Przez żołądek do Gdańska

Rozwój turystyki kulinarnej na Pomorzu i to w prestiżowym wydaniu – takie zadanie postawiła przed sobą Pomorska Regionalna Organizacja Turystyczna oraz Miasto Gdańsk, które wspierają dwie trójmiejskie restauracje: Metamorfoza i Bulaj. Czy pomysł odniesie sukces? Jeśli do akcji włączą się kolejne restauracje, które zostaną rzetelnie wyselekcjonowane, z pewnością.
Torcik makowy w Metamorfozie

Akcję promującą trójmiejską gastronomię dla wymagającego gościa rozpoczęto na jesieni ubiegłego roku panelem dyskusyjnym w ramach projektu Metamorfoza Gdańsk Pronature. W progach gdańskiej restauracji Metamorfoza dyskutowano o możliwości reaktywacji tradycji kulinarnych Pomorza w oparciu o lokalnie pozyskiwane surowce.
Pstrąg sous vide z kremami z warzyw w Metamorfozie

Kolejne spotkanie, tym razem z udziałem wiodących polskich blogerów kulinarnych, zorganizowano w miniony weekend. Tradycyjnie już rozpoczęło się w gdańskiej restauracji Metamorfoza. Goście mieli okazję spróbować podawanych w Metamorfozie dań kuchni kreatywnej. Podano kiszone buraki na piasku z czekolady dekorowane kolorowymi musami z warzyw korzennych, policzki wołowe na musie chrzanowym oraz torcik makowy.

Kiszone buraki na piasku z czekolady w Metamorfozie

Lekko posilonych uczestników spotkania zapoznano ze zrębami nowego projektu promocyjnego, który najpierw ma objąć Gdańsk, w dalszej kolejności całe Trójmiasto i okolice. Projekt nosi nazwę Pomorskie Culinary Prestige i, jak łatwo można wywnioskować z samej nazwy, jego celem będzie promocja turystyki kulinarnej – w Polsce dopiero raczkującej, choć na świecie ogromnie popularnej.

Policzki wołowe na kremie chrzanowym w Metamorfozie

Przyglądając się planom promocji turystyki kulinarnej na Pomorzu, potencjał widzę ogromny. Organizatorka i rzeczniczka akcji, Agnieszka Małkiewicz, określa go nawet mianem rewolucji kulinarnej na Pomorzu  i jest to chyba określenie trafne. Dobre jedzenie to doskonały materiał promocyjny, którym można trafić nie tylko do smakoszy-podróżników, ale i do zwykłych turystów czy wręcz samych mieszkańców Trójmiasta.

Ikra w Bulaju

O sile przyciągania dobrze zaprezentowanej oferty gastronomicznej świadczy sukces organizowanej w Gdańsku od czterech lat akcji „Rozsmakuj się w Gdańsku – weekend za pół ceny”. W minionym roku zgłosiło się do niej 50 restauracji, kawiarni i barów, a z efektów zadowoleni byli nie tylko restauratorzy, ale i goście, którym pomysł spodobał się na tyle, że w objętych akcją lokalach bezustannie brakowało wolnych miejsc. Gdański happy weekend odbędzie się także i w tym roku i to już wkrótce, bo 20-21 kwietnia.

Kiełbasa z dorsza

Tymczasem Pomorskie Culinary Prestige jawi się wyzwaniem o znacznym ciężarze nie tylko z racji stadium, w jakim się obecnie znajduje, ale przede wszystkim ze względu na konieczność zaangażowania weń restauracji absolutnie nieprzypadkowych. Jeśli bowiem adresatami projektu są turyści kulinarni, czyli smakosze-podróżnicy o wysokich oczekiwaniach, uczestniczące w projekcie restauracje będą musiały tym oczekiwaniom sprostać. W przeciwnym razie promocja może okazać się klęską, a efekty pośpiesznego i nieprzemyślanego doboru lokali na długie lata mogą położyć się cieniem na całej pomorskiej gastronomii.

Flądra z omułkami na kapuście - Restauracja Bulaj

Póki co, jeśli potencjał akcji mierzyć jakością pstrąga z Metamorfozy i poziomem flądry z omułkami z Bulaja, pomorski pomysł dotarcia do serca turysty przez żołądek jawi się obiecująco.

  1. Mogliby zaprosić też blogerów z Trójmiasta, jest nas silna grupa kilkunastu dziewczyn 🙂 Gdańsk rozwija się kulinarnie jest coraz lepiej, ale też coraz więcej knajp zwija się z rynku.

  2. Rozwój turystyki kulinarnej na Pomorzu i to w prestiżowym wydaniu!
    Oglądając zdjęcia – pewnie wykonane na obu spotkaniach – jestem sceptyczny co do „rewolucji kulinarnej na Pomorzu”!
    Wykonał Pan dokumentację poczynań kulinarnych załogi Metamorfozy, czyli ……ukazał czytelnikom w transparentnej postaci efekt poczynań właściciela i kucharzy. Przepraszam za upierdliwość, ale odnoszę wrażenie że nazwa restauracji jest na wyrost, no chyba że……..tak wygląda metamorfoza w rozumieniu właścicieli. Samo pojęcie oznacza gruntowną przemianę kogoś, jego sposobu myślenia, postępowania, niekiedy wyglądu. Na czym polega kreatywność restauracji Metamorfoza trudno mi ocenić do końca, jako że, do oceny tejże mam do dyspozycji tylko fotki dań i Pańskie zapewnienie, bardzo skąpe, zmierzone ” jakością pstrąga z Metamorfozy i poziomem flądry z omułkami z Bulaja”. Pozostałe dania pomija Pan dyskretnym milczeniem!

    Przewijając zdjęcia od góry:

    Fota nr 1. Torcikiem to zdecydowanie nie jest, zgodził bym się na roladę makową;
    Fota nr 2. Na białym talerzu pokazane jest dzieło kuchni kreatywnej! Przepraszam, ja wysiadam…mam mdłości!
    Fota nr 3. Jeżeli dobrze zgaduję, jest to zapewne przystawka pn. Kiszone buraki na piasku z czekolady dekorowane kolorowymi musami z warzyw korzennych! Wygląd zniechęca, ale sama nazwa, bardzo rokokkowa! Możliwe, że jest to dobre.
    Fota nr 4. Znowu zgaduję……Policzki wołowe na musie chrzanowym?! Gdyby przełożyć to mięsko ( jeden z lepszych kawałków wołu) na mniej koszmarny porcelit, dopracować estetykę podania, można by zacząć mówić o elementach kuchni kreatywnej!
    Fota nr 5. Przypuszczam, że jest to filet z pstrąga, czyli forma bez ości ( tak podają cywilizowane knajpy) z „czymś” pewnie jako dodatki. Moje pytanie! Po co położono przy talerzu nóż – łopatkę do ryby, skoro nie ma w tej formie ości. Zresztą….nawet gdyby były, to ten rodzaj sztućca, przy tak wykrojonym filecie jest bezużyteczny. Pomijam koszmar ceramiki!
    Fota nr 6. Zapewne jest to biała kiełbasa, którą kuchta wyciągał nerwowo z gorącej wody, by walnąć bez sensu nań, nie wiadomo czemu służące…… półplasterki cytryny, pozostałe zapewnie po dekoracji dań z ryb, i resztki czerwonej papryki. Sam widok niechlujnych (może tylko dwie równe kształtem) kiełbasek, nie oddzielonych od siebie, świadczy o „kreatywności” zespołu pracującego w kuchni Metamorfozy.
    Fota nr 7. Nie przyszło do kreatywnej głowy pracującemu w kuchni ułożenie w jakimś uporządkowanym szeregu, ew. obłożenie ryby po elipsie, nie mówiąc o (przepraszam, że po poznańsku) „pierdalnięciu” bez sensu, nie obciętych na końcówkach, cytryn?!

    Szanowny Panie Arturze, Krytyku Kulinarny!
    Jak pan pisze w zakończeniu…..” efekty pośpiesznego i nieprzemyślanego doboru lokali na długie lata mogą położyć się cieniem na całej pomorskiej gastronomii.” Moje pytanie brzmi. Czy jest możliwy spokojny i przemyślany dobór lokali gastronomicznych, jeżeli większa rzeczywistoś Pomorskiej Gastronomii wygląda jak na Pańskiej dokumentacji fotograficznej! Osobiście, mam swoją listę kilku restauracji w Trójmieście, ale jest to ranking z roku 2010.
    Pozdrawiam

    • Tekst nie jest recenzją restauracji, a jedynie relacją z początkowego stadium nowego projektu promującego region – pomysłu bezsprzecznie dobrego, który zasługuje na wsparcie i któremu bez wątpienia trzeba dać szansę.

      Niemniej biorąc pod uwagę zaangażowanie wspomnianych restauratorów w projekt oraz godny naśladowania poziom ich etyki zawodowej, postawionych przez Pana znaków zapytania nie należy pozostawiać bez krótkiego wyjaśnienia.

      Nie wchodząc w kompetencje właścicieli Metamorfozy, pozwolę sobie zauważyć, że zespół tej restauracji postawił sobie za cel redefinicję kuchni regionalnej według własnego pomysłu inspirowanego nowoczesną technologią – i to pewnie owa metamorfoza. W kuchni wykorzystują tu produkty od lokalnych dostawców, mają swojskie jaja od zielononóżek i wolno biegające kapłony. Podają własny podpiwek, przywracają do życia prawie całkowicie zapomniane warzywa – topinambur, skorzonerę, jarmuż. Dania w karcie mają bardzo proste nazwy, przypominają szkołę Amaro i momentami o tę szkołę zahaczają. Padające w tekście opisy tego, co na talerzu, są już mojego autorstwa a ich zadaniem jest sprawne nakreślenie czytelnikowi czytelnego obrazu. Miejsce to bez wątpienia ciekawe nawet jeśli filetowi z pstrąga towarzyszą niepotrzebne sztućce (można wszak nie skorzystać – ja zadowoliłem się samym widelcem).

      W Bulaju zaś, śmiało powiem: kultowej sopockiej tawernie!, zorganizowano warsztaty rozpoznawania, filetowania i przygotowywania ryb dla blogerek kulinarnych. Lwią część dań przygotowali zatem amatorzy, choć jednak zawsze pod okiem doświadczonych kucharzy. Dlatego też smażona na maśle ikra ze śledzia i flądry, która faktycznie wygląda niekorzystnie, smakowała doskonale, a flądra z omułkami na kapuście była absolutnym hitem dnia. Słowo jeszcze o kiełbasie – to biała z dorsza, stąd ta cytryna – niezła, świeżo wyjęta z wywaru, to i towarzyszą jej kawałeczki włoszczyzny.

      Bulaj, choć w sezonie pewnie ze trzy-, czterokrotnie większy niż zimą, latem i tak jest za mały. Niechby i inne restauracje doświadczyły takiej ciasnoty. Stąd też i akcja, o której mowa w tekście.

      A ta dziesiątka restauracji, o której Pan wspomina – nie ma przeszkód, żeby nie wymienić choć kilku, może niektóre przyłączą się do akcji?

      • Nie jestem specjalistą od Pomorza, bo nad Bałtykiem byłem raz w życiu, ale mi to wygląda trochę na kopiowanie, wspomnianej już przeze mnie restauracji z Kopenhagi. Tradycja połączona z nowoczesnością, jak pokazał ostatni skandal w Nomie, nie wypalił, oby restauratorzy z Gdańska czy Sopotu nie szli tą drogą. Pomorze to nie tylko ryby przecież, tylko multum warzyw i owoców, także tych starych i zapomnianych. Warto pamiętać, że Gdańsk przez wieki był multi-etniczny, choć głównie zniemczony, więc trochę wpływów niemieckich też by się przydało, stąd chyba te kiełbaski, ale Niemcy takich nie jedzą przecież.
        Zgodzę się z użytkownikiem zibi, że na zdjęciach te potrawy wygląda po prostu nieapetycznie, jedynie ostatnie jako tako wygląda. Napaćkane, napaćkane, nie wiadomo co to na talerzu jest. Jak dla mnie to porażka wizualna.

      • Ta białą z dorsza miło mnie pan zaskoczył, co nie zmienia faktu bałaganu, a dokladnie braku profesjonalizmu osoby wydajacej pólmisek. Z cytryną do kiełbasy z ryby nie podejmę dyskursu, bo….nie jadłem kiełbasy białej z ryb. Mogę najwyżej kojarzyć przez analogię z galantyną czy terriną z dorsza.
        A może to być dobre!
        Natomiast, Szanowny Panie Arturze, diabeł tkwi w szczegółach, o czym Pan doskonale wie! Nawet jeżeli nie miał Pan zamiaru recenzować restauracji Metamorfoza, zamieścił Pan zdjęcia z jedzeniem ( a więc sztuką kuchmistrzowską) tej restauracji, które niechcący pełnią rolę recenzenta.
        A koń jaki jest, każdy widzi!
        Właściciele Metamorfozy podjęli się trudnego zadania! Znając „od kuchni” problemy z wdrożeniem nowości, szczerze życzę im powodzenia!
        Pozdrawiam

        • A to się cieszę, że udało mi się pana zaskoczyć – białą kiełbasą z dorsza, choć w zasadzie zaskakiwał szef kuchni Bulaja. Kiełbasa wyszła całkiem niezła, podczas zagryzania zwięzła i krucha, w smaku delikatnie morska. Od galantyny czy terriny różni ją konsystencja, kiełbasa jest jednak bardziej zwarta i sucha. Myślę, że gdyby ją odsmażyć, idąc za kaszubską nutą np na smalcu, byłaby jeszcze lepsza.

          Jeśli zaś idzie o drugą część myśli, o diabła i konia, oczywiście tak, zgadzam się z Panem. Kilkukrotnie w tekście zaznaczyłem aspekt turysty-smakosza, który nie tyle jest głody jak koń, ile wymagający jak diabli.

  3. Bardzo ciekawa inicjatywa wg mnie- z tego co widziałam, to projekt nie dotyczy tylko kulinarnej części regionu- strona http://pomorskie-prestige.eu/ to też promocja innych miejsc- hoteli, spa, galerii itp. Jest to bardzo dobry i potrzebny pomysł wg mnie w dobie bylejakości.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―