Turbodoładowany koktajl medialny

W tym tygodniu miało być najpierw o mysim terroryzmie, potem o bezmyślnej promocji fast-foodu w pismach dla kobiet, a wreszcie o nowym programie kulinarno-erotycznym. Zastanawiałem się, który z tematów wybrać, ale ponieważ żaden z nich nie jest merytorycznie bardziej wartościowy od pozostałych, postanowiłem sporządzić z nich wszystkich koktajl medialny, który Wam, drodzy czytelnicy, teraz serwuję.



W minionym tygodniu amerykańskie media żyły niecodziennym wydarzeniem z pogranicza kuchni i kryminału, które ochrzczono mianem „mysiego terroryzmu”. Oto właściciel pewnej pizzerii w Pensylwanii został aresztowany za usiłowanie podrzucenia torby z kilkoma żywymi myszami do toalety konkurencyjnej pizzerii. Niewykluczone, że misja zakończyłaby się sukcesem, a właściciele konkurencyjnego lokalu przez długie miesiące tępiliby mnożące się w mgnieniu oka gryzonie, gdyby nie system monitoringu działający w obiekcie oraz niepokojące hałasy dochodzące z toalety, w której mysi terrorysta przebywał i tak podejrzanie długo. Pomysłowego sabotażystę aresztowano zanim zdążył odwiedzić kolejną pizzerię, gdzie zamierzał pozostawić kolejną mysią kontrabandę, zarzucając mu chuligaństwo, zakłócanie porządku publicznego i znęcanie się nad zwierzętami.

Sama historia starcza ledwo na dość banalną ciekawostkę, ale zadziwia sposób, w jaki amerykańskie media zrelacjonowały temat. Błahe z pozoru wydarzenie, z pogranicza absurdu i nonsensu, przybrało w mediach rozmiar sprawy wielkiej wagi. Gazety i portale internetowe natychmiast opublikowały wizerunek i nazwisko podejrzanego i szczegółowo opisały zdarzenie. Rzecz trafiła do telewizji, a materiały filmowe przypominały zwiastun niezgorszego thrillera. Przytaczano nie tylko wypowiedzi naocznych świadków, ale i ekspertów z zakresu zagrożeń niekontrolowanym rozmnożeniem się myszy w restauracyjnych establishmentach.

Media muszą zaskakiwać, a polskie wcale nie pozostają w tyle za amerykańskimi. W sobotnią noc TVN Turbo wyemitował pierwszy odcinek poniekąd kulinarnej serii „Gorące danie”. Format zbudowano na pomyśle wykorzystywanym w historycznym już cyklu TVN „Gotuj z Pascalem”. Dokonano jednak pewnego retuszu. Tam zza kadru dochodził głos kobiecy, tutaj za kadrem skrywa się mężczyzna. Tam na ekranie buszował Pascal, tu zaś na ekranie gotuje kobieta. Prowadzącym dołożono zastanawiającą mleczną poświatę i nakazano wyginać się na wszystkie strony i stroić miny. W odcinku wystąpiły trzy prowadzące, każda z nich przygotowała inne danie – najpierw łosoś w folii aluminiowej, potem banan z czekoladą, a na końcu pinacolada. Całość sprawiała wrażenie rażąco tandetne i niepokojąco pretensjonalne. Prowadzące tak intensywnie pyszniły się przed kamerą i tak nienaturalnie odczytywały swoje kwestie z pamięci, że należało powziąć wątpliwość, czy to faktycznie gotowanie jest tematem wiodącym programu. Zagadka rozwiązała się sama już w czwartej minucie emisji, gdy na ekranie pojawiły się dwa gołe cycki należące do prowadzącej, które pozostały obnażone aż do chwili degustacji, którą prowadząca przeprowadziła z wrodzoną lubieżnością. W czternastej minucie pojawiły się kolejne dwa gołe cycki, a w dwudziestej drugiej – jeszcze dwa inne. Razem sześć gołych cycków należących do trzech różnych pań. W sumie faktycznie nieźle jak na program kulinarny dla miłośników skóry, fury i komóry.

Czy w kolejnym odcinku zobaczymy znowu sześć gołych cycków i czy cycki te będą należały do tych samych pań, a może do innych to słodka tajemnica autorów programu. Jednak z pewnością właśnie o tym, a nie o przepisach na prezentowane w programie dania, będą dyskutować panowie w poniedziałkowy poranek podczas śniadaniowej przerwy w pracy. Czy program utrzyma widownię? Z pewnością, zwłaszcza że wyskakujące znienacka gołe cycki mogą zwiastować dalsze atrakcje. Jedno jest pewne: ta widownia z pewnością nie zauważyłaby, gdyby w menu przypadkiem znów pojawił się łosoś w folii, banan w czekoladzie i pinacolada. Za to pokazanie tych samych cycków może grozić spadkiem oglądalności.

Zastanawiam się, czy podskakujące cycki zadziałałby na czytelników tygodnika „Chwila dla Ciebie”. Wpadł mi w rękę ostatni numer i wygląda na to, że tytuł nie stawia na seks, za to stawia na kuchnię, bo ta sprzedaje się ostatnio równie dobrze jak golizna. Do ostatniego numeru czasopisma dołączono więc wkładkę kulinarną. We wkładce redakcyjna kucharka czasopisma poleca paniom domu całkowite przejście na fast-food, także w domu. W artykuliku wstępnym od redakcji doradza swoim czytelniczkom tak: „Przyzwyczaiłaś się do kupowania dzieciom batonów lub czipsów? Wraz z rodziną posilasz się w ulicznych budkach? Nie zapominaj, ze wiele waszych ulubionych przegryzek i potraw możesz zrobić sama w domu. (…) Wypróbowałam i każda z tych potraw smakuje jak jej odpowiednik w sklepie czy budce (…)”

Wiem już, jakie gusta kulinarne ma redakcyjna kucharka i jak smakują przygotowywane przez nią potrawy i nie zamierzam tego komentować ani słowem, bo prawdziwe kuriozum czai się w zawartości dalszych stron tej wkładki. „Nie musisz iść do lokalu, by zjeść wytworne danie. Przygotowane przez ciebie też będzie pyszne”. To nagłówek sekcji „Restauracyjne menu”, pod którym pyszni się pizza, spaghetti, mielone klopsy i ryż z kurczakiem. Nieźle, ale w dalszej części wkładki jest jeszcze lepiej: „Twoje dzieci lub wnuki lubią słodycze? Zrób je w domu. Będzie ich dużo więcej i dużo taniej – Takie jak z reklamy. Tutaj opublikowano przepisy na słodycze udające produkty ze sklepowej półki: „takie jak rafaello”, „jak czekoladowa milka”, „prawie jak delicja”, „podobne do prince polo”. Pod koniec wkładki odnajdujemy jej kwintesencję. W sekcji „Dziecięcy zestaw” redakcyjna kucharka radzi: „Dołącz tylko zabawkę i będzie tak samo, jak w ich ulubionym fast-foodzie”. Tak, tak, poleca w niej hamburgery i smażone w głębokim tłuszczu kulki ze zmielonej masy kartoflanej.

Po takim koktajlu nie mam siły na żaden rozsądny komentarz. Blurp…

  1. Trafiłam do Ciebie po raz pierwsz i uśmiałam się do łez 🙂 Nie ma to jak przykrywanie niedostatków kulinarnych gołymi cyckami, amerykański horror z muszami w roli głównej i gotowanie fast-foodów jak z budki 😉 Twój koktajl zapewni mi dobry humor na cały dzień 🙂 Pozdrawiam 🙂

  2. a ja podskórnie wyczuwam, że intencje Chwili dla Ciebie były inne – pokazanie, że można zrobić coś domowego (w domyśle zdrowszego od kupowanego w budach/sklepie), co dzieciakom skojarzy się z reklamą wdrukowaną w ich przysadki mózgowe, dzięki czemu będą chętniej jadły jedzenie domowe. przecież taki hamburger sam w sobie nie jest złem wcielonym, jeśli mięso będzie dobrej jakości i do tego dodamy świeże warzywa.

    • Hamburger sam w sobie nie, ale domowe chipsy? Frytki? Na pewno są bardziej zdrowe niż te kupne, ale nacisk jest na słowo „bardziej”, a nie na „zdrowe” 😉

  3. a czy nie wiecie, że ciasta o nazwach „snickers”, „Milky way”, „rafaello” to taki sam hit imienin u cioci jak sałatka „gyros” (z kurczaka i kapusty pekińskiej” albo parówki „raczki”?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―