Bon Vivant i kpina z Macieja Nowaka

Tylko w ten weekend w „Królestwie banału” na hasło „Maciej Nowak” 50% zniżki na nasze „nienadające się do picia wino”! Sprawdźcie nas sami! – taką odezwę wywieszono na fanpage bistro Bon Vivant po krytycznej recenzji, jaką w piątkowej Wyborczej wystawił lokalowi Maciej Nowak. Żenujące!

Maciej NowakTa recenzja Macieja Nowaka jest krytyczna, ale nie do tego stopnia, aby na recenzenta się obrazić. Zresztą obrażanie się na recenzenta to przykład kiepskiej bufonady. Rolą restauratora jest prowadzenie restauracji a rolą recenzenta jest pisanie recenzji. Krytyczne recenzje, wbrew obawom restauratorów, wcale nie zniechęcają czytelników do odwiedzania lokalu. Wprost przeciwnie, wywołują zainteresowanie. Zawsze znajdzie się grono osób, które z samej choćby ciekawości postanowi samodzielnie sprawdzić, czy menu jest rzeczywiście banalne, a rzekomo kiepskie wino gorsze niż kupione podczas ostatniej promocji w osiedlowym dyskoncie.

Krytyczne recenzje mają jednak inną właściwość – są światełkiem ostrzegawczym dla restauratora. Wywołana skandalizującym tonem opinii fala zainteresowania wkrótce minie, a ciekawscy goście mogą nie wrócić. Istnieje wszak niebezpieczeństwo, że jednak przyznają recenzentowi rację. Właściciele mają czas, aby przynajmniej pochylić się nad argumentacją recenzenta, bo jego pocałunek śmierci wcale nie musi zadziałać natychmiast.

Bon Vivant zdaje się jednak nie przykładać wielkiej wagi do recenzji Macieja Nowaka. Nie zdziwiłbym się, gdyby jej kopie wywieszono w miejscowym wucecie, aby każdy miał czas na dokładnie zapoznanie się z jej treścią. Postanowiono za to wykorzystać szum medialny i rozpisano krzykliwą akcję marketingową, o której poinformowano na Facebooku. Cytowany na wstępie tekst zdaje się krzyczeć – Słyszeliście? Mamy chyba kiepskie wino! I co z tego? Śmiech! I tak je będziemy podawać, a teraz to nawet za pół ceny, ale tylko jeśli podacie nam hasło: Maciej Nowak!

wino

Niektórzy uznali to krotochwilny żart, ale mnie odwetowa reakcja bistro w ogóle nie śmieszy. Zakpić z recenzenta? Jasne, przecież on się nie zna, tak naprawdę to je tylko zupki z proszku a od święta wpada na kawę do Starbucksa. Poza tym i tak nikt go nie czyta, a w ogóle co to ma być za reklama? Ten, kto nie z nami, ten przeciw nam! Widłami go, tryk! I ścierką, pac!

Z tej opresji można było wyjść inaczej, na przykład urządzając happening z publicznym wylewaniem kiepskiego wina do ulicznej studzienki kanalizacyjnej. To byłby przejaw autentycznego dystansu i autoironii a jednocześnie ciekawa reklama dla bistro. Tymczasem fakt jest taki, że zaoferowano ludziom zniżkę na wino, które na łamach poczytnej gazety znany recenzent określił jako kiepskie. Do tego wcale nie wszystkim – tylko tym, którzy znają hasło. Reszta płaci bez zmian.

To nie żart, to żenada.

  1. Zgadzam się z i jedną, ale i częściowo, z drugą stroną. Zacznijmy może od tego, ze ten pan, nie jest wyłącznie recenzentem kulinarnym, tylko „mydłem i powidłem”, który zajmuje się jedzeniem, piciem, teatrem, polityką i Bóg wie czym jeszcze. Ta „recenzja” to nie żadna recenzja kulinarna, tylko jakiś krótki artykuł, w którym autor, niepotrzebnie umiesza głupie teksty o partnerach, chłopach w grobie, itd. Maciej Nowak może jest homo, może nie, mnie to nie interesuje, w ogóle, mnie nie interesują jego poglądy, które mógłbym nazwać ni mniej, nie więcej tylko „lewak”. Każdy ma prawo do własnych pogladów, ale zaprzęganie światopoglądu do oceniania jedzenia jest karygodne, o polityce już nie mówiąc. WIem coś o tym, bo znam się i na jedzeniu i na polityce i jedzenie oraz kulinaria sa dla mnie kompletnie apolityczne. Mi się poglądy polityczne tego pana, kompletnie nie podobają, nie mam do nich żadnego szacunku, ale nie będę oceniał go, jako człowieka, ze względu na poglądy, tylko na to co robi. A robi całkiem niezłe materiały kulinarne i ciekawie mówi o jedzeniu, tego na pewno mu nie można odmówić. Ciekawie mówi o kulturze, o teatrze czy innych takich rzeczach. Ale o polityce, orientacjach, PRL-ach, Kaczorach, Gazetach Koszernych, oszołomach, lewakach czy tego typu rzeczach, na których się nie zna kompletnie, niech da się wypowiedzieć innym, którzy się w tym specjalizują. Nawet dla Krytyka Kulinarnego, dam taką dobrą radę, aby starał się nie zabierać głosu na tematy polityczne czy wyrażać swojego światopoglądu na rózne tematy, bo jedzenia, a polityka, to kompletnie różne rzeczy. W Polsce, niestety, każdy zna się na wszystkim, ale na polityce, światopoglądach, ideologiach, orientacjach, to każdy wie najlepiej.

    • A jako dobrą alternatywą wobec tego pana, polecam artykuły Waldemara Sulisza z Dziennika Wschodniego, przynajmniej pisze on o jedzeniu i tylko o lokalach, nie zajmując się jakimiś bzdurnymi pierdołami, typu „homo-pisarz”.

  2. O jena… Nowak… jaki on jest „niemedialny”, jak on się prezentuje… typowa uroda gazetowa, zero aparycji telewizyjnej!!! No ale nie to świadczy o recenzencie… Zresztą widziałem go parę razy w TVN – była jakaś taka scena (dokładnie nie pamiętam, ale wrażenie pozostało silne) gdzie Nowak pieszczotliwie odnosił się do zwierząt (zdaje się, że były to kapłony, a może jakieś ryby), które później lądowały na stole, były zarzynane. Strasznie to niesmaczne było 🙁

  3. Ale z tezą tekstu muszę się zgodzić „Rolą restauratora jest prowadzenie restauracji a rolą recenzenta jest pisanie recenzji” – obiema parami kończyn wszak się podpiszę 🙂

    @Jakub.J: najpierw piszesz ” Maciej Nowak może jest homo, może nie, mnie to nie interesuje” a potem produkujesz dwa wielkie komentarze poświęcone tej kwesti… 🙂 well… dr Freud na pewno by się nad tym zastanowił 😉 Nie skupiajmy się na temacie niewartym skupienia, jedzmy i o jedzeniu prawmy!

    • Napisałem o tym, bo niemal połowa tej „recenzji” prawi o rzeczach, które są kompletnie nieistotne z punktu widzenia restauracji. Sprawdziłem i faktycznie pan Maciej jest tejże orientacji i niestety się nią chwali, czego ja nieakceptuje, bo nie uważam, za stosowne, chwalenie się kolorem włosów, łysiną, niepełnosprawnością, niedorozwojem lub nadrozwojem mięśniowym i wieloma innym rzeczami, na które człowiek nie ma wpływu. Problem pana Macieja to jego osobowość i zbytnia pycha oraz zbyt duże „parcie na publikę”. To jego sprawa, dla mnie ważne jest to co on opisuje i jak opisuje. Tak jak napisałem, jego recenzje telewizyjne mi się podobają, widać, że lubi to i wielce to szanuję i pochwalam. Jednak to na teatrze zna się on najbardziej i chyba w tej dziedzinie bardziej powinien się promować. Zna się być może i na jednym i na drugim w równym stopniu, ale powinien umieć to rozdzielać. Dobry recenzent to taki, który potrafi skupić się na obiekcie recenzji i nie opisuje, nieistotnych pierdół. Cytując Artura, ten artykuł, to nie żadna recenzja i nie żart, to ŻENADA.

      • Tak jak wspomniałem też powyżej, ta uwaga dotyczy też i Artura, lepiej skupić się na temacie, a dygresje polityczno-światopoglądowe, lepiej zostawić dla blogerów politycznych. Polityka to szambo, nie warto zaśmierdzać nią, tematyki kulinarnej. A światopoglądy to część polityki, niestety.

  4. Mnie ta reakcja nie razi, bo tak działa mechanizm obronny. W PL nie wykształciła się jeszcze tradycja pisania recenzji restauracji. Takie spontaniczne reakcje restauratorów pokazują niedojrzałość stosunków na linii recenzent- restauracja. Poruszamy się między dwoma antagonizmami: zjechać, albo pochwalić. Brakuje mi ciekawych analiz, które rzutują nie tylko na pojedynczą restauracje, ale na rynek gastronomiczny, społeczeństwo.

    • Najlepszy komentarz z możliwych. Właśnie chodzi o to, że w Polsce brakuje ludzi zajmujących się tym profesjonalnie. Nie tylko gastronomią, ale ogólnie, jedzeniem. Tacy „krytycy” zazwyczaj zajmują się tym, dodatkowo, obok wielu innych rzeczy i w tym jest problem. Nikogo nie obwiniam, bo mamy sytuację, taką, jaką mamy, ale szkoda, że ludzie zajmujacy się zawodowo jedzeniem, np. dystrybutorzy lub producenci albo menedżerownie, nie zajmują się recenzowaniem. Brakuje dziennikarzy kulinarnych, z prawdziwego zdarzenia, bo nawet pisma są pisane raczej przez wolnych strzelców, którzy piszą to w przerwach, między innymi artykułami. Życzę wszystkim, aby takich jak Artur było jak najwięcej, a takich osób jak M.Nowak, jak najmniej. Nie dlatego, że mam coś przeciwko panu Maciejowi, ale krytyk teatralny i recenzent kulinarny to trochę…dziwne połącznie. Krytyką teatralną pan Maciej zajmuje się już 30 lat, a może i dłużej, a jedzeniem z 10, może ciut dłużej, sam nie wiem.

  5. Skoro KK pisze o krytyku kulinarnym, tedy ja wspomnę, też o krytyku!
    Na dosyć opiniotwórczym portalu Gastronauci czytam jedną z sześciu ocen, której autorem jest Emilka,cyt: Prawdziwe życie nowej restauracji w Krakowie zaczyna się zwykle, gdy pewien krytyk opisze ją w piątkowym wydaniu pewnej gazety. Jeśli opinia jest pozytywna, knajpa w weekend przeżywa najazd wygłodniałych amatorów kulinarnych wrażeń. Jest to niezły test dla kuchni i nie każdy lokal jest w stanie sprostać tej fali, o czym już nie raz miałam okazję się przekonać. Tym razem było jednak inaczej, lokal dał radę. Tutaj następuje dosyć szczegółowy opis dań i smaków, oraz uwag czwórki gości-konsumentów lokalu, zakończony… podsumowując – wyjście bardzo udane. Restauracja znakomicie wystartowała i – jeśli dopracuj drobiazgi – na pewno trafi na moją listę ulubionych.
    Polecam.
    Zainspirowany opinią Emilki, przeczytałem tekst nijakiego Wojciecha Nowickiego, z wiadomej gazety, zatytułowany: „Zapamiętajcie te słowa”. Żeby zapamiętać „te słowa” przeczytałem cały artykuł, wypracowany w pocie czoła krytyckiego . Przeczytałem trzykrotnie, żeby zapamiętać treść tekstu napisanego przy użyciu 900 i kilku wyrazów, z których dokładnie 201 dotyczyło ocenianych dań, w tym dokładnie 20… mówiących o drugiej wizycie w opisanym lokalu!
    Z szerokiego (700) słów opisu przeżyć, przygód, drogi przebytej, zależności społecznych, prognoz pogodowych, lokalizacji i wyglądu lokalu zapamiętałem scenę ze spotkania pana krytyka Nowickiego M. z właścicielem lokalu, oraz szkolny błąd…łata wołowa jako surowiec do dania!
    Skrzecząca rzeczywistość! Właściciel opisanego lokalu, człowiek ogromnej wiedzy i umiejętności gastronomicznych, niezwykle twórczy, pasjonat realizujący swoje dwudziestoletnie marzenia, gotujący osobiście w stworzonej od podstaw restauracji, wyśnionym dziecku życia zawodowego, miejscu gdzie ON osobiście wdraża zbierane latami pomysły smakowe, nie musząc się obawiać fochów dyrektorów, szefów czy innych managerów restauracji – to jedna strona tej rzeczywistości, po drugiej stronie – człowiek zwykłego układu kolesiowskiego, przez zasiedzenie piszący bardzo nieudolnie o jedzeniu, do opiniotwórczej, wiadomej nazwy gazety! Pan krytyk decyduje o powodzeniu restauracji, jej być albo nie być szekspirowskim! Właściciel wie, że należy ba… trzeba wyjść panu Nowickiemu M. naprzeciw, przywitać, zaprosić, zaproponować najlepszy stolik, a potem już w kuchni zadbać o jakość zamówionych dań. Jestem przekonany, że dania są wykonane z najwyższą troską i pietyzmem dla KAŻDEGO gościa, ale licho nie śpi, a pańskie oko konia tuczy! Mam nadzieję, że pan krytyk zapłacił za obiad! Znajomy restaurator, popełnił na otwarcie swojego lokalu duży, jak się okazało, błąd strategiczny nie witając się, z panią krytyk z GW ba… musiała zapłacić za bardzo duży obiad z doskonałym Chateau Margaux, mimo że na wejściu kokieteryjnie wręczyła kelnerowi wizytówkę z litanią funkcji przez nią pełnionych w wydawnictwie. Nie zacytuję fragmentów zjadliwych, błędnych merytorycznie krytyk, jakie ukazały się w najbliższym wydaniu GW. Wywołały niezłą burzę wśród stałej klienteli, w tym zastępcy redaktora naczelnego, który anonimowo był stałym gościem! Efektem był zamieszczony po dwóch tygodniach w tymże dzienniku artykuł napisany przez panią „krytyk” o… wspaniałościach i rewelacjach jedzenia rzeczonej a opisanej restauracji! I Takie zdarzenia zaliczam do skrzeczącej rzeczywistości!

    • Gazeta Wyborcza ma taką politykę, że pokrywa koszt rachunków swoich recenzentów (stać ich) więc ta historia to najpewniej produkt wyobraźni jakiegoś sfrustrowanego hejtera

      • Zwykle redakcje gazet, piszących o kulinariach, mają pieniądze na zapłacenie za konsumpcję pana dziennikarza, nawet z małżonką/kiem! Zwłaszcza GW, rzeczywiście stać ich, chociaż ostatnio coraz cieniej! Więc komentarz, że ” ta historia to najpewniej produkt wyobraźni jakiegoś sfrustrowanego hejtera” nie dotyczy redakcji, zarządu, prezesa finansowego GW czy innych tabloidów, a rzeczonego dziennikarzyny, który zwykle „światowo” sępi, oczywiście biorąc fakturę, którą rozliczy w redakcji i ma nadzieję (zwykle spełnia mu się) że będzie mu to płacenie darowane, w zamian za ciepłe spojrzenie na działalność lokalu!

  6. W przypadku „Królestwa banału” – to nie jest mechanizm samoobronny… To jest ignorancja klienta i w przypadku właścicieli – wychodzenie z założenia, że to oni będą decydować, co klienci będą u nich jedli i pili, bo klient to przecież „czarna masa poddańcza”…

  7. jak dla mnie to wyraz dystansu do sprawy, a nie obrażania się. recenzja p. Nowaka to tylko jego subiektywna opinia. p. Nowak ma prawo mieć negatywną opinię i jako recenzent ją wyrazić. mnie Bon Vivant może na kolana nie rzuca, ale wino akurat piłam tam nie gorsze niż w innych warszawskich knajpach i tatar z łososia też jest całkiem przyzwoity. a i obsługa znacznie sprawniejsza niż w słynnej Sofrze 50 metrów dalej, gdzie pan kelner nie pamięta jakie wino ma podać, nie umie go otworzyć ani nalać, ani też udzielić informacji nt dań. ba, nie przyjdzie mu nawet do głowy dowiedzieć się w kuchni.

  8. Restauracja może nie zgadzać się z opinią krytyka i też może go wykpić. A pan Nowak nie popisał się też recenzją chińskiej restauracji.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―