I doktor Dukan lubi krągłości

Niedawno na łamach brytyjskiego The Guardian pojawił się artykuł na temat diety wysokobiałkowej oraz jej twórcy, francuskiego neurologa Pierre’a Dukana, którego przedruk w polskiej wersji językowej można znaleźć w marcowym wydaniu miesięcznika Wysokie Obcasy Extra. Autorka tekstu, Emine Saner, nie rozstrzyga w nim, czy polecana przez doktora Dukana metoda jest tak skuteczna, jak twierdzą jej zwolennicy, czy tak niebezpieczna, jak ostrzegają jej przeciwnicy. Zauważa raczej, że metoda Dukana wywołuje coraz więcej kontrowersji. Jej twórcę pokazuje od nieco bardziej prywatnej strony, zauważając jednocześnie, że sam Dukan nie stosuje swojej filozofii żywienia we własnej kuchni, a od kobiet chudych woli te nieco przy kości.



Historia popularności doktora Dukana i jego metody sięga 40 lat wstecz, gdy to uległ on namowom pewnego pacjenta gotowego przejść na dietę, o ile dalej będzie mógł objadać się mięsem. Uciążliwy pacjent otrzymał zatem pozwolenie na jedzenie mięsa do woli, ale pod warunkiem, że poza zwierzęcym białkiem nie tknie niczego innego. Gdy po tygodniu okazało się, że wdzięczny za wyrozumiałość i objedzony mięsem pacjent stracił jednak kilka kilogramów, Pierre Ducan postanowił bliżej zainteresować się znaczeniem białka w procesie chudnięcia. Na przestrzeni lat stworzył autorski sposób żywienia i dietę, która ma gwarantować szybki i trwały spadek masy ciała, a z której skorzystało do tej pory ponad 12 milionów osób na całym świecie.

W ubiegłym roku o metodzie Dukana zrobiło się głośno. Z jednej strony za sprawą apelu, który Pierre Dukan wystosował do kandydatów na prezydenta Francji. Apel przyjął formę książkową, w której Dukan zawarł 120 postulatów, których realizacja miałaby ograniczyć plagę otyłości we Francji. Jednym z postulatów było przyznawanie francuskim maturzystom dodatkowych punktów za utrzymywanie właściwej masy ciała lub jej zredukowanie, co przez opinię publiczną zostało przyjęte jako próba dyskryminacji na tle fizycznym i wywołało skandal. Francuskie media zainteresowała też przegrana przez doktora Dukana sprawa sądowa o zniesławienie, jaką wytoczył on sam jednemu z francuskich dietetyków, który głosił, że dieta Dukana może powodować poważne problemy zdrowotne. Wówczas o potencjalnych efektach ubocznych metody zaczęto mówić śmielej, a Brytyjskie Stowarzyszenie Dietetyków uznało metodę Dukana za jedną z najgorszych diet roku 2011 w Wielkiej Brytanii.

O diecie Dukana mówi się ostatnio sporo także i w Polsce. Do niedawna słychać było niemal wyłącznie pozytywne opinie na jej temat. Przytaczano przykłady gwiazd sceny i ekranu, którym bez trudu udało się zrzucić zbędne kilogramy. Superniania Dorota Zawadzka schudła 18 kg, a krytyk filmowy Tomasz Raczek zrzucił 12 kg. O sukcesie Superniani można było przeczytać w prasie, a Tomasz Raczek swoimi doświadczeniami podzielił się z opinią publiczną w porannym programie TVP2 Pytanie na śniadanie, zaświadczając o skuteczności metody Dukana.

Kilka miesięcy temu do polskich mediów zaczęły przenikać opinie dietetyków, którzy przestrzegali przed stosowaniem diety wysokobiałkowej i jej zgubnym wpływem na zdrowie. Moment kulminacyjny nastąpił po wyemitowaniu przez stację TVN rozmowy z zadowolonym ze swoich sukcesów użytkownikiem metody Dukana. Wówczas do redakcji Dzień dobry TVN nadszedł dramatyczny list od nieznanej wówczas dietetyczki Magdaleny Makarowskiej. Ponieważ argumenty przeciw metodzie Dukana, jakie autorka listu zaprezentowała w liście, wydały się poważne, zaproszono ją do programu, w którym wyjaśniła, na czym opiera swoje zarzuty, podając przykłady losów pacjentów, którzy trafiają do niej po stosowaniu tej diety. Wystąpienie Magdaleny Makarowskiej wzbudziło niesłychane emocje, a internetowe forum porannego programu TVN stało się polem walki między zwolennikami i przeciwnikami metody. W całym tym zamieszaniu metoda Dukana paradoksalnie pomogła nawet jej adwersarce. Co prawda przy okazji medialnej polemiki, którą zainicjowała, nic nie straciła na wadze, ale za to zyskała na popularności. Niedawno Magdalena Makarowska wydała książkę, która powstała na zgliszczach walki z dietetycznymi założeniami doktora Dukana, o której opowiedziała w programie Autograf.

Decyzja, czy stosować dietę Dukana, czy jakąkolwiek inną, należy do zainteresowanych. Warto jednak rozważyć głos w dyskusji, który wyraziła czytelniczka Guardiana w komentarzu pod przywołanym na wstępie artykułem. Jego autorka, Shan164, zaleca odrobinę rozsądku, czyli racjonalne żywienie na co dzień i nieco ruchu – mniej słodzonych napojów, ciast i słodyczy, zaś więcej żywności naturalnej i nieprzetworzonej, owoców, warzyw oraz pół godziny wysiłku fizycznego 3 razy w tygodniu. Shan164 zastanawia się też, czy efekty racjonalnego żywienia różniłyby się znacząco od efektów jakiejkolwiek diety. Ciekawe.

  1. Wszystkie te diety to jeden wielki kit. Dukan to już jest jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Mam znajomych, którzy zachwycają się tym Dukanem jak mocherowe berety tatą Rydzykiem. Shane164 ma racje. Racjonalne odżywianie, 2-3 razy w tygodniu trochę ćwiczeń fizycznych i efekty murowane. To pisałem ja, człowiek, który w pół roku zrzucił 30kg nie stosując żadnej „medialnej” diety, natomiast odrzucając śmieciowe jedzenie, ociekające tłuszczem potrawy, białe pieczywo. No i 3 razy w tygodniu bieg, basen, ćwiczenia siłowe.

  2. Jeru, nie wiem, ile masz lat i jaki jest Twój stan zdrowia – ale wierz mi, że nie każdy może biegać czy ćwiczyć siłowo. Rezygnację z junk foodu, tłuszczu i węglowodanów prostych postuluje większość diet, w tym metoda Dukana – a potencjalne zagrożenia są, jak sama nazwa wskazuje, potencjalne.

    Każde odchudzanie powinno przebiegać pod okiem lekarza, który będzie kontrolował stan zdrowia pacjenta i interweniuje, jeśli coś będzie nie tak. Problem polega na tym, że ludzie sobie znajdują coś w sieci i sami doprowadzają swój organizm do ruiny.

    Mam w bliskiej rodzinie osobę, która mimo stosowania 1200 kcal zmagała się z nadwagą – była po operacji tarczycy, dlatego waga nie chciała ruszyć z miejsca. Problemy ze stawem kolanowym spowodowały pół roku przymusowego leżenia i wyeliminowały na bardzo długo większość aktywności fizycznej. Po pół roku Dukana (po konsultacji z lekarzem, który powiedział jedno: wszystko OK, ale dużo pij) jest 20 kg na minusie i jak na razie zmniejszona waga się utrzymuje – wg tych zasad, przypominam, do końca życia trzeba przez 1 dzień w tygodniu być na samym białku, o czym chyba większość zapomina.

    Podsumowując – najlepiej jest do nadwagi nie dopuścić i się nie zapuścić, ale kiedy to się już stanie (z różnych względów), to trzeba po prostu znaleźć sposób dla siebie.
    Diety są różne, każda ma jakieś przeciwwskazania, więc jak ktoś ma chore nerki, to niech raczej sięgnie po Montignaka albo cokolwiek innego, co mu pasuje: Atkinsa, Kwaśniewskiego, kopenhaską, plaże południowe, 1200 kcal, MŻ czy siłownię 24/7. Jesteśmy różni i nie ma uniwersalnego sposobu na zdrowie dla każdego.

  3. Zgadzam się z przedmówczynią ale i z użytkowniczką z Guardiana. Moda na siłownie czy bieganie też nie wzięła się z sufitu tylko zaczęły ja forsować firmy odzieżowe, aby kupować stroje i buty do biegania, skarpetki i inne pierdoły, nikomu normalnemu nie potrzebne. Diety, żywność funkcjonalna, ekologiczna to wszystko sztuczny wymysł pewnych gremiów i oszustów chcących żerować na niewiedzy innych. Do człowieka i zdrowia ludzkiego należy podejść jak do małpy, od której pochodzimy i jak do ludzi pierwotnych, których jesteśmy potomkami. Małpy nie odżywiają się słodyczami, nie jedzą węglowodanów, tylko jedzą to co mają koło siebie, dużo się poruszają, skacząc po drzewach, spią po jedzeniu. Ludzie pierowtni też nie żywili się niczym innym niż mięsem lub rybami, czasami owocami lub tym co rosło koło nich. Ludzie pierwotni chodzili dziennie po kilkanaście kilometrów czasami po kilkadziesiąt, nie biegali nie ćwiczyli a byli i tak mocno umięśnieni.
    Wniosek z tego taki – chodzić, a nie jeździć, robić po te 100 km w ciągu tygodnia, 500 km. w ciągu miesiąca, kilka tysięcy km w ciągu roku. Najlepiej po różnym terenie, jak w rzeczywistości, jesli trzeba się wspiąć na górę, to trzeba, jak trzeba się czołgać to się czołgać.
    Wyrzucić to co sztuczne i słodkie,a zostawić mięso i ryby oraz tłuszcze z nich, do tego góra warzyw i owoców. Człowiek będzie zdrowy jak ryba, tak jak 10 50 czy 100 tysięcy lat temu i zdrowy jak australopitek 5 mln. lat temu, co się żywić bananami i upolowana antylopą, które żeby zebrać musiał iść kilkanaście kilkadziesiąt kilometrow, czasami w trudnym terenie.

    • Słuszne założenia, ale sprawdzają się one w przypadku ludzi zdrowych. Jak człowiek pierwotny złamał nogę, to był dobijany albo pozostawiany, by umarł z głodu, bo społeczność nie mogła sobie pozwolić na to, żeby żywić kogoś, kto nie poluje. Jak człowiek współczesny łamie nogę, to lata w gipsie, zmniejsza mu się produktywność, ale jak kość się zrasta, to wraca do normalnego trybu życia. Trochę inaczej to jednak u nas wygląda. Poza tym piszesz z punktu widzenia mężczyzny, kobiety w kulturach myśliwskich czy zbieraczo-łowieckich nie były tak aktywne fizycznie i tak chude, jak się to obecnie lansuje, bo żeby móc się rozmnażać, kobieta musi mieć określony % tkanki tłuszczowej (zbyt chude nie owulują).

      Ale ogólnie to się zgadzam, że to rewolucja neolityczna wyprodukowała nam osobników z nadwagą – osiadły tryb życia i węglowodany proste w postaci bulw i zbóż. Tyle że akurat założenia diety Dukana są właśnie takie jak piszesz: mięso i ryby plus góra warzyw (owoców można jeść po trochę dopiero w trzeciej fazie, ale ogólnie to owoce nie są jakieś niesamowicie zdrowe, większość to cukier i woda, jemy je głównie dla smaku). Plus nabiał, bo wynikiem tejże rewolucji neolitycznej jest również pojawienie się w naszych żołądkach enzymów umożliwiających trawienie laktozy oraz innych białek mleka.

      Ja osobiście wolę jeść co chcę i zaplanować sobie ruch, ale w wyniku tegoż ruchu czasem mam kontuzję – i parę miesięcy odpoczywania. Nie jesteśmy australopitekami i nie mamy możliwości życia jak oni, więc nie próbujmy na siłę.

      • Co do dobijania to akurat się nie zgodzę, bo neandertalczycy troszczyli się o tych co byli połamani, świadczą o tym ich szczątki, znajdowane tu i ówdzie (z nastawianymi kośćmi po złamaniach). A pamiętać należy, że neandertalczycy byli uznawali za „dzikusów” i bardziej prymitywnych od homo sapiens, przynajmniej kiedyś, teraz dopiero wychodzi, że było odwrotnie.
        Nie wiem o co chodzi z ta „kontyzyjnością”, bo od marszów i długiego chodzenia w normalnym terenie po 5-10-15 km dziennie, nic się nie połamie chyba, że chcemy chodzić po skałach lub drzewach. To jest właśnie podstawowy bład w zrzucaniu wagi i ćwiczeniach – chęć robienia czegoś „od razu” i szybko. Ja mógłbym teraz biegać w tempie maratonowym te 10-15 km, ale nie chce, bo wolę wolniej, a częściej.
        Dieta jest ważna ale jest ona zalezna właśnie od poziomu ruchu. Jeśli ruszamy się normalnie, bez siedzącego trybu życia, to i odżywiać się powinniśmy normalnie. Ćwiczenia na siłowni, pływanie, bieganie na raz wymaga od razu innego odżywiania. Kiedyś uprawiałem trójbój siłowy i postepy widziałem dopiero po roku i zmianie odżywiania, na początku była tragedia, bo i nie oszczędzałem się w żywieniu (tłusto, sporo piwa).
        W Polsce niestety ludzie nie mają jakoś ochoty do ćwiczeń i uprawiania sportów wysiłkowych. Rower na weekendzie, bieganie, marsze, pływanie od czasu do czasu to norma, która powinna być standardem, szczególnie dla osób po 40-tce.

  4. Jakubie, rozumiem, co masz na myśli, tylko że nie jesteśmy ani małpami, ani ludźmi pierwotnymi. Po pierwsze, czemu bierzesz na pewnik stwierdzenie, że ludzie w przeszłości byli zdrowsi niż my? Oprócz tego nie sądzę, żeby większość z nas była w stanie w ciągu tygodnia przejść 100 km (średnio 14 km dziennie), z braku czasu, ale także dlatego, że niektórym zdrowie nie pozwala. Nie zawsze to, kiedyś jest lepsze od tego, co teraz. Na koniec chciałabym zwrócić uwagę, że małpy jedzą węglowodany – bo owoce właśnie z nich się składają. To parę moich luźnych uwag.

  5. Ale są „dobre” węglowodany, cukry proste, naturalne i „złe”, czyli bazujące na skrobii i innych tego typu. Ja tylko napisałem, o tym co lepsze – poruszanie się na własnych nogach, w normalnym tempie w dużych ilościach czy sporadyczne bieganie z dominacją poruszania się na 4 kółkach. Chyba dużo lepiej chodzić codziennie do pracy te 5 km w jedną i drugą stronę, marnując godzinę czasu więcej niż w przypadku jazdy samochodem/autobusem niż biegać 2-3 godziny tygodniowo i pływać tyle samo przy jednoczesnym braku jakiegokolwiek ruchu w ciągu dnia. Organizm ludzki jest przystosowany aby stać i chodzić po kilkanaście km dziennie, a nie żeby biegać po 2-3 godziny i potem nic nie robić.
    To samo z jedzeniem – owoce, warzywa plus mięso to podstawa zywienia człowieka od niepamiętnych czasów, aż do połowy XX wieku. Mięso oczywiście nie było tak popularne jak dzisiaj, dlatego zastępowano je ziemniakami czy chlebem, które sa przyczyną otyłości, a nie to mięso i tłuszcze zwierzęce. Nie sądze, aby jedzenie hamburgerów bez bułki z dużą ilością świeżych warzyw miało być mniej zdrowe niż jedzenie mleka z owsianka czy muesli, bo dla człowieka, jest to ewolucyjnie obce. Polecam zresztą świetny film pt. „Grubsi nie głupsi”, rzekomo opłacany przez fastfoody, a tak naprawdę świetnie obalające prawie wszystkie mity myślenia o dietach, zdrowym żywieniu, itd. Fastfoody są „złe” bo są tanie i wielkie firmy robiace „zdrowe jedzenie”, żywność funkcjonalną, „light”, dietetycy, siłownie, baseny przecież na czymś zarabiać. Gdyby człowiek stosował się do zasad bazujacych na ewolucji, to miliony straciły by pracę, łącznie z lekarzami.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―