Co u licha jest z naszą gastronomią? Czy jest aż tak kiepsko, żeby 38 milionowy kraj nie miał nawet jednej restauracji na światowym poziomie?
Mój krzyk rozpaczy wywołała oficjalna prezentacja najnowszej edycji czerwonego przewodnika gastronomicznego Michelin „Main Cities of Europe 2010”. Co prawda przewodnik wspomina także polskie restauracje: 17 z Krakowa i 15 z Warszawy, ale cóż z tego, skoro żadnej z nich nie przydzielono prestiżowych gwiazdek.
Póki co eksperci Michelina nie zdecydowali się uhonorować nadwiślańskiej gastronomii, ale jeśli wziąć pod uwagę, że w Europie środkowej są tylko dwie restauracje, którym przyznano jedną gwiazdkę, obie w Czechach, sytuacja Polski jawi się mniej dramatycznie.
Z drugiej strony w krajach starej Unii od gwiazdek aż się roi. W samej tylko ósmej dzielnicy Paryża są aż cztery restauracje, którym eksperci Michelina przyznali najwyższą notę: trzy gwiazdki. Porównując skalę zjawiska udaje się zrozumieć, jak daleka droga czeka naszych restauratorów w pogoni za ich zachodnioeuropejskimi kolegami.
Więcej o najnowszej edycji przewodnika można przeczytać na stronach Poszukiwaczy Smaku.
Ja sie nie dziwie. Nie mamy niemal od wieku zadnej tradycji kulinarnej. System komunistyczny zniszczyl kulture polskiej przedwojennej kuchni, a kapitalistyczny konsumpcjonizm sprowadzila na nasz kraj epidemie makdonaldyzacji.
No i dlatego, ja bez żalu zrezygnowała z jedzenia na mieście, wolę jeść w domu, zrobione przez siebie potrawy ze sprawdzonych składników !
Wciąż czytam o tych gwiazdkach – a nikt nie pisze, jakie są kryteria oceny. Można by się zabawić w krytyka z Michelin i wybrać do kilku ulubionych lokali, oceniając je pod tym samym kątem. Wtedy odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce nikt nie jest nagrodzony, byłaby prostsza.
Michelin ma oczywiście swoje kryteria, a inspektorzy są gruntownie szkoleni zanim sami zaczną oceniać. W Polsce brak przede wszystkim kultury knajpianej. U nas chadza się do budki z kebabem z ukochaną na romatyczną kolację, ewentualnie do zadymionej pseudopizzerii (jedna na pół i litr koli) i tak to wygląda. Ludzie nie wymagają jakości, toteż w knajpach jej nie ma. Gastronomią zajmują się w większości przypadków dyletanci albo nuworysze wsuwający schab po hawajsku, co więc się dziwić? Aha i jeszcze jedno: we francuskiej knajpie większość przestrzeni restauracyjnej zajmuje kuchnia. W polskiej knajpie: sala konsumpcyjna, Musi być duża, na 100 luda, żeby można było stypy wyprawiać i wesela. Aha, i komunie jeszcze, i chrzty!!! Zaś na co dzień? E tam, ważna stypa i wesele!