Magda Gessler wychodzi z lodówki – taki pomysł na treść zwiastuna nowej serii Kuchennych Rewolucji przewidzieli dla jej gospodyni autorzy programu. Co więcej, pojawia się nieco odmieniona – w nowej stylizacji i z jakby nieco bardziej filigranową sylwetką. Miłośnicy pierwszego polskiego kulinarnego reality show mogą zatem spać spokojnie, ich ulubieniec budzi się na wiosnę po zimowym odpoczynku.
Faktycznie, w wiosennej ramówce TVN przewidziano miejsce dla piątej serii Kuchennych Rewolucji. Twórcy programu zapewniają, że będzie energetycznie, głośno i dynamicznie. Zwiastun programu zdaje się potwierdzać te zapewnienia – naczynia latają w powietrzu, elementy wyposażenia restauracji są brutalnie niszczone, a Magda Gessler klnie, krzyczy i ciska jedzeniem.
Silna i wyrazista osobowość gospodyni programu została niedawno zauważona także za oceanem. Na temat Magdy Gessler napisał w styczniu amerykański dziennik New York Times. Autorka artykułu zauważa, że Magda Gessler z podziwu godną konsekwencją zmienia oblicze polskiej kuchni. Porównując Magdę Gessler do gwiazd światowej sceny kulinarnej, amerykańska dziennikarka widzi ją jako kombinację Gordona Ramsaya, Nigelli Lawson i Marthy Stewart.
http://www.youtube.com/watch?v=EfJC9kdlSQU
Na koniec kilka słów o jednym z bohaterów poprzedniej serii programu, poznańskim barze Metka, w którym Magda Gessler przeprowadziła rewolucję na jesieni ubiegłego roku, a którego losy potoczyły się doprawdy zaskakująco.
Poznański bar Zapiecek, w wyniku rewolucji przemianowany na Metkę, jeszcze latem ubiegłego roku dryfował na granicy bankructwa. Po emisji programu stał się jednym z najmodniejszych barów stolicy Wielkopolski. Odświeżono wnętrze, zmieniono nazwę i ustalono nowy profil lokalu. Teraz można w nim zjeść klasyczne przekąski wielopolskiej kuchni i przepić zimną wódką albo kuflem piwa. Pyry z gzikiem, sznytka z metką albo zupa kartoflana kosztują tam grosze, więc w weekendy lokal ma pełne obłożenie a i w pozostałe wieczory nie świeci pustkami.
Sukces lokalu rzucił się w oczy właścicielowi kamienicy, który niemal natychmiast wypowiedział właścicielom Metki umowę dzierżawy. W styczniu lokalne media donosiły, że z końcem lutego lokal, który właśnie podźwignął się z mizerii, najprawdopodobniej przestanie istnieć. Na internetowych forach zawrzało, bo bar Metka zdążył sobie już zjednać grono stałych bywalców i sympatię poznaniaków. Właściciel kamienicy w końcu poszedł jednak po rozum do głowy i zdecydował, że nie warto zarzynać kury, która zaczęła znosić mu złote jajka i wycofał wypowiedzenie. Poznański bar Metka zostaje zatem na miejscu.
W najbliższy czwartek ruch w Metce może być mniejszy niż zwykle, bo miłośnicy Kuchennych Rewolucji zostaną pewnie w domach, aby obejrzeć pierwszy odcinek kolejnej serii.
Ja od pewnego czasu spędzam trochę mnie czasu przy komputerze, więcej w telewizji i kilka razy nawet obejrzałen ten program tylko dlatego, aby zobaczyć co „miliony” mają okazję w tych programach zobaczyć. Cały czas nie podoba mi się, że M.G. chodzi bez czepka i roznosi włosy wszędzie, a Sanepid jeszcze nie zainterweniował.
Z drugiej strony, lepsze to jednak niż nic. Mizeria polskich kulinariów, polskiej gastronomii jest tak porażająca, że sam fakt, że za granicą powiedzieli coś o Polsce w kategorii „kulinaria” to wielki sukces. W USA, polska kuchnia, polskie kulinaria de facto nie istnieją, może poza znaną marką wody mineralnej „Poland Springs” (robionej przez Nestle i to w stanie Maine) oraz „polish sausage”. Mam nadzieje, że artykuł w NYT, książka żony Sikorskiego, chociaż na milimetr przybliżą Amerykanom polskie realia kulinarne, jak tragiczne by one nie były. Jest to o tyle ważne, bo ze względu na amerykański „kulturowy soft-power”, duża część świata,w tym i Europy, widzi świat poprzez pryzmat tego co jest w amerykańskiej telewizji, książkach, magazynach czy gazetach.
Podobnie zresztą jest w WB, ale ten kraj w zasadzie nie liczy się już na świecie, poza tym że jest „przydupasem USA”, z czego zresztą korzysta, bo podobieństw językowo-kulturowych z Ameryką, Nigella Lawson, Gordon Ramsey czy Jamie Oliver, nigdy by nie zaistnieli, a Anglia cały czas kojarzona by była z najpaskudniejszą kuchnią Europy.
Tak więc – polscy „celebryci kulinarni” do Ameryki marsz.
Cieszę się, że Metka odniosła sukces, bo próby zrobienia podobnego lokalu w Krakowie niestety spaliły na panewce – nie wiem, czy to przez mało wyrazistą i niezbyt znaną w oczach ogółu kuchnię krakowską, czy też przez nieudolność właścicielek.
To już wiem, co robię w czwartek 🙂 Lubię ten program, moim zdaniem jest skarbnicą wiedzy dla osób, które są związane z gastronomią, ale nie tylko, marketingowo też.
I mam w nosie włosy M. Gessler Jakub, pracowałeś kiedyś na kuchni? Widziałeś, żeby wszyscy latali w czepkach? Fakt, takie jest zalecenie Sanepidu – zalecenie, nie nakaz – ale dużo większą wagę przywiązują do mycia rąk i odpowiedniej liczby zlewów, kolorów noży i desek tudzież wynoszenia odkażonych jajek przez inne drzwi niż się je wniosło przed odkażeniem niż do włosów. Włosy nie przenoszą salmonelli ani duru brzusznego, ani żółtaczki, ani pasożytów pokarmowych, to tylko obrzydliwe, znaleźć włos w zupie, ale to się może zdarzyć nawet przy czepku.
Pracowałem za granicą przez 2-3 miesiące, parę lat temu, w Polsce miałem tylko praktyki i to zrobione „byle był wpis” czyli 1-2 dni.
Co do programu to ja również zacząłem oglądać go tylko dla ciekawości by zobaczyć jak wygląda kulinarna rzeczywistość.
Bardzo ciekawe są natomiast badania, których wyniki dzisiaj przeczytałem:
http://franczyzawpolsce.pl/aktualnosci/temat-tygodnia/3504-rzadziej-jemy-poza-domem
Dane te mówią same za siebie. Nie rozumiem tylko co znaczy kategoria ” w drodze”- czy chodzi o samochód, autokar czy mogą to być lody/chipsy jedzone w drodze piechotą. Co oznacza też pojęcie Bary – czy chodzi o bar z piwem, gdzie zamawiamy hamburgera, frytki czy może Bar Mleczny.
Po 2 dniach praktyk nie masz zielonego pojęcia o tym, co nakazuje, a co tylko zaleca Sanepid w lokalach gastronomicznych. I włosy, wierz mi, są tutaj najmniejszym problemem.
Rzeczywiście ciekawy ten raport – ale w sumie nihil novi. Wiadomo, że w dobie kryzysu każdy tnie niepotrzebne wydatki, a jedzenie poza domem jest dla zdecydowanej większości przyjemnością, nie rzeczą niezbędną do życia 🙂
BTW – to nie Polacy jedzą rzadziej poza domem, tylko grupa 825 osób. Zawsze mnie to zastanawia, jakim cudem ktokolwiek sądzi, że to będzie wiarygodne…
Ale mi akurat te badania się zgadzaja z obserwacjami. Nie chodziło mi akurat o spadek czy wzrost jadania poza domem ale kierunki i sposób. Większość osób je w domu oraz u znajomych/rodziny, no i to jest normalne i prawidłowe jak najbardziej. We Francji również jada się głównie w domu, a nie przeszkadza to aby francuska gastronomia była uważana za najlepszą (przynajmniej stereotypowo). Większość osób, jeśli je poza domem, to wybiera pizzerię, fastfood czy budkę z hamburgerem/kebabem/frytkami. Pomijam kwestie jedzenia w pracy/szkole bo człowiek jest „uwiązany do miejsca”, stąd je tu tak często, bo nie ma wyboru.
Jedzenie w restauracji jest wg. tych badań raz w miesiącu, oczywiście to statystyka, bo jeden będzie jadł 4 razy w miesiącu, drugi 15 np. przy okazji rozmów z klientem czy w pracy, trzecia osoba bedzie w restauracji raz na rok.
Programy Gessler pokazują natomiast jadłodalnie jako „rodzinne”, gdzie idzie się dla rozrywki. Skoro jest w nich tak źle to ogólnie jest dobrze bo ludzie i tak w takich lokalach w ten sposób nie jedzą, bo wolą pizzę, hamburgera czy jedzenie w domu. Paradoksalnie, są to bardzo dobre informacje i dowód na to, że Gessler nie zmienia w ogóle zwyczajów kulinarnych bo jej programy dotyczą znikomego promila społeczeństwa które jada poza domem w tego typu przybytkach.
Jeśli ktoś miałby dbać o zwyczaje kulinarne Polaków to raczej musi zadbać o codzienne zakupy i to co jemy i przygotowujemy w domu dla siebie lub gości.
Przy okazji niedawnej wizyty w Poznaniu, na jeden z obowiązkowych punktów programu, wyznaczyłam sobie wizytę w Barze Metka. I udało się. Knajpa faktycznie tętni życiem, i o 12-stej było pełno, i o 21.00 również. Spróbowałam tradycyjnych przekąsek poznańskich, tych które wprowadziła do karty Pani Gessler. Była więc sznytka z leberką, bułka z metką oczywiście, pyra zgzikiem oraz sałatka śledziowa. Jedynym rozczarowaniem była sałatka śledziowa bo więcej było w niej pieczarek niż śledzia. Ale ja jestem z pomorza, więc może sałatka śledziowa z wielkopolski poprostu tak ma :). Ogólne wrażenie w porządku, ale szczerze mówiąc chyba drugi raz bym tam nie poszła. Jak dla mnie to miejsce raczej dla męskiego towarzystwa, a przekąski świetne, ale raczej do piwa. A że piwoszem nie jestem więc nie tęsknię. Chociaż z drugiej strony tęsknię za poznańską Brovarią, ale tu głównie za klimatem, miejscem życiem tętniącym i fajnym wystrojem. A piwo tutaj pyszne (mąż jest fanem pszenicznego), bo na miejscu ważone.