Kuchnia nowopolska

Jesteś tym, co jesz, mawiają jedni. Pokaż mi, co jesz, a powiem ci, kim jesteś, mawiają inni. Tak czy owak kultura jedzenia doskonale odzwierciedla ogólną kondycję narodu. Jaka jest zatem nasza kondycja? Na temat kuchni polskiej, o której od czasów Ćwierczakiewiczowej było cicho, nagle zaczęli wypowiadać się wszyscy naraz: kucharze profesjonaliści i amatorzy, gwiazdy ekranu i postaci nieznane. Do głosu doszły też chude i żylaste panie dietetyczki, które jęły dowodzić, że jedzenie po polsku musi prowadzić do przyspieszonej śmierci. I powstał bełkot: medialna fasolka po bretońsku z kapustą pekińską.

Tak się złożyło, że w ostatnich tygodniach na ekrany weszło kilka nowych programów kulinarnych, a autorzy każdego z nich mają coś do powiedzenia na temat kuchni polskiej. O programie autorskim Joanny Brodzik „Brodzik od kuchni” emitowanym w TVP1 pisałem w ubiegłym tygodniu. Niemal równolegle w TVP2 ruszył program Karola Okrasy „Smaki czasu”. TVN Style wprowadziła na antenę „Rewolucję na talerzu”. Tematyka kuchni polskiej przewija się też, choć w nieco innym kontekście, w młodym stażem programie TVN „Kuchenne rewolucje” prowadzonym przez Magdę Gessler.

Joanna Brodzik sięgnęła do przeszłości i obudziła ducha babci, której przepisy i rady stały się kanwą programu. Ale tylko kanwą, bo, według Joanny, babcia gotowała nienowocześnie, więc trzeba pozmieniać niektóre składniki i absolutnie ograniczyć liczbę kalorii. Polska kuchnia Karola Okrasy to także reminiscencje z jego dzieciństwa. Autor nie uronił jednak łzy tęsknoty za babcią i nie zadeklarował, czy pójdzie w kierunku nowoczesnej dietetyki, będzie zaś gotował dla gwiazd, co znacząco odróżnia jego program od programu Joanny Brodzik. Dwie szalone panie z „Rewolucji na talerzu” były już o wiele bardziej jednoznaczne. Chcą gotować dla każdego i odczarować rzekomego demona kuchni polskiej. Ich misją jest takie przekształcenie schabowego i sernika, żeby mogły się one stać podstawą diety odchudzającej. Fiu, fiu…

Tak, fiu fiu, bo wyszedł z tego dość spory zamęt i sam nie wiem, co o nim myśleć. Nijak nie umiem wyciągnąć z całego tego medialnego zamieszania wokół kuchni polskiej jakiegoś wspólnego mianownika. Sprawę dodatkowo skomplikował Szymon Majewski, który do swojego ostatniego programu zaprosił Joannę Brodzik i Magdę Gessler. Panie zrazu weszły ze sobą w spór dodatkowy polegający na tym, czy dopuszczać zamienianie składników, czy nie. Joanna Brodzik, choć jasno zadeklarowała, że będzie intensywnie zmieniać składniki w przepisach babci, u Szymona nie chciała nawet dopuścić myśli zastąpienia pomidora w pomidorowej przecierem. Nawet w zimie. Magda Gessler na zakończenie programu przyniosła za to danie-niespodziankę, którym okazały się zgrabnie podane bycze jądra…

To nie koniec. Teraz proszę uważać. Na rozkładówce pisma dla gospodyń domowych „Chwila dla Ciebie” pojawiły się ostatnio propozycje przepisów na obiad niedzielny. Czytelniczki, których przepisy są publikowane, otrzymują za to 80 złotych, zaś ich kulinarna wiedza inspiruje kuchnie innych czytelniczek. Oto, co Chwila dla Ciebie zaproponowała na niedzielny obiad. Na pierwsze redakcja proponuje podać fasolkę po bretońsku, bo nasyci. Daniem głównym mają być smażone kotlety z ziemniaków, bo są delikatne i będzie do nich pasować sałatka: mieszanka kapusty pekińskiej i kiszonego ogórka, którą nazwano „sałatką grecką”.

Nie mogę zarzucać czytelniczkom Chwili dla Ciebie umysłowego ograniczenia. Są sprytne, bo chcą przecież zarobić te 80 złotych i być sławne tak, jak np. Joanna Brodzik. Mogę jednak zarzucić redakcji tego czasopisma co najmniej niekompetencję. Żadne z przedstawionych dań nie kwalifikuje się do podania na niedzielny stół. Kotlety z ziemniaków, nawet najbardziej delikatne, pozostaną daniem biedoty. Fasolka po bretońsku, która może być sycąca i smaczna, to sztandarowa pozycja barów z czasów PRL, a sałatka grecka składająca się z kapusty pekińskiej i kiszonych ogórków to już nawet nie prowokacja. To zamach stanu.

Z drugiej jednak strony, jeśli media podjęły się misji wyjaśnienia szerokiemu odbiorcy, że kuchnia polska jest z definicji zła, niesmaczna, za tłusta, za ciężka i ogólnie prowadzi do śmierci, to ja w zasadzie się nie dziwię. Opinia publiczna woli nie słuchać takich mediów i działać po swojemu. Zaś fasolka po bretońsku i kapusta pekińska mogą być postrzegane przez szerokie masy społeczne jako te zdrowsze opcje.

Zły jestem jednak, że w ogólnonarodowej wojnie z kuchnią polską legną takie jej filary jak kwasy, zakwasy, kiszonki, przetwory, nalewki, baranina, gęsina, dziczyzna i owoce leśnego runa, a nawet stara poczciwa wódka!

Nie pozostaje nic innego, tylko się napić…

  1. niekiedy zastanawiam się kto nadzoruje rubryki kulinarne w tego typu czasopismach. Jakiś czas temu, chyba u fryzjera wpadł mi numer jednego z TYCH czasopism, w środku w rubryce o zdrowym odżywianiu… opublikowano przepis na kotlety z ryby, panierowane i smażone. Co prawda zgadzam się, że ryby są zdrowe, ale nie w panierce i nie smażone jak schabowe…
    Ręce mi opadły.

    Powiem też, że ja z przyjemnością sięgam po stare, przedwojenne przepisy. Póki co wertuję i się uczę, ale już niedługo może coś ugotuję. Ja akurat jestem zdania, że lepiej zjeść mniej a dobrze, czyli nie rezygnować z prawdziwych składników. Nie wyobrażam sobie tiramisu z serków homogenizowanych czy faworków z mąki pełnoziarnistej… Co prawda w USA jest ser zółty z niemalże 0% tłuszczu, to samo ze śmietaną czy masłem, ale te produkty niewiele mają wspólnego z nazwami.

    Zgadzam się z Tobą odnośnie zakwasów, nalewek, kiszonek, jagnięciny. To jest polska kuchnia, której przez wiele lat nie znaliśmy – albo jej nie szanowaliśmy. Coraz więcej jest zapaleńców piekących chleby w domu – na zakwasie, z żytniej mąki, coraz więcej osób przygotowuje samodzielnie zakwasy na żur czy barszcz czerwony. Propagatorem tego typu tradycyjnych dań i dodatków do dań bywa Makłowicz, a przede wszystkim blogi kulinarne, niedocenione w szerzeniu kuchni polskiej – tej nowoczesnej.

  2. Takie przepisy-jakie czytelniczki i vice versa. Te panie nigdy nie sięgną po porządną książkę kucharską, ani nie będą czytać błyszczącego miesięcznika KUCHNIA-to nie ich świat-za drogi i zbyt odległy od szarej rzeczywistości kotleta z tłuczonymi ziemniakami. Ci ludzie są tak wychowani, ze nowoczesne dania i składniki oraz eksperymenty w kuchni do nich nie przemawiają.
    Media są rządzone przez reklamodawców-wielki producentów spożywczych. Choćby margaryna propagowana jako zdrowy substytut masła/smalcu – to przecież ani zdrowe ani smaczne-a jaką zdobyło popularność, bo wyprano ludziom mózgi.
    Warto utrzymać równowagę między tradycja a rzeczywistością: wszystko z umiarem. Na zdrowie i ze smakiem. Nie wszystko w przeszłości było idealne i nie wszystkie dzisiejsze udogodnienia kulinarne są złe.

  3. Zgadzam się w całości z Niną i Anną. Po lekturze rubryk kulinarnych w taniej prasie kobiecej ręce opadają. Choć mediami rządzą wielkie koncerny, to mimo wszystko nawet w tych niskobudżetowych czasopismach należałoby zwrócić uwagę jeśli już nawet nie na edukację (choć czemu nie?) to przynajmniej na niepromowanie głupoty. Żal, że wydawcy tak nisko cenią sobie swoich czytelników, że sądzą, iż właśnie ci czytelnicy przyjmą z aprobatą obraźliwy dla w miarę światłego umysłu przepis na sałatkę grecką składającą się z kapusty pekińskiej i kiszonego ogórka. Głupota, także ta kulinarna, powinna być jak choroba weneryczna – szybko leczyć i nie chwalić się nią publicznie!!!

  4. a czego się spodziewać po gazetce za złotówkę? toż oni są dumni z tego, że doradzają gospodyniom domowym, jak tanio i szybko zrobić obiad dla gromady głodomorów. prawda o jedzeniu w Polsce jest taka jak z muzyką – masy słuchają Dody i Feela, niewielka grupa jeździ na Off Festival i potrafi bez mrugnięcia okiem rzucać nazwami zespołów, o których 99,9% populacji tego kraju nawet nie słyszało 🙂

  5. niektóre przepisy są niezłe. oni wybierają je tak, żeby porcja nie kosztowała więcej niż 4zł. za to irytuje mnie, gdy rozpisują obiad na tydzień i zawsze w piątek jest ryba. rozumiem, że to zakamuflowane państwo kościelne, ale na boga, nie każdy lubi rybę!

  6. Trzy rzeczy przyszły mi na myśl podczas czytania tego wpisu. (No dobrze, troszkę więcej, ale o trzech napiszę :-))

    Pierwsza – że bardzo często ci, którzy nawołują do zdrowego odżywiania i unowocześnienia tradycyjnej kuchni polskiej, nie mają pojęcia, o czym mówią. Kuchnia polska bowiem to nie to, co w PRLu podawano w barach mlecznych i nie to, co można zjeść w sieciówce Chłopskie Jadło. A na pewno – nie tylko to! Burzliwe dzieje naszego kraju stały się podstawą do bardzo różnorodnej kuchni, w której każdy znajdzie coś dla siebie.

    Druga – oglądałam przedwczoraj „Rewolucję na talerzu” i wydał mi się ten program bardzo sympatyczny. Panie chyba trzykrotnie odczarowywały schabowego i zrobiły to moim zdaniem bardzo udanie.

    Trzecia – nic złego w tym obiedzie niedzielnym nie widzę. (Poza sałatką, ale nikt robić nie każe.) U mnie w domu się celebrowało każdy posiłek, niezależnie czy jedliśmy „danie biedoty”, czy pizzę na telefon, czy jakieś wymyślne cuda pichcone przez dwa dni.

  7. Z całego interesującego artykułu najbardziej uderzył mnie zwrot „dania biedoty”. Może dlatego, że w mojej dosyć sporej rodzinie tak najczęściej się jadało – szybkie w przygotowaniu, niedrogie ale zawsze smaczne. Fasolka po bretońsku, naleśniki na tysiąc sposobów, różne „niemięsne” kotlety, pampuchy,zalewajka (taka nazwa dla białego barszczu jest mi do dzisiaj bliższa;) – każde kojarzy mi się z dobrym smakiem dzieciństwa. Wbrew pozorom takie dania też można „spie…yć”;) o czym przekonuj się osobiście wciąż nie mogąc dorównać wersji fasolki sprzed lat.

    Przeglądając jakiś czas temu domową biblioteczkę trafiłam mi.in na takie tytuły jak „Taka kuchnia jakie czasy”, „Obiady domowe za grosik” oraz inne w których często w przepisach pojawia się motyw „ten składnik (drogi i niedostępny) można zamienić tym”. Perły PRL-owskiej literatury;) Można krytykować ogólnopolskie kulinarne bezguście ale z czegoś to się wzięło. Wiele razy wspomina się i ceni przedwojenne przepisy. Czyli jednak Polacy wiedzieli co nieco o dobrej kuchni, którą na długie lata uśpił PRL. Cudownie byłoby wpisać ten staropolski smak w dzisiejszą rzeczywistość. Jako kontynuację bez szalonego nowatorstwa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―