Masowa turystyka. 4. Begpackers – cwane żebry

Dwudziesty pierwszy wiek zapisuje się w historii jako wiek absurdów – arbitralnego wyboru płci wedle podziału, którego nikt nie jest pewien, bezczelnego zawłaszczania ludzkich mas przez manipulatorów pod hasłami obalania elit oraz materialnego i umysłowego zubożenia świata Zachodu. Ten ostatni miewa przejaw w każdym aspekcie życia, widoczny jest nawet w turystyce i podróżach. Wychodzi oto, że możni i syci mieszkańcy Zachodu, którzy nie tak dawno opuszczali przetrzebione przez się w pień kolonie jako uprzywilejowani biali, powracają, aby trzebić je dalej, tyle że już nie jako możni i syci ale jako biedni i głodni, choć, przynajmniej w ich mniemaniu, w dalszym ciągu uprzywilejowani.

Podobnie jak pozostałe dwa wspomniane absurdy, także i ten kryje coś pod płaszczykiem. To mianowicie, że ci biedni i głodni wcale biedni i głodni nie są. Wprost przeciwnie, wychowali się na kolonialnej spuściźnie Zachodu, a więc opływają w dostatki, a nawet jeśli nie jadają mięs, to nie dlatego, że ich nie stać, a dlatego że są weganami – nie z tradycji a z wyboru.

kadr: Thailand and the fallout from mass tourism | DW Documentary
kadr: Thailand and the fallout from mass tourism | DW Documentary

Odebrali edukację, więc są sprytni, ale w złym tego słowa znaczeniu, bo wykorzystują otwarte serca i niejaką naiwność mieszkańców mniej wyrachowanych części świata, w których podobnie jak dawniej, także i dziś się nie przelewa, ale które są na tyle atrakcyjne, że modnie wrzucić z nich relację na Insta i Fejsa.

Mowa o begpackersach, zdrowych i młodych mieszkańcach Zachodu, którzy z różnych pobudek, między innymi lenistwa i obrzydzenia pracą, postanowili masowo spełniać swoje marzenia o podróży dookoła świata za… jeden uśmiech. Właściwie to za darmo a dokładniej mówiąc na cudzy koszt, bo koszt ich własny to zaledwie niedrogi bilet taniej linii lotniczej i harda nadzieja, że po przylocie na miejsce jakoś to będzie.

Begpackersi, podobnie jak backpackersi – ich przodkowie sprzed, powiedzmy, pół wieku – nadal mają plecaki i podobnie jak zwykli budżetowi podróżnicy, także i oni nie śmierdzą groszem. Różnica polega na tym, że o ile backpacker żył oszczędnie, jadł konserwy i pił wodę ze strumyka, zatrudniając się dorywczo przy zmywaniu naczyń albo sprzątaniu hotelu, begpacker żyć oszczędnie ani myśli. Chce doświadczać tak samo jak miejscowi, chodzić do knajpek oraz jeść i pić – jak miejscowi, tyle że do woli, a więc jednak więcej niż miejscowi. Skoro nie ma pieniędzy, to siada na ulicy, wystawia kapelusz oraz kartonik z odezwą do przechodniów i… żebrze. Niektórzy do żebrania dodają pozory wkładu własnego – śpiewają w metrze, sprzedają przechodniom uściski albo szokują gawiedź, żonglując dzieckiem. Idę o zakład, że nikomu z nich nie przeszło nawet przez myśl, że zarabiając podczas podróży narażają się na unieważnienie turystycznej wizy, którą uzyskali.

O zjawisku żebrania na wakacjach zaczęło się u nas mówić po premierze polskiej wersji reality show „Azja Express”. Zanosiło się wówczas na wielkie telewizyjne wydarzenie z udziałem gwiazd, w końcu to poważna produkcja o gigantycznym budżecie, acz już pierwszy odcinek pozostawił po sobie głęboki niesmak. Biegające po ulicach azjatyckich miast gwiazdy polskiego ekranu żebrały o jedzenie, nocleg albo parę groszy na bilet – na oczach zdumionych Azjatów, z których spora część mogła mieć realne przeświadczenie, że coś tu mocno nie gra – i to nie tylko drogi sprzęt profesjonalnych ekip telewizyjnych, które skrzętnie rejestrowały zajścia.

Od tego czasu zjawisko żebrania na urlop w miejscu jego spędzania przybiera na sile i to do tego stopnia, że zaczyna irytować miejscowych. Znani z gościnności i otwartości na turystów mieszkańcy Malezji czy Bali zaczynają mieć takich gości dość. Nie rozumieją, dlaczego biały z Zachodu przyjeżdża do Azji na żebry. Nie wiedzą, jak się zachowywać, jeśli biały z Zachodu prosi ich o pieniądze. Węszą nieczystą grę. Czują się wykorzystywani. Nic dziwnego – żądanie od gospodarzy, aby pokrywali koszty zbytków gości jest nie tylko niegrzeczne i irytujące, ale po prostu obraźliwe i godne sromoty.

Na Facebooku powstał już specjalny profil, na którym mieszkańcy Hong Kongu dodają zdjęcia europejskich i amerykańskich turystów, których sposobem na podróż dookoła świata jest klasyczne uliczne żebractwo. Idea to podła w dwójnasób, bo biali przybysze z Zachodu siadają na chodnikach pomiędzy zwykłymi miejscowymi żebrakami, którym zwyczajnie nie starcza na życie, a których w Azji wciąż nie brak. Na portalu podróżniczym Tripadvisor działa nawet forum poświęcone begpackersom, którego członkowie radzą sobie wzajemnie, jak postępować z tego typu turystami w swojej okolicy.

W mieście widać trzy grupy żebrzących – osoby starsze i niepełnosprawne oraz turyści z Zachodu. Ubóstwo to przyczyna, dla której ludzie w Hong Kongu żebrzą, ale złości mnie, gdy na tych samych ulicach żebrzą ci idioci z Zachodu, często obok tych dwóch naprawdę potrzebujących grup. Ich chciwość i krótkowzroczność sprawia, że turyści z Zachodu są postrzegani w Hong Kongu jako wyrachowani cynicy. Konfrontacja z nimi byłaby nieprzyjemna, ale jak im uświadomić, że to, co robią, jest złe? (cyt. TripAdvisor)

Do działań przystępują władze Bali, które ogłosiły, że nie zamierzają dłużej tolerować na ulicach żebrzących turystów. Jak zapowiadają, turyści proszący na Bali o wsparcie będą doprowadzani do właściwych ambasad, które takiego wsparcia powinny im udzielać.

Dla tych, którzy nie mają pieniędzy na wyjazd mam prostą radę – nie masz na wakacje, to nie wyjeżdżaj! Poproś wujka, idź do proboszcza. Jeśli nic z tego, zabierz się do pracy, zarób i odłóż. Wyprawa w podróż to nie obowiązek, to przywilej.

  1. Zgadzam się z tym wpisem w całej rozciągłości. Mam wręcz wrażenie, że Artur myśli dokładnie jak ja, z taką samą pogardą i niedowierzaniem obserwuje totalną degeneracje nasyconego państwa dobrobytu czyli połączenia dwóch totalnie zbrodniczych systemów materialistycznych – KAPITALIZMU I SOCJALIZMU.
    Ci „ludzie”, faktycznie-ścierwo, które zamiast się cieszyć, że nie musi głodować czy żyć na ulicy, wręcz wybiera ten styl życia, jednocześnie gardząc tym wszystkim co wartościowe, z ludźmi ubogimy z ubogich krajów, na czele, powinni BYĆ PRZYMUSOWO UMIESZCZANI W OBOZACH PRACY.
    Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że jestem zwolennikiem rozwiązań skrajnych. CZAS NA ODBUDOWĘ OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH I GUŁAGÓW, gdzie motłoch i pasożytnicze łajno, któremu „nic się nie chce” mogłoby cięzko pracować DLA DOBRA INNYCH.
    Myśle, że w pierwszej kolejsności takie obozy powinny być zbudowane w najbardziej zlewaczałych i najtłuściejszych krajach, zaczynając od Szwecji, Danii, Norwegii, kończąc na sąsiednich Niemczech. Oczywiście zyski z „niewolniczej” pracy zachodnich pasożytów, winny być przeznaczane na realne potrzeby najbiedniejszych krajów, np. Czadu, Bangladeszu czy Somalii.

    • Teraz chłopie to zupełnie odleciałeś z tymi obozami…może jeszcze chcesz przywrócenia komór gazowych i krematoriów? A może wskrzeszenia SB i masowej infiltracji przez państwo życia obywateli?
      Kiedyś czytałem tego bloga, czytałem też twoje komentarze i kiedyś pisałeś z sensem. Czy od tamtego czasu uderzyłeś się kilka razy w głowę?

      • Czasy sie zmieniły kolego. Trudne czasy wymagają TWARDYCH ROZWIĄZAŃ. Proszę aby nie nadinterpretować tego co pisze. LUBIĘ PRZESADĘ, LUBIĘ SKRAJNOŚCI, bo tylko skrajności pozwalają konkretnie rozmawiać i działać.
        ŚWIAT IDZIE KU ZAGŁADZIE, przynajmniej ten zachodni, to widać na każdym kroku. Ja już się pogodziłem z tym, widzę, że ludziom odp…..coraz bardziej. Ja nie jestem wyjątkiem.
        Liberalizm i pozorna „wolność” prowadzi do anarchii i tworzenia własnych praw i zasad przez jednostki. Te osobniki, bo ludźmi tego nazwać nie można STAWIAJĄ SIĘ PONAD INNYMI, GARDZĄ INNYMI. Nie ma mojego przyzwolenia na to, bo wierzę w korporacjonistyczną, gdybym był wierzący to bym to nazwał „chrześcijańską” równość. Tak jak trzeba GONIĆ LENI DO ROBOTY, TAK TRZEBA GONIĆ CHAMÓW I AROGANTÓW, KTÓRZY GARDZĄ INNYMI.
        Ja bym radził, aby ci wszyscy „uzdrawiacze świata” puknęli się w głowę i zaczęli CZYTAĆ I POZNAWAĆ ŚWIAT TAKIM JAKIM JEST. A świat jest oparty na niczym więcej niż na kurestwie. Z kurestwem trzeba walczyć, a nie dawać mu przywolenie. Jak ktoś jest k….., to trzeba go/ją traktować jak k….., a nie głaskać po głowie.

        • W sprawie odbudowy SB i infiltracji, to nie jestem za państwem policyjnym, ale ZA SILNYM APARATEM PRZYMUSU i PRZYWRÓCENIEM PORZĄDKU. Kara śmierci, dopuszczenie tortur, pałowanie – te rzeczy trzeba BEZWZGLĘDNIE PRZYWRÓCIĆ. Po co? Żeby ludzie(a raczej szumowiny) znormalnieli.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―