym razem pierś przesmażono i podano na słodko, z sosem miodowo-mandarynkowym. Była też francuska odpowiedź na wołowy gulasz, czyli boeuf bourguignon oraz dwie potrawy z ryb: łososiowo-porowe lasagne i okoń morski w winogronach i karmelizowanej cykorii, który szczególnie przypadł mi do gustu. Ryba miała wzorowo chrupiącą skórkę i była doskonale doprawiona, a sos winogronowy świetnie harmonizował z karmelizowaną cykorią. Nic dziwnego, że okoń morski w winogronach gościł na moim talerzu równie często jak wcześniej tatar z kaczki.
Wreszcie nadszedł czas na desery. Michel Moran zaproponował waniliowy creme brulee, panna cottę z sosem truskawkowym z nutą kardamonu, mrożony krem truskawkowy oraz dwa musy czekoladowe: jeden aromatyzowany naparem z Earl Grey a drugi z sosem crème anglaise.
Michel Moran podkreślał, że przepisy to tylko źródła inspiracji a kuchnia to pole do tworzenia. Zachęcał do kreatywności w kuchni, modyfikowania przepisów i poszukiwania własnego kulinarnego stylu. W bezpośrednim kontakcie okazał się człowiekiem wielce sympatycznym i towarzyskim. Zachowywał dystans do swojego sukcesu i wręcz czerwienił się, gdy podchodzący po autografy goście zwracali się do niego „mistrzu”. – Nie jestem mistrz, jestem Michel – objaśniał, cierpliwie podpisując książki.
Osobiście uważam tego Pana za najciekawszego i najprzyjemniejszego, spośród wszystkich „importowanych” kucharzy. Co prawda Doradca Smaku teraz jest na TVP 1 i prowadzi go Sowa (i robi to równie dobrze co i Moran), to te krótkie odcinki były przyjemne, na pewno dużo ciekawsze niż ta głupia paplanina w stylu innych gotujących na ekranie. I to mi się podoba, Moran, obok Sowy to mój ulubiony „gotujący na ekranie”, przede wszystkim jest konkretny, mówi krótko i na temat, nie zajmuje się pierdołami, które z jedzeniem nie mają nic wspólnego. Takie osoby powinno się promować, a nie cały czas tych gawędziarzy, co 15 minut paplą o pierdołach, a w przerwach zakręcą łyżką w garnku czy poruszają nadgarskiem trzymając patelnię.
No i cieszy, patrząc po ostatnim zdaniu, że jest normalny, nie bryluje, nie robi z siebie „mega-gwiazdy”, pokora i skromność, pierwsza klasa. Dobrze by było, aby ludzie w Polsce też się podobnie zachowywali, więcej naturalności, a mnie zadęcia oraz „kija w tyłku”.
🙂