Taniość Chleba Masłowskiej

Chleb Masłowskiej zawładnął internetem jak bułka z masłem. Oto zwykła dziewczyna wiodąca niedrogie życie zjada zwykły chleb. Kto wie, czy nie smaruje go masłem marki własnej sieci handlowej? Czy powinna się obawiać, że jedząc tanią żywność jada źle? Z odpowiedzią przychodzą francuscy dokumentaliści.

Chleb
fot. madame.furie

To tani klip, choć występują w nim drogie gwiazdy. Dziewczyna jest zwykła, ulica jest szara a sklep, do którego zmierza, niedrogi. Jednak wokół niej tańczy Anja Rubik, śpiewa Maciej Nowak i występują czołowi polscy aktorzy, więc tak tanio jednak nie jest. Dziewczyna ma mnóstwo chleba, głodna na pewno nie jest. Mimo że tanio, to wcale nieźle.

Mi ten Chleb smakuje, choć wielu nim plwa na prawo i lewo. Zresztą zupełnie tak samo jak w przypadku taniej żywności sprzedawanej pod markami własnymi sieci handlowych. Niektórym ona smakuje i chwalą sobie oszczędności, ale inni w tej taniości węszą podstęp. Na półce w supermarkecie widzą markowy razowiec za pięć i zupełnie podobny oznaczony marką własną sklepu za trzy. Czemu on taki tani? Pewnie wypiekli go z zarobaczonej mąki. Francuscy dziennikarze przyjrzeli się tej kwestii w dokumencie Tania żywność – czy to możliwe?, który wyemitował w ubiegłą niedzielę kanał TVN Style. Kulisy taniości produktów marek własnych sieci handlowych stanęły otworem.

Dwa chleby
fot. Bart Everson

Film obejrzałem z zaciekawieniem. Przyznam, że spodziewałem się krwawej masakry filmową kamerą. Oczekiwałem prowokacji, nagrań z ukrycia, bulwersujących malwersacji, soli drogowej w pasztetach i obornika w mleku. Tymczasem było spokojnie i nieagresywnie, jak by to ujęła Danuśka ze sławnego baru w Wiązownej.

Kanapka, łosoś
fot. Marcel030NL

Reporterzy odwiedzili kilka fabryk żywności. Najpierw trafili do wytwórni dżemu we Francji, która poza własnymi produktami smaży też dżemy pod cudzymi markami. Następnie pojechali do Polski do przetwórni ryb wyspecjalizowanej w produkcji taniego łososia sprzedawanego pod cudzymi markami na rynku francuskim. Wreszcie, zaciekawieni ogromną rozbieżnością cen krewetek, polecieli do Wietnamu, aby sprawdzić, jakie to małe rączki obierają tanie krewetki.

Przetwórnia łososia
fot. James Brooks

Trochę emocji było. W polskiej fabryce co prawda nie stwierdzono faszerowania łososia żadnymi kontrowersyjnymi substancjami, ale ustalono, że ryby są niedokładnie filetowane oraz nastrzykiwane wodą. Dzięki temu tani łosoś jest 10 procent cięższy niż przygotowany zgodnie ze sztuką. Jest też trudniejszy do pokrojenia w plastry, więc nastrzykane filety mrozi się przed plastrowaniem. To wyjaśnia, dlaczego czasami tak trudno przenieść plaster łososia z opakowania na talerz. Mam wrażenie, że w Polsce sprzedaje się takiego łososia nie tylko pod markami własnymi sieci handlowych.

Krewetki
fot. sameliaz8

Sytuacja nieco zaogniła się w Wietnamie. Co prawda reporterzy nie ujawnili, jakoby hodowane w delcie Mekongu wietnamskie krewetki pożerały karmę skropioną moczem ciężarnych kobiet, co ma rzekomo mieć miejsce w przypadku pangi, ale okazało się, że tańsze krewetki są gorszej jakości, ich mięso jest czyszczone roztworem chloru a potem sztucznie aromatyzowane. Dochowano jednak dziennikarskiej staranności i pokazano też hodowle specjalizujące się w krewetkach wysokiej jakości, w których panują warunki zbliżone do naturalnych. Krewetki z takich hodowli osiągają bardzo wysokie ceny, kilkukrotnie wyższe od hodowanych na masową skalę, i trafiają do najbardziej wymagających odbiorców. Nie łudźmy się jednak, w Polsce jadamy te tanie.

Mleko w markecie
fot. liz west

Autorzy materiału przeprowadzili też kilka testów konsumenckich z udziałem francuskich gospodyń domowych, którym podano do degustacji kilka różnych rodzajów chleba oraz mleka. Testy wykazały, że panie za najsmaczniejsze uznały mleko taniej marki supermarketu. Podobnie rzecz się miała w przypadku chleba. Co ciekawe, ten znakowany marką producenta zebrał najgorsze recenzje.

Warzywa mrożoneZupełnie przypadkiem także i ja miałem ostatnio okazję zgłębić zagadnienie produkcji dla marek własnych sieci handlowych. Gościłem z wizytą u jednego z czołowych producentów mrożonek w Polsce, gdzie ze zdumieniem dowiedziałem się, że warzywa, które bardzo często jadam, rosną ledwie kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Z opakowania nie mógłbym się tego dowiedzieć, bo sieci handlowe skrzętnie ukrywają informacje o producentach. Sieć handlowa stawia określone warunki cenowe i jakościowe i jeśli któryś przestaje się zgadzać, cichaczem wymienia producenta. Dzięki temu oszczędza niepotrzebnego niepokoju konsumentowi, który w niczym niezakłóconej niewiedzy może dalej sięgać po, jak sądzi, swój ulubiony produkt.

Dżem w słoikach
fot. chispita_666

Czy to się opłaca? Tak, opłaca się, bo handel na dużą skalę, a o takim mówimy w kontekście sprzedaży w sieciach, jest opłacalny. Potwierdzają to też właściciele pokazanej we francuskim dokumencie wytwórni dżemu. Produkują dżem pod swoją marką oraz na zlecenie sieci według zupełnie tej samej technologii. Smażą ten sam dżem z tych samych prowansalskich owoców i z tego samego trzcinowego cukru. Pakowany jest nawet w takie same słoiki. Jedyna różnica to inna etykieta no i oczywiście cena – 30 procent niższa w przypadku produktów pod marką sieci. Skąd ta różnica? Z optymalnego wykorzystania mocy przerobowych, oszczędności na transporcie, magazynowaniu i marketingu. Nie aż taki więc ten diabeł straszny, jak go malują.
Tylko ta dbałość sieci o moją błogą niewiedzę wcale mnie nie cieszy.

Bo lubię wiedzieć.

  1. Wokół marki własnej jest tyle mitów co i manipulacji, że trudno sie w tym połapać. Niestety, ale informacji jest niewiele. Do niedawna uważałem, że marka własna jest ok, bo właściwie to jest sam produkt co markowy, tyle, że w innej etykiecie. Ale niedawno wyszła sprawa pomidorów Dawtony, które dla Jeronimo Martins są celowo dosładzane, nie wiadomo po co. Staram się kupować pomidory dobre, ale nie przepłacać, stąd kilka razy kupiłem Dawtonę i nie była taka zła. Ta biedronkowa okazała się jednak gorsza, nie wiedzieć czemu, po artykule dowiedziałem się, dlaczego. Teraz staram się omijać zarówno te markowe jak i marki własnej, nie tylko robione dla JM, ale np. dla Lewiatana, także tego producenta. Druga sprawa to manipulacja sieci, także na przykładzie JM. Mokate robi dobre herbaty, moim zdaniem, stąd zacząłem kupować jeden typ, tego producenta, właśnie w JM, porównując do marek mniej rozpoznawalnych i droższych nie jest tak źle, choć do Twinningsa im faktycznie brakuje. Najlepszą herbatą ekspresową jaką kupiłem w Polsce była herbata Fair Trade z Tesco, której już nie mają w ofercie, biła na głowę wszystko co kupowałem, włącznie z tymi wszystkimi Liptonami, Dilmahami, Akbarami, itd. Dlaczego Tesco wycofało najlepszą herbatę ekspresową na rynku? Tego nie wiem. Nie wiem też, dlaczego JM zaczęło mieszać herbaty Mokate z badziewnymi herbatami firmy Bastek pod tą samą marką. Teraz, jeśli ktoś chce kupować herbatę musi patrzeć na producenta.
    Bardzo wiele sieci używa marek własnych i na szczęście większość podaje producenta, Lidl i Tesco robią to rzadko, Stokrotka czy Lewiatan, prawie zawsze. Żabki, żeby obniżyć ceny, także mają sporo marki własne i podaje producenta. Co ciekawe jest marka własna o nazwię „Lubię”, która jest dostępna w wielu sieciach, np. Piotr i Paweł, Nasz Sklep (franczyza). A o sukcesie marki własnej świadczy chociażby fakt, że zaczął ją stosować….Społem. Marka własna Społemu jest moim zdaniem idealnym rozwiązaniem i wzorem dla wszystkich małych sklepów, podobnie jak „Lubię”, bo nie jest ona robiona tylko dla jednej sieci, ale dla platformy zakupowej. Patrząc na to, jak wygląda marka własna za granicą, np. w Szwajcarii czy Włoszech, gdzie jest cała chmara małych sklepików, powiązanych w sieci, takie jak Coop (odpowiednik Społemu) i że w znacznej mierze jest to marka lokalna, w różnych częsciach kraju są sprzedawane produkty lokalne, w zależności od regionu, trzeba trzymać tylko kciuku.
    Marka własna jest niejako wyznacznikiem polityki danej sieci, może być ona porządna, tak jak Społem czy Lubię, Stokrotka lub Lewiatan, a może też być oszukańcza, tak jak Biedronka, Lidl czy Tesco. Trudno uznać za uczciwe zmianę producenta marki własnej kilka razy w miesiącu jak robią te sieci. To jest zresztą przyczyna tego, że nie podają nazwy producenta na opakowaniu.
    Podam jeszcze na koniec ciekawostkę, sieć Aldik, wykupiona przez największą sieć handlową Europy Środkowo-Wschodniej (Maxima)sprzedaje w swoich marketach markę własną, importowaną z Litwy, Łotwy i Estonii. Najśmieszniejsze, że 90-95 procent tych produktów jest produkowana w Polsce. Niech się inni uczą

      • A w jakim charakterze? Nie sądzę, aby moja znajomość tematu była „aż” tak duża, po prostu napędza mnie ciekawość. Jesli szuka Pani informacji na temat marki własnej, to raczej polecam zajrzeć na portalspożywczy.pl i serwisy z tym związane, tam jest bardzo dużo informacji z tym związanej. Ja, właściwie rzecz biorąc jestem laikiem, myślę, że zawiodła by się Pani, gdyby chodziło o jakąś pomoc „ekspercką” czy coś w tym stylu.
        Od razu mówię nie jestem zainteresowany obecnie żadną reklamą, pisaniem artykułów czy czymkolwiek, tego typu. Po prostu mam inne sprawy obecnie na głowie, niestety.

  2. Sporo przydatnych ciekawostek i dobrze, bo na temat marek własnych wiedzy nigdy dość – to najbardziej tajemnicze produktu dostępne w sklepach a przy tym jedne z najbardziej popularnych. Przykład Jakuba z pomidorami oraz częstymi wymianami producentów w niektórych sieciach to kolejny i bardzo rzeczowy argument za tym, żeby starać się wczytywać w etykiety, a przede wszystkim zapoznawać się ze składem tego, co kupujemy

    • Dokładnie, co więcej uważam, że marki własne to prawdziwy poligon doświadczalny dla wszelkiej maści „znawców smaku”. Tak jak napisałem, pomidory biedronkowe, mimo, że tego samego producenta były gorsze smakowo niż sprzedawane pod marką, nie wiedziałem tylko dlaczego. Mój znajomy ma cały czas wątpliwości co do marek własnych i jest zdania, że są gorsze. Ja, początkowo w to nie wierząc, choć na początku też byłem tego zdania, coraz bardziej się przekonuje, ze jednak coś w tym jest. Weźmy jeszcze przykład piwa z Lidla pod marką Argus, produkowanego przez Van Pur, ale bodajże w Łomży, być może już w Warszawie. To, że to Łomża, wiadome jest od momentu gdy te piwa weszły do sprzedaży, serwis Browar.biz to potwierdził. O ile na początku nie czułem różnicy między Argusem Mętnym, a Łomżą Niefiltrowaną, podobnie jak Niepasteryzowanymi, o tyle teraz czuje, że Argusy są jednak gorsze. Samej Łomży już nie pijam, bo się pogorszyła a za tą cenę można dostać dużo lepsze piwa, chociażby Amber czy nawet Ciechan. Wydaje mi się, że o ile Łomża jest produkowana w Łomży, tam gdzie zawsze, o tyle Argusy są robione wg. tego samego sposobu, ale w Warszawie, w zakładzie Van Pur. To są moje domysły tylko, te „piwa” obecnie są dużo gorsze, nie pijam ich już wcale.

      • Czasami samo sprawdzenie składu nic nie da, może być tylko jeden element, który wpływa na jakość, chociażby metoda produkcji, skala, itd. Do produktu markowego może być podawany skład od innych dostawców, wyższej jakości. Myślę, że w tą stronę będą szli ci producenci i z tym się trzeba liczyć. Samo sprawdzenie producenta i składu może nie wystarczyć, trzeba użyć kubków smakowych.

  3. czy dobrze rozumiem, że w teście chleba pod uwagę brany był jedynie smak, na temat którego wypowiadały się gospodynie?
    Bo jeśli tak to dla mnie osobiście średni to argument, bardziej skład by mnie interesował.

  4. Tak, one jadły ten chleb bez opakowań i oceniały kęsy wyłącznie pod względem smakowym, a więc w pełni subiektywnie.Poza tym znaczny odsetek testerek to panie w burkach i czadorach, więc wpływ na ocenę mógł też mieć palimpsest kulturowy. O składzie nic nie wiadomo, ale czytanie etykiet (ze zrozumieniem) to rzeczywiście powinnien być już nawyk świadomego konsumenta

  5. Warto wiedzieć, że czasami przy kreacji produktu zatrudnia się „panele degustacyjne”, czasami korzystają też z tego sieci. Nie są to oczywiście profesjonaliści, którzy analizują, smak obiektywny produktu, tylko zwykli konsumenci mający bardzo różne podejście do „smaku”, a w szczególności będący w stanie określić, o ile w ogóle cokolwiek, wyłącznie smak subiektywny. Dlatego czasami niektóre produkty są zbyt słodkie, zbyt słone albo na odwrót – mdłe. Jaki panel, taki produkt 🙂

    Poważne i silne marki zatrudniają profesjonalistów, którzy surowo dbają o walory smakowe, czym pośrednio także kreują trendy. To jednak inna para obuwia, na wyższym obcasie…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―