Ile powinna kosztować szklanka wody?

Ile powinna kosztować szklanka wody w restauracji? – Takie pytanie zadałem wczoraj na Facebooku Krytyka Kulinarnego. Nieprzypadkowo, bo ta przysłowiowa szklanka jest coraz droższa a woda w niej wcale nie jest coraz lepsza. I to na nasze własne życzenie.

Ile powinna kosztować woda w restauracji?
Ile powinna kosztować woda w restauracji?

Tego się nie da zapomnieć – pierwszy prysznic w akademiku i zmieniony stan świadomości po wyjściu z kabiny. Chlor z siarkowodorem silnie zaakcentowany starą szmatą – taki odór roztaczała woda w niemal każdym dużym mieście jeszcze kilkanaście lat temu. Taka sama woda płynęła wtedy w kranach, z takiej samej wody parzono kawę, w takiej samej wodzie gotowano. No, w stolicy może nie zawsze, o czym świadczyły kolejki wyposażonych w butle i wiadra warszawiaków ustawiające się przy ulicznych punktach dystrybucyjnych wody oligoceńskiej.

Od tego czasu sporo się zmieniło, woda w kranach to już zupełnie coś innego niż przed laty, co organoleptycznie stwierdzam za każdym razem, gdy, goszcząc w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, piję kawę, jem zupę czy przegryzam ziemniaka. Jakość kranówki znacznie się poprawiła a specjaliści wyraźnie podkreślają, że można ją bezpiecznie pić i to bez dodatkowego filtrowania. Ostrzegając nawet przed stosowaniem popularnych u nas filtrów z odwrotną osmozą, które wraz z potencjalnymi zanieczyszczeniami usuwają z wody także wszystkie niezbędne człowiekowi do życia mikroelementy.

Polacy jednak niechętnie piją wodę z kranu. Z przeprowadzonych ostatnio badań wynika, że większość woli wodę w butelkach, a kranówkę zawsze przegotowuje lub filtruje. Jedna czwarta wciąż źle ocenia jakość wody z wodociągów, a aż 38,4% badanych boi się, że taka woda może być niezdrowa. Do jej pica przyznaje się tylko 12,5% z nas.

Kranówka w restauracji?
Kranówka w restauracji?

Na tyle to jednak dużo, aby móc już sformować społeczną akcję promującą picie zdrowej, proekologicznej, a przede wszystkim taniej wody. Akcja „Piję wodę z kranu” idzie o krok dalej i propaguje podawanie kranówki w restauracjach. Na profilu akcji na Facebooku jej inicjatorzy umieścili podręczną aplikację, dzięki której ci, którzy chcą się dowiedzieć, w których restauracjach można napić się wody z kranu, mogą szybko zaspokoić swoją ciekawość.

Woda w restauracji Mateusza Gesslera
Woda w restauracji Mateusza Gesslera „Warszawa Wschodnia”

Zasadnym jawi się tu pytanie, ile taka podawana w restauracji woda powinna kosztować? Czy wzorem Skandynawów restauratorzy powinni stawiać darmowe karafki na każdym stoliku, czy też, wzorem Francuzów, powinni ją podawać na życzenie? A może powinni ją sprzedawać tak jak butelkowaną, tylko nieco taniej?

Skoro gość przyszedł do restauracji nie po to, aby napić się wody, ale po to, aby zjeść kolację, to może karafka wody z kranu powinna być rzeczywiście darmowa. Niemniej jakieś koszty podawanie takiej karafki też generuje. Trzeba kupić szkło, opłacić obsługę obsługa, a parę groszy kosztuje też i sama woda.

Woda w restauracji "Signature"
Woda w restauracji „Signature”

Oto butelka wody podawana w jednej z warszawskich restauracji. Takie butelki, wcale eleganckie, stały się modne w wielu stołecznych restauracjach do tego stopnia, że niektórzy sygnują je nawet własnym nazwiskiem albo nazwą restauracji. To dobry pomysł, bo wygląda znacznie lepiej niż plastikowa półlitrówka z etykietą producenta, a nadto restaurator może tam wlać cokolwiek mu się podoba. Może to być nawet woda z kranu, bo czemu nie, skoro jest na nią moda, choć a może to równie dobrze być dowolna woda z baniaka.

Taka butelka kosztuje 10 zł. To sporo za flaszkę czegoś, co coraz większa grupa oczekuje gratis. To też znacznie więcej niż tradycyjna korporacyjna butelczyna otwierana przy gościu, przy nim nalewana i pozostawiana obok tak, aby ten mógł upewnić się, że żądanie za nią pięciu złotych jest uzasadnione przymusem zakupu jej za całe złoty pięćdziesiąt, bo za tyle można ją kupić w każdym sklepie. Nowa autorska butelka nie tylko nie wprawia restauratora w tę niezręczność ale otwiera nowe możliwości żądania ceny dwukrotnie większej za produkt, którego wartości gość nie jest już w stanie w ogóle ocenić. Pomysł bomba i w ogóle nie dziwię się, że tak ochoczo przyjmują go po kolei wszyscy wiodący stołeczni restauratorzy.

Wraz ze wzrostem liczby zwolenników wody z kranu, rośnie też siła przeciwników wody butelkowanej. Jedni protestują przeciw zaśmiecaniu planety, ale inni przeciw bezpardonowemu zawłaszczaniu źródeł przez globalne firmy. Głośnym echem odbił się niedawno dokument piętnujący drapieżne działania jednego z obecnych także na polskim rynku koncernów, który, jak argumentowano, zdobywając kontrolę nad źródłami wody, przejmuje kontrolę nad światem. Wyliczono przy okazji, że jeden beczkowóz źródlanej wody to dla koncernu koszt 10 dolarów, alarmując, że po zabutelkowaniu ta sama woda jest warta już 50 000 dolarów.

Na świecie działania przeciwników butelkowanej wody przybierają coraz bardziej zaawansowane, niekiedy wręcz kuriozalne, formy. Tak oto pewna akcja społeczna „1 Million Women” , w imię kobiecej walki o bardziej zieloną planetę, z radością ogłosiła, że w San Francisco udało się wprowadzić zakaz sprzedaży butelkowanej wody. Mieszkańcy nie są zachwyceni takim obrotem sprawy i, skoro zakaz nie dotyczy puszek z kolą, śmiało sięgają po napoje gazowane.

Czy to zatem rzeczywiście sukces? I co na to restauratorzy? W Warszawie na pewno byliby zachwyceni, bo po ich desginerskie butelki z wodą za 10 zł wreszcie zaczęłyby ustawiać się kolejki.

    • Potwierdzam to co napisał KK. Kiedyś myślałem, że twarda to gorsza, ale kiedyś specjalista z 30 letnim stażem od pralek wyjaśnił mi, że jest na odwrót. Ja mineralki pije tylko wysokomineralizowane i gazowane, po jaką cholerę miałbym kupować kranówkę w butelce? Zauważmy, że te wody, które sa najbardziej mineralizowane, najgorzej smakują. Do dziś pamiętam, kupioną w PiP litewską wodę, ponoć najbardziej zmineralizowaną w krajach bałtyckich, która była kwaśna jak woda z ogórków. Najgorzej, że paru godzinach (nie dało się tego cały czas, stąd ją siorbałem tylko), smakowała jak woda z kałuży, gorzka, cierpka. W 1 litrze było tyle minerałów co w 20 litrach popularnej wody z Nałęczowa i parę razy więcej niż w Muszyniance, jeden z najbardziej namineralizowanych wodach, jakie znam w Polsce.
      W Lublinie mamy natomiast od jakiegoś czasu tanią (80 gr – 1,10 za półtora litra)świetną wodą mineralną, która ma bardzo dobrze wartości mineralne, dużo magnezu, dużo potasu, woda jest wydobywana praktycznie pod miastem.

  1. W Lublinie jest woda bardzo twarda, po przegotowaniu czuć kamień jak licho. Niektórzy mówią że to dobrze, to wapień w organizmie jest potrzebny. W miejscowości 40 km ode mnie jest woda tak delikatna i tak pyszna, że smakuje ja ta mineralna z Nałęczowa.
    Wszystko więc zależy, mi się jednak wydaje, że ktoś, kto szuka dobrej kranówy powinien szukać jej na prowincji, tam gdzie jest sporo czystych zbiorników wodnych.

    • Też mam wrażenie, że woda na prowincji jest smaczniejsza, a już w szczególności w porównaniu z wodą w dużych miastach – ta najczęściej pochodzi z rzeki a nie ze studni głębinowych, jak zazwyczaj ma to miejsce w mniejszych miejscowościach

    • Lublin ma jedną z najczystszych wód w kraju. Prawie 100% z trzeciorzędowych ujęć głębinowych. Twarda i czysta. Piłem kiedyś wodę z Wisłoka w Rzeszowie. Bez komentarza.

  2. Magdalena Żero – kolor wody to prawdopodobniej sprawka żelaza, a zatem wina domowej instalacji. Żelazo zasadniczo wpływa na smak i wygląd i choć nie truje, to też nie chciałbym pić takiej wody. Ania Kiełkiewicz – sam fakt, że na czajniku osadza się tzw. kamień nie jest równoznaczny z tym, że tenże „kamień” osadzi się też wewnątrz nas 🙂 Specjaliści uspokajają, że twarda woda nie tylko nie szkodzi ale wręcz jest wskazana, bo zawiera spore ilości mikroelementów, choć rzeczywiście może się nie chcieć takiej pijać 🙂 Zdaje się że gdzieś w Finlandii jest wyjątkowo miękka woda i ludzie cierpią tam na problemy zdrowotne z powodu niedoboru mikroelementów. Więc te nasze twarde wody (u mnie też jest raczej twarda) to wcale nie takie zło, na jakie w czajniku wygląda 🙂 Zatem bez obaw!

  3. Drogi Krytyku – żółta, rdzawa lub wręcz ruda woda może zawierać związki żelaza – tak było w moim rodzinnym domu – w śtedniowieczu wydobywano tam rudę żelaza i jest to niezależne od stanu instalacji:)

  4. Ja się nauczyłam pić kranówkę po przeprowadzce do Danii – tu wszyscy taką piją, w restauracjach taką podają, nikt się jej nie boi 😉 Co nie zmienia faktu, że jak jestem w Polsce, to piję wodę z butelki – ta z kranu ma zupełnie inny (czytaj: gorszy) smak.
    Ale też moi Rodzice mieszkają w dużym mieście – może jakby mieszkali na wsi, to byłoby inaczej 🙂

    • To kwestia przyzwyczajenia. Duńczycy, tak jak inne zachodnie społeczeństwa, były od dawna tego uczone, od dawien dawna inwestowano tam w nowoczesne rozwiązania środowiskowe. Mnie ciekawi jak wygląda sytuacja w Holandii, bo to najbardziej skażony i zanieczyszczony środowiskowo kraj w Europie, może trudno w to uwierzyć, ale tak jest .
      Na prowincji duzo się teraz inwestuje w oczyszczalnie ścieków i mimo, że jestem przeciwko tym wszystkim „eurofunduszom”, które traktuje jedynie jako środek do zadłużania i mega kiełbasę wyborczą, to na prowincji bardzo się one przydają. Wieś i małe miasta znacząco polepszyły jakość życia, dzisiaj na wsi żyje się pod wieloma względami lepiej niż w mieście.
      Na wsi u moich rodziców, woda jest rewelacyjna, choć ta w małym mieście, 30 km dalej jest lepsza, ale to już kwestia jakości wody w tamtym obszarze, blisko Powiśla(lubelskiego)
      Generalnie rzecz biorąc, woda będzie najlepsza tam, gdzie się inwestuje w środowisko, ale i warunki naturalne też są bardzo ważne. Trudno oczekiwać wysokiej jakości wody na obszarach mocno zurbanizowanych i przemysłowych, oraz tam gdzie istnieje intensywne rolnictwo (w Polsce głównie tereny zachodnie i te obszary gdzie powstają wielkie farmy, podobnie jak w Holandii).

  5. Problem w tym ze w polskich restauracjach sprzedaja buteleczki wody 0,2l za 8zl. Logiczna zasada jest taka ze czym wiecej alkoholu w napoju tym mniejsza jego dawka. Shot 30ml, wino 120ml, piwo 500ml. A woda? Wode mozna pic bez limitu, z reszta mowi sie „wchodzi jak woda”, to co to ma byc 200ml?? Wodny shot??? We wloszech np., w restauracjach sprzedaja jedynie wode 1l ktora kosztuje ok. 2,50€ (10zl). W polsce podobna wode (w szkle) zamawiam z dostawa do domu i kosztuje ona 1,50zl. Nie mogliby taka podawac w restaracjach polskich za 10zl zamiast mini buteleczek ktore sie wypija jednym lykiem i ktore kosztuja jak wino??? Wtedy by nikt nawet nie myslal o kranowce i ten artykul by nie istniaj bo by nie bylo takiej potrzeby…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―