Gwiazdka jest jedna, ale Magda Gessler też

Dyskusja o kuchni u Tomasza Lisa? Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył. A jednak – w ostatnim programie naprzeciw siebie zasiedli: najlepszy polski restaurator Wojciech Modest Amaro i najpopularniejsza polska restauratorka Magda Gessler. A gdy wielcy stają twarzą w twarz, trzeba się liczyć ze starciem tytanów.

Na pierwszy rzut oka rozmowa o burakach w programie słynącym z burzliwych debat politycznych dziwi. Niemniej jeśli wziąć pod uwagę, że na konkurencyjnym kanale akurat emitowano mrożące w żyłach materiały smoleńskie, zadziwienie może ustąpić miejsca zrozumieniu. Co jednak uczynić, aby widz programu, w którym debata kulinarna do tej pory nie wykraczała poza społeczny aspekt szczawiu i mirabelki, zechciał wytrwać przed ekranem? Utrzymać lubianą przez widzów konwencję sporu.

Magda Gessler i Wojciech Modest Amaro u Tomasza Lisa

Zaproszono więc dwie najbardziej rozpoznawalne postaci polskiej sceny kulinarnej i usadzono je naprzeciw siebie. Kwestia minut i właściwa programowi atmosfera politycznej dyskusji błyskawicznie zainfekowała jego uczestników, a debata o tradycyjno-dietetycznych aspektach polskiej kuchni szybko przerodziła się w ideologiczny spór na ostre miecze z tematem gdzieś daleko w tle. Liczba przytyków ad personam, charakterystycznych mruknięć z jednej strony i odburknięć z drugiej, rosła wraz z upływem antenowego czasu. Czegóż się jednak spodziewać, skoro o kuchni dyskutowano na dwóch różnych płaszczyznach: wysublimowanej i twórczej kuchni dla wymagających i swojskiej tradycji dla szerszego odbiorcy. Te płaszczyzny nigdy się nie spotkają, nie da się między nimi ustalić relacji nadrzędności, choć duch takiego ustalania był w dyskusji silnie wyczuwalny. Mimo wszystko program jako taki należy uznać za udany i to wcale nie ze względu na merytoryczną wagę dyskusji, a na zainteresowanie sprawą kuchni polskiej szerokiego grona odbiorców.

Owszem, widz bez wątpienia odnotował postulaty ku naprawie polskiej kuchni Wojciecha Modesta Amaro, a w szczególności apel o upowszechnienie edukacji kulinarnej w Polsce. Z pewnością zwrócił też uwagę na zachęty Magdy Gessler do poświęcania zakupom większej uwagi i wnikliwego czytania etykiet. Najważniejsze jednak jest to, że widzowie zostali zainfekowani tematem, co więcej, poczuli wręcz niedosyt, a to znaczy, że problem nie jest im obojętny.

Niedosyt poczuli też i sami goście programu. Wojciech Modest Amaro opublikował na swoim blogu poprogramowe przemyślenia na temat polskiej kuchni. Magda Gessler zaś rozwinęła swój pomysł powołania Ministerstwa Żywienia, które miałoby zająć się ochroną polskiego konsumenta przed skażoną żywnością.

Gwiazdka jest jedna, Magda Gessler też - zawód kucharz ("Zawód na talrzu")

Niemniej batalia na rzecz naprawy polskiej kuchni i tak już ruszyła i powoli rozgrywa się na naszych oczach. Następnego dnia po programie Tomasza Lisa obejrzałem reportaż na temat kształtującej się mody na gotowanie w Polsce i rosnącego statusu zawodu kucharza  W reportażu podano, że na jedzenie poza domem wydajemy nieco ponad 20 zł na osobę rocznie, z roku na rok coraz mniej, a do jedzenia w restauracjach przyznaje się tylko 30 procent Polaków. Dlaczego? Wcale nie z biedy, wprost przeciwnie, z rosnącej świadomości tego, co jemy. Jasne, nie wszyscy i nie zawsze, ale sporo i coraz częściej. Jednym z dowodów na rosnącą świadomość kulinarną Polaków są przeróżne rynki i bazary z produktami eko, bio i prosto od producenta, które zaczynają pojawiać się w dużych miastach. Ich oferta, przecież wcale nie dyskontowa, cieszy się ogromnym zainteresowaniem klientów.

Torcik makowy - Metamorfoza

Pojawia się też coraz więcej restauracji, których ideą fix jest nie tylko przywiązywanie wagi do jakości surowca ale i do świadomości jego pochodzenia. Kilka tygodni temu pisałem o gdańskiej restauracji Metamorfoza, która jest jednym z przykładów. Mają kapłony z własnej hodowli, jaja od własnych zielononóżek, chleb od zaprzyjaźnionego rzemieślnika. Kilka dni temu gościłem w warszawskim Lokal.Bistro, prostej knajpie na Krakowskim Przedmieściu. Także i tu stawiają na świadomość pochodzenia surowców, nie korzystają z przemysłowych półproduktów, a wyroby gotowe, jak wędliny, piwo, wino czy cydr, pozyskują od zaprzyjaźnionych niszowych producentów.

Gwiazdka jest jednak, Magda Gessler też - burger - restauracja Lokal.Bistro (Warszawa)

Sztandarowe pozycje w menu Lokal.Bistro to domowe burgery, które w całości powstają w miejscowej kuchni, a wołowina do ich przygotowania pochodzi od sprawdzonego hodowcy. Kucharze robią też na miejscu majonez, masło i pieką chleb i choć walory owego masła pozostawiają nieco do życzenia, a chleb podano mi tam mocno czerstwy, to jednak chwała im za trud, zwłaszcza że jakością pieczywa obiecali zająć się natychmiast.

Gwiazdka jest jednak, Magda Gessler też - Kumpiak - restauracja Lokal.Bistro (Warszawa)

Niemniej Lokal.Bistro zapamiętałem przede wszystkim dzięki plastrom kumpiaka z Podlasia podawanego tu ze swojskimi marynatami. Tak aromatycznej wędzonki, tak dostojnie dojrzałej i tak wielce szlachetnej, dawno nie jadłem. Do kumpiaka wypiłem szklaneczkę cydru z Ignacowa. Jednak gdzieś w Polsce ktoś produkuje cydr! Zjadłem też domowego burgera, do którego podano mi kieliszek krągłego i miękkiego carmenere z merlotem, kupażu specjalnie przygotowywanego dla Lokal.Bistro w zaprzyjaźnionej włoskiej winnicy.

Gwiazdka jest jednak, Magda Gessler też - Cydr - restauracja Lokal.Bistro (Warszawa)

Polska kuchnia potrzebuje przede wszystkim wymagającego i świadomego konsumenta. Póki co trzeba go wybudzać, rozbudzać i pobudzać. Każda okazja po temu jest dobra, program Tomasza Lisa również. Aura lekkiego skandalu jest przy tej okazji wręcz pożądana, bo rozbudza emocje. Nie miejmy aurze za złe tego, że jest, złość to po próżnicy.

Wszak gwiazdka jest jedna, ale Magda Gessler też.

  1. Świetny artykuł, kompletne przeciwieństwo poprzedniego. Właśnie takie rzeczy trzeba ludziom przypominać. Wniosek z tej „dyskusji” jest taki, że trzeba umieć pogodzić różne pomysły, dla wspólnego celu. Rację miał przecież i ten pan i ta pani, konflikt był sztuczny i zapewne celowy. Sam pisałem wielokrotnie o tym, że edukacja to podstawa, a zamiast popularyzacji jedzenia poza domem, trzeba popularyzować wiedzę spożywczo-kulinarną, tak, aby móc sobie samemu w domu przyrządzić coś dobrego, zaczynając od najprostszych rzeczy. Kumpiak podlaski jadłem, cydr/jabłecznik od rolnika ze Świętokrzyskiego piłem, ale muszę stwierdzić, że kumpiak można kupić w markecie od jakiegoś tam producenta, chociaż na pewno nie ten oryginalny i tradycyjnie wytwarzany, chociaż ten dobry. Produkcja cydru natomiast jest promowana przez jakiegoś posła z PSL, który słusznie mówi, że powinien ruszyć jakiś program wsparcia. Sam myślałem nad produkcją w warunkach wiejskich, ale okazuje się, że jabłka, których w Polsce, od groma, za bardzo się do produkcji nie nadają. Po prostu, polskie jabłka są zbyt deserowe, za mało winne, ale to jest kwestią położenia geograficznego Polski, z dala od klimatu morskiego i bardziej umiarkowanego (klimat morski, sprzyja tym odmianom jabłek, które powszechnie używa się do produkcji cydrów w Anglii, Irlandii czy Francji).
    Ważne by było, aby ludzie sami zaczęli wytwarzać żywność i produkować różnego rodzaju produkty, w małej skali. To mogą być nawet chipsy lub słodycze. Niestety, na razie, społeczeństwo jest za biedne, by popyt na takie produkty był masowy.

  2. Magda Gessler rozwinęła swój pomysł na temat Ministerstwa Żywienia? A może był to pomysł Jamiego Oliviera sprzed wielu lat zwany Ministry of Food?
    Niestety nie mogę być obojętny wobec postawy Pani Magdy, która nie pierwszy raz śpiewa swoim głosem nie swoje piosenki.

    Pozdrawiam

    • Nie zgodzę się. W WB, nie ma ministerstw, a departamenty, więc gdyby Oliverowi faktycznie chodziło o coś takiego, to nazwał by to Department of Food. To była typowa nazwa komercyjna dla programu. Gessler oczywiście wypsnęło się to i to ze zdecydowaną przesadą. Ktoś ostatnio proponował, Ministerstwo Szczęscia (chyba Balcerowicz), w odpowiedzi na jakiś, równie idiotyczny pomysł. Polsce nie potrzeba ministerstw czy nowych urzędów, a zwyczajnego powrotu do zajęć kulinarnych w szkole, jakie były,za moich czasów, na Technice, w podstawówce. Można by to rozszerzyć i dać do gimnazjum, np. w 3 klasie, gdy człowiek faktycznie może zacząć samemu gotować, na własne potrzeby.
      Mi by wystarczyło jakieś konsumenckie pismo, w stylu Stiftung Warentest z Niemiec, gdzie można by poczytać testy jakichś produktów dostępnych na rynku. Do tego, taki program jak Occhio Alla Spesa z Włoch by się też przydał, gdzie przez 30-45 minut dyskutowano by np. o mydle i powidle, jego zastosowaniach, jakie wybierać, na co patrzeć, można by, wzorem tego programu, porównywać ceny w sklepach, w różnych miejscach kraju. Myślę, że kiedyś coś takiego będzie, bo na razie, ludzie z mediów się boją, aby nie podpaść wielkim sklepom i producentom, które przecież mocno się reklamują w mediach. Obsmarowywanie Lidla, Biedronki czy Tesco albo Unilevera, Nestle czy Kraft Foods, na pewno by nie przeszło, bez wpływu na wpływy z reklamy.

  3. Życzę Pani Gessler aby przedewszystkim zajęła się swoimi restauracjami które charakteryzują się wszystkimi negatywnymi cechami obserwowanymi na rynku , dopiero wtedy niech zabierze głos co do swiata kulinarnego ale wtedy i tak nadal nie będzie miała pojęcia o kuchni .

  4. Dyskusja w mediach o gastronomii w tym biednym kraju, przypomina anegdotyczną już „dyskusję” zarządu stoczni, czy do chrztu statku użyć Dom Perignon czy też Sowieckoje Igristoje!
    Jest to temat, problem jak……..Ocean Spokojny. Dopóki podwodne trzęsienie nie wywoła Tsunami!
    Pan Lis uznał, że w ramach jego umiejetności leży przepytanie znanych postaci z kręgów gastronomii, przepytanie tym trudniejsze, że w 23 minuty można ledwo sformułować jeden z wielu problemów. Jasna sprawa, pan Lis nie jest, nigdy nie byl i chyba nie będzie starał się zgłębić żadnego problemu. Nadaje napuszonym tekstem, stara się sprawiać wrażenie refleksyjnej głębi, myśli geniuszem błyszczącej, no……ewentualnie proby przybliżenia tępemu widzo-sluchaczowi zawiłości czegoś tam. Możliwe, że ten „wywiad” miał być przyczynkiem, prowokacją do ogólnonarodowej dyskusji nad poprawą wszystkiego, co wiąże się z szeroko pojętym odżywianiem ludności tego biednego kraju! No….chwila, a będziemy mieli nowe ministerstwa!
    Pani Magda Gessler tradycyjnie już i analogicznie do swoich „Obstrukcji Kulinarnych”, poza egzaltacją celebrytki saloników warszawskich nie potrafi powiedzieć jednego sensownego zdania. Te utarte komunały, wygłaszane z wiarą ich wielkości i mądrości może i robia na kimś wrażenie, na pewno na ludziach z branży, autentycznych zawodowcach – nie robią!
    Pan Wojciech M. Amaro, niewątpliwie kucharzem bardzo dobrym, kreatywnym, poszukującym jest. Zdecydowanie nie daje sobie rady w tak cienkiej dyskusji u Lisa. Natomiast, przeczytawszy konkluzje poprogramowe na jego blogu, nasunęło mi się pleśniejące juz porzekadlo o wodzie sodowej gdzieś tam! Czy odejście pana Amaro, od realu Polaka Szaraka to niewiedza czy też dalece idąca alienacja z tego społeczeństwa?! Panie Amaro!
    Nie trzeba przejechać 60 000 km po Polsce, by dostać bardzo dobre produkty wyrosłe czy wychodowane na tej ziemi, rękoma Ludzi tu żyjących, znającymi doskonałe smaki mięs, wędlin, sera, mleka, marchwi, kartofla, kapusty. Niszczącej działalności sieci handlowych, polskie rolnictwo, bez wsparcia państwa, nie jest w stanie przetrwać i być producentem czystego produktu. W dużych aglomeracjach miejskich USA, kilogram marchwi w ogromnych sieciach kosztuje 15-25 centów, w sklepach ekologicznych 4 – 7 $. Spoleczeństwo bogate stać na marchew za 20 pln / kg. W Polsce, kilogram uczciwie czystej marchwi, dającej rolnikowi właściwy zysk powinien kształtować się w cenie 3 – 5 pln. Kto to kupi, poza nielicznymi?!
    Żeby nie przynudzać, boć temat rzeka i można tak z miesiąc, na zmianę z kupowaniem i gotowaniem!
    Program pana Lisa o jedzeniu zaliczam do smutnych, jak i samego celebryckiego pana Lisa!
    Temu facetowi wmówiono, że zna się na wszystkim, podobnie jak i pani Magdzie G.
    pozdrawiam

    • Podpisuje się pod tym, dodam tylko, że cieszę się, że w ogóle podjęto taką dyskusję. Nie uważam jednak za celowe pisanie o Stanach Zjednoczonych w jakimkolwiek kontekście. Skoro mamy coś porównywać, to porównujmy coś, z tej samej kategorii wagowej. Wiadomo, że w Ameryce jest wielki rynek i wielka konkurencja, 300 lat rozwoju kapitalizmu, stąd jest tam, tak, a nie inaczej. W USA są dopłaty do rolnictwa, ale 3-4 razy mniejsze niż w UE, bo innego typu jest tam produkcja rolna, podobnie jak innego rodzaju jest produkcja żywności. Amerykanin nie wie co oznaczenie geograficzne, produkt regionalny czy tradycyjny, chyba, że to dotyczy produktu rdzennie amerykańskiego czyli indiańskiego.
      Porównujmy się więc do podobnych sobie, do Czechów, Słowaków, Węgrów, Rumunów, nawet i Ukraińców czy Włochów. Ukraina jest wielkim producentem rolnym, który pewnie będzie jednym z największych na świecie producentów żywności, farmy tam, tak gigantyczne jak nigdzie w Europie, a mimo to, wiele rzeczy z owoców lub warzyw, droższe niż w Polsce.

    • Haha, dobry żart. Marna prowokacja, zresztą. Jeśli piszesz, drogie dziecko lub gimnazjalisto, na serio, to powinieneś/nnaś, iść do szkoły. Kuchnia RP (bo tak powinno się to określać, kuchnię RP, tworzy kuchnia polskich regionów oraz kuchnie mniejszości narodowych oraz obszarów, niegdyś zasiedlanych przez ludność polską, względnie należących do Korony/RP)jest jedną z największych, najbardziej urozmaiconych i najlepszych kuchni w tej części świata. W Europie jedynie Włochy, Włochy lub Francja, mogą się z nami równać, w Eurazji, jedynie Indie, Turcja, Rosja, Chiny lub Indonezja. W Afryce, jedynie Nigeria, w Amerykach, jedynie USA lub Meksyk. Czas przyjąć to, do wiadomości i wziąść się za jej promocję.

  5. Gdybym napisał „najlepszy szef kuchni” i dodał, ze tenże spotkał się z najpopularniejszą restauratorką, umniejszyłbym mu, albowiem pominąłbym tym samym fakt, iż poza prowadzeniem kuchni prowadzi własną restaurację, jest zatem restauratorem. Spotkał się zatem nie szef kuchni i restauratorka a dwoje restauratorów tyle że o różnych źródłach rozpoznawalności.

  6. Nieprawdopodobna zarozumiałość kuchareczków. Wydaje mi się, że lekceważą kuchnię domową, która jest w Polsce bardzo dobra, natomiast kuchni restauracji jest zawsze dość marnje jakości w porównaniu z tym, co gotują babcie i matki. Nie chodzę za często do restariracji, przede wszystkim dlatego, że rzadko jadłam tam dobrze i smacznie. Kilka moich ostatnioch wypadów z rodziną, skonczyły się tym, że rodzina stwierdziła, że woli moją kuchnię i niż nawet zachwalanych na mieście restauracji. Było tam drogo i niesmacznie. Od gospodyń na swiach, to pani gessler i pan modest mogliby się uczyć, drażni mnie opowiadanie pierdoł, że oni uzurpują sobie prawo do uczenia ludzi, co jest dobre. Do retauracji chodzę rzadko, a tych w których byłam ostatnio było niesmacznie (ganesz w Łodzi, pierogrania w łodzi, sushi w łodzi, okropnie, drogo i bardzo niesmacznie ).

    • Niech pani bardziej zwróci uwagę na swoje błędy ortograficzne niż u błędy u innych. Choć powiem wprost, że zgadzam się, tylko, że akurat pan Amaro to robi dobrze, problem, że takich jak on, jest po prostu zbyt mało.
      Pani chodzi o żenujący poziom jadłodalni w Polsce, celowo używam tego słowa, bo trudno w Polsce znaleźć prawdziwą restaurację. To prawda, ale powoli, powoli, poziom się podnosi, nie wszędzie, ale jednak. I akurat Gesslerowa jakiś tam, mały udział w tym mam, nie można jej zarzucić. Byłem właśnie na tygodniu w Ące, w Lublinie, którą ona tak zachwalała, zjadłem jakieś najprostsze danie, niedrogie wcale. I jestem zadowolony, bez fajerwerków, po prostu porządnie, zrobione, tak jak w powinno to wyglądać, „domowo”. I chyba „domowe” jedzenie powinno stać się częścią polskiej sztuki kulinarnej, podobnie jak to jest we Włoszech czy Grecji.
      Ale nie można też zabraniać, by rozwijały się u nas, chociażby sporadyczne, restauracje z wykwintną i drogą ofertą Nigdy w Polsce i tak tego nie będzie, bo nie ma takiej tradycji, ale parę „wysp luksusu” nie zaszkodzi, chociażby dla naszych nuworyszy.

      • Proszę wybaczyć, ale sam robię takie błedy, że szkoda gadać. Przyznaję, że w pisaniu na kartce nie robię takich błędów, a jak pisze na komputerze, przyznaje, szybko i bezzwrokowo, to robię bład na błedzie, zarówno po polsku jak i w innych językach. Dzisiaj na jednym z forów, napisałem, taki bład, że aż wstyd, wyszło, że obozy koncentracyjne i śmierci, zbudowali Polacy, potem musiałem odszczekiwać to. A to było wyłacznie jedno słowo.
        Pilnujmy się, to co piszemy, to nasza wizytówka.

  7. Nic nie zaciągnęłoby mnie do restauracji tych ludzi, może dlatego, że przekonałam się, że przechwalanie się takich pseudgwiazd kuchni, wiąże się z tym, że naprawdę nie mają niczego naprawdę smacznego do zaoferowania w ich restauracjach. Sztuki kulinarnej to oni mogliby się uczyć. P.s. restauracje są mało oblegane, bo to jest norma w Polsce – przeważnie jest niesmacznie i drogo. Tyle temacie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―