Pascal Brodnicki, czipsy i byle co

Niedawno zastanawialiśmy się, gdzie podziewa się Pascal Brodnicki. Dziś już wiemy – promuje ziemniaczane czipsy jednego z koncernów. Jako juror w konkursie na nowe smaki czipsów apeluje do Polaków o eksperymentowanie, liczy na oryginalność i uważa, że czipsowy konkurs pomoże rozwinąć naszą kulinarną wyobraźnię. Abstrahując od tego, co to mówi o samym Pascalu, warto zastanowić się, czy aby grzybnia koncernów niepostrzeżenie nie przerosła już naszej polskiej kulinarnej plechy?

Nie ulega kwestii, że gwiazdy kulinarne stanowią dziś mocny podzespół braci celebryckiej, która, funkcjonując w mediach, skutecznie kształtuje rzeczywistość kulinarną. Kulinarni idole wyznaczają trendy w kuchni i kreują zwyczaje żywieniowe. Często ich działalność ma wręcz charakter misyjny. Oto Julia Child, ucząc Amerykanki gotować, postawiła solidny mur przed zalewem tandetnej żywności produkowanej przez koncerny spożywcze. Jamie Olivier pokazuje kucharkom z brytyjskich stołówek, jak wyglądają warzywa i co to znaczy zdrowe jedzenie. Gordon Ramsey radykalnie i bezkompromisowo wprowadza porządki w restauracyjnych kuchniach.

Ale to „na zachodzie”. W Polsce nie jest już tak misyjnie. Rodzime kulinarne gwiazdy coraz częściej zyskują korporacyjnych mentorów. Ich produkty promują niby mimochodem, ale w istocie stają się po prostu twarzami koncernów. W ten sposób ich działalność medialno-kulinarna każde rodzimej gastronomii, i tak kiepskiej, dryfować w nieokreślone mroki byle czego.

Ale byle co otacza blichtr wielkiego świata! Byle co jest w mediach, a skoro używają go gwiazdy ekranu, to byle co musi być jednak coś warte. Nic dziwnego, że byle co panoszy się w polskich restauracjach i barach, a dzięki byle czemu kucharze mogą bezkarnie udawać, że gotują. Genialny wynalazek, bo gotować przecież nie umieją, co nie dziwi, zważając na byle jaki poziom byle jakich polskich szkół gastronomicznych.

Byle co jest więc wszędzie, nawet w kuchniach domowych. Babcie i ciocie, które zawsze gotowały zgodnie z tradycją i duchem domowej kuchni, dziś coraz chętniej wykorzystują nowinki przemysłu spożywczego. Kremy do tortów robią nie z masła i śmietany, a z proszku i margaryny. Ciasta dekorują już nie bitą śmietaną, a mazią ze spreju udającą śmietanę, choć śmietany nie ma w niej ani grama.

Co niepokoi najbardziej, dzieje się tak nawet, a może przede wszystkim, na polskiej wsi. Gospodynie już dawno przestały wierzyć, że babcina kuchnia i ciocine patenty będą komukolwiek smakować, skoro w telewizji widzą, jak elegancka mama z wielkiego miasta uczy swoje dziecko, co zrobić, żeby gulasz był bardziej gulaszowy, a bitki bardziej bitkowe. Zaczynają ufać, że same kultywują zacofanie, skoro znana aktorka podaje na romantyczną kolację potrawę na winie bez wina, ale za to z korporacyjną wkładką. No i Pascal, który ostatnio uczy nas, że czipsy są fajne i fajnie by było wymyślić im jakieś fajne smaki, żeby było jeszcze fajniej. A że nie będą to żadne smaki, tylko substancje smakowe identyczne z naturalnymi, co za różnica?

No i mamy polskich kulinarnych celebrytów uwięzionych w kosteczce, zmieszanych z przyprawą do zup, przesłodzonych, przesolonych i popieprzonych. Zamiast wyciągać polską kuchnię z miernoty, jeszcze bardziej w miernocie ją pogrążają. I tak długo, jak biznes będzie się kręcił, tak długo zmian nie przewiduję.

  1. Oj sama prawda. I niezmiernie smutna. Dno u nas straszliwe. A kucharze bez wsparcia koncernów nie są w stanie się długo utrzymać na ekranie.
    Tak samo dla mnie Kuchnia przestała być interesująca, jak zaczęli lakierować okładkę i promować kostki rosołowe…

  2. Jacy kucharze-taka kuchnia. Wcale sie nie dziwie, ze chalturza-bo przeciez musza z czegos zyc. Prawdziwych osobowosci w polskim swiecie kulinarnym brak-sa tylko jakies podrobki gwiazd z Zachodu.
    Z drugiej strony-ani Oliver, ani Ramsay ani nawet Nigella – nie maja wiekszego wplywu na gusta kulinarne przecietnego czlowieka. Zoladkami i umyslami ludzi rzadza koncerny.

    • Nigella ma swoją linię sprzętu kuchennego, a wszyscy wymienieni zarabiają dużo na swoich programach telewizyjnych i wydawnictwach książkowych.

      Chałturzyć też można z głową. W Polsce to się jednak sprowadza do sprzedaży gipsowych krasnoludków zamiast projektów ambitnych bibelotów dla Habitatu – bo gipsowe krasnoludki się podobają Polakom bardziej niż ambitne bibeloty.

      Mam przykre przeczucie, że gusta motłochu na całym świecie kształtuje raczej reklama niż pojedyncze jednostki. Niezależnie od tego, jak jawnie współpracują z koncernami.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―