W minionym tygodniu zaproszono mnie do gdańskiej Tawerny Ołowianka na degustację potraw podawanych w ramach V edycji Festiwalu Kulinarnego Gdańskie Smaki. Impreza nieco różni się od licznie ostatnimi czasy organizowanych kulinarnych festiwali, festynów, świąt i dni, bo nie odbywa się na wolnym powietrzu, a w wybranych restauracjach, w których do standardowych kart menu dołączono kompaktową kartę dań festiwalowych stylizowanych na starogdańskie.
Organizatorom festiwalu, Kapitule Kulinarnej Gdańskie Smaki, przyświeca idea wprowadzenia do nadmotławskich restauracji dań nawiązujących do tradycji zapomnianej dziś już kuchni starego Gdańska, przy czym ramy czasowe owego historycznego odniesienia są bardzo mocno umowne. W kartach dwóch uczestniczących w Festiwalu restauracji, Tawerny Ołowianka i Mon Balzaca, znajdziemy bowiem pozycje inspirowane przepisami z Gdańskiej książki kucharskiej Marii Rosnack z roku 1858, jak również lody Calypso gdańskiej firmy Lodmor, której tradycje sięgają ledwie roku 1958.
Goście festiwalowych restauracji mogą wybierać z małej, ale ciekawie skomponowanej karty dań, które są dostępne co najmniej w czasie zakreślonym przez organizatorów imprezy, czyli od 5 do 19 sierpnia. Kartę otwiera genialna zupa rakowa, zresztą przebój ubiegłorocznego Festiwalu, esencjonalna, pikantna, lekko zagęszczona, zabielana śmietaną, z dodatkiem sporej ilości kawałków rakowych szyjek i mnóstwem świeżego koperku. Można też skusić się na przystawkę, za którą kryje się sałatka śledziowa w śmietanie, choć podawany do niej kawałek słabej i niepasującej tu bagietki lepiej odłożyć na bok. Są też dwie propozycje dań głównych: podawany z kluseczkami wołowy klops aromatyzowany skórką cytrynową w sosie z szalotek i… śledzi oraz gotowany pstrąg podawany na zimno na sałacie w formie fileta bez skóry z arcyciekawym zielonym majonezem, którego smak przywodzi na myśl asocjacje z przeróżnymi owocami, choć egzotyczne aromaty mają źródło całkiem inne, bardzo zresztą prozaiczne. Nie będę go zdradzał, bo w tym przypadku naprawdę aż miło nieco samemu pogłówkować.
Do skądinąd smacznego pstrąga podaje się te same kluseczki, które towarzyszą wołowemu klopsowi w szalotkowym sosie. O ile połączone z sosem kluseczki stanowią doskonały dodatek do tętniącego aromatem cytrynowej skórki wołowego klopsa, o tyle z zimną rybą nie idą w ogóle w parze. Nie po drodze im też z tym fantastycznym majonezem, który, w połączeniu z gotowanym pstrągiem, stanowi nieznoszącą jakiejkolwiek konkurencji całość. Ryba zatem o wiele lepiej prezentowałaby się ułożona na półmisku w całości, ewentualnie z kawałkiem dobrego świeżego chleba. Zarówno do przystawki, jak i do obu dań głównych podaje się sałatkę z ogórków, która nudzi swoją wszędobylskością. Razić zaś mogą lody Calypso stanowiące propozycję na starogdański deser i nie tyle dlatego, że tych lodów nie sposób umocować nawet w bardzo mocno umownie czasowo określonych tradycjach starego Gdańska, ale dlatego, że szanujące się restauracje nie powinny podawać przemysłowo wytwarzanych lodów, nawet jeśli pochodzą z fabryki za miedzą.
Restauracyjny festiwal starogdańskich smakołyków to mimo wszystko ciekawe, cenne i szlachetne przedsięwzięcie, które promuje zapomniane smaki starego Gdańska, ale i stanowi świetny pomysł marketingowy dla uczestniczących w nim restauracji. Dlatego dziwić może tak niewielkie zainteresowanie nim gdańskich gastronomów, którzy co prawda okresowo przestali utyskiwać na ruch w interesie, ale przecież tylko do czasu, gdy skończy się turystyczny sezon.
Ogromną przyjemność sprawia mi czytanie Pańskich artykułów – po przeczytaniu takiej relacji człowiek od razu wie, co i jak smakowało! Ciekawa byłabym bardzo Pańskiej opinii na temat moich potraw! Serdecznie pozdrawiam, życząc wspaniałych smaków.
Kasia