Swojska Polska – trend na 2015?

Czy w 2015 kuchnia molekularna trafi na polską prowincję? Czy na polskich ulicach rzeczywiście zagoszczą bary tapas? A może popularne stanie się w końcu to, z czym zagraniczni turyści kojarzą nas od zawsze – żytni chleb, tradycyjne wędzonki i domowe przetwory?

Bigos / fot. Alpha
Bigos / fot. Alpha

Początek roku obfituje w próby prognozowania mód wszelakich, także tych kulinarnych. Głos w sprawie zabierają znane figury sztuki kulinarnej oraz niszowi eksperci branży. W bieżącym roku wieszczą sukces ramenu, spodziewają się barów tapas na ulicach polskich miast oraz przewidują kres popularności laboratoriów z kuchnią molekularną w stolicy i jej rozkwit na prowincji.

Robaki na talerzu - Thenus orientalis
Robaki na talerzu – Thenus orientalis

Gdyby nie to odniesienie do prowincji, można by pomyśleć, że to nie tyle kulinarne prognozy dla Polski, ile może dla Warszawy. Tam modne były już największe kurioza. Niektóre z nich, jak bary sushi czy burgery z wszystkiego i na wszystkim, przyjęły się nawet potem w innych dużych polskich miastach, ale inne, na przykład robactwo, wymarło samo lub za sprawą prusakolepu, zalegając jedynie w tych zapyziałych garkuchniach, do których nie trafiła jeszcze dezynfekująca ręka Magdy Gessler.

Chleb z Gruczna
Chleb z Gruczna

Choć w noworocznych proroctwach kulinarnych mód słychać czasami o modzie na Polskę, to wciąż mówi się o tym tonem mocno przytłumionym, jakby zza betonowej ściany, przez przytkaną tubę. Z jednej strony mi żal, a z drugiej jestem coraz bardziej poirytowany, że na polskiej ulicy, przede wszystkim tej wzorcowej stołecznej, niech będzie samej Marszałkowskiej, wciąż nie widzę polskiej piekarni, polskiej kanapkarni ani polskiego bistro z polskim chlebem, polskim masłem i polskim serem. A to, proszę państwa, powinna być podstawa wszelkich trendów w polskiej gastronomii. Na każdej ulicy polskiego miasta, w małomiasteczkowej gasie i w wiejskim zaułku, chcę liczyć na kawałek chleba z gotowaną szynką, żytnią bułeczkę ze śledziem, knypel z kiełbasą z weka oraz na garmażerkę z sałatką jarzynową, pastą z makreli, smażoną kiełbaską i klopsem na gorąco!

Gruczno, konkursowa szynka
Gruczno, konkursowa szynka

Wstyd mi i to nie dlatego, że lansujący się w pseudofrancuskich bagieciarniach liderzy kulinarnej opinii wieszczą zupełnie inne mody – za to niech oni wstydzą się sami. Wstyd mi, że najbardziej aktualne, oczywiste i oczekiwane trendy w polskiej kuchni w sposób wzorowy realizują od dawna w… Australii! Tak, właśnie tam, gdzie ponoć wszystko jest do góry nogami.

http://www.youtube.com/watch?v=CvGQn2zP-C4

Australijska telewizja pokazała niedawno serię dokumentalną o kuchniach australijskich mniejszości etnicznych. Jeden z odcinków poświęcono w całości kuchni polskiej. Widzowie poznali, co to jest bigos, ćwikła, kiszone ogórki, chłodnik i kiełbasa z ogniska, jak wyglądają rydze oraz jak zrobić placki ziemniaczane i upiec kaczkę z jabłkami. Pokazano polską pierogarnię, polską piekarnię, polską masarnię i polską cukiernię. Właściciele każdego z tych miejsc pracują na tradycyjnych recepturach i to, co możliwe, wykonują ręcznie. Piekarz wypieka żytni chleb na własnym zakwasie sprowadzonym do Australii 100 lat temu. Masarz wędzi uczciwy boczek, szynkę i szare kiełbasy, a cukiernik piecze sernik krakowski na maśle i jajach.

fot.  Allan
fot. Allan

Niby to takie zwyczajne, ale czy rzeczywiście serniki w Polsce wypiekane są na maśle? Czy jadamy chleb na zakwasie? I czy w ogóle ktoś jeszcze – poza oazami hipsterii – piecze chleb z żyta? A przecież to nie dokument z Polski, tylko z Australii. Żal ściska żołądek i łza kręci się w oku, bo wychodzi na to, że nie w Australii a u nas rzeczy postawione są na głowie.

Bar mleczny
Bar Kociewiak w Tczewie

Niedawno przeczytałem praktyczne zestawienie warszawskich garkuchni z leniwymi, kaszanką i kompotem. Czy to modne lokale na Nowym Świecie? Ależ skąd! Już sam tytuł informuje: Podziemie kulinarne uchyla drzwi. Polska kuchnia zeszła zatem do podziemia. Rzeczywiście, pod niektóre adresy nie sposób trafić, bo znane są tylko stałym bywalcom. Do niektórych wchodzi się przez zawilgocone podwórce i omszone przełazy. Tu domofon, tam klatka schodowa. Polska kuchnia chowa się, boi i wstydzi.

Bar Turystyczny
Bar Turystyczny w Gdańsku

Ale czego? Przecież to ona sama w sobie jest naszym kulinarnym trendem i to nie tylko na 2015!

A na lekko podkręcony komentarz do trendów kulinarnych na 2015 rok zapraszam do mojej audycji w JemRadiu. Premiera w środę o 20.00 a powtórka m.in. w piątek o 16.00 i niedzielę o 19.00. Programy Jem Radia są dostępne na całym świecie, także w Australii, a jak je odbierać, dowiecie się na www.jemradio.pl

  1. Dopóki w tym kraju wdraża się przepisy wręcz wrogie każdej działalności, a szczególnie w obszarze mikro przedsiębiorstw, dopóki na Marszałkowskiej czynsz za metr kwadratowy będzie wyższy niż w centrum NY, dopóki… i tak przez godzinę mógł bym! Okres PRL-u miał hamować wszelką prywaciznę i robił to prawie oficjalnie, ale tak miało być z założenia. A co robi obecny rząd ?! Niszcząc główny przemysł doprowadza do ruiny firmy prywatne, a jeżeli już która próbuje się utrzymać, to wprowadza np. obowiązek (już teraz powszechny) posiadania kas fiskalnych, co napędza kolesiowskie firmy od urządzeń fiskalnych. Zastanawiam się, czy i w jaki sposób US wyegzekwują fiskalizowanie usług od całej i nie małej grupy prostytutek i całego anturage towarzyszącemu! A żytni, dobry chleb jest najmniej opłacalnym w produkcji; należało by uczynić ruch w kierunku promowania dobrych wyrobów tworząc prosty system ulg dla dobrych producentów! Temat rzeka… !

    • Nic dodać nic ująć, pisałem o tym wielokrotnie. Polecam, jeśli Pan nie oglądałem to „przemówienie” pewnego działacza z Lublina, obecnie kandydata na urząd prezydenta RP (osobiście ta osoba mi na ten urząd kompletnie nie pasuje, ale już do Sejmu, jako Lepper 2.0. którego zawsze byłem wielkim fanem, jak najbardziej). To nie jest agitacja wyborcza, ale słowa prawdy:
      https://www.youtube.com/watch?v=gJa2KIwtyKE

      • Nie zgadzam się natomiast co do Marszałkowskiej. W centrum stolicy jest miejsce raczej na eksluzywne lokalne, a nie na jakieś budki z pierogami. Stolica i generalnie aglomeracje miejskie powinny być raczej dobrze skomunikowane z otaczającą je prowincją. I to prowincja powinna stać się zapleczem żywniościowym dla tych miast. Jeśli jakiś Warszawiak chce kupić dobrej jakości kiełbasę, miód czy inne rzeczy, to zamiast latać po jakichś „eko-bazarach” i nabijać kasę handlowcom, czy nawet przetwórcom, którzy muszą płacić przecież czynsz (nikt za darmo takich miejsc nie wynajmuje, dobre miejsce, słono kosztuje, wiem to co z doświadczenia), winni jechać na prowincję. Jakby było tak, jak to jest zorganizowane we Włoszech czy Grecji. Czyli jadę do „chłopa” po miód, cydr, soki owocowe, kiełbasę, sery i inne przetwory.
        Dla tych, którzy nie mają czasu, powinno się stworzyć automaty, takie jak widziałem we Włoszech, sklepy bezobsługowe z automatami (typu mlekomaty).
        I to właśnie takie sklepy, bezpośrednio sprzedające produkty od przetworcy czy rolnika powinny znajdować się w centrum miast lub w dzielnicach-sypialniach.
        Bezpośrednia sprzedaz, lokalnych produktów – to powinno stać się podstawą polskiego handlu i przetwórstwa żywności. A nie model: rolnik-przetwórca-handlarz-klient. Model rolnik/przetwórca-klient – do takiego modelu powinniśmy dążyć. I każda inicjatywa która ten model wspiera (takie jak wymyślony kiedyś przeze mnie ale nie zrealizowany, choć realizowany przez innych, pomysł platform sprzedażowych dla producentów lokalnych)musi być wspierana.
        To samo dotyczy innych metod dotarcia z produktami do klientów, takimi jak prywatne sklepy (producentów lub grup producenckich, klastrów).
        Obecnie cała polityka państwa, wspierana przez UE, działa w kierunku odwrotnym, czyli niszczenie tradycyjnego rolnictwa, konsolidacja rolnictwa, promowanie rolnictwa farmerskiego i przemysłowego, promowanie wielkich koncernów i importu żywności z zagranicy, kosztem lokalnej produkcji, niszczenie mikro-firm przetwórczych, niszczenie handlu tradycyjnego, wspieranie konsolidacji handlu w rękach zagranicznych.

      • Poprzedni rząd i poprzedni prezydent, który podpisał, antypolski Traktat Lizboński czyniący z Polski kompletnego wasala wobec Berlina czy Brukseli, wcale nie był lepszy. Jedynie Samoobrona i LPR nadawały „właściwą treść”, ale i one, stały sie niewygodne, nie tylko dla opluwaczy z mediów głównegu nurtu, ale także dla Jarka i jego braciszka, parki oszołomów, wcale nie lepszych od obecnie rządzących. Proszę więc sobie darować takie teksty.

    • Dopóki prym w mediach i życiu wiedzie „europeizacja” i „gonienie Europy” oraz rosnąca z roku na rok propaganda brukselska, wychwalająca pod niebiosa wszystko co unijne i „postępowe”, to niestety się Pani, ani my wszyscy nie doczeka. Takie są gorzkie fakty. Media głównego nurtu, UE owszem będą coś tam robić, udawać, że niby dbają o tradycję. UE z jednej strony dba o rolnictwo tradycyjne i produkty regionalne, ale w tej samej chwili prowadzi takie działania i politykę, które to niszczą. Zamiast oglądać się na ten kołchoz unijny, Polacy muszą wziąść sprawy we własne ręcę i TAK JAK POD ROZBIORAMI, się organizować, tajne nauczanie, tajne stowarzyszenia, spiski, praca organiczna u podstaw. Bez tego, niczego nie będzie, tak w kulinariach, gospodarce, jak we wszystkich dziedzinach życia. Trzeba brać jednak przykład z narodów i krajów, które również żyły pod obcym butem i są odmiennie niż Polska nastawione do tego co przychodzi z „Europy”. Mówię chociażby o Czechach czy Węgrzech, tryskających eurosceptycyzmem, wyśmiewującym wszystko co „unijne i postępowe”. I jak oceniam to co jest w Czechach lub na Węgrzech (czy nawet w przedwojennej, szczególnie przedmajowej Polsce)do tego co jest w Polsce, to trudno się nie śmiać. Oni są zadufanymi w sobie szowinistami, zaściankowcami i mają tego efekty. A Polacy na siłę chcą się „europeizować”, to i mamy tego takie skutki jakie mamy, czyli dno i republikę bananową, prawdziwe zacofanie mentalne, gospodarcze i kulturowe.

  2. Taki sam artykuł był na innym blogu, to znaczy podobny, ale napisany w nieco innym tonie, bardziej miłym.
    Ten jest artykułem krytycznym i właściwie, Artur, niczego nowego nie napisałem. TO JEST CO ROKU, TO SAMO.
    Właściwie mógłbym komentować tak samo jak zawsze, ale tym razem polecam ciekawą opinię, znanej osoby, choć dla wielu kontrowersyjnej:
    https://www.youtube.com/watch?v=A3eeUKfPH3E
    I to jest właśnie, chorym, dzisiaj rządzą mniejszości i odszczepieńcy. Dzisiaj nawet ci, co nie są gejami, Żydami, muzułmanami, świadkami Jehowy, wyznawcami Potwora Spagetti, nie pochodzą z Afryki, Antarktydy, czy z Marsa, wolą nimi być to przecież „trendy”. A Polska? Ta tradycyjna? Toż to oszołomostwo, toż to hołota, bydło, zaścianek. Muszę powiedzieć, że nic tak nie wpłynęło na moje poglądy polityczne jak sprawa polskiej kuchnii i regionalizmów i ta dzika wręcz „europeizacja” i „zachodyzacja” kuchnii, kultury i w ogóle życia. Dzisiaj, politycznie wolę być już nawet nie konserwatystą, ale reakcjonistą.
    Niech żyją kulinarne karły reakcji. Na pohybel „postępowcom”.

    • Trudno się nie zgodzić z panem Jackowskim, rzeczywiście nadeszły czasy kreowania mód, mediów i rosnącej inwigilacji wszystkiego i wszędzie – to stanowi tło dla tradycyjnej polskiej kuchni, która wciąż tkwi w sektorze zmarginalizowanego zaścianka. Wszyscy lubią, każdy zje, ale niewielu chce się przyznać – no właśnie, bo to niemodne.

      Dzisiejszy tekst to nic nowego, jasna sprawa, ale cóż nowego być tu może? Ale mówić o tym, co nasze trzeba, domagać się tego, co nasze trzeba, bo to nie tylko nasz obowiązek, ale i zupełnie naturalna przyjemność. I do tego zachęcam – aby mówić i kreować modę na nasze zupełnie oddolnie, trochę tak jak disco-polo, choć to bardzo niefortunne porównanie. Ale cóż, takie czasy.

      • Akurat disco-polo to dobre porównanie. Nigdy nie byłem fanem, ale nigdy nie uważałem tego wyśmiewania. Podałem przykład tego „działacza” z Lublina, którego traktuje się podobnie jak niegdyś Leppera. Pamiętam, jak jeszcze na studiach, gdy Lepper był w rządzie, wyśmiewano go, że burak, cham z prowincji. A jak dzisiaj porównuje jego przemówienie, chociażby to:
        https://www.youtube.com/watch?v=hRDUXhfxp-U
        Do tego jak produkują się dzisiaj politycy, co których stawia się na świeczniku i promuje, to nie mam pytań. Wolę chama i buraka-patriotę, nie bojącego się mówić otwarcie i głośno tego co myśli (zgodnego z faktami) niż pindziusa, który jedynie potrafi gadać tak, aby było to miłe dla uszu innych, szczególnie tych obcych z „wielkiego świata”.

    • U podstaw, organicznie, tak jak Marysia Konopnicka i Eliza Orzeszkowa – najwięcej lobbyingu u podstaw wbrew pozorom potrzebne jest na polskiej wsi, która tak nie wierzy w to, co ma i tak ślepo wpatruje się w duże miasto i gwiazdy, że… ręce opadają 🙂 Mówić, pisać, dyskutować, kreować opinie – i absolutnie nie sądzić, że to oczywiste i jasne jak słońce.

      • Zgadzam się. Moi rodzice mieszkają na klasycznej, lubelskiej wsi, blisko drogi krajowej Lublin-Rzeszów. Rzadko tam bywam, ale jak bywam to wiem, co się dzieje. I faktycznie jest taki trend, że wieś chce żyć po miastowemu, a miasto po wiejsku. I to jest właśnie powodem tych wszystkich, a przynajmniej wielu patologii.
        Niestety, winę za to ponoszą czasy powojenne i te przymusowe migracje ze wsi do miast, wymuszone przez wymuszoną industrializację. Właściwie to tutaj dopatrywał bym się wielu przyczyn obecnych patologii. Polskie społeczeństwo jest społeczeństwem…post-wiejskim, post-chłopskim, podczas gdy społeczeństwa rozwinięte, takie jak amerykańskie/anglosaskie, niemieckie, francuskie, generalnie zachodnie, są społeczeństwami post-industrialnymi (w sensie socjologiczno-kulturowym). Polacy mieli szczyt industrializacji i migracji ze wsi do miast, raptem 40-50 lat temu, podczas gdy społeczeństwa zachodnie, np. brytyjskie czy niemieckie, holenderskie 100-150 lat temu. O czym więc mowa?
        Wieś i prowincja siedzi w Polakach do dzisiaj i zamiast to zwyczajnie zaakceptować i żyć wg. tych warunków, to większość chce żyć jak ci, co mieszkając w post-industrialnych społeczeństwach.
        Może to trochę za mądre i mało związane z kuchnią, ale jak to od tej strony oceniam. Warszawa została kompletnie zniszczona w czasie wojny, większość jej mieszkańców obecnie to przybysze z prowincji, moja babcia, nieżyjaca już była z przedwojennej Warszawy i jak porównywała to co jest dzisiaj, do tego co było przed wojną, to się za głowę łapała i mówiła, że czuje odrazę i wstręt, szczególnie do bud z kebabami, śmierdzącymi niewiadomo czym, stojącymi na Placu Defilad.

      • A co do tych autorek, to już dzisiaj „określone siły” chcą na siłę wyciągać pewne rzeczy z życia osobiste. Nie ważne, że Orzeszkowa pisała patriotycznie, ważne że była lesbijką. A to, że Konopnicka napisała, antyniemiecką a, więc „faszystowską, antyeuropejską”, Rotę który dzisiaj idealnie wpisywał by się w realia geopolityczne (można by do słów dodać jeszcze słowo „unia, obok Niemiec” i „europeizować, obok germanić”), powoduje, że już i tak na cenzurowym, skazane na zakurzone póki, dogorywających już bibliotek publicznych.
        Konopnicka? Rota? To się nadaje jedynie do „Indeksu Ksiąg Postępowo Niepoprawnych i Zakazanych”.

        • Poprawka, to Konopnicka „była” lesbijką.
          Oj, to bardzo komplikuje sprawę, lesbijka winna być promowana, ale Rota musi zostać bezapelacyjnie wycięta. Może „określone siły” zmienią i dostosują tą pieść do obecnych czasów, typu zastąpienie słów Niemiec, zniemczył i germanił słowami „Polak-katolik, prawicowiec, tradycjonalista, patriota, nacjonalista, spolsczył”, itd, itp. Nic tylko czekać na nową reedycję tomików, politycznie poprawnych.

    • Szanowny panie Arturze, KK! Od wielu lat piszę (również w pańskim blogu pisałem) o stworzeniu ludzkich przepisów umożliwiających rolnikowi przetworzenie wyprodukowanych płodów przez niego w gospodarstwach rolnych ( nie kombinat ani wielkoobszarowe) jakich tysiące w tym biednym kraju! Minister Sawicki, co by poprawić własne notowania w środowisku wiejskim, ogłasza na jakiejś kolejnej wystawie rolniczej podjęcie (rząd pracuje nad… ?!) działań w tym oczywistym jak oczywistość temacie aktywizacji wsi, a nie tyle aktywizacji, bo oni potrafią się zorganizować, co stworzenie przepisów narzędzi do legalnego, przyjaznego ekonomicznie (bez kafelków i muzyki dla 20 kur niosek i jednego koguta) systemu bezpieczeństwa żywności i uregulowań fiskalnych, a za chwilę będziemy mieli tysiące gospodarstw, wzorem Austrii, Włoch, Francji, Hiszpanii… wypełniających doskonałymi wyrobami rolniczymi, łącznie z napojami %, co natychmiast przełoży się na zachwianie pozycji monopolisty w handlu sieciowym i przemysłowej produkcji mięsa! Jeżeli zaś rolnik zarobi pieniądze to wyda je w „mieście’ na niezbędne mu buty, spodnie, maszynkę do golenia i wodę po goleniu! Mechanizm rynkowy znany od wieków, pod wszakże warunkiem, że będzie wsparcie logistyczne państwa, a przynajmniej mniej przeszkód i kłód pod nogi! Takie szmaty w rządzie jak minister Sawicki powinno się sądzić, pozbawić praw obywatelskich i jako karę nakazać pracę na roli w odosobnionych ośrodkach, które same powinny zarobić na utrzymanie! Myślę, że KK ma wiedzę co zrobiono z całkiem nieźle prosperującym rynkiem we Wrzeszczu, otaczając go różnego rodzaju Sronkami o Didlami. Ten rynek już umiera. O konsekwencjach społecznych, zdrowotny nie miejsce i czas by tu pisać, ale wierzę że ma Pan świadomość, że są to zjawiska trudne do odtworzenia!

      • Ameryki pan nie odkrywa, proszę częściej zaglądać na bloga, a nie tylko na stronę facebookową (gdzie ja nie komentuje, bo nie posiadam konta, a i posiadam nie zamierzam, przynajmniej oficjalnie). Proszę częściej czytać moje posty, napisałem to już raz, dzisiaj, pisałem o tym wielokrotnie.
        Proszę zapoznać się z filmem do którego link podałem tutaj na blogu, posłuchać pana Mariana przy innych okazjach.
        W Polsce, należy działać PO POLSKU wg. polskiej tradycji, a nie jakiejś tam francusko-włosko-austriacko-hiszpańsko niewiadomo jakiej. Można podpatrywać, ale trzeba to robić z głową i wpierw się zastanowić czy dana rzecz i dany sposób jej wdrożenia się w Polsce przyjmie. Polacy mają swoje indywidualne, upodobania, trwałe od wieków, wojna i komuna je mocno sponiewierały, teraz dochodzi euro-komuna. Trzeba więc oddzielić ziarno od plewy.
        Co do poliktów – WSZYSCY, POZA Lepperem, którzy rządzili(!!), mają swoje za paznokciami, proszę więc tu nie manipulować.

        • Zaskoczony jestem pańskim tonem nakazowo-rozdzielczym! Aczkolwiek… mogłem się tego spodziewać! Tym bardziej zapraszam Pana do czytania z większym zrozumieniem moich tekstów, które są w założeniu edytowane na FB dla wiadomości KK! Z Szanownym Panem nie podejmuję jakiejkolwiek polemiki! Pozdrawiam

          • Jakby się Pan podpisywał tak jak zawsze to bym wiedział z kim mam do czynienia. A tak, to skąd mam wiedzieć. A w polemikę zawszę wchodzić lubię, byle na poziomie i na argumenty.
            Co do tonu nakazowo-rozdzielczego to nie wiem o co chodzi, daleko mi do komuny, tak ekonomicznie jak i kulturowo. Powiem już wiele razy – niech każdy sobie robi jak mu się podoba. Ale niech potem się dziwi, że efekty niekoniecznie są takie, jakich się spodziewał.
            Pozdrawiam również.

    • Oczywiście. U nas minister i – szerzej – państwo nie wyprzedza potrzeb, a działa z opóźnieniem – że tak się wyrażę tak kraje, jak mu świeczki poparcia staje – dlatego potrzebny jest silny głos z dołu. Potupać i pokrzyczeć trzeba, problem, ze ten dół nie jest wcale taki pewny, czy chce tupać.

    • No właśnie znam – mówimy o tych małych gospodarstwach – ludzie bardzo często nie wierzą w siebie i to, co mają, z oporami sięgają do starych przepisów i zapomnianych składników – bo w tv pokazują zupełnie coś innego, a skoro pokazują, to musi być modne – w tym sensie. Ot, gospodynie ma pod lasem warzywa- ogórki, ziemniaki, bardziej eko już być nie może. Ma też kilkoro dzieci, wszystkich posłał do pracy (w marketach i innych podobnych), bo… po co to zbierać? kto by tam chciał to kupić? Więc proszę ją o 5kg ziemniaków i słyszę – a, już nie mamy, bo się wszystko rozeszło 🙂 Trochę jest to takie zamknięte koło ale właśnie dlatego potrzeba jest ta praca u podstaw.. Samo się nie stanie.

      • W pełni się zgadzam. Jest dokładnie tak jak powiedział Marian Kowalski na filmie, który podałem. Wieś dzisiaj dogorywa i to wszystko przez UE i przez propagandę, mówiącą, że „dopłaty i fundusze unijne/kasza z nieba unijnego” wszystko rozwiążą. Otóż nie rozwiążą, właściwie to dobiją polskie rolnictwo i zaprzepaszczą wielką szansę jaką przed nim stoi. Przecież Polska, mając taki charakter rolnictwa jaki jest na Bałkanach, w Chorwacji, Słowenii chociażby czy na południu Włoch, w Grecji, aż prosi się, aby dać mu szansę na samodzielną produkcję i sprzedaż bezpośrednią swojej produkcji.
        Jak napisał profesor Kieżun w swojej książce, chyba najlepszej dotyczącej nowej Polski pt. „Patologia Transformacji”, porównując to jak wygląda sytuacja w Polsce, a jak w Afryce lub Kanadzie gdzie pracował. Polska tradycyjna, naturalnie (a nie sztucznie)ekologicznie żywność, to miliardy dolarów i dziesiątki tysiące miejsc pracy, co najmniej, jakie można by zarabiać. W Kanadzie czy USA, ludzie się biją o naturalne produkty, ludzie celowo, zmieniają zawód, z prawników czy menedżerów korporacyjnych na rolników-przetwórców czy mikro-producentów żywności, bo mają już dosyć niszczącej ich i wszystko inne, sztuczności.
        Polska i jej naturalny, wiejsko-siermięzny charakter wcale nie potrzebuje się dostosowywać do jakichś standardów, niewiadomo jakich. Wystarczyło robić to, co robiono od zawsze, wystarczyłoby nie przeszkadzać, nie tworzyć sztucznych wymagań w duchu „bo Unia kazała, bo Unia wymaga”. Jak powiedział słusznie M.Kowalski, ” są w Unii Europejskiej kraje, gdzie można normalnie pędzić bimber i handlować, gdzie można normalnie robić przetwory i handlować, a w Polsce, Polakowi nic nie wolno zrobić dla własnej ojczyzny”. Więc wcale nie trzeba tu od razu rozwalać Eurokołchozu i robić jakiegoś zwrotu (ku Rosji czy Ukrainie), aby było normalnie. Wystarczy, aby ludzie zaczęli działać po swojemu, jak gospodarze na własnej ziemi i zaczęli faktycznie decydować o tym co chcą robić i jak chcą, nie oglądając się na to, co mówią, rządzące „elity z przypudrowanymi gębami”.
        Dopóki nie pokażą przemówień pana Mariana w telewizjach ogólnopolskich (a nie TV Trwam czy też jakiejś telewizji internetowej), szczególnie tych dotyczących sytuacji gospodarczej, w tym i rolnictwa, dopóty nie uwierzę, że idą zmiany i w tym kraju może być normalnie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―