Za 16 miesięcy w dłoniach futbolowych działaczy wystrzelą drogie szampany. Znak to, że rozpoczęły się rozgrywki w ramach Euro 2012, a tłumy futbolowych turystów zjadą do nas gotowi nocować, jeść i pić do woli. Eksperci wyliczają, że w Trójmieście pojawi się w tym czasie co najmniej 200 tys. gości. Czy w pamięć zapadnie im jakiś charakterystyczny regionalny smakołyk?
Z rozmów, które przeprowadziłem ostatnio z trójmiejskimi ekspertami wynika, że nie. Ani Gdańsk, ani Kaszuby nie mają produktu na tyle marketingowo umocowanego, żeby mówić o symbolu regionu na wzór poznańskich rogali świętomarcińskich czy krakowskich obwarzanków. To zaskakujące, gdy dodać, że województwo pomorskie przoduje w zapełnianiu Listy Produktów Tradycyjnych prowadzonej przez Ministerstwo Rolnictwa.
Na liście zarejestrowano 109 produktów z Pomorza, ale żaden z nich, poza lokalnie rozpoznawalną kaszubską truskawką, nie stał się symbolem regionu. Idąc dalej – żadnego z nich nie da się kupić nie tylko wszędzie, ale i nigdzie. Pytanie, kto wpisuje te produkty na ministerialną listę i po co to robi, skoro nie zamierza na tym w ogóle zarobić?
Pytanie pozostawię bez odpowiedzi, bo zamiast zastanawiać się nad altruistycznymi aspiracjami autorów ministerialnych wpisów, lepiej zastanowić się, co mogłoby stać się trójmiejskim symbolem, swoistym wyróżnikiem Kaszub? Andrzej Ławniczak i Krzysztof Szulborski ze Stowarzyszania Polskich Kucharzy i Cukierników, z którymi niedawno na ten temat rozmawiałem, wymieniają na poczekaniu: bałtycki śledź, dorsz, bób, golce, plince. Podczas rozmowy hasła przerodziły się w bardzo konkretny i kuszący produkt, który nie tylko łatwo byłoby sprzedawać, ale i który pewnie cieszyłby się wzięciem – żytnia bułka z opiekanym i marynowanym filetem z bałtyckiego śledzia. Taka nasza wariacja na temat hamburgera, ale o wiele smaczniejsza i zdrowsza, no i całkowicie wybrzeżowa.
Gdański oddział Stowarzyszenia Polskich Kucharzy i Cukierników otworzył właśnie w Gdańsku Pomorską Akademię Sztuki Kulinarnej. Jednym z filarów jej działalności jest promocja lokalnych produktów kulinarnych. Czy twórcom akademii starczy sił i energii, żeby skojarzyć Gdańsk z nietuzinkowym smakołykiem jeszcze przed Euro 2012?
Trzeba trzymać kciuki.
O to właśnie mi chodziło, kiedy mówiłam o konstruktywnych działaniach. Trzymam kciuki za szacowną Akademię, niech wytrwają w postanowieniu i nakarmią kibiców i niekibiców śledzikiem. Przyszło mi na myśl – a może ktoś w Warszawie otworzyłby pod stadionem „pyzarnię”? Pyzy nadziane i nie, też chyba byłyby łatwe do sprzedania, jako szybka przekąska.
Mógłby być problem, bo pyza funkcjonuje w świadomości zbiorowej raczej jako ziemniaczana kluska z nadzieniem mięsnym (por. „pyzy z mięsem”).