Hamburski heimat – 3. Hanzeatyckie talerze i trzy rieslingi

Dziś krótka przechadzka po najbardziej klimatycznych knajpach Hamburga. W poszukiwaniu hamburskiego heimatu przekroczyłem próg najstarszej hanzeatyckiej restauracji, starej typowej hamburskiej knajpy i pełnej naturalnego zgiełku winiarni. Znalazłem hamburski heimat, ale też straciłem trzy rieslingi.

Old Commercial Room
Old Commercial Room

Old Commercial Room to najstarsza hanzeatycka restauracja w Hamburgu. Jej historia sięga roku 1795, a stylistyka, co sugerować może już sama nazwa, nawiązuje do dawnych brytyjsko-hanzeatyckich kontaktów handlowych. Jednym z namacalnych dowodów tych kontaktów jest duma restauracyjnej karty, tradycyjny hamburski Labskaus, który tradycyjnym daniem jest również w… Liverpoolu.

Labskaus
Labskaus

Old Commercial Room gościł wielkich tego świata, czym zresztą bezwstydnie chwali się w karcie, wymieniając nie tylko nazwiska swoich najznamienitszych gości, ale też i numer stolika, przy którym zasiadali. Pomysł to pożyteczny, bo dzięki niemu dowiedziałem się, że usadzono mnie na miejscu, które w swoim czasie zajmował Woody Allen i Sting. W Old Commercial Room gościł też brytyjski gwiazdor kulinarny Rick Stein, a wrażeniami ze swojej wizyty podzieli się z widzami w jednym ze swoich programów. Skoro tak, do Old Commercial Room musiałem zawitać także i ja.

https://www.youtube.com/watch?v=-aSF65Q1nM4

I tak oto zawitałem, ciesząc oko wypełnioną po brzegi bogato zdobną w ciemne drewno i czerwony plusz salą. O miejsce tutaj trudno nawet poza sezonem turystycznym i choć turyści bardzo lubią tu wpadać, to mimo wszystko lokal pozostaje popularny także wśród miejscowych. Potwierdziłem to osobiście obserwując sąsiadujące ze mną stoliki zajmowane przez rozbawione towarzystwa obficie pojadających hamburczyków. Jedna z zajmujących stolik obok mnie pań postanowiła zamówić sobie Fangfrishe Kuterscholle gebraten, czyli pieczoną solę, prosząc kelnera o wyjaśnienia, jak zamierza ją podać. Ten z nieskrywaną dumą oświadczył: „Ich filetiere am Tisch!”, po czym rzeczywiście przyniósł spoczywającą na srebrnej tacy upieczoną w całości solę i wyfiletował ją zręcznie na oczach gości.

[slideshow id=16 w=500 h=400]

Ja w tym czasie jadłem już Altonaer Hummercremesuppe, zupę homarową w stylu brytyjskiego bisque wykończoną śmietanką z dodatkiem brandy i podaną z krewetkami z Morza Północnego zwanymi tu Nordseekrabben. Zupa była gęsta, wyrazista i odpowiednio homarowa. Po niej przyniesiono mi ów sławny Labskaus. To peklowana wołowina wolno gotowana w bulionie z cebulą, w którym potem gotuje się też i przeciera ziemniaki, a następnie łączy się wszystko w jeden klops, zmieliwszy uprzednio przestudzone mięso, i podaje na gorąco z jajami sadzonymi, kiszonymi ogórkami, buraczkami i śledziem. Danie nie wygląda kusząco, a przynajmniej znacznie mniej reprezentacyjnie niż pieczona sola, choć smakuje nieźle. Co ciekawe, w uznaniu za jego spożycie do końca wręczono mi specjalny Certyfikat zjedzenia Labskaus .

Certyfikat
Certyfikat za zjedzenie Labskaus

Odwiedziłem też tradycyjną hamburską knajpę Opitz, do której turyści nie zaglądają zbyt często, a jeśli już tu trafiają, to nie tak tłumnie jak do Old Commercial Room. Opitz położony jest bowiem poza ścisłą starówką, z dala od turystycznego zgiełku, choć w bardzo ładnej dzielnicy Uhlenhorst. Jedzenia jest tu bardziej dopracowane i o poziom smaczniejsze niż w Old Commercial Room. Ja trafiłem akurat na lunch. Podano mi Kasseler w meklemburskim sosie rodzynkowym z ziemniakami i brukselką z masłem. Mięso było soczyste i delikatne, lekko podwędzane a potem odsmażane na maśle, rodzynkowy sos aromatyczny i lekko słodkawy a warzywa ugotowane w punkt. Smakowało to naprawdę nieźle, zwłaszcza w towarzystwie kieliszka chłodnego Schorle. Spotkała mnie tu też zabawna sytuacja, gdy, odstępując stolik starszemu małżeństwu, zachęciłem starszą panią do zamówienia Kasselera. Starsza pani najpierw zapytała, czy jest miękki, a gdy jego delikatność z pełną powagą potwierdziłem, wyjaśniła, że powodem zapytania jest brak dolnej szczęki, co zresztą stało się jasna, gdy po chwili obdarzyła mnie szczerym uśmiechem, zdobnym jedynie w garnitur górnego uzębienia.

Kesseler z brukselką
Kesseler z brukselką w Opitz

Kilka ulic dalej, zaszyta w przyziemiu zaprojektowanej z ogromnym rozmachem kamienicy, mieści się popularna wśród miejscowych winiarnia Uhlenhorster Weinstube. Bywalcy mawiają, że lepszej kuchni w Hamburgu się nie znajdzie. Po wieczorze spędzonym w Uhlenhorster Weinstube mogę to potwierdzić z całą odpowiedzialnością. Akurat trafiłem na głośne przyjacielskie spotkanie towarzyskie, które toczyło się przy kilku zestawionych stolikach, dzięki czemu mogłem poczuć atmosferę tradycyjnej niemieckiej Weinstuby w najbardziej autentycznym wydaniu. Jedzono, popijano, śpiewano – słowem dobrze się bawiono. W Polsce na takie przyjęcia bardzo trudno trafić. Przy okazjach towarzyskich wolimy zamykać się w restauracjach sami, żeby przypadkiem nie podejrzał nas obcy, szpieg a może i okupant. Nie podobają mi się zamknięte spotkania, czuję się na nich jak w zakładzie o podwyższonym rygorze. Zdecydowanie wolę spotkania otwarte – czemu klimat biesiady nie ma się udzielać także innym gościom?

Sauerbraten
Sauerbraten

W Uhlenhorster Weinstube uczestniczyłem w takim właśnie otwartym przyjęciu, przy okazji nasłuchałem się przyśpiewek i mimo że na moją porcję Sauerbraten mit Rotkohl und Klößen czekałem dobry kwadrans, to wcale mi się nie nudziło. Wreszcie poniosłem pierwszy kęs Sauerbraten i cóż to był za delikates! Oto próbowałem marynowanej w octowej zalewie i duszonej potem w sosie własnym wołowiny o smaku i poziomie delikatności, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Do tego podano wzorowo doprawioną korzeniami i winem czerwoną kapustę i dwie miękkie kluski, a właściwie knedelki, utopione w zawiesistym i aromatycznym sosie. Na deser wybrałem Zwetschgenröster mit hausgemachtem Eis, czyli duszone śliwki z dodatkiem korzeni podane z gałką lodów migdałowych i orzechowych, oczywiście przygotowywanych na miejscu. Pycha! Bez wahania uznaję Uhlenhorster Weinstube za moje najlepsze doświadczenie gastronomiczne, jakiego miałem okazję doświadczyć podczas pobytu w Hamburgu.

Duszone śliwki i lody
Duszone śliwki i lody

Poszukiwania hamburskiego heimatu uznałbym za udane, gdyby nie postać mocno wysuszonej niemieckiej celniczki na lotnisku, która, pochyliwszy się nad moją torbą z przejęciem wyszeptała Das ist zu viel! Nur ein hudert Milliliter ist erlaubt!, jednocześnie dyskretnie ustawiając podróżujące ze mną w bagażu podręcznym trzy rieslingi pod swoją ladą. Na koniec uniosła wzrok ku górze, rozmyślając zapewne, czy lepiej będą pasowały do Nordseekrabben czy może raczej do wędzonego piklinga.

Następnym razem pojadę pociągiem. Można zapakować sobie wówczas znacznie więcej rieslinga niż ein hundert Milliliter – pojemności butelki wina, o której nie śniło się nawet filozofom nawet po przechyleniu trzech pełnych butelek.

  1. Arturze, nie wiem, gdzie żeś się uczył niemieckiego, ale jeśli stosujesz pewne zwroty, to albo pisz po polsku albo kompletnie w obcym języku. Pfalz to Palatynat przecież, a Riesling, tak jak każdy rzeczownik, w jęz. niemieckim, piszemy z dużej litery. Powinno więc być Riesling z Pfalz lub riesling z Palatynatu. To tak jakby obcokrajowiec napisał: piwo of Mazovia albo Poland Wódka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―