Polish Breakfast

Zbliżają się rozgrywki w ramach Euro 2012, hotelarze już krochmalą pościel, restauratorzy rozważają, czy pójść we flaczki i bigos czy raczej w sushi i shoarmę. Czy są jednak gotowi na podanie turystom dobrego śniadania? Takie pytanie zdaje się zadawać sobie ostatnio wielu, także publicznie, a nawet urzędowo.



O polskie śniadanie upomniał się niedawno Adam Gessler. W jednym z ostatnich programów odsłonił wzorcowy polski stół śniadaniowy, po czym obwieścił, że sprawę śniadaniową poruszono także na najwyższym szczeblu podczas urzędowego spotkania, w którym uczestniczył.

Przeniósł więc widzów do sali, w której zebrali się ministrowie rolnictwa i sportu oraz przedstawiciel PL.2012 i szereg gości, aby zastanowić się, co z tym polskim śniadaniem. Kwestię skonkretyzować ma specjalnie powołana komisja, której zadaniem będzie ustalenie kanonu polskiego śniadania na podstawie propozycji nadsyłanych przez uczestników rozpisanego na tę okazję otwartego konkursu. Z dodatkową inicjatywą wyszła ministra sportu Joanna Mucha, która zauważyła, że przy okazji Euro 2012 dobre i przemyślane polskie śniadania mogłyby wypracować nową polską markę – „Polish Breakfast”. Obok śniadań brytyjskich i kontynentalnych Polish Breakfast mógłby pojawiać się w menu hoteli i restauracji nie tylko w kraju ale i na świecie.

Na temat śniadań także i ja rozmawiam ostatnio coraz częściej i to zarówno podczas spotkań z restauratorami i hotelarzami, jak i przy okazji warsztatów gastronomicznych dla właścicieli pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych. Bez wątpienia śniadanie to najważniejszy posiłek dnia ale i niezwykle ważna składowa podejmowania gościa, od którego w ogromnej mierze zależy, jakie wrażenie wyniesie on z pobytu.

Już z tych rozważań wyłania się ogólny obraz polskiego śniadania. W dużej części pokrywa się on z propozycją Adama Gesslera. Głos w dyskusji zabrał też Gieno Mientkiewicz, który przy okazji wizyty na naszym blogu przedstawił swoją wizję polskiego stołu śniadaniowego – stołu obfitego i pełnego swojskich smaków. Nie może na nim zabraknąć świeżego chleba i chrupiących bułek, masła, porządnych serów i twarogu, tradycyjnych przetworów, swojskich wędlin, grzanej kiełbasy, zimnych nóżek, smażonych ryb w zalewie octowej, jajecznicy na boczku albo na maśle, pomidorów ze szczypiorkiem, ale i zacierki na mleku, kawy zbożowej i gorącej herbaty.

Wygląda na to, że mamy i koncepcję ale i produkty, z których jesteśmy w stanie przygotowywać dobre polskie śniadania. Nadchodzące wydarzenia piłkarskie faktycznie można wykorzystać do ukucia z naszego poczciwego śniadania marki na tyle silnej i rozpoznawalnej, aby Polish Breakfast mógł wejść do kanonów kuchni międzynarodowej. Szanse są, bo temat śniadaniowy już teraz wygląda u nas nienajgorzej. W większości polskich miast działają przeróżnej maści śniadaniarnie, zresztą ostatnio coraz bardziej modne, ale i gastronomia przydrożna zdaje się zauważać nową polską modę na jadanie śniadań.

Onegdaj śniadanie w podróży zazwyczaj jadano w ciasnych przedziałach pociągów. Gdy tylko wybrzmiał gwizdek kierownika pociągu, a skład ruszył ospale, przygotowani do podróży pasażerowie jak jeden mąż sięgali do podręcznych bagaży, aby z ich czeluści dobyć a to pęto czosnkowej kiełbasy, a to kilka gotowanych jaj, parę pomidorów i bochen chleba. Mieszaninę generowanych przy okazji odorów pamiętam doskonale do dziś, bo i ja podróżowałem kiedyś pociągiem. Dziś pociągami jeżdżą już chyba tylko pasjonaci, którzy mają mnóstwo czasu, więc śniadanie mogą zjeść w dworcowej restauracji podczas przedłużającego się postoju składu na stacji pośredniej. Rodacy, którzy czas swój cenią, przemierzają dziś nadwiślańskie szlaki za kierownicą własnych samochodów. Ten trend zauważyli gastronomowie przydrożni, którzy do popołudniowych karkówek z grilla i wieczornych golonek w kapuście dołożyli specjalną ofertę śniadaniową. Trzeba przy okazji przyznać, że pionierami w tej dziedzinie były jednak bary amerykańskiej sieci fastfoodowej, które od dobrych kilku lat na okoliczność pory śniadaniowej całkowicie zmieniają menu i zamiast hamburgerów i frytek proponują przeróżne kombinacje jajeczno-boczkowo-serowo-kanapkowe.

Gdy jestem w podróży, ze śniadaniowej oferty dla przejezdnych korzystam i ja. Z ostatnich doświadczeń najmilej wspominam śniadanie w Pałacu Grochowiska koło Bydgoszczy, do odwiedzin którego nieśmiało zachęciła mnie skromna tabliczka przy drodze krajowej nr 5. Ugoszczono mnie tam w iście szlacheckim stylu – fantastycznym zestawem swojskich wędlin, pasztetów i pieczeni, chrupiącym chlebem, świeżym masłem i aromatyczną kawą. Smacznie śniadałem też w położonym przy drodze nr 10 bistro „Stara Wędzarnia”, nowoczesnym projekcie gastronomicznym masarskiej rodziny Olewników, w którym podają śniadania komponowane na bazie własnych wyrobów, w które zresztą można się też i zaopatrzyć. Mają gotowaną szynkę, białą kiełbasę oraz parówki na gorąco, pieką własny chleb.

Polish Breakfast? Czemu nie? Niechby się udało!

  1. Oj, Krytyku. Tak jak cenię sobie Twoje opinie w sprawie spraw podniebienia – bo się znasz – tak na socjologa turystyki się raczej nie nadajesz 😉 Pociągami dziś jeżdżą osoby, które nie mają samochodu z wyboru lub z konieczności. Np. ja – na co dzień rowerzystka. Inwestycja w samochód mi się zwyczajnie nie opłaca, bo korzystałabym z niego maksymalnie raz na miesiąc, żeby wyjechać w podróż, która pociągiem zajmuje o całe 30 minut dłużej, pod warunkiem, że nie ma korków.

    A PKP jakiś czas temu zainwestowało w wagony restauracyjne i obecnie na trasie Kraków-Warszawa (a i pewnie na innych) można zjeść bardzo smaczny posiłek.

    Zaś w pociągach o niższym standardzie (i z niższą ceną biletów) nadal jada się jajka na twardo, banany i kanapki z krakowską suchą. Bo są przyzwyczajenia, których się wykorzenić po prostu nie da 🙂

  2. no przecież to tak z przymrużeniem oka, dla rozładowania powagą napiętej atmosfery 🙂 Zgadzam się, że podróżując z dużego miasta A do dużego miasta B najrozsądniej zdać się na transport publiczny – i tu idzie chyba ku dobremu, bo dziś 5h z Trójmiasta do Warszawy pociągiem Ex to stanowczo za dużo, no ale remontują, unowocześniają, ma być szybciej, dobra. Jednak już w kombinacjach ze średnimi miastami, hm, jest gorzej. A jeśli małe miasta czy i wioski, sioła, zagrody podstawić do wzoru to hoho! Tylko samochód, tylko!! 🙂

  3. Do tych zachęcających zestawów dodałbym jeszcze sok z kiszonych ogórków. Jak wiadomo potrafi z rana uratować zdrowie psychiczne w przypadku nadużycia poprzedniego wieczoru…

  4. Ja bym do takiego polskiego śniadania dorzucił jeszcze twarożki albo biały ser z dodatkiem rzodkiewki, tudzież czosnku lub szczypiorku.
    Do tego może powidła lub dżemy z naszych doskonałych owoców?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―