Agroturystyczne wakacje na Pomorzu

W poprzednim odcinku pisałem o winnicy w Miradowie na Kociewiu. Wszystkim pytającym odpowiadam hurtowo – tak, winnica jest w gospodarstwie agroturystycznym, można tam nie tylko napić się wina, ale i nieźle zjeść oraz zanocować. Dziś kolejne smaczne i sielskie miejsca na wakacyjnej mapie Pomorza.

Agroturystyczne wakacje na PomorzuNiedawno uczestniczyłem w wycieczce objazdowej po gospodarstwach agroturystycznych, podczas której organizatorzy zaprezentowali mi kilka miejsc potencjalnie wartych uwagi. Mimo przemyślanego, zdawałoby się, doboru, jednego z tych miejsc nie poleciłbym nawet komuś, kogo bardzo nie lubię. Ba, nawet bym go przestrzegł. Znów okazało się, że cienka prowizorka to w dalszym ciągu nasza cecha narodowa a rodzima turystyka wiejska wciąż nie jest dobra z definicji. Dlatego przed wyjazdem warto dokładanie sprawdzić, dokąd się wybieramy.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - widok na staw

Wyruszyliśmy rankiem, atrakcje rozpisano bowiem na cały dzień. Już po niecałej godzinie podróży dotarliśmy do pierwszego przystanku, kwatery agroturystycznej Jałowcowa Dolina w kaszubskiej wsi Sélczno. Podróż po kocich łbach była na tyle wstrząsająca, że przed wyjściem z autobusu panie, które przed wyjazdem sprawiły sobie nowe trwałe ondulacje, musiały się gruntownie przeczesać, a posiadacze szczęk szufladkowych dyskretnie sprawdzali, czy górna nie zamieniła się miejscem z dolną.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - sernik

Niewygody dojazdu zrekompensowały nam już pierwsze wrażenia z obejścia. Stare poniemieckie zabudowania utrzymano w czystości i, mimo że w substancji mieszkalnej poczyniono pewne niezrozumiałe architektonicznie adaptacje, całość sprawiała wrażenie zadbanej i porządnej. Do tego Jałowcowa Dolina wygląda czarująco. Lodowiec zostawił tu urocze pofałdowania, a przyroda domalowała im piękną, soczystą zieleń, w którą gospodarze wpisali ogródek, staw i gęsi. Do tego gospodyni ma dla gości mleko prosto od krowy i swojskie masło. Nas uraczono kuchem i kawą, które na Kaszubach zawsze podaje się na początek, przed zasadniczym posiłkiem. Ten mieliśmy bowiem zjeść dopiero za kilka godzin już w innym miejscu. Domowe torciki nie zawiodły, a sernik ze swojskiego twarogu wręcz zachwycił.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - Agroregina

Kolejnym punktem wycieczki była bytowska „Agroregina”, miejsce które zdało mi się na tyle miejskie, że gospodarstwem agroturystycznym bym go nie nazwał. Niemniej czekała tam na nas przebojowa agrogospodyni o imieniu Regina oraz stół ze swojskimi wędlinami i domowym chlebem. Wędliny faktycznie okazały się niezłe, chleb też całkiem smaczny. Do tego gospodyni rozlała nam po kapce bimbru w różnych odsłonach – cytrynowego, orzechowego a nawet jajecznego. Pokoje, choć urządzone surowo, mogą się przydać, zwłaszcza jeśli degustacja siwuchy przerodzi się w bardziej drobiazgową.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - wędliny

Całe szczęście, że przepiliśmy, bo koszmar tego dnia był tuż, tuż. Do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia, dlaczego organizatorzy postanowili nas zawieźć do położonego niedaleko Koszalina miejsca zwanego „Wioską Hobbitów”. Już sam dojazd był niepokojący, bo droga okazała się dziurawa do tego stopnia, że ze względu na dobro pojazdów nie powinno się nią w ogóle jeździć. Równie posępne wrażenie zrobiła sama „Wioska” i to już od pierwszego kontaktu. Teren jest zaniedbany, trawa niekoszona, wszędzie rosną chwasty, a zbiorowisko skleconych ze starych desek budek, z których część służy jako kioski sprzedające dzieciom batoniki i czipsy tylko pogłębia niepokój. W dodatku właśnie tam zaplanowano nam obiad. Przyznam, że długa przeprawa zrobiła swoje i posiłek zaczynał być niezbędny. W takich okolicznościach zasadniczo powinno smakować wszystko i wszędzie. Cóż to mógł być zatem za poczęstunek, skoro demonstracyjnie odmówiłem jego przyjęcia?

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - Wioska Hobbitów

Obiad zorganizowano w maleńkiej klasie nieużywanej szkoły, przy stolikach dla pierwszoklasistów. Już sam widok uczestników wycieczki, w tym statecznych jejmościn z urzędów, usiłujących zasiąść na filigranowych krzesełkach o krótkich nóżkach, budził co najmniej zażenowanie. Talerze z półprzezroczystym płynem udającym zupę pomidorową, kubki z nietłukącej się masy z jakimś absurdalnym ulepkiem w kolorze czerwonym, spotęgowały zażenowanie do niepokoju. Zaś smak tej zupy wzbudził prosty w formie wstręt, jaki w naturalny sposób można odczuwać do pomyj. Do pełni rozczarowania pozostał już wstrząs, który wywołały na mnie stanowiące trzon dania głównego klopsy, oczekujące w kącie w dużej emaliowanej misce. Nie tylko okazały się być ulepione z podłej jakości mięsa garmażeryjnego, ale przede wszystkim miały niedosmażone wnętrze.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - szkoła

Na taką potwarz mogłem odpowiedzieć tylko skandalem większego kalibru. Natychmiast opuściłem więc nieładnie pachnące progi i spocząłem na spowitej chwastami ławeczce na zewnątrz, gdzie posiliłem się normandzkim serkiem camembert i świeżą bułką, niezbędnym zestawem ratunkowym, który na wszelki wypadek zabrałem na drogę. Po chwili dołączyło do mnie dalsze kilkanaście osób z grupy. Mimo gorących apeli kierownictwa tego miejsca, zdziwionego wszak, że coś z obiadem było nie tak, bo przecież wszystkie dzieci tak u nich jedzą i nikt się jeszcze nie skarżył, pozostaliśmy głusi na argumenty, że największe atrakcje jeszcze przed nami i że koniecznie trzeba wybrać się do lasu, bo warto się przekonać.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - Bajkowy Młyn

Ja postanowiłem się jednak przekonać, co kryje się pod nazwą „Bajkowy Młyn”, który mignął mi przed oczami przy drodze Sianów-Polanów, zupełnie niedaleko. Z okien autobusu miejsce wydało mi się na tyle kuszące, że po fatalnej gościnie, jaką właśnie odebraliśmy, intuicja kazała mi obudzić kierowcę autobusu i zażądać dowiezienia nas tam bezzwłocznie. Kierowca spełnił prośbę i, gdy reszta wycieczki maszerowała do lasu szukać hobbitów, nasza podgrupa separatystów rozpoczęła relaks w „Bajkowym Młynie”.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - Bajkowy Młyn

Miejsce okazało się poniemiecką elektrownią wodną, obecnie funkcjonującą jako gospodarstwo agroturystyczne. Sąsiaduje ze starą, acz wciąż działającą gorzelnią, z którą razem tworzy wyjątkowo pięknie położony zakątek. Do tego właściciel, Józef Szylman, to człowiek o wielce pogodnej osobowości i ogromnym sercu. Mimo niespodziewanego najazdu dwunastu osób, podał nam całkiem rozbudowaną kolację. Była jajecznica z wiejskich jaj, gorące kiełbaski z musztardą, świeży chleb, kawa, herbata a nawet ciasto czekoladowe. Do stołu zasiedliśmy w pachnącej historią starej izbie.

Agroturystyczne wakacje na Pomorzu - gościna w Bajkowym Młynie

W „Bajkowym Młynie” spędziliśmy naprawdę miłe chwile – przy stole, ale i w uroczym ogrodzie z malowniczym wodospadem okolonym starodrzewiem. Przede wszystkim ujęło nas jednak ciepłe przyjęcie i duch domu czyli polska gościnność, owa wartość niematerialna, z której słyniemy w całym świecie.

Jak widzicie, odnalazłem ją dzięki intuicji, choć zupełnie przypadkiem.

  1. Trzeba było sobie iść do 5* hotelu i zjesc za 150 zł obiad składający się z dwóch dań. Takie wypisywanie jakże „cennych” uwag jest zwyczajnie ŻENUJĄCE!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―