Lekcje Smaku – Ekstra: Opowieść wigilijna barona

Czyli jakość jedzenia

Lekcje Smaku: Opowieść wigilijna barona

– Niesamowite, co tu opowiadasz, Eu’Stachy – hrabia Mary-Jan Puzdro-Puginałł odłożył na bok wyszywane diamentami skórzane rękawiczki, które zamierzał założyć do płaszcza z wielbłądziej wełny – Za piętnaście minut się zaczyna, właśnie miałem wychodzić, ale teraz sam nie wiem, chyba usiądę i pozwolę ci dokończyć – stwierdził.

Rękawiczki Hrabiego
fot. rjrgmc28

– Okradły mnie zjawy! – wyrzucił z siebie z przerażeniem baron Eu’Stachy Poćwierć-Póchacz, nerwowo przecierając poczerwieniałą twarz organdynową chusteczką z butonierki – Słyszysz? Zjawy! Trzy wcielenia upiora! – Pascal – hrabia Puzdro-Puginałł zwrócił się do kamerdynera, który cierpliwie oczekiwał z rozpostartym płaszczem, gotów w każdej chwili podać hrabiemu odpowiedni rękaw – odwieś ten płaszcz i zadzwoń do proboszcza. Niech się wstrzymają. – Ale… – Pascal odezwał się niepewnym głosem – Pasterki chyba nie można wstrzymać. – No to niech organista da krótki koncert i dogra kilka kolęd na początek – zaordynował – o tej porze nikt nie zauważy małego poślizgu, zresztą beze mnie i tak nie zaczną. A ty – zwrócił się do roztrzęsionego Eu’Stachego – chodź do salonu. Wszystko mi opowiesz. Pascal, podaj dwa koniaki!

– Mocny ten koniak – skrzywił się Eu’Stachy, odstawiając opróżniony kieliszek. – Nie jesteś u Strychniny – prychnął hrabia – dobrze wiesz, że ja nie kupuję w dyskontach i nie rozcieńczam. – No właśnie nie jestem, a jakbym był – odparł Eu’Stachy, poprawiając się w fotelu – uwierz mi, że… – Dobrze – hrabia pomachał dłonią z niecierpliwością – od początku. Zostałeś napadnięty? – dopytywał hrabia. – Niezupełnie – odparł baron Poćwierć-Póchacz nieco spokojniejszym głosem i, głośno odetchnąwszy, kontynuował – Wracałem z zakupów, wiesz, takie tam świąteczne drobiazgi, paprykarz, paluszki i makowiec. Nie było już co prawda tego z gazetki promocyjnej, ale za to mieli przecenione duńskie babki marmurkowe a la makowczyk, bo kończył się im termin, więc wziąłem od razu cztery. – Eu’Satchy, no co ty jadasz! – skrzywił się hrabia z niesmakiem – babka marmurkowa w folii i to jeszcze przeterminowana! – Ale tylko kilka dni! – machnął ręką ramionami Eu’Stachy, oblizując się na samą myśl o słodkiej przekąsce, po czym wrócił do przerwanego wątku.

Mikołaj

– Gdy byłem przed domem, natknąłem się na Lylianę, tę znaną blogerkę kulinarną. – Pamiętam, poznaliśmy się na korytarzu komisariatu – skinął głową hrabia . – Tak, to ona – potwierdził baron. – Ukłoniłem się i zapytałem, co słychać. Odparła, że odłamał się jej obcas i musi szybko kupić trochę butaprenu zanim zamkną sklepy, w przeciwnym razie nie będzie miała w czym wyjść na pasterkę. Odsłoniła trochę spódnicę i, choć miała akurat tenisówki, poglądowo pokazała mi kawałek stopy. Dodała, że pokazałaby mi więcej, gdybym mógł jej wręczyć pięćdziesiąt złotych.

Makowiec
fot. futureshape

– Jak mogłeś rozmawiać z niewiastą w chłodzie ulicy – hrabia pokręcił głową z dezaprobatą. – Ależ skąd od razu zaprosiłem ją na kawę. – Czyli jest w tobie jednak wciąż dżentelmen – skwitował hrabia, po czym dodał – ale za pięćdziesiąt złotych to ona mogłaby kupić kilka kilogramów butaprenu! – Kobiety chcą być eleganckie, może chciała mieć pewność, ze ten obcas nie odpadnie, a może miała jeszcze jakieś inne obcasy do przyklejenia? – zamyślił się baron. – No i? – hrabia wydął usta w oczekiwaniu na dalszy ciąg opowieści. – Weszliśmy do środka, zaparzyłem kawę i pokroiłem makowiec – kontynuował baron.

Lylianna
fot. mreraser

– Gdy wszedłem do pokoju, ona siedziała już na kanapie, paląc jakiegoś taniego skręta. Postawiłem tacę na stoliku i sięgnąłem do kieszeni. Miałem co prawda tylko dziesięć złotych, wiesz jak to przed świętami. – No tak, wydałeś fortunę na makowce – rzekł hrabia. – Właśnie tak – przytaknął baron. – Chciałem jej wręczyć ten banknot i, z przepraszającą miną, wyciągnąłem rękę. Z powodów dla mnie niezrozumiałych, Lyliana nagle zapięła bluzkę i wstała. W zasadzie nie wiem, czemu wcześniej tę bluzkę rozpięła, ale pewnie było jej zbyt duszno. W pokoju było faktycznie sporo dymu od tego jej papierosa. Popatrzyła na banknot, zbliżyła się do mnie i, gdy ja kurtuazyjnie się uśmiechnąłem, chuchnęła mi tym dymem prosto w twarz i to tak energicznie, że aż mnie zamroczyło i runąłem na kanapę. Zacząłem kasłać, oczy zaszły mi łzami i zaczęły mnie tak mrowić, że musiałem mocno zacisnąć powieki. Wtedy usłyszałem znajomy głos. Ogromnym wysiłkiem udało mi się uchylić jedną powiekę. Zobaczyłem Ninę Strych pochylającą się nade mną. – Coś takiego! – wykrzyknął hrabia, sięgając po kieliszek. – Tak, cedziła w bardzo nieprzyjemny sposób „kasa, kasa” – odpowiedział baron – i pocierała przy tym kciukiem o palec wskazujący. – Chciała pieniędzy? – zdziwił się hrabia. – Pewnie chodziło o tę pożyczkę sprzed kilku miesięcy, te pięćset złotych – pospieszył z wyjaśnieniami baron. – Dałeś jej? – upewnił się hrabia. – Skąd! – obruszył się baron. – Sama wzięła! – Jak to? – hrabia uniósł brwi. – Powiedziałem prawdę, czyli że mam w kieszonce tylko dziesięć złotych i że oddam, na pewno oddam, ale teraz nie mam całej sumy. Bez słowa wyciągnęła mój banknot i postanowiła odejść, ale udało mi się ją schwycić za róg spódnicy.

– Brawo! – klasnął hrabia, odstawiając na chwilę koniak. – Silna z niej sztuka, parła do przodu, ciągnąc mnie za sobą – mówił baron, maczając usta w kieliszku. – W pewnym momencie szwy jednak nie wytrzymały i spódnica została mi w dłoni. Rozgniewana Nina Strych odwróciła się do mnie, stanęła mi okrakiem nad głową i jednym ruchem wyciągnęła spódnicę. Chwyciłem ją więc za nogę i wtedy poczułem na twarzy ciepły strumień. – No niemożliwe! – hrabia aż uniósł się w fotelu. – A jednak! – wykrzyknął baron – Ocknąłem się na progu mojego mieszkania z mokrą twarzą i zobaczyłem nad sobą moją sąsiadkę. Biedaczka cierpi na nieleczoną schizofrenię, więc niechętnie się odzywa. Niemniej uśmiechała się szeroko, i nieco bezwiednie. Polewała mi twarz letnią herbatą ze szklanki i gładziła mi dłoń, którą kurczowo zaciskałem na jej udzie… – Wygląda na to, że chyba zasłabłeś albo omdlałeś – skonstatował hrabia Puzdro-Puginałł. – Nie – zdecydowanym tonem odparł baron Poćwierć-Póchacz – też tak pomyślałem, ale gdy sięgnąłem do kieszonki, nie było tam moich dziesięciu złotych! Masz więc niezbity dowód na metafizyczny kontakt! – Dziwne – zamyślił się hrabia, wolno sącząc koniak.

Nina - nogi
fot. Some_legs

– Ale to nie koniec! – oświadczył baron, skinąwszy Pascalowi z podziękowaniem za dolewkę koniaku. – Podziękowałem sąsiadce, a ona w rewanżu zaprosiła mnie na sąsiedzkie spotkanie opłatkowe. Postanowiłem się nieco odświeżyć. Makowiec cały czas stał na stole, więc pomyślałem, że wezmę go do niej. Ukroiłem sobie kawałek, tak z ciekawości, żeby sprawdzić, jak smakuje. Jednak smak miał dziwny, wręcz zbyt świąteczny. – Zbyt świąteczny czyli jaki? – dopytał hrabia. – Uznałbym, że raczej grzybowy niż makowy – stwierdził baron po chwili namysłu. – Ach grzybowy – hrabia uniósł brwi – zatem ten twój makowiec był, mój drogi, nieświeży. Prawdopodobnie po prostu spleśniał w tym foliowym opakowaniu! – Wtedy o tym nie pomyślałem – przyznał Eu’Stachy – Zwłaszcza ze zaraz potem zakręciło mi się w głowie, a po chwili odnalazłem się w zupełnie innej przestrzeni, na sali sądowej. – No proszę! – wykrzyknął hrabia. – Toczyła się właśnie sprawa o egzekucję pięciuset złotych. Sędzia zasądzał konfiskatę mojego palta i trzewików oraz przepadku prawa do komunalnej kawalerki! – Nieprzyjemna sprawa – stwierdził hrabia, podnosząc do ust kieliszek z koniakiem. – Wielce – przyznał baron, opróżniając swój, po czym dodał pospiesznie – Nina Strych była oczywiście na sali. Siedziała naprzeciwko mnie, wwiercając się we mnie wzrokiem. – Co ty na to? – zaindagował hrabia. – Udawałem, ze jej nie widzę – objaśnił baron. – Ona jednak za wszelką cenę starała się zwrócić na siebie moją uwagę, a w końcu ją tak poniosło, że rzekomo przez przypadek opadł jej biustonosz.

Koniak
fot. cyclonebill

– Epatowała cię w sądzie damskimi piersiami? – z niedowierzaniem zapytał hrabia. – Nie, co dziwne, nie było tam damskich piersi – odparł baron – była za to męska klatka piersiowa, w dodatku całkowicie owłosiona! – Skandal! – wykrzyknął hrabia. – Sędzia zareagował tak samo – skinął głową Eu’Stachy – i urzędowo zażądał okrycia torsu pod rygorem usunięcia Niny Strych z sali, gorączkowo pukając młoteczkiem w pulpit. I tak pukał i pukał aż się ocknąłem. Poszedłem otworzyć, a tam znów ta moja sąsiadka zaprasza mnie na symboliczny opłatek do siebie. Opłukałem twarz wodą, zamknąłem mieszkanie i poszedłem na ten opłatek. – Poczekaj, skończył nam się koniak – hrabia uniósł dłoń i wezwał Pascala.

Nina
fot. istolethetv

Gdy kieliszki ponownie rozbłysły miedzianym kolorem, Eu’Stachy podjął przerwaną opowieść – A teraz powiem ci, co przytrafiło mi się u sąsiadki, bo to najważniejsze – szepnął do hrabiego – Napijmy się najpierw – hrabia wzniósł kieliszek. – Zdrowie! – zawołał baron, mocno czerwony na twarzy. – Z sąsiadką prawie w ogóle nie rozmawialiśmy, bo pewnie nie wiesz, ale ona z racji nieleczonej schizofrenii rozmawia głównie ze sobą. Dziś wieczorem nie było inaczej – wyjaśniał. – Podała duszone grzyby własnego zbioru. Jedliśmy je w ciszy, czasami przerywanej soczystymi inwektywami, które kierowała pod swoim adresem. Potem szeroko się do mnie uśmiechała, jakby przepraszając za swoje nieprzyzwoite zachowanie.

Hrabia ucieka z tortu
fot Shelley Panzarella

Gdy tak jedliśmy, w pewnym momencie poczułem, że miękną mi nogi, niknie mi wizja i zaczynają dobiegać mnie niecodzienne dźwięki. – W telewizji nadawali kolędę? – domniemał hrabia, kończąc kolejny kieliszek koniaku – Ależ skąd, to masz Mendelsona! – ożywił się baron, energicznie przechylając kieliszek. – Do diabła! – zaklął hrabia soczyście – cóż to? – Ślub, Mary-Janie – jęknął Eu’Stachy – mój własny! – Rany boskie, Eu’Stachy! – hrabia objął twarz dłońmi z przerażenia – z kim? – A jakże, z Niną Strych! – jęknął cicho baron, z żalem zaglądając do pustego kieliszka.

– Niebywałe! – stwierdził hrabia Puzdro-Puginałł. – Ewidentnie zostałeś nawiedzony przez tę jędzę a konkretnie przez jej trzy duchy! – wykrzyknął, po czym skonstatował – Rada jest jedna. Musisz natychmiast oddać jej te pięćset złotych. – A pożyczysz mi? – szybko zapytał baron.

Wigilia

Zanim hrabia zdążył odpowiedzieć, do salonu wpadł zaaferowany Pascal – Panie hrabio! – rzucił od progu – Dzwonił ksiądz proboszcz, wyśpiewali już kolędy i dali nawet na telebim transmisję telewizyjną Pasterki, ale się właśnie skończyła i nie wiedzą, co dalej. – Niech puszczą powtórkę – zaordynował hrabia – a dobrodzieja zapraszam na koniak.

***

Grzyb
fot. dancingrabbit

Morał z wigilijnej opowieści barona jest prosty: niedocenianie znaczenia jakości może przynieść kłopoty. Korzystanie z wysoko przetworzonych produktów przemysłu spożywczego jest przejawem lekkomyślności a zjadanie ich mimo oczywistych oznak zepsucia jest zwyczajnie niebezpieczne. Równie ryzykowne jest bezkrytyczne raczenie się potrawami nieznanego pochodzenia, w szczególności przygotowywanymi z leśnych grzybów. Grzyby są ciężkostrawne, dla osób starszych niewskazane a dla dzieci wręcz szkodliwe. Rozmyślanie nad potencjalnym zagrożeniem płynącym ze zjedzenia grzybów niejasnego pochodzenia nie jest warte nawet najbardziej wysublimowanych wrażeń smakowych. Docenianiu walorów potraw nie sprzyja też dym. Palenie przy gościach jest nieeleganckie, dlatego palacze powinni oddalić się do ustronnego miejsca, okazując tym samym szacunek gościom i umożliwiając im nieskrępowane cieszenie się smakiem podanych potraw.

Gęś, Barolo, Szafa - Krytyk Kulinarny Artur Michna

Krytyk kulinarny radzi
Dbanie o jakość jedzenia nie powinno ograniczać się do dokładnego czytania etykiet kupowanych w sklepie produktów. Zdecydowanie najlepiej zaopatrywać się w produkty jak najmniej przetworzone, czyli surowce, i z nich samodzielnie przygotowywać jedzenie w domu. Rzecz jasna wszystko musi odbywać się w ramach zdrowego rozsądku, ale wystarczy sprawdzić, że na przygotowanie prostego makowca potrzeba dziesięciu minut, żeby dojść do wniosku, że dziesięć minut to znacznie mniej niż spacer do cukierni i oczekiwanie w kolejce. Przygotowując makowiec w domu zyskujemy pełną kontrolę nad jakością trafiających do niego składników. Możemy też doprawić go tak, jak chcemy – rumem, rodzynkami, skórkami z cytrusów, a nawet wszystkim razem. Poza tym zyskujemy zadowolenie z samodzielnego przygotowania czegoś specjalnego, ową niemierzalną a jakże istotną wartość!

    • Baron osobiście zadzwonił ze słownym upomnieniem do administratora, który niniejszym kłaniając się w swój napełniony wigilijnym jadłem pas przeprasza i szkodę naprawia. Czytelniczce za spostrzegawczość Baron OSOBIŚCIE podziękuje!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―