Polacy też swą rybę mają!

Adepci sztuki kucharskiej z Francji, Rumunii i Polski zjechali do Torunia, aby przez pryzmat dyskusji o rybach słodkowodnych zdefiniować współczesne podejście do polskiej tradycji kulinarnej

W ubiegłym tygodniu pisałem o arcyciekawym programie redefiniowania polskiej kuchni dawnej, który odbywa się w Pałacu w Wilanowie, a wieść o którym idzie w świat za sprawą blogerów i dziennikarzy kulinarnych w tym programie uczestniczących. Dziś donoszę o programie innym, choć również promującym zapomniane tradycje polskiej kuchni a skierowanym do młodzieży z trzech krajów: Francji, Rumunii i Polski. Polska jego część odbyła się niedawno w Toruniu.

Międzynarodowe programy edukacyjne i wymiany młodzieżowe to sama dobroć, której warto czerpać ile sił, dopóki na tę dobroć unijne struktury pozwalają. Sam byłem onegdaj beneficjentem jednego z takich programów, więc z pozycji uczestnika mogę stwierdzić, że nie ma skuteczniejszej formy edukacji niż fizyczny kontakt z poznawanym obiektem. Oto w ramach szerokiego programu Erasmus+ udało się zebrać uczniów szkół gastronomicznych z Francji, Rumunii i Polski, którzy w ramach European Food Education Season (EFES) w ostatnim tygodniu kwietnia zjechali do Torunia. Impreza odbywała się pod nazwą Szkoły Wiosennej EFES. Całość programu koordynuje miasto Tours we Francji, a jego partnerami są: Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytet François Rabelais w Tours, Europejski Instytut Historii i Kultury Wyżywienia we Francji, Centrum Szkolenia Kucharzy w Tours i Amerykańska Akademia Kulinarna w Braşov w Rumunii.

wykłady w ramach EFES
wykłady w ramach EFES

Podczas wizyty w Toruniu młodzież, pod okiem profesorów z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Jarosława Dumanowskiego i Daniela Makowieckiego, dyskutowała o rybach słodkowodnych, porównując występowanie różnych ich rodzajów w poszczególnych krajach. Napięty plan wydarzenia wypełniały wykłady z zakresu historii wyżywienia, warsztaty poświęcone polskim ziołom, gastronomii w mass-mediach i tajnikom profesjonalnego wine-pairingu. Niektóre z wydarzeń były otwarte dla publiczności. Co ważne, warsztatom, referatom i dyskusjom towarzyszyły degustacje. W wazach i na paterach pojawiły się specjały z jesiotra i szczupaka, którym poświęcano też najwięcej uwagi podczas prelekcji i dyskusji.

Mamałyga
Mamałyga przygotowana przez studentów z Rumunii

W ramach zajęć w laboratorium kulinarnym uczniowie przygotowywali multikulturowy lunch, na który składały się potrawy francuskie, rumuńskie i polskie. Uczniowie z Rumunii sporządzili mamałygę na słodko i na słono, ich koledzy z Polski ulepili pierogi z farszem wołowym, ciecierzycowym i twarogowo-ziemniaczamym, zaś Francuzi sporządzili klasyczną sałatę z winegretem.

Pierogi z farszem wołowym, ciecierzycowym i twarogowo-ziemniaczamym przygotowane przez studentów z Polski

Gotowaniu w laboratorium kulinarnym towarzyszyły warsztaty na temat alkoholi i zajęcia z dobierania wina do dań z ryb. Poprowadził je znawca wina Gabriel Kurczewski, którego miłośnicy węgrzyna z pewnością kojarzą z blogiem. Zorganizowano także spotkanie z Józefem Siadakiem, utytułowanym wytwórcą rzemieślniczych musztard i octów. Francuzom szczególnie smakowały owocowe octy a Rumunom musztarda krzyżacka.

spotkanie z Józefem Siadakiem
spotkanie z Józefem Siadakiem

Warsztaty, czyli zajęcia w praktycznej formie, cieszyły się ogromnym zainteresowaniem uczestników, ale nic to dziwnego, skoro stanowiło one okazję do bezpośredniego kontaktu z omawianymi produktami. Dla mnie to szczególnie miłe, bo miałem okazje prowadzić warsztaty na temat mass-mediów i gastronomii, podczas których wspólnie przyglądaliśmy się budowaniu wizerunku mistrza kulinarnego w mediach, roli mediów klasycznych i społecznościowych w kreowaniu opinii oraz różnicom między subiektywnymi a obiektywnymi ocenami publikowanymi w mediach.

Część warsztatową uzupełniały zajęcia w terenie na temat dzikich ziół i zapomnianych roślin, które poprowadziła znawczyni ziół i założycielka Slow Food Dolny Śląsk Anna Rumińska. Ich ukoronowaniem był lunch przygotowany z samodzielnie zebranych dzikich roślin.

Wiosenna Szkoła to druga odsłona zainicjowanego w ubiegłym roku programu EFES. Doszło wówczas do pierwszego spotkania młodzieży we francuskim Tours. W tym roku młodzież zjechała do Polski, a za rok wybiera się do Braşov. Ze względu na międzynarodowy charakter spotkań, wykłady, referaty i pozostałe zajęcia odbywają się w języku angielskim.

  1. Bardzo dobrze, że takie spotkania się odbywają. Jedyne co mogę dodać, to przypomnieć, że tzw. Program Erazmus, nie ma żadnego związku z UE i pisanie tekstów w stylu ” trzeba korzystać, póki sa możliwości” jest nieprzemyślane i wynika zwyczajnie z niewiedzy piszącego i/lub czytającego. Erazmus dotyczy wymiany młodzieży z różnych krajów, także tych pozaujninych, co ciekawe warto zauważyć, że pani Marine Le Pen, którą, mimo wszelkich jej wad, popierałem od początku, powiedziała, że w przypadku rozwalenia UE, takie programy jak Erazmus będą trwać.
    Właściwie to tego typu wymiany i ogólnie rzecz biorąc współpraca społeczno-gospodarcza to jedyna rzecz, która UE wyszła. Ja ze swej strony dodam, że jednym z ciekawszych elementów takowej współpracy jest Europejska Sieć Obszarów Wiejskich, na mocy której możliwa jest współpraca jednostek i organizmów, związanych z szeroko pojętą tematyków wsi i rolnictwa. Dosyć mocno zahacza to także o żywność i kulinaria. Można sobie sprawdzić to samemu:
    https://enrd.ec.europa.eu/
    Tego typu wymiany powinny być znacząco rozszerzone, także geograficznie. Z przyczyn ideologiczno-politycznych, nie ma dzisiaj możliwości rozszerzenie tej wymiany o takie państwa jak Turcja, Ukraina, Rosja, Białoruś, Gruzja, Armenia, które przecież mają bardzo wiele do zaoferowania, w tym temacie. Póki niewola eurokołchoźnicza trwa, nic się w tej materii nie zmieni.

    • Program Erasmus + jest programem UE i korzystać z niego mogą obywatele UE, krajów stowarzyszonych i kandydujących. Program ten obejmuje znacznie więcej inicjatyw niż tylko wymiany. Polecam zaktualizować swoją wiedzę, zanim zacznie się krytykować innych 🙂

    • Uczono estetyki francuskiej. A jak Francja obecnie wygląda i jak wygląda „nowa estetyka francuska”, to każdy się może przekonać. Ja już od dawna uważam ten kraj za upadły i smierdzacy na kilometr, więc nie spodziewam się niczego, co można by nazwać „francuską estetyką”.
      Jedyne co w tych warsztatach jest ciekawe to rumuńska tradycja kulinarna. Zawsze uważałem Rumunię za arcyciekawy kraj, ale kompletnie nieznany. Choć to historyczny przyjaciel, sojusznik i sąsiad. Ryby są w Rumunii dosyć popularne z tego co wiem, podobnie jak mięso i warzywa, sery. Ogólnie rzecz biorąc to Rumunia jest dla Polski potężnym konkurentem, wyzwaniem, ale i szansą. Na szczęście, dekady rumuńskiego komunistycznego zacofania zrobiły swoje i dzisiaj nie widzę Rumunii w pozycji bezpośredniego konkurenta dla Polski, jeśli chodzi o eksport żywności. Z tego co mi wiadomo, to Włochy są zalewane mrożonym pieczywem z Rumunii. Ja do tej pory nie widziałem nic, poza jakimiś ciastkami w Lidlu i piwami „ala ruskie”, pochodzacymi z tego kraju.

      • Rumunia to rzeczywiście dla nas terra incognita, zresztą pewnie nie tylko dla nas. Tymczasem okazało się, że rumuńscy uczniowie zaskoczyli mnie stopniem zainteresowania tematem – nie przestawali zadawać pytań i to w kuluarach. Chcieli wiedzieć, gdzie w Toruniu można zjeść coś prawdziwie polskiego, gdzie wybrać się na dobrego poziomu fine dining, rozmawialiśmy w korytarzach, na przerwach, oni mówili o swoich doświadczeniach w Rumunii, pytali o moje refleksje na temat gastronomii w Polsce. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z naszymi uczniami, choć to pewnie rozumie się samo przez się. Zauważyłem, że sporo już wiedzą, wiele umieją i mają ogromny apetyt na doskonalenie umiejętności. To budujące!

        • Bo Rumunia, generalnie rzecz biorąc nie ma problemów takich jak Polska, z „polskim chaosem” na czele. Polacy do tej pory, we wszystkich wiją sie jak węgorze, tudzież rzucają od ściany do ściany. Każdą dziedziną życia, rządzi chaos.
          Rumunia, mimo swojego zacofania, szybko odrabia straty, we wszystkich dziedzinach życia. Śmiem nawet twierdzić, że niedługo nas przegoni i żadna propaganda, ani tego ani innego obozu politycznego, tego nie zmieni. Rumuni mają po prostu swoją drogę już wytyczoną. Jako jeden z najstarszych narodów w Europie, którego historia sięga jeszcze czasów starożytnych przed naszą erą, oni nie muszą się do niczego przylepiać. Oni prostu mogą skupić na sobie i na tym, co mają u siebie, a mają bardzo wiele ciekawego.
          Gdyby nie zmiany granic po wojnie, względnie ten syfilis jaki jest na Ukrainie, szczególnie zachodniej, Polska mogłaby radykalnie zwiększyć swoją współpracę z Rumunią, na wszelkich szczeblach. Faktycznie, uznaje Rumunię za najważniejszy, dla Polski, kraj naszego regionu, tj. nie-sowieckiej Europy Wschodniej. Problem właśnie leży w tym, że wielu Polaków to chyba już pozapominało, że Polska od Morza(Bałtyckiego)do Morza(Czarnego) istniała właśnie, dzięki Mołdawii, tj. dzisiejszej Rumunii(z wyłączenie Besarabii, dzisiejszej Mołdowy). Sami Rumuni zdają się być wielce zainteresowani Polską, w przeciwieństwie do Polaków, którzy cały czas utożsamiają Rumunów z Cyganami. To klasyczny przykład, kiedy poprawność polityczna i na siłę nazywanie Cyganów, Romami, odnosi odwrotny przykład niż powinien. Owszem, Cyganie nie kojarzą się nam już z „ocyganianiem”, czyli oszukiwaniem, ale za to, cierpi na tym, niemal bratni, ponad 20 milionowy naród rumuński.

        • W konkteście „prawdziwiego polskiego”, to nasuwa mi się takie spostrzeżenie, że Rumunia, ze względu na swoje położenie, historię, ma bardzo podobny problem jak Polska oraz wspominana już przeze mnie Słowacja. Słowacja jest sporo mniejsza ,ale równie ciekawa, ze względu na nakładanie się różnych warstw kulinarno-narodowych. Kraje górskie, czy też góralskie, a takimi właśnie są zarówno Słowacja, jak i Rumunia, to generalnie kraje bardziej tradycyjne, nie tylko jeśli chodzi o kulinaria. Największa część naszego dziedzictwa kulinarnego, zachowała się przecież na południu, w Polsce południowo-wschodniej oraz na wschodzie kraju.
          To co łączy Polskę z Rumunią to przecież „najbardziej polski ser”, czyli oscypek, który faktycznie pochodzi z Rumunii, podobnie jak cała tradycja góralska. Mało kto do tej pory wie, że to przecież z Wołoszczyzny, Siedmiogrodu i Mołdawii, przybyła tradycja góralska. To Rumuni zrobili ze Słowian górskich, w Polsce, na Ukrainie i na Słowacji, tzw. „górali”.
          Mnie do tej pory ciekawi, jedna kwestia, na ileż to sposobów, Rumuni wytwarzają bryndze i swoje, wędzone sery góralskie. To, że w Polsce mamy ich kilka rodzajów, wiadomo, parę rodzajów jest na Słowacji, z 2 sa na Ukrainie, w Rumunii, z tego co mi wiadomo, są na pewno 2, ale na pewno jest ich duzo więcej.

      • Wielce zazdroszczę. Proponuje jednak, do Rumunii udać się inną drogą, niż na skróty, przez Ukrainę. Wiele razy miałem chęć pojechać do tego kraju, ale konieczność podrózy via Słowacja i Węgry oraz doświadczenia na Ukrainie, zawsze mnie od tego odpychały.
        Samolotem, tanimi liniami, póki co, człowiek z Polski nie doleci.

        • Pozwolę sobie wtrącić :), że moim zdaniem Rumunia to naprawdę fantastyczny kraj. Tętniący życiem- nawet wioski, które u nas w Polsce z reguły są smutne i straszą pustką. Tam się czuje energię, barwy. Bardzo fajni ludzie otwarci na innych. Jeżeli to się połączy z bogactwem przyrody i „zabytków” to wychodzi z tego fajna mieszanka. Niestety faktycznie tak jest, że większość Polaków utożsamia Rumunię z biedą, brudem i sforami bezdomnych psów 🙁

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―