O topinamburze mówi się ostatnio coraz częściej, ba, odwołanie się do topinambura podczas spotkania kulinarnego zdaje się być nawet w dobrym tonie. Niewtajemniczeni w topinamburowe arkana biesiadnicy na rzucone od niechcenia słowo zazwyczaj ze znawstwem kiwają głowami, dla bezpieczeństwa decydując się uważać topinambur za nieznane co prawda ale interesująco brzmiące hasło branżowe pozycjonowane gdzieś pomiędzy mięsnym jeżem a Compendium Ferculorum.
W minionym tygodniu miałem okazję w końcu zobaczyć, jak rzeczony topinambur wygląda w rzeczywistości. Pojawił się on podczas Kociewskiej Bulwy – dorocznego konkursu na potrawę z ziemniaka. Koszyk z topinamburami przywiozły gospodynie z Borzechowa, gdzie, jak się dowiedziałem, rozpoczęto właśnie uprawę tego zapomnianego warzywa. Koszyk ustawiono nieco z boku, jeden topinambur nawet rozkrojono, skromnie zakładając, że niepozorna bulewka nie podoła przytłaczającej potędze silnie zakorzenionego w zbiorowej mentalności ziemniaka. Topinambur bowiem to roślina do ziemniaka łudząco podobna, niegdyś popularna na polskich stołach, dziś zapomniana, ot, taki swoisty praziemniak.
Księcia ziemniaka uznajemy dziś za nasze polskie warzywo, choć do Europy przywieźli je z Ameryki Południowej pierwsi zamorscy podróżnicy w XVI w. Na terytorium Polski rozpowszechniło się za czasów zaborów, kiedy to Fryderyk II Hohenzollern urzędowo nakazał jego szeroką uprawę, upatrując w podłużnych bulwach remedium na trawiący poddanych głód. Kulinarny poprzednik ziemniaka, topinambur, wydaje się dziś warzywem egzotycznym, choć do Europy trafił podobną drogą, jak i ziemniak, a nawet i w podobnym czasie. W przeciwieństwie do ziemniaka, którego początkowo uznano za rośliną ozdobną, topinambur szybko podbił podniebienia Europejczyków. Trafił też do Polski, gdzie okazał się warzywem wdzięcznym, któremu spodobał się nasz umiarkowany klimat. Gdy po latach w końcu odkryto, że ziemniak nie musi być trujący, a odpowiednio przygotowany jest nawet jadalny, a nadto łatwiejszy w uprawie i odporny na przechowywanie, o topinamburze zapomniano. Tak oto książę Ziemniak odebrał berło królowi Topinamburowi.
Tymczasem jest to warzywo smaczne, zdrowe i urodziwe. Jada się je zarówno na surowo, jak i po obróbce termicznej. Można z niego przygotowywać sałatki, zupy, przekąski, dania główne i desery – w tym nie ustępuje ziemniakowi. Surowy topinambur smakuje jak pozbawiona pazura rzodkiewka, zaś po ugotowaniu jego smak przypomina karczocha.
Pokusiłbym się nawet o śmiałe stwierdzenie, że w konkurencji smakowej prześciga ziemniaka, a to nie koniec jego zalet. Topinambur nie tylko nie tuczy, ale i pomaga utrzymać właściwą masę ciała. Zamiast skrobi zawiera bowiem wysoko cenioną przez dietetyków inulinę, która wpływa korzystnie na układ pokarmowy i pomaga zrzucić zbędne kilogramy. Zatem także i pod względem zdrowotnym topinambur zdaje się wyprzedzać swojego konkurenta, ziemniaka.
Topinambur fachowo nazywany jest słonecznikiem bulwiastym. Jesienią kwitnie masą ślicznych żółtych kwiatków przypominających małe słoneczniki i doskonale dekoruje ogrodowe płoty. Gdy po ubiegłotygodniowym konkursie bliżej zainteresowałem się fenomenem zapomnianego topinambura i przyjrzałem się tej roślinie bliżej, okazało się, że kępy słonecznika bulwiastego mam w moim własnym ogrodzie. Kwitną sobie niezobowiązująco koło płota w kącie ogrodu, chwiejąc się na boki i skutecznie zastępując marniejące słoneczniki. Jest zatem topinambur nie tylko smaczny i zdrowy, ale i dekoracyjny.
W ostatnich dniach w mediach słychać apele prawicowych sił politycznych, które zachęcają Polskę do pobudki. Nie są to z pewnością sprzyjające ziemniakowi kręgi stronników Hochenzollerna, a skoro tak, to pobudzający apel należy rozumieć jako kierowany także w stronę topinambura.
Królu Topinamburze, obudź się zatem i ty, czas odebrać swoje berło!
Topinambur królował przecież na naszym zgromadzeniu rok temu!
Jak na moj gust to surowy topinambur przypomina w smaku raczej ziarna slonecznika. Pewnie stad jego nazwa slonecznik bulwiasty. Co do gotowanego zgadzam sie, ze smakuje jak karczoch i stad pewnie jego angielska nazwa karczoch jerozolimski. Nawiazujac do tego koszyczka, chcialoby sie poowiedziac pelnego topnamburow, ale niestety:-) to nazywanie go ziemniakiem to czysty chwyt reklamowy.
żeby jeszcze ten Hochenzollern napisać poprawnie… to reszta bardzo ciekawa
Jest napisane poprawnie 🙂 To nazwisko piszemy przez „h”, które jest zresztą w wymowie nieme 😉
Uważam ze na surowo czuć w nim ziarna słonecznika. Po ugotowaniu miałam skojarzenie skrzyżowania kalafiora ze szparagami, ale karczocha nie jadłam. Uważam jednak, ze porównanie go powszechnie do zemniaka jest zupełnie nieuzasadnione :). Tez mam ogródku, sama nie wiedziałam aż powiedzieli mi o tym polscy Holendrzy. Testuje w tym roku pierwszy raz 🙂