Orzechowa Ghana i owocowa Dominikana

Takie historie jeszcze dekadę temu były nie do pomyślenia – odejść z korporacji i otworzyć manufakturę – i to czego? Czekolady!

Dobrze pamiętam zdziwienie mojej kanadyjskiej przyjaciółki z Wyspy Księcia Edwarda, która dwie dekady temu, podobnie jak my, miała właśnie wybierać ścieżkę kariery i zupełnie nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że młodzi Polacy chcą gremialnie pracować w międzynarodowych korporacjach. Kultura? Sztuka? Film albo teatr? Po co, skoro nie dało się tam zarobić nawet na krawat, a ten w tej bardziej pożądanej karierze był niezbędny. Olśnieni ówczesnym powiewem wielkiego świata studenci brali zatem kredyt na krawat, aby jak najszybciej do tego świata wejść Spragnieni mitu, jaki przywiało nad Wisłę nowe, byli gotowi pracować za darmo i sypiać pod biurkiem, byle tego mitu dotknąć.

Też się temu dziwiłem, bo dla mnie już sama perspektywa odbijania karty o jakiejś siódmej rano była na tyle zniechęcająca, aby nad korporacyjne bonusy przedłożyć dziennikarską niezależność. Dziwiłem się jednak nie zanadto, bo jako często podróżujący przez pół Polski student, zaczytywałem się wówczas w niekończącej się serii Petera Mayle’a o tym, jak to zmęczony ustabilizowaną sytuacją życiową Brytyjczyk postanowił wyjechać z londyńskiego City i zamieszkać w niemal w ogóle wówczas nieznanej Prowansji.

I oto po latach okazuje się, że seria jego książek znaczyła początek trwającego do dziś, dla wielu zresztą do dziś w dalszym ciągu niezrozumiałego, trendu poszukiwania własnej ścieżki – trudnej, bo nie dość że najeżonej pułapkami, to jeszcze kosztem wygodnej posady. Do Polski ten trend trafił nieco później, mniej więcej wówczas, gdy do wszystkich programów śniadaniowych zaczęto zapraszać założycielki kultowej dziś siedzi barów Charlotte, z niesłychaną egzaltacją przepytując je przy tym na okoliczność porzucenia zawodowej stabilizacji.

Kakaowiec - owoc
Kakaowiec – owoc

Mniej więcej wówczas decyzję o życiowej zmianie podjęli także dwaj informatycy, Tomasz Sienkiewicz i Krzysztof Stypułkowski, którzy po latach poważnych doświadczeń w świecie wirtualnym uznali, iż nadszedł czas na doświadczenie świata rzeczywistego a wręcz sięgnięcie do źródeł jego autentyczności. Założyli Chocolate Story, manufakturę, w której wytwarzają czekoladę ze świeżo wyprażonych ziaren kakaowca. Do dziś to jedyne miejsce w Polsce, w którym czekoladę wytwarza się z surowca w jego dziewiczej formie. Różnica w teksturze, konsystencji i smaku tak przygotowanej czekolady jest kolosalna i wcale nie trzeba być szczególnym znawcą czekolady, żeby ją rozpoznać.

Tomasz Sienkiewicz i Krzysztof Stypułkowski
Tomasz Sienkiewicz i Krzysztof Stypułkowski

Jak na wytrawnych poszukiwaczy autentyczności przystało, Tomasz i Krzysztof postanowili nie tylko zgłębić tajniki tradycyjnego wytwarzania czekolady, ale też z bliska przyjrzeć się drzewom kakaowca i osobiście dotknąć ich owoców. Wybrali się więc w podróż po Ameryce Południowej, dzięki czemu nawiązali kontakty z plantatorami. Teraz sami sprowadzają ziarna, a zatem mogą gwarantować ich pochodzenie i jakość. Sami przetwarzają też ziarno na miazgę, z której powstają tabliczki – czyste albo dekorowane kawałkami owoców, orzechów, chili lub soli.

Praliny
Praliny

Niedawno rodzina Chocolate Story powiększyła się o nową elegancką lokalizację przy Marszałkowskiej. Miałem okazję skosztować tam czekolady twardej i płynnej oraz własnoręcznie sporządzić kilka tabliczek a nawet pralin! Potrenowałem też temperowanie czekolady na granitowym blacie. To proces kluczowy dla właściwej krystalizacji czekolady, bo w dużej mierze to od niego zależy, czy tabliczka kusząco lśni, wzorowo się łamie i elegancko rozpuszcza się w ustach.

Do degustacji czekolady twardej podano nam trzy jej rodzaje – z Ghany, z Dominikany i mieszankę oznaczoną jako „smak polski”. Enigmatyczna polskość tej ostatniej kryła się w silnej maślanej nucie, którą ponoć nasi rodacy bardzo lubią. Mi najbardziej do gustu przypadła czekolada z Ghany, o niezwykle eleganckiej szacie i bogatym bukiecie akcentowanym karmelem i prażonymi orzechami. Towarzystwo wokół mnie obdarzyło szczególnym zainteresowaniem czekoladę z Dominikany, która charakterystyczną dla siebie owocowość przejawiła poprzez silny akcent gruszki suszonej w piecu, przydając tym samym tabliczce dymnego aromatu.

Gorąca czekolada
Gorąca czekolada

Największym zaskoczeniem wieczoru okazał się dla mnie zwykły z pozoru kubek gorącej czekolady. Czegóż można się spodziewać po płynnej czekoladzie? A właśnie – można spodziewać się olśniewająco jedwabistej tekstury elegancko akcentowanej kawałeczkami ziarna kakaowca, szlachetnej konsystencji i potężnego smaku, który śmiało można stawiać za wzór czekoladowej autentyczności.

Tak popijając i pojadając, poczułem się jak trochę wyrośnięty Charlie w czekoladowej fabryce, choć może nawet lepiej, bo jemu przecież się śniło, a ja wszak doświadczyłem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―