Restauracje wolne od dzieci

Coraz szersza oferta gastronomiczna wymusza specjalizację. Obok ogólnodostępnych restauracji są takie, do których można wejść z psem, w których można palić, posłuchać muzyki na żywo a nawet obejrzeć pokaz erotyczny. O ile taka segregacja nie wzbudza szczególnych kontrowersji, o tyle nowe na polskim rynku strefy wolne od dzieci już tak.

Restauracje - strefy wolne od dzieci? /fot.  George Hackett
Restauracje – strefy wolne od dzieci? /fot. George Hackett

Dyskusja nad obecnością dzieci w restauracji trwa od lat. Ja pisałem o tym już pięć lat temu, kiedy poziom tolerancji dla plujących na oślep wrzaskunów był jeszcze zdumiewająco wysoki i raczej budził kłopotliwą radość niż żywe oburzenie. Dziś dobre maniery przy stole zaczynają być w restauracji równie istotne, jak jakość posiłku i nazwisko szefa kuchni. Przejawem tej zmiany jest fala zainteresowania, z jaką spotkało się powstawanie niespotykanych wcześniej w Polsce restauracji tylko dla dorosłych.

fot.  Professor Bop
Restauracja przyjazna psom / fot. Professor Bop

Nie chodzi tu bynajmniej o nocne lokale z dansingiem i striptizem, do jakich z wypiekami na twarzy chadzali po kryjomu nasi dziadkowie. Nie chodzi nawet o współczesne erokluby, których gwiazdy poza zabawianiem gości sztuką zrzucania stringów, pozwalają im na uczestnictwo w czymś zdecydowanie bardziej zaawansowanym. Nikogo nie bulwersują też restauracjie przyjazne psom ani palaczom przeróżnych specjałów, podobnie jak nikt nie poddaje w wątpliwość zasadności istnienia jadłodajni dla bezdomnych. Oburzenie pojawia się dopiero, gdy trzymające poziom restauracje, w których liczy się produkt, zwięzła karta i szef kuchni, decydują się na takie ograniczenia w doborze gości, aby umożliwić tymże pełne i niczym niezakłócone uczestnictwo w gastronomicznym doświadczeniu. To właśnie one wprowadzają tak zwane „strefy wolne od dzieci”, do których wstęp mają wyłącznie dorośli.

Dziecko przy stole / fot. Lars Plougmann
Dziecko przy stole / fot. Lars Plougmann

Niewykluczone, że właściciele tych eleganckich na ogół lokali mieli już okazję spotkać się z przedstawicielką kłopotliwego gatunku nowoczesnej matki, która lubi nakarmić piersią w kościele, ale i chętnie przewinie na ladzie mięsnego. Jedna z takich matek pozostawiła w internecie taki oto pełen oburzenia komentarz:

Dlaczego w niby dobrych restauracjach nie ma przewijaka? Gdzie ja mam dziecko przewinąć? Albo ukryte na końcu korytarza albo ich nie ma! Byłam dzisiaj z dziećmi i młodsze zrobiło kupę. Nie miałam czasu czekać w kolejce i przewinęłam go przed wejściem do toalet. nic zupełnie nie było czuć, a zabieg był błyskawiczny. Wyprosili nas z restauracji i jeszcze kazali zapłacić za posiłek, którego nie zdążyliśmy zjeść!!! Mogę gdzieś skargę złożyć?

Raban podniósł się błyskawicznie, a apogeum rzecz osiągnęła kilka dni temu, gdy sprawą zajęli się dziennikarze „Faktów” z TVN. Przeciwnicy stref wolnych od dzieci są zdanie, że restauratorzy nie mają prawa do zakazywania dzieciom wstępu do ich restauracji. Czyżby? Kto zatem ma prawo decydować o tym, kogo restaurator będzie gościł? Oburzeni komentatorzy?

Nowoczene macierzyństwo? / fot. zen Sutherland
Nowoczene macierzyństwo? / fot. zen Sutherland

Trzeba sporej dozy złej woli, żeby uznać, że za strefami wolnymi od dzieci kryje się promocja pozbawionego odpowiedzialności życia w pojedynkę, jak to widzą niektórzy komentujący. Takie opinie można było spotkać kilka lat temu, gdy właściciele Cafe Nielsen, popularnej knajpki w eleganckiej dzielnicy Berlina Prenzlauer Berg, jako pionierzy postanowili wprowadzić u siebie strefę wolną od dzieci. W wywiadzie dla Welt am Sonntag wyjaśniali później, że tworząc taką strefę, mieli na uwadze wyłącznie dobro gości. Argumentowali, że sami mają dzieci, więc doskonale rozumieją, że czasami nawet rodzice najbardziej związani ze swoimi pociechami potrzebują kilku chwil wytchnienia. Co więcej, inną salę w tej samej restauracji przygotowano specjalnie z myślą o dzieciach. Została odpowiednio wyposażona, przygotowano specjalną kartę menu a w toalecie obniżono nawet pisuar.

Restauracja ze strefą przyjazną dzieciom /fot. Mike Trinder
Restauracja ze strefą przyjazną dzieciom /fot. Mike Trinder

W Polsce restauracje ze strefami wolnymi od dzieci to dziś zjawisko spotykane jeszcze rzadko. Niemniej niektóre restauracje idą o krok dalej niż właściciele wspomnianej wyżej knajpki w Berlinie i, jak w przypadku „Manor House Spa” w Pałacu Odrowążów pod Szydłowcem, strefą wolną od dzieci ogłaszają nie tylko wyznaczoną część restauracji, ale ją całą, włącznie z hotelem, pałacem i całym obszarem, na którym ów Pałac się znajduje. Taki rygor właściciele obiektu wprowadzili w trosce o swoich gości, którzy uskarżali się, że głośne zachowanie dzieci burzy im harmonię pobytu. Co na to komentatorzy? Uważają, że to dyskryminacja najmłodszych i celowe wykluczanie rodzin.

http://www.youtube.com/watch?v=d6z0DGSOPR0

W tym kontekście zasadnym staje się pytanie, gdzie rodzice mają uczyć dzieci zachowania się przy stole? Odpowiedzi są dwie – w domu oraz w restauracjach przygotowanych na przyjmowanie rodzin. Jednak nawet w lokalach tego typu cierpliwość wystawionych na próbę gości ma swoje granice. Jedna z amerykańskich stacji telewizyjnych przeprowadziła eksperyment mający na celu sprawdzenie, jak goście restauracji będą reagować na wyjątkowo hałaśliwe zachowanie dzieci. W tym celu w restauracji zamontowano ukryte kamery, a przy centralnym stoliku posadzono dzieciarnię, której kazano zachowywać się tak niegrzecznie, jak tylko możliwe. Wyniki eksperymentu nie pozostawiają złudzeń – goście restauracji bardzo szybko reagują na niegrzeczne dzieci. Niektórzy usiłują zwracać uwagę rodzicom, inni wzywają obsługę, ale spora część zmienia stolik albo po prostu wychodzi.

Należy mieć też na uwadze, że zachowanie dzieci nie zawsze zależy od wysiłków, jakie rodzice wkładają w ich wychowanie. Do niedawna temat wrodzonej nadpobudliwości dzieci był chyba na tyle wstydliwy, że rzadko go poruszano. Dziś o dzieciach z nadpobudliwością słyszy się coraz częściej. Długo zastanawiałem się, czy załączyć ilustrujący ten problem film, ale choćby po to, aby otworzyć oczy niedowiarkom, postanowiłem go jednak umieścić. Popatrzcie:

Czy chcielibyście, żeby przy stoliku obok zasiadło takie dziecko?

    • Tu nie chodzi o strefy wolne od dzieci, ale ogólnie restauracje. Czyli, że wstęp tylko dla bezdzietnych. Przypomina to jak ulał znane z Polski „nie dla Żydów”, itd, itp. Nie wiem kto takie rzeczy wymyśla, ale lokal, jakikolwiek, który chce stosować selekcję swoich klientów, powinien być z miejsca zamknięty. Tak jak napisałem, świat się nie zmienia, kiedyś dyskryminowali ze względu na coś, teraz ze względu na coś innego. Tyle, że dzisiaj, takie rzeczy uważa się za normalne, ba, wręcz „postepowe”. No skoro tak, to ja tez będę postępowy, założę sklep w którym nie będę wpuszczał, póki ktoś nie zakrzyknie „heil Hitler”. No co, nie wolno, to nie „postępowo”??
      A co do dzieciarni, mnie to irytyje, ale MAM NA TYLE TWARDĄ OSOBOWOŚĆ, że nie zniże się do poziomu, aby kogoś besztać za to, że ma dzieci. Po raz kolejny napisze, że świat się nic nie zmienia, ludzie jak byli bydlakami kiedyś, tak sa i teraz. Tyle, że pokazują to na inne sposoby, kiedyś byli szmalcownikami, teraz są takim, co by dzieciarnię, nic nie winę, brali za ucho i wyrzucali, bo komuś, najpewniej jakiemuś staremu capowi bez dzieci lub homo, coś tam nie pasuje.
      Jeśli gastronomia ma iść w takim, zdziczałym kierunku, to ja dziękuje, wolę zostać w domu, albo rozpalić sobie ognisko w plenerze.

    • Odpowiem tak,od 20 lat prowadzę wraz z żoną pensjonat, postanowiłem że od 2015 r.będzie to pensjonat tylko dla osób dorosłych ,czyli dla par ,w obecnej chwili trwa adaptacja całego obiektu do tych potrzeb ,sami podróżujemy po świecie i w miarę możliwości wybieramy takie hotele,i jest ich coraz więcej.wiele osób szuka ucieczki od hałasu i chce mieć wybór miedzy ciszą a gromadką dzieci biegających i będących głośno.

    • Absolutnie się zgadzam. Teraz spokojni ludzie, którzy chcą zjeść w miłej atmosferze i spokoju bez wrzaskliwych dzieci i ich rodziców są po prostu dyskryminowani. Wszechobecne 500+ nie pozwala na spokojne jedzenie, zakupy i rozmowę.

  1. Problem nie jest w dzieciach (nie tylko restauracje mam na myśli, ale w ogóle miejsca publiczne), ale w rodzicach, którzy tych dzieci nie potrafią właściwie wychować. Bo przecież, jak ktoś ma dziecko, to już nie ma prawa wyjść do restauracji? Ma… Ja w wieku 3 lat pięknie posługiwałam się nożem i widelcem, i umiałam być cichutko tam, gdzie należało, a poza tym byłam diabłem wcielonym. Swojego syna również zabierałam wszędzie, np. na poważne wystawy sztuki… Ale obecnie dzieci potrafią obrzydzić wiele sytuacji.

    • To nie tylko kwestia rodziców ale całego społeczeństwa, które obecnie ma „wylane” na innych.
      Kiedyś nawet jeśli rodzic nie potrafił wymóc dobrego zachowania na dziecku, robiła to sąsiadka.
      A dzisiaj? Ktoś przewraca się na ulicy, wszyscy mijają go łukiem.

  2. Kasiu, utrzymanie dziecka w ryzach przy stole przez no 1,5 godziny to wyższa szkoła jazdy i uważam, że trudna do zrealizowania. I nikt normalny tego od rodziców nie wymaga. Ale właśnie po to są restauracje z kącikami dla dzieci.
    Oczywiście, każdy ma prawo iść do restauracji, ale nie do każdej z dziećmi. To tak analogicznie – do wyjścia np do teatru, opery, gdzie obowiązują stroje wieczorowe. Normalnie chodzę w dżinsach, a stroje klasyczne to dla mnie męczarnia. Ale jak idę do teatru, to ubieram kieckę, czyli dopasowuję się do określonych wymagań i reguł. I nie marudzę, że nie mogę iść w dżinsach (bo nie wpuszczą).
    I podobnie z restauracjami – jeśli chcę iść do restauracji w której obowiązuje strefa bez dzieci, to ich tam ze sobą nie ciągnę. Rodzice czasem też chcą wyjść sami na randkę czy wspólny obiad i „uwalniając” się od własnych dzieci nie chcą mieć cudzych pod nogami. Więc ja jestem jak najbardziej na tak – strefy wolne od dzieci w restauracjach powinny funkcjonować.

  3. To rodzic powinien zdecydować, sam wie jakie ma dziecko i czy będzie ono przeszkadzało pozostałym klientom. Ja mojego 4 latka bez problemu mogę wszędzie zabrać. Wysiedzi, ładnie zje, nie marudzi, nie zachowuje się jak dzikus. Ale te niegrzeczne wyjące i biegające wszędzie dzieciory, to sama chętnie bym wyniosła 🙂 Nie po to płacę, żeby się denerwować 🙂 Restauracja, to miejsce gdzie się je, odpoczywa, rozmawia, a nie plac zabaw.

    • Zgadzam się, tyle, że niech pani weźmie pod uwagę, że aby móc odpoczywać na starość (chyba, ze „kopyrtnie” pani dużo wcześniej, na przykład dzisiaj lub za rok, czego absolutnie nie życzę), to te przebrzydłe dzieci są potrzebne. Ja dzieci nie mam, dlatego, że tak wyszło, ale może je zrobię, bo myślę czysto egoistycznie, wolę aby mi tyłek podcierały moje własne wnuki na starość niż jacyś imigranci, nie potrafiący się wysłowić w moim języku. Co więcej, im więcej dzieciarni (także w restauracjach), tym mniejsze obciążenia podatkowe za życia, wyższe emerytury (ja się nie spodziewam żadnej, szczególnie po ostatnim ograbieniu OFE). Tak więc, dzieciarni można nie lubieć, nie każdy lubi, podobnie jak starców, ja z tym problemu nie mam, bo zostałem inaczej wychowany, a i światopogląd mam inny. Ale patrząc na Niemcy, Włochy, czyli kraje przeżarte przez gerontokrację, bez dzieci (wskaźniki dzietności w RFN, Austrii czy Włoszech są najniższe w UE, niższe niż w Polsce) i na to, jak porąbani tam żyją ludzie, szczególnie starsi, no to wolę nawet naprodukować trochę dzieci, czysto egoistycznie. Poużerać się z nimi trzeba te 20 lub więcej lat, ale w ogólnym rozrachunku to jednak jest korzyść. No, chyba, że ktoś kopyrtnie jutro lub za rok albo wcześniej, to nic mu po tym, ale komuś innemu może się to przyda.
      Ten cały problem jest czysto ideologiczny i niestety autor podobnie jak i pani, przedstawiacie tą gorszą, zmiemczoną, porąbaną część społeczeństwa, przynajmniej tak to wygląda, jeśli nie, to proszę wybaczyć. Ja, mimo swojej bezreligijności, 100 razy wolę ultra-katolickie nawoływania do robienia dzieci, niż zlewaczało-szwabskie nawoływania do kopulowania z psami (co ma miejsce w tych „postępowych” Niemczech).

  4. Ja mam mieszane uczucia. Niestety, nie podzielam zdania Artura w tej kwestii, to co napisał w tym artykule, nie podoba mi się, poniewaz trąci, typowo „TVN-nowsko Wybiórczowską” propagandą, której mam już serdecznie dosyć, a po odwiedzeniu Marszu Niepodległości 11 listopada i zobaczeniu potem przekazu w GW, TVN i innych lewicowo-liberalnych mediach, to już zupełnie te media znienawidziłem (choć ogladam, aby wiedzieć jakie manipulacje będą przedstawiać i jakie nowe kłamstwa i pół-prawdy).
    Nie mam dzieci i nie zapowiada sie, żebym miał, choć jestem hetero, ale anty-dziecięca, debilna, lewicowo-liberalna propaganda, rozsiewana przez Szwabów, naród tak zlewaczały i nastawiony przeciwko macierzyńtwu, że wymrze on w przeciągu najbliższych 100 lat, jest nie do zaakceptowania w Polsce. Polska to nie Niemcy, ani nie Europa Zachodnia, mamy inną kulturę, inną historie, inną mentalność. Nawet ja, osoba niewierząca, woli ultra-katolicki przekaz z TV Trwam niż to g…. z TVN.
    To jest CZYSTA POLITYKA, niestety. Nie mam nic przeciwko tego, aby takie restauracje powstawały podobnie jak nie mam nic przeciwko restauracjom wolnym od pedałów czy lezbijek (mnie np. by to gorszylo gdy bym widział dwójkę starych chłopów obmacujących się koło mnie, pewnie narzygał bym im na talerz). W WOLNYM KRAJU JEST MIEJSCE DLA KAŻDEGO, O KAŻDYM ŚWIATOPOGLĄDZIE. A nie tylko dla tych, co wolą lewicowo-liberalną wizję świata czy ogólnie rzecz biorać „szwabsko-unijny” syf.
    Wystarczy spojrzeć na takie kraje jak Francja czy Irlandia, kraje prodziecęce, one sa normalne. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że te kraje gdzie jest zdrowe, młode społeczeństwo mają przyszłośc i się rozwijają, a te, takie jak Niemcy, Austria, Szwajcaria czy niestety, także Polska, gdzie potomków nie ma, zwijają, wymierają. Mi, to powiem szczerze „zwisa i powiewa”, czy Polska wymrze, na pewno cieszę się, że wymrze Austria, Niemcy choć bo tych krajów szczerze nienawidzę (ciekawostka, jako germanista!!) i każdy wpływ tamtejszej, chorej mentalności w Polsce nie będzie przeze mnie i przez wielu Polaków i normalnych, ludzi, akceptowany.
    Reasumując – mi to nie przeszkadza, ale otoczka ideologiczna już tak. Nie mam zamiaru dyskutować na tematy polityczne, bo każdy ma prawo do każdych poglądów i mi żadne poglądy, szczególnie skrajne (socjaliści, naziści, faszyści, komuniści)nie przeszkadzają. Dlatego, ze PRZY STOLE, NAJWAŻNIEJSZE JEST JEDZENIE. A JEDZENIE I STÓŁ WINIEN ŁĄCZYĆ, A NIE DZIELIĆ. Niestety, ten pomysł z Niemiec dzieli, idąc tym tropem powinni się wrócić do pomysłów z RPA czy III Rzeszy, typu „ławka tylko dla Niemców, plaża nie dla kolorowych, itd”. No, ale pomysł wyszedł z Poznania, a wiadomo, ze Pozen z ochota stał się Krajem Warty, więc nie ma się co dziwić, że durne pomysły szbwasko-nazistowskie, tam się ochoczo przyjmują.

    • Prywatnie takie pytanie do autora, bo zgodnie z tym co napisał:
      ” Kto zatem ma prawo decydować o tym, kogo restaurator będzie gościł? Oburzeni komentatorzy?”
      Czy jeśli otworzę lokal w którym nie będę tolerował „pedalstwa”, pod wszelką maścią, bo uznam, że np. dwoje kobiet trzymających się za ręce czy mężczyzn może razić innych konsumentów i klientów (np. homofobów lub ludzi o tradycyjnych wartościach) i się na mnie rzucą, wszelkiej maści „tolerancyjni” typu GW, TVN i całe to lewicowo-liberalne tałatajstwo, wyzywając mój lokal „od oszołomczych”, (jak to zrobiono z Markiem Jakubiakiem, który ma swoje, określone poglądy, do których ma 100% prawo, które w sporej części zresztą popieram). KTO BĘDZIE MIAŁ WÓWCZAS RACJĘ?? Proste pytanie, prosta odpowiedź, bez ideologii.

      • Jestem zdania – i to zdanie bezustannie i wszędzie podkreślam – że restaurator ma pełne prawo zapraszać do siebie takich gości, jakich chce u siebie widzieć, a wręcz dla dobra swojego interesu powinien. W każdym przypadku ma też prawo wyprosić ze swojej restauracji takich gości, którzy naruszają czy to przepisy prawa, czy zasady współżycia społecznego, czy nawet jego osobiste postrzeganie świata. Moje obserwacje potwierdzają, że klientela doskonale orientuje się, gdzie dobrze się czuje i to ona sama – ta klientela – tworzy specyfikę restauracyjnej przestrzeni. Osoby, które ją naruszają, same będą wiedziały, że to nie jest miejsce dla nich – choć zdarzyć się może, że będą udawać, że jednak jest. Restauracja to inaczej dom, w którym mile widziani goście są mile widziani. Nie obowiązują tu ani zasady demokracji ani roszczenia egalitaryzmu.

        Może być? 🙂

        • W pełni popieram. Polega to na żelaznej zasadzie – im więcej wolności tym lepiej. Każdy wybiera to co dla niego najlepsze i nikt nie ma prawa nikogo pouczać jak ma żyć. Tacy, to chcieli tworzyć „idealne społeczeństwa” dzisiaj są zapisani na kartach historii, raczej w negatywnym świetle. Ale widzę, że cały czas są chętni aby tworzyć „idealne społeczeństwo”, gdzie każdy będzie zachowywał się i żył tak samo.

    • Poznaniaków, myślących w normalny sposób proszę o wybaczenie, żeby nie było, że jestem jakoś negatywnie ustawiony. W materiale o którym mowa w TVNnie w „Faktach(Mitach)” pomysłodawczyni była z Poznania, sam pomysł, jak słusznie napisał Artur, wział się głównie z RFN i to w tym, porąbanym, zlewaczałym kraju, powstają takie durne pomysły. Przynajmniej dla mnie i bardzo wielu, logicznie, racjonalnie, krytycznie nastawionych do propagandy (jakiejkolwiek)ludzi.
      Uczmy się od Irlandii, nie od Szwabów.

      • Drobna poprawka. Pani, co rozgrzała całą atmosferę była z Krakowa. Krakauery, wstydźta się, choć przypomnę, że to Krakau był stolicą Generalnego Gubernatorstwa.
        Wielkopolska jest cały czas, dla mnie, najbardziej patriotycznym, regionem Polski Zachodniej, prawdziwym bastionem, obrony polszczyzny, przed niemczyzną. Za co wam chwała lub sława, jak wolicie.

  5. Tak, ale zakaz przechodzenia dzieci do restauracji to po prostu zwykła dyskryminacja. Niech rodzice decydują. Ja często chodzę do różnych restauracji, mieszkam w.irl i tutaj zazwyczaj nie jada się obiadu w domu, a w restauracji. Praktycznie każda z nich ma na wyposażeniu krzesełka do karmienia i nikomu dzieci nie przeszkadzają. I nigdy żaden szkrab pod nogi nie wchodził. Ograniczenie jakiekolwiek w danej restauracji spowoduje, że rodzice nie będą do takiego miejsca przychodzić, a jednak większość z nas dzieci posiada, wiec dla restauratorów to strzał w kolano.

    • 100 procent racji. BARDZO DZIĘKUJE ŻE PANI TO NAPISAŁA. Tak jak napisałem powyżej UCZMY SIĘ OD IRLANDII I FRANCJI, które mają politykę prorodzinną, w gruncie rzeczy są prawdziwie postępowe, a ludzie nie są tak otumanieni przez egoistyczną, hedonistyczną, konsumpcyjną ideologię, która zżera wiele krajów w Europie i na świecie (przede wszystkim Niemcy). Wystarczy spojrzeć na to, jaka jest dzietność w Irlandii, Francji, a jaka w RFN, Włoszech czy Polsce. I jak wyglądają te społeczeństwa. Miał nam Tusk robić drugą Irlandię, to niech robi, bo jak na razie, to jest drugie Generalne Gubernatorstwo lub raczej Weichselland (Kraj Wisły). I mamy potem tego skutki.
      Czy jest to dyskryminacja? Oczywiście, dla normalnie, myślącego, logicznie człowieka. Ale niestety, ci co wierzą TVNnowi i GW, do takich nie należą.

      • Na koniec DOSKONAŁY PRZYKŁAD Z WŁOCH, które mimo odległości sa jednak Polsce bliższe i bardziej „normalne” niż nasz popierdaczony, zachodni sąsiad:
        http://wiadomosci.onet.pl/swiat/wlochy-zakaz-wstepu-dla-dzieci-do-restauracji-po-godzinie-21/clj7b
        Wg. mnie ok, godzi 21 to czas spania dla dzieciarni a nie przeszkadzania w jedzeniu. Zauważmy, że taki zakaz byłby w pełni do pogodzenia dla wszystkich stron. Rodzice nie chcący słuchać wrzasków czy gołych, obfadnanych tyłków rezerwowali by sobie miejsca po 21 (jak na warunku włoskie to popołudnie właściwie), a ci co byliby z, mieliby czas do 21, potem dzieciarnia, najedzona do łóżek.
        PYTANIE: DLACZEGO POLSKA MA CZERPAĆ CHORE POMYSŁY OD IDIOTÓW, ZAMIAST BRAĆ JE OD NORMALNYCH??

          • W pełni się zgadzam. Na koniec polecam jeszcze „dyskusję” na miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło:
            http://blog.posbistro.com/child-free-zone-restauracje-doroslych/
            Podoba mi się komentarz, w którym autor pisze, że w Grecji, Włoszech i Hiszpanii taki pomysł to byłoby bankructwo. I nikt czegoś takiego nie wprowadzi, chyba, że w podobnej formie, jak to zrobił lokal z Brescii (miasto koło Mediolanu, więc nie żaden tam „zaścianek”).
            To co mnie jedynie denerwuje to właśnie takie egoistyczne spojrzenie typu „moje ma być na wierzchu, inni guzik mnie interesują”. Ludzie, szczególnie w Polsce MUSZĄ NAUCZYĆ SIĘ ŻYĆ, MIMO RÓŻNIC, CZASEM DOSADNYCH. No, niestety, ale taka idea, podobnie jak wiele innych, w myśl zasady „to co z Zachodu to na pewno najlepsze, obojętnie czy się przyjmie u nas czy nie”., temu nie służy. Jak ktoś sobie chce coś takiego wprowadzać jego wybór, ale niech się potem nie zdziwi, że ktoś go/jej do innego lokalu nie wpuści (bo akurat ktoś jest ultra-konserwatywny, ma 10 dzieci i ma sieć hoteli/restauracji/spa).

            • Już na sam koniec dodam coś, co nie jest związany z tematem, ale także porusza temat „dyskryminacji w lokalach gastronomicznych”:
              http://www.globalecho.org/47857/diskriminierung-fur-russische-gaste-verboten/
              Po niemiecku, ale chodzi rzecz jasna, o słynną, także w Polsce „Russkim Vhod zaprechen”, czyli niewpuszczanie obywateli Federacji Rosyjskiej. Przy moim dosyć twardym stanowisku wobec Rosji, uważam takie zachowania za głupie i prymitywne, choć, jednocześnie, uważam, że każdy właściciel ma prawo coś takiego powiesić i nie wpuszczać.
              Ci, co znają „wschodnie klimaty” wiedzą pewnie, że goście ze Wschodu, głównie Rosji, ale także i Ukrainy SĄ BARDZO UCIĄŻLIWI, szczególnie ci bogatsi. Nie tylko w kurortach, ale także i w mniejszych miastach, np. w Szwajcarii czy Austrii widziałem zachowania ruskiej klienteli, która naprawdę denerwowała. Choć trzeba powiedzieć jasno, że i Polacy, Szwedzi, Niemcy czy inni, podobnie się zachowują. „Ruscy” sa jednak kompletnie jak dzieci, nie ważne z jakiej klasy społecznej pochodza i ile zarabiają, zachowują nawet gorzej niż rozwydrzone bahory. Co ciekawe, restauratorzy i hotelarze jakoś niespecjalnie kwapią się do dyskryminacji tych osób.
              W każdym więc przypadku, rządzi jeden zasadniczy element – PIENIĄDZ.

      • Gowno wiesz o restauracyjnym biznesie……nie uczmy sie ale robmy to co uwazamy za sluszne bo spoleczenstwo rozwydrzone tak jak irole to spoleczenstwo nieukow i nierobow.pracowac to oni nie potrafia….lenistwo przez taka polityke dziadowska prorodzinna i tyle

        • Nie zajmuje się „biznesem restauracyjnym”, a jedynie bacznie obserwuje jak ewoluuje nasze społeczeństwo i ogólnie społeczeństwa Europy. Podając przykład Irlandii patrzyłem na statystyki, bo we Francji, podobnie jak w Szwecji czy Beleluksie, duża dzietność to raczej wynik dużej ilości „nachodźców” z 3 świata, głównie Afryki.
          Społeczeństwo „rozwydrzone” jest wszędzie, w całej Europie, na całym Zachodzie. Brak zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych, powoduje degrengoladę z którą mamy do czynienia.
          Co do polityki prorodzinnej, to nie rozumiem tego terminu. Gdyby społeczeństwo było normalne, normalna gospodarka, normalny system, to każdy miałby tyle dzieci ile chce lub/i może utrzymać. Tak jak kiedyś.
          Teraz mamy społeczeństwo zorientowano na jednostkę, liberalne, gdzie nawet posiadanie dzieci, jest wyrazem egoizmu. Wystarczy popatrzeć na debilne serwisy typu Instagram(nie korzystam, podobnie jak z żadnego innego medium socjal-ekshibicjonistycznego), ludzie nie mają już czego robić, to wrzucają zdjęcia dzieci, obok psów, talerzy pustych lub pełnych, zdjęć pejzarzy. Brakuje jeszcze odchodów w klozecie, chyba, choć i takie zdjęcia zdarzało mi się widzieć w tym syfie, zwanym internetem.
          Generalnie rzecz biorąc, wierzę nie tyle w ewolucję co w dewolucję, ludzie w „cywilizowanych” krajach cofają się w ewolucji, do poziomu pół-zwierząt. Stąd nie szkoda mi, ludzkości czy nawet głupich Polaków. Skoro Natura chce, abyśmy wyginęli, trudno, tak musi być.

    • Napisała Pani o kulturalnym podejściu do chodzenia po restauracjach i ma Pani rację. Jestem jednak ZA restauracjami wolnymi od dzieci. Pracowałam w gastronomii przez 2 lata i to co wyprawiały niektóre dzieciaki i ich rodzice to się w głowie nie mieściło, jak można być takim niewychowanym. Nie wspomnę już o tragicznym syfie pozostawionym po sobie i zero reakcji na wrzaski dzieciaków, kiedy reszta klientów chce spokojnie zjeść. Niejednokrotnie musiałam omijać biegające pociechy trzymając tacę z wrzątkiem na herbatę czy z talerzami z gorącymi posiłkami w rękach, chyba nie muszę pisać jak bardzo jest to niebezpieczne dla obu stron, jednak w razie jakiegoś wypadku to ja i moja restauracja ponosilibyśmy odpowiedzialność. Po za tym w dużych i średnich miastach jest od groma różnej maści restauracji, więc po co się pchać specjalnie z dzieckiem do takiej, w której jest zakaz przychodzenia z maluchami. Dużo chodzę po różnych gastronomiach i szczerze mówiąc jest dla mnie ważny spokój przy jedzeniu, bez wrzasków, płaczu, tępych rodziców omotanych swoimi dziećmi, przewijania bobasów czy karmienia ich ostentacyjnie piersią przy stole. Bo i takie rzeczy dane mi było widzieć.

  6. Nie chciałabym, żeby przy stoliku obok zasiadł taki bezwładny wychowawczo opiekun z dziećmi. Mam dwoje własnych, starsze w wieku tego z filmu, o charakterach wyrazistych i hałaśliwych. I nie pozwalam im na takie cyrki w strefie publicznej. Ale rozumiem, co się z nimi dzieje i oferuję im wszelką pomoc w bardzo trudnym procesie samouspokojenia. I na pewno nie wyobrażam sobie postępowania takiego, jak tych ludzi.

    Jak mówię, mam dwoje dzieci. Chętnie chodzimy do restauracji. Wybieramy pizzerię lub lokalną restaurację dla rodzin, gdzie jest kącik do zabawy, a obsługa chętnie przyjmuje zamówienia typu placek kartoflany i pół schabowego. Moje dzieci zachowują się w taki sposób, że mogłyby iść i do miejsca przeznaczonego dla osób szukających spokoju i warunków do zjedzenia pysznych potraw i spędzenia czasu w strefie wolnej od hałasu. Biorę na siebie odpowiedzialność za zachowanie dzieci, za to, że w razie kryzysu je odizoluję od pozostałych ludzi i za to, żeby dzieci miały zajęcie.

    Jestem jednocześnie gorącą zwolenniczką restauracji wolnych od dzieci. Miejsc, gdzie ja, kochająca matka własnych dzieciaków, odpocznę od atmosfery okołodziecięcej, gdzie nie będę podskakiwać na hasło „mama” zza pleców i gdzie nie będę się oglądać, czy jakieś dziecko nie słucha rozmowy o sprawach mocno dla dorosłych.

    Dochodzi jeszcze jedna kwestia – część ludzi, w ramach nowoczesnego rodzicielstwa zasadzającego się na udawaniu, że dzieci nic nie zmieniają w życiu rodziców, często-gęsto wloką w takie miejsca dzieci nieprzygotowane do uczestnictwa w takim aspekcie życia społecznego, sami też są nieprzygotowani na to, że nie idą tam dla relaksu, ale w tym wypadku występują w roli rodzica i odpowiedzialnego opiekuna własnego potomstwa. I taka „nowoczesna” postawa przeszkadza mi, jeśli dzieci naruszają moją wolność osobistą. Chciałabym mieć prawo wybrania takiego miejsca, gdzie nie będzie dzieci – lub takiego, gdzie one będą.

  7. Tu racja – na fali mody na bezstresowe wychowanie wielu rodziców uważa, że dziecku wszystko wolno a zasady, na przykład savoir vivre już nie obowiązują. Czasami widać to nie tylko w restauracjach ale i podczas domowych przyjęć. Sam często jestem świadkiem scen, gdy puszczone „na żywioł” dziecko uderza umorusanymi w sałatce z majonezem dłońmi w ekran telewizora albo wrzuca do psiej miski kawałek czekoladowego tortu, który po chwili jednak decyduje się częściowo zjeść a częściowo rozsmarować na psim grzbiecie. Rodzice? Bawią się świetnie 🙂 Nie jestem jednak zdania, że wszystkie dzieci są takie, ro zdecydowana mniejszość, niemniej na tyle wyrazista, że może się zdawać, że tak teraz „dzieci się zachowują”. W następnym artykule będę mówił o drugim obliczu tego zagadnienia – dzieciach w restauracjach, które jakoś jednak umieją się zachować i uczestniczyć w bardzo wytwornej kolacji.

  8. Zacznę przewrotnie-już sobie wyobrażam jaki by się podniósł w mediach rwetes gdyby pojawiła się restauracja, do której nie mogliby wchodzić geje, lesbijki i transseksualiści …
    I pewnie najbardziej oburzone byłyby osoby, które taki sam zakaz dla dzieci z radością by pochwaliły znajdując wile mądrych i racjonalnych argumentów.
    Tego typu zakazy są zawsze dyskryminacją i mają bardzo złe korzenie, które doprowadziły do
    bardzo złych rzeczy-choćby holokaust. I nie będę więcej rozwijać wątku i tłumaczyć dlaczego nie wolno wprowadzać dla ludzi takich zakazów bo zwyczajnie są sprawy, które nie wymagają tłumaczenie- są tak oczywiste.
    Dziś zakaz dla dzieci, jutro dla osób starszych bo brzydko wyglądają, kapie im czasem z brody przy jedzeniu zupy, a to burzy komfort innych gości…
    Przykłady można by mnożyć.
    Wracając do dzieci-nie znoszę wrzasków i rozwydrzonego zachowania dzieci.
    Niemal w 100% winni są rodzice, dzieci na prawdę nadpobudliwych z urodzenia jest bardzo mało i w tej grupie też są takie, które dzięki wysiłkowi rodziców zachowują się dość dobrze i takie,które robią co chcą bo są nadpobudliwe i wszystko im wolno.
    Obecnie wielu rodziców nie potrafi wychowywać sowich dzieci, które także w miejscach publicznych zachowują się okropnie. Temat rzeka dlaczego tak jest.
    Mamy troje dzieci i nie chodzimy z nimi do prawdziwych restauracji bo zwyczajnie wolimy nie ryzykować co do ich wybryków. Aby ich nauczyć obycia-takiego bardzo podstawowego na razie, chodzimy czasem do pizzy hut, akurat nie na pizze tylko inne potrawy i dzieci wytrzymują tam grzecznie pond godzinę, po tym czasie wychodzimy bo uważamy, że inni ludzie nie muszą znosić wygłupów naszych dzieci, które przychodzą im do głowy jak za długo są w jakimś miejscu. Totalnie nie rozumiem jak ludzie są wstanie iść do restauracji i móc jeść posiłek gdy ich dzieci rozrabiają na pół lokalu. Mnie samą drażnią często zachowania moich dzieci i nie dopuszczam do sytuacji, w której w miejscu publicznym miałyby one zaburzać spokój innych. To są proste rzeczy, których każdy dorosły człowiek powinien mieć wyczucie.
    I takich rzeczy warto ludzi uczyć w programach tv ,pisać o nich, a nie wprowadzać dyskryminujące zakazy, które i tak w skali społeczeństwa nie zmienią durnego trendu do niewychowywania dzieci i pozwalania im na wszystko „bo to są jeszcze dzieci”, „bo dziecko tak się uczy nowego”, ” bo trzeba dziecku wytłumaczyć”-zamiast zwyczajnie wyprowadzić z lokalu kiedy jest taka potrzeba. Brrr. To się naprodukowałam:)

  9. Kurde, ja nie ogarniam – jak jest sobie dajmy na to dyskoteka i wlasciciel ma takie widzimisie, ze wpuszcza tylko w pantoflach i pod krawatem, to co, przyjdziesz w klapkach i bedziesz sie awanturowac? Tym bardziej, jesli wczesniej wiesz co to za klub? Nie, to proste – albo wbijasz sie w stosowne odzienie, albo wybierasz inny lokal.

    Ale juz jesli chodzi o dzieci to nie, gdziez tak mozna, dyskryminacja! Jakby dziecko to byla nieodlaczna czesc osoby, trzecia reka, jakas przyrosl, ze bez niej sie nie da.

    Jakub, Ty nie czytasz ze zrozumieniem – restauracje nie maja byc dla bezdzietnych, tylko dla wszystkich ludzi powyzej okreslonego wieku. I tak jak juz wczesniej zauwazono, rodzice tez ludzie i moze maja czasem ochote oderwac sie nieco od rzeczywistosci.

    • To nie o to chodzi. Problem leży gdzie indziej. Mi właśnie chodzi o takich „bezdzietnych egositów”. JAK JA. Bo ja sam mógłbym w ten sposób o sobie powiedzieć, bo mi się „nie chce”, bo boję odpowiedzialności, bo jestem wygodny. Tyle, że czym innym jest bezdzietność nawet z wyboru, połączone z tolerancją wobec tych co mają, a takie, spotykane jednak dosyć często i mam wrażenie, że PROMOWANE, gdzie bycie bezdzietnym jest lepsze. To jest celowe, sztuczne, mają w tym interes określeni ludzie, którzy to promują, aby móc zarabiać. Po co organizuje się „wakacje dla singli”? Na pewno nie w celach matrymionalnych. To jest jakaś tam, pewna część społeczeństwa, ale jest i ona rośnie, a tracą na tym wszyscy. Póki co, dzieci nie mam, biorę wszystkie tego skutki, łącznie z tym, że zdechnę gdzieś pod mostem, bo wiadomo, że emerytury nie dostanę, a rodzina sie odwróci. Chodzi o pewne, nienormalne zjawiska, które są powszechne, głównie w świecie zachodnim, mocno w Niemczech. Ja widzę jak to wygląda tam i jak we Włoszech, sytuacja starszych ludzi jest tam, pożałowania godna. Ja nawet, staremu SSmanowi nie życzę tego, że wszystkie jego dzieci i wnuki się odwróciły od niego i teraz podcierać tyłek mu musi Polka, Ukrainka czy nie daj „wodzu” Żydówka.
      To jest problem daleko wykraczający poza ramy tego artykułu, a który jest problemem realnym, który nas, jako społeczeństwo czeka. Francja czy Irlandia tym się nie muszą przejmować, bo mają zastępowalność pokoleń. Włochy mają dopływ imigrantów z Afryki, Niemcy…. z Polski.

  10. Dzieci muszą też nauczyć się „bywać” w restauracjach. Zabierałam moje dzieci od początku do restauracji i jakoś potrafiły się zachować. Teraz już i 7 latek i 10-latka wiedzą, jak się zamawia, sami czytają karty dań, wiedzą co czym się je, ale to efekt tego, że kiedyś się tego nauczyli.

  11. Lucyna Kosecka-Runge no 7 i 10 lat to już sporo i na pewno nie ma z nimi problemu. A jakby „bywać” się miały wszystkie krzykacze uczyć „w terenie” to ja dziękuję za taką przyjemność! Krytyk Kulinarny -lepiej nie karmić trola bo nie wiadomo co wyjdzie z tego – wszyscy materiał w TVN widzieli…

  12. W pełni popieram uczenie dzieci bywania w restauracjach i za każdym razem cieszę się, gdy takie sympatyczne maluchy widzę, bo miło patrzeć, jak rośnie nowe pokolenie smakoszy – zresztą w następnym wpisie o takich małych smakoszach coś napiszę. Natomiast zupełnie nie popieram prowadzania dzieci do restauracji na siłę, jeśli tego nie lubią lub nie znają podstawowych zasad zachowania się przy stole.

  13. Dla mnie prowadzenie dzieci od 0-5 do restauracji jest tym samym co co zabezpieczanie im czasu wolnego w supermarkecie.Dzieci zachowania przy stole uczy sie w domu i na rodzinnych ( domowych ) imprezach,a jak nie przynosza wstydu prosze bardzo…….moga isc do ludzi.:-)

  14. Często jak przychodzę do restauracji to widzę tam masę ludzi którzy mi się nie podobają – głośno rozmawiają, śmierdzą, cały czas dzwonią im komórki. Ja sobie tego nie życzę i domagam się stworzenia restauracji wolnych od ludzi.

    • Najlepszy komentarz jak do tej pory.
      Jak to możliwe, że wokół nas jest tyle osób, co notorycznie, czymś nas tam wkur…?? Zadaje sobie to pytanie od bardzo wielu, wielu lat.
      Czemu nie ma tak, że wszyscy wokół nas, nadskakują nam i robią to, czego my, tylko my, akurat sobie życzymy.
      Co za to za bydlaki, które mają czelność, postępować według własnych reguł, według własnego światopoglądu, według własnej woli???? CO????

  15. Rozumiem tok rozumowania, ale to mimo wszystko segregacja ludzi!
    Jeśli ktoś zachowuje się nieodpowiedni powinno się wyprosić i tyle.
    Że zapytam przewrotnie – zgodnie z prawem można utworzyć restauracje wolne od katoli albo mocherów?

    Był taki jeden co nie życzył sobie Rosjan w restauracji i media go zjadły… A tutaj nagle odwrotnie. Hm.

    • Jak dobrze powiedział Artur, z restauracją jest jak z domem. To ty jesteś gospodarzem i to ty decydujesz kto może lub nie może wejść. I tak powinno być. Mnie sam zakaz nie denerwuje, najlepsze byłoby to, co zrobiono we Włoszech, od godz 21. bez dzieciarni, do 21, wstęp dla wszystkich. Każdy wybiera sam, tam gdzie się dobrze czuje, nikt nikogo na siłę nigdzie nie zaprowadza. Jak ktoś nie chce chodzić do jakiegoś kościoła lub świątyni albo na spotkania polityczne tej czy innej partii albo na parady gejowskie lub inne przemarsze, to niech nie chodzi, nikt nikogo nie zmusza. Ja poszedłem, z ciekawości 11 listopada na marsz w Warszawie, nikt mnie nie zmuszał, potem w mediach to przedstawiono jednak w negatywnym świetle, choć to zależy w których. Sonda w jednej z telewizji pokazała, że większość osób nie ma miała nic przeciwko, jedynie 25 procent oszołomów, mówiła, żeby takich rzeczy zakazać (to taka sama liczba jak ci co mówią, aby pałować marsze sodomitów i polewać ich wodą święconą).
      Ja jakbym był restauratorem i ktoś by sie awanturował, to bym nie patrzył, czy jakiś moher, kolorowy, Żyd z pejsami, gej/lesbijska/transsex, czy jakiś tam gość w turbanie lub baba w „namiocie”. Miejsca powinny być otwarte dla wszystkich, ale zawsze są pewne granice, każdy ma prawo do własnego wyboru, ale i każdy ma prawo do własnego towarzystwa, to znaczy, takiego które mu odpowiada.
      Problem zaczyna się wówczas, kiedy stosuje się podwójne standardy, właśnie tak jak w przypadku „mediów”. Mnie oglądajmy tych „mediów” , a częściej róbmy to co chcemy. I więcej dyskutujmy ze sobą, zamiast się mieszać z błotem i wyzywać.

  16. Jestem za. W Europie już dawno to funkcjonuje. W wielkim mieście to mega luksus spędzić kilka godzin obiadowania w czasie słonecznej niedzieli ciesząc się brakiem restauracyjnego placu zabaw 🙂 Nie to że mam coś przeciw dzieciom, ale czasami ma się ochotę spokojnie spędzić niedzielny obiad.

    • W Europie, czyli gdzie?? W Rumunii, Szwajcarii, Rosji, Turcji, Portugalii, Słowacji, Irlandii, a może Finlandii?? W krajach popierdaczonych, których w Europie wiele (patrz Szwecja i to co ostatnio ci imbecyle wymyślili, w jakiejś zapyziałej, zlewaczałej mieścinie, w sprawie oddawania moczu), ale są i kraje normalne (patrz Irlandia, Włochy, Grecja, Hiszpania, Francja, gdzie mimo wielu problemów, kwestie rodzinne oraz związane z normalnymi czynnościami, są rozwiązane w sposób zgodny z naturą i potrzebami wszystkich, a nie tylko jakichś tam odszczepieńców).

  17. Kelnerzy sprytnie jak baletnice przemykaja miedzy stolikami z tacami pelnymi goracych przystawek, dan glownych i deserow.
    Goscie przy blasku swiec delektuja sie daniami, swietnie dobranym winem i sciszona rozmowa.
    Céline Dion wlasnie spiewa po francusku ze jednak wciaz ktos ja kocha.
    Muzyka delikatnie splywa po stylowych bordowych zaslonach, wijac sie miedzy swiecami i bukietami roz. Pewna kobieta z usmiechem na twarzy
    zwraca delikatnie uwage swojego meza na stolik w rogu, gdzie wlasnie mlody chlopak oswiadcza sie swojej wybrance.
    Za oknem zaczyna pruszyc…
    BACH, DZWI OTWIERAJA SIE Z LOMOTEM!
    -Stolik dla, przestan nie ciagniij mnie DO CHOLERY czterech osob.
    -MAMO! MAMO ZOBACZ!
    -Uspokuj sie, NIE KRZYCZ zaraz zobacze!
    -CHCE SIKU!!!
    -Adrianku USPOKUJ SIE NIE KOP PANA BO SIE SPOCISZ!
    -PRZESTANCIE NATYCHMIAST BIEGAC, CHODZ TU ZJESC!!
    -ALE JA TEGO NIE LUBIE EEEEEEEE!
    -Marian ZAJMIJ SIE NIMI TO W KONCU TEZ TWOJE DZIECI!
    -Przepraszam pana heh to tylko dzieci, jestem pewna ze ta plama z wina zejdzie.
    Takim rodzicom proponuje termos z kawa, kanapki i do parku!

    • Ani to śmieszne, ani inteligentne. Dobre na bazar lub na targ.
      A Celine Dion to po jakiemu ma śpiewać, skoro jest z Quebecu? W telugu?

  18. nie widzę problemu – jak będę z dziećmi nie skorzystam z restauracji tylko dla dorosłych, wybiorę inną a jak pójdę na randkę z mężem wybiorę tę którą znam i czułam się tam przyjemnie i mile widziana….
    …. jak czytam to wszytko przypomina mi się artykuł w którym opisywali kobietę z zdeformowaną twarzą wyproszoną z restauracji – bo niby goście nie mogli jeść z obrzydzenia ……to idealnie opisuje jacy jesteśmy …..ludzie samolubni z brakiem empatii!

  19. Bywanie w restauracjach z dziećmi czy bez wymaga pewnej kultury, o czym chyba już zapomnieliśmy. Będąc na wakacjach wstąpiliśmy z mężem i dwuletnią córeczką do pewnego pałacu na kawę i lody. Mina przyjmującej nas Pani była nie tęga. Zaprowadziła nas do najdalszej sali i zamknęła za nami drzwi (zrozumiałe, że z powodu dziecka), w innych salach byli gości, a my byliśmy sami. Było to przykre, ale mam nadzieję, że to tej Pani zrobiło się w końcu głupio, bo nasza córeczka siedziała grzecznie na pięknej kanapie jak mała księżniczka. Pozdrawiam.

  20. I przy okazji trzeba pomyśleć o strefach wolnych od bachorów w samolotach .
    Byłabym skłonna więcej dopłacić do biletu jeśli miałabym pewność, że żaden mały gnojek nie będzie siedział w zasięgu mojego wzroku i słuchu 🙂

  21. Ja uważam, że takie miejsca to bardzo dobry pomysł. Przecież nikt nie mówi, że od teraz wszystkie restauracje wprowadzają zakaz wstępu dla dzieci, ale że pomiędzy setkami lokali w każdym mieście, można i takie miejsce dla siebie znaleźć. Nie widzę absolutnie żadnego problemu – jeśli idę z dzieckiem, wybieram miejsce, w którym małe będzie mogło nie tylko zjeść, ale też znajdzie dla siebie rozrywkę w kąciku dla dzieci, jeśli nie będzie miało już cierpliwości siedzieć przy stole. Ale jeśli mam jeden weekend w miesiącu, w którym dziadkowie są chętni zająć się dzieckiem i mam ochotę spędzić czas z mężem, skupiając się tylko na naszej dwójce, chętnie wybrałabym restaurację, gdzie nie ma dzieci. Nie dlatego, że ich nie lubię, ale dlatego, że mój umysł, w którym dziecko tkwi 24 godziny na dobę, chce odpocząć, chce móc pomyśleć tylko o moim mężu, zamiast spinać się na dźwięk głosu innego dziecka, który nieuchronnie będzie przywodził mi na myśl moje małe. A jeśli ktoś nie ma dzieci, też ma prawo spędzić spokojnie posiłek, w atmosferze ciszy i harmonii (i nie chodzi tu o to, że są dzieci, które potrafią się zachować w restauracji, ale o pewnego rodzaju klimat). Zasada, że do lokali można z dziećmi przed 21, a po tej godzinie już nie też jest fajna, ale nie sprawdzi się zawsze. Nie każdy ma ochotę czekać do nocy, żeby móc wyjść na kolację bez dzieci. A może jakaś para chce poświęcić sobie godzinę podczas przerwy w pracy? Albo ma wychodne przez 3 godziny w środku dnia, bo akurat do domu wpadła babcia i zaoferowała, że zajmie się dziećmi, a wy spędźcie trochę czasu razem?
    Wg mnie to nie jest absolutnie żaden problem. Wybieram taki lokal, jaki mi w danej chwili odpowiada, a nie pcham się do takiego, w którym akurat nie wolno mi czegoś, co właśnie że będę robić, bo tak. Nie wplątujmy w to polityki takiej czy siakiej. Po prostu miejmy trochę zrozumienia dla wzajemnych potrzeb.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―