Jak wybrać dobrą restaurację?

Lato sprzyja opuszczaniu domowych pieleszy, biwakowaniu, plażowaniu i leniwemu relaksowi z dala od znajomych kątów, często wręcz z dala od cywilizacji. To dobry czas dla producentów konserw rybnych i mielonek turystycznych. Ich sprzedaż latem rośnie, bo wielu rodaków większym zaufaniem darzy konserwową artylerię niż ofertę rodzimej gastronomii. Mimo to zawsze znajdzie się grupa śmiałków gotowych na najdalej posunięte eksperymenty na własnym organizmie, aby w poszukiwaniu gastronomicznego Świętego Graala dawać coraz to nowe szanse podłym barom i cuchnącym garkuchniom. Aby zatem wakacje spędzili smacznie, a do domu przywieźli dobre wspomnienia, trzeba im pomocy.

I oto nadchodzi – krótki poradnik, jak na urlopowym uchodźstwie wybrać dobrą restaurację.

Najlepiej kierować się regułą zapełnienia. Parking przydrożnej gospody pełen samochodów, tętniąca życiem sala restauracyjna i tłok przy stolikach letnich tarasów może zwiastować przyzwoitą kuchnię. Warto się wszak upewnić, czy zagęszczenie pojazdów na restauracyjnym parkingu ma pokrycie w liczbie gości na restauracyjnej sali. Kiepscy gastronomowie często realizują chytry pomysł częściowego zastawiania swoich parkingów samochodami kucharzy, kelnerów i sprzątaczek, a jeśli funkcje te pełni jedna osoba i to dojeżdżająca do pracy pekaesem, do niecnego procederu angażują handlarzy samochodowych, którym wynajmują część przestrzeni parkingowej na autokomis.

Tłum na sali jest niezbędny z jednej strony dla stworzenia miłego restauracyjnego klimatu, a z drugiej dla zapewnienia kuchni ciągłości pracy. Piece muszą być rozpalone, patelnie gorące, a kucharze w pełni pochłonięci gotowaniem. Taki stan rzeczy nadaje rotacji produktów odpowiednie tempo. Jeśli na sali brakuje gości, kuchnia pracuje nierówno i z przerwami, a kucharze ograniczają swoje wysiłki do zamrażania i rozmrażania, resztę energii poświęcając na palenie papierosów w służbowej toalecie.

Jeśli na sali są goście, a w kuchni wre, można przystąpić do zlustrowania menu. Należy się go spodziewać w witrynce albo na tabliczce przy wejściu do restauracji. Uczciwy restaurator nie może mieć nic do ukrycia, wręcz przeciwnie, menu powinno być dla niego powodem do dumy. Brak karty przy wejściu powinien dać nam do myślenia. Doświadczenie pokazuje też, że jeśli zamiast menu w witrynkach przy wejściu wiszą fotografie potraw, należy zmienić obiekt gastronomicznych zainteresowań natychmiast. Jedzenie ma być na talerzu, nie na zdjęciach.

Dobre menu powinno być kompaktowe – krótkie i pomysłowe, skomponowane zgodnie duchem miejsca i specyfiką pory roku. Wielostronicowa księga, często zapisana na pozór wyrafinowanymi nazwami dań, zazwyczaj skrywa prostacką żonglerkę mikrofalami i preparatami. Żadne danie z takiej karty nie będzie nawet wystarczająco dobre, a każde następne okaże się wierną kopią poprzedniego. Warto zainteresować się też, co szef kuchni proponuje jako „danie dnia”. Taka propozycja powinna znajdować się na elegancko wyeksponowanej tabliczce i to zapisanej nie permanentnym markerem a kredą, co sugeruje codzienne zmiany. Jeśli szef kuchni wymyślił coś, co nas zainteresuje, to znak, że jest kreatywny i lubi swoją pracę, a my najpewniej będziemy podzielać jego kulinarny gust. Okoń z patelni w knajpie nad jeziorem, pieczeń z dzika w leśnej karczmie to dobre sygnały. Karkówka w coli i panierowana panga z pewnością nie wróżą nic dobrego.

Zapełnienie przybytku może okazać się wskaźnikiem złudnym, jeśli los rzuci nas w centrum turystycznych pielgrzymek. Tam zazwyczaj zawsze jest tłoczno, a okupujący letni ogródek goście to zazwyczaj klientela jednorazowa. Właściciele lokali tłumnie nawiedzanych przez turystów nie mają powodu, żeby szczególnie się starać i zachęcać gości do powrotu, skoro w miejsce tych, którzy właśnie wyszli, już wchodzą następni.

W takich sytuacjach warto przeanalizować dowody rzeczowe spoczywające na stołach. Czy goście jedzą, czy tylko piją? Jeśli jedzą, co leży na talerzach? Czy ich zawartość sprawnie znika, czy też leniwie zalega, przyciągając wszystkie okoliczne muchy? Jeśli goście piją – czy na stołach stoją dzbanki z domową lemoniadą z miętą i szałwią albo świeżo wyciskane soki owocowe? Czy oznaczenia na kuflach wskazują, że wlano do nich dobrze chmieloną produkcję lokalnych browarów? A może kelnerzy roznoszą butelki i puszki z dobrze znanymi z półek dyskontów popłuczynami? Może być tak, że goście ani nie jedzą, ani nie piją. Wówczas nie należy mieć złudzeń – to nie wycieczka cierpiących na gastryczne schorzenia pensjonariuszy okolicznego sanatorium. To bez wątpienia opłacani zasiadacze, których obecność przy stoliku ma zachęcać do wizyty tych, którzy ślepo wierzą w magię tłumu – turystów. W takich okolicznościach wystarczy zazwyczaj oddalić się nieco od obleganej masą człowieczą arterii, aby znaleźć godne podniebienia miejsce, którego właściciele nie tyle muszą, ile chcą się postarać.

W każdym razie miejscom podejrzanym nie warto dawać szansy nawet wtedy, jeśli w okolicy brak jakiejkolwiek ciekawej oferty. Lepiej po prostu udać się do najbliższego sklepu, kupić pęto kiełbasy z miejscowej masarni, do tego pół bochenka żytniego chleba na zakwasie i dwa lokalne piwa. Takie zaopatrzenie starczy na całkiem dobry posiłek, który przecież można zjeść nad brzegiem jeziora albo przy górskim strumyku.

Czy może być lepsze miejsce na zdjęcie z wakacji?

  1. Witam.
    Czytami te bardzo trafne uwagi i jak zwykle podoba mi sie pana artykuł.
    Musze jednak dodac swoje trzy grosze do tego przewodnika, jako ze siedze w tym od strony ”garnkow”.
    Pracuje za granica jako kucharz w hotelu, ktory latem ze wzgledu na polozenie ma bardzo male oblozenie (prosze nawet zrymowalem).
    Postanowilem tego lata rozruszac moje czterdziestoletnie kosci i zatrudnilem sie tymczasowo w turystycznej miejscowosci w Szwecji na dwa ”najgorsze miesiace”. Full tempo, action, zamiast np. autobusu z ustalonym tydzien wczesniej menu.
    ” Właściciele lokali tłumnie nawiedzanych przez turystów nie mają powodu, żeby szczególnie się starać…”…smutne, krotkowzroczne myslenie a raczej bezmyslnosc!
    Wykorzystaj swoja szanse ze masz takie dobre miejsce i postaraj sie zeby mowili o twojej restauracji w Polsce i za granica. Jak znajdziesz sie w jakims dobrym zagranicznym przewodniku, reklame masz za darmo. Powiesisz dyplomy przy wejsciu rozslawisz polska gastronomie i bedziesz mial byc moze tlumy caly rok!
    Pracuje w samych centrum na rynku. Szef pomimo ze ma zaufanie do naszej ”bandy” na kuchni ,jest od rana do wieczora w restauracji… wszedzie. Czasami wydaje mi sie ze ma z trzech braci blizniakow.
    Pomimo zejscia ok. 400 dan al cart w ciagu 4- 5 godzin, zwroty zdarzaja sie niezwykle rzadko.Nikt tu nie ”odwala kaszany” bo ”i tak wroca albo beda nowi”.
    Kazdy zwrot dania traktujemu jak swoja osobista i zawodowa porazke a wlasciciel staje na glowie zeby udobruchac niezadowolonych klientow chocby nawet mowili dialektem suahili.
    A zwroty przy takim oblozeniu sa rzecza czasami niestety nieuchronna. Polozysz na grillu delikatne mieso odwrocisz sie zeby pomoc kumplowi bo zawalili go deserami i juz siedzisz w gow… bo zamiast krwiste masz wysmazone.
    Smazysz nowe ale system sie na chwile zawiesza i gosc zamiast 20 min. czeka 40. Inne stoliki dostaja wczesniej mimo ze zamowili pozniej i tzw. foch u klienta gotowy.
    No dobra, ale mialem dodac swoje trzy grosze.
    Ja zazwyczaj sprawdzam restauracje jak w baseballu… od razu ” przy pierwszej bazie”.
    Podpytuje obsluge o danie, ktore chce zamowic. Jesli odpowiada rzeczowo bez dlugich “yyyyy” I “eeee” albo co gorsza wypowiada zdanie ”pojde zapytac kucharza” to albo kucharz sam, nie wie co gotuje lub wlasciciel nie zadbal o spotkanie calego personelu przed sezonem i zapoznanie sie obslugi z karta dan nie wspominajac juz o degustacji (swoja droga, przy tym oblubieniu sie polskich restauratorow w “Wielostronicowych księgach” degustacja dan przez personel wygladalaby jak stol weselny ).
    Jesli tego nie zrobil to znaczy ze ma bardzo blade pojecie o tym co robi, badz “olewa” bo jak pan napisal nie musi sie starac , a juz na pewno nie ma zielonego pojecia co sie dzieje na kuchni .
    Moim zdanien mozemy obstawic na jakies 60-70% ze dostaniemy badziewie.
    Ciezko pracowalismy na nasz urlop… po co obstawiac tak slabego konia?!
    Tak wiec jesli napotkamy w pierwszej bazie taka sytuacje, ja proponowalbym nie biec juz do drugiej bazy tylko odrazu zmienic “stadion”.
    Swoja droga nie potrafie pojac tych “Wielostronicowych ksiąg”.
    O co w tym chodzi?
    Przeciez to: zamrozone pieniadze, nieswiezy towar, kuchnia zawalona praca, nie skupiona na jakosci dan tylko byle zdazyc ze wszystkim, pelno wszedzie zapomnianych resztek. No i goscie!!!
    Wielu, wielu niezdecydowanych gosci, ktorzy pol godziny wybieraja z karty bo sie w tym wszystkim pogubili i juz sami nie wiedza na co maja ochote!
    A takie polgodzinne zastoje to przeciez strata kasy. Szybciej wybiora, szybciej zjedza, szybciej pojda I szybciej zwolnia stolik!!!
    Coz pozwolilem sobie troche na dygresje, ale udalo mi sie tez napisac cos na temat.
    Przepraszam pana p. Arturze ze tak sobie tutaj bazgrole na pana blogu.
    Lubie czytac pana artykuły i czasem mnie swiezbi zeby cos dodac, a jak sie juz rozpisze to konca nie widac.
    Jeszcze tylko propo tego pęta kiełbasy nad nad brzegiem jeziora!
    Spacer promenada z Jelitkowa do Sopotu, wieczorkiem (wczesniej kupione swieze pieczywo) na plazy bezpośrednio od rybakow wedzone ryby. Siedzimy na piasku, glowa zony oparta na ramieniu, morska bryza i ten smak! Uch dla takich chwil warto zyc!
    Restauracje moglyby przestac istniec… no moze troche sie zagalopowalem, przeciez w koncu lubie swoja prace.
    OK koniec. Pozdrawiam pana i pana czytelnikow.
    Ps. Przepraszam za brak polskich znakow. Szwedzki Word, szwedzka klawiatura I brak umiejetnosci jak na to zaradzic. Slowo ”artykuły” kopiowalem z google bo wygladalo naprawde okropnie.

    • Myślę, że te wielostronicowe księgi pojawiają się wtedy, kiedy właściciel sam nie wie, jak chciałby sprofilować swój lokal. Układa wtedy kartę pod każdego, może dopytując rodzinę i znajomych, a dopiero potem zatrudnia personel. Stąd nie ma w takich kartach specjalności szefa kuchni.

      Ludzie w Polsce potrafią wejść do francuskiej restauracji z francuską kartą i dopytywać się ze zdumieniem, jak to może być, że sałatki nicejskiej nie można „przerobić” na caprese (a w kuchni mozzarelli nie uświadczysz… bo skąd?) albo dlaczego nie ma tiramisu, „skoro wszędzie jest” (w Krakowie nawet w Shishy podają tiramisu – i zapewniam, że nie oprócz baklawy czy rachatłukum, tylko zamiast).

      Gdybym miała restaurację odwiedzaną głównie przez jednorazowych klientów, którzy zadają po 10 takich pytań dziennie, to naprawdę bym się zastanowiła, czy nie dorzucić jakichś kulinarnych evergreenów zamiast głąbom tłumaczyć.

  2. Ja specjalnie jakimś wielkim turysta nie jestem, bo niestety nie ma u nas infrastruktury lotniczej i trzeba się tarabanić 160 km do najbliższego lotniska (dopiero na jesieni otworza połaczenia do WB i Norwegii, ale mnie to nie urządza), dlatego powiem, że zgadzam się w pełni z tymi uwagami. Szczególnie jeśli nasz urlop i wyjazd jest krótki, 2-3 dniowy np. weekendowy wypad samolotem do jakiegoś większego miasta w Europie Zachodniej (do Wschodniej czy na południe raczej się tanimi liniami nie doleci, nad czym boleję).
    Moim skromnym zdaniem najlepiej wybierać właśnie lokale dla „tubylców”, czasami nawet wystarczy „bar pracowniczy” w dzielnicach biurowych, gdzie zbierają się ludzie podczas przerw. Nie dość że da się tanio i szybko coś przekąsić, w przerwie „na zwiedzanie” to jeszcze da się zagadnąć tybylca i spytać co właściwie oni jedzą i co polecają. Będąc w restauracji i pytając kelnera jesteśmy skazani na jego łaskę, a tak możemy już się zawczasu przygotować i znaleźć lokal serwujący polecane przez tubylców dania.
    Oczywiście ta metoda byłaby trudna w krajach azjatyckich czy innych, gdzie trudno dogadać się w popularnym języku, a lokalnego nie znamy.

    • Ja bym w krajach azjatyckich nie pytała tambylców o to, co polecają, jeszcze z jednego powodu – jeszcze mi zarekomenduje jego zdaniem frykasy, którymi będą jakieś pasikoniki czy inne smażone osy 😀

  3. To fakt, ja tam Azji Wschodnie czy Południowej nie lubię i w zasadzie to się tam nawet wybierać nie zamierzam, chyba, że kiedyś w celach biznesowych, żeby sprzedać komuś skarby polskiej ziemi. Piszę tak tylko dlatego, że nasze społeczeństwo, małpując politycznie poprawne wzorce uważa takie wyjazdy za wielce atrakcyjne. A różnej maści kucharze, dziennikarze czy firmy to dodatkowo wspierają.

  4. w niektorych krajach azjatyckich jez.angielski jest jezykiem pomocniczym lub urzedowym, w turystycznych regionach nie ma raczej problemu z uzyskaniem odpowiedzi na proste pytania.
    Wyjazdy nie sa malpowaniem wzorcow, tylko poszerzaniem horyzontow, poglebianiem wiedzy.
    Odwiedzili mnie po wielu latach znajomi z Polski.
    Grill, i rowniez kilku szwedzkich znajomych. Problem jezykowy zaistnial… bo szwedzi nie znali polskiego ani rosyjskiego.
    Po jakims czasie przyszla 27 letnia, ciemnoskora, pochodzenia indyjskiego, adoptowana, corka mojej szwedzkiej, bialej znajomej.
    Zszokowanym ciekawskim wywalonym, dlugim i nieukrywanym spojrzeniom , niewybrednym zarcikom nie bylo konca!
    Po 5 minutach zdalem sobie sprawe ze ja tak naprawde nie znam tych ludzi, cieszylem sie ze nie mogli swoich prostackich tekstow wypowiedziec po angielsku i zalowalem ze ich wogole zaprosilem.
    Jedźmy I Jedzmy, latajmy, plynmy, jak najdalej na ile nam tylko portfel pozwala!
    Niech „maści kucharze, dziennikarze” to wspieraja, promuja, popieraja, zachecaja!!!
    Przestaniemy sie zachowywac jak moi byli znajomi, ktorzy Azji, okazalo sie nie lubia.

    • No i co z tego? Nie rozumiem sensu tej wypowiedzi. Jestem za poznawaniem świata, ale sensownie, a nie tak jak to robią Polacy dzisiaj. To co tu i teraz lub blisko to olać, bo ciekawsze rzeczy daleko, taka jest polska mentalność. Azja jest rozkreklamowana, mało ciekawa w stosunku do tego co można znaleźć na szczeblu regionów, wiosek czy niedostępnych obszarów w Europie czy Eurazji. Nie wiem co to za przyjemność polecieć do jednego dużego miasta w jakimś kraju, potem do innego w innym. I co niby rzeźmy w ten sposób poznali? Pocztówki zaledwie. Jak ktoś chce coś odrykwać to niech to robi z sercem i dogłębnie, niech spędzi w Indiach, Chinach, Syberii 20-30 lat to może i zobaczy jak jest naprawdę, chociaż to wątpliwe.
      To jest polityczna poprawność i małpowanie Europy Zachodniej, żeby patrzeć daleko a nie blisko. Niech Japończycy, Chińczycy, Indusi i inni przyjeżdżają do nas, na Podlasie, Lubelszczyznę, Podkarpacie, Mazury, Kujawy, itd, zamiast odwiedzać wizytówki typu Kraków czy Warszawę. Nikt lub prawie nikt tak prawie z nich nie robi, bo Polskę omijają z daleka, bo taka „polityczna poprawność” na świecie – ciekawa ma być Francja, Włochy, Anglia, może Niemcy, może Rosja, a reszta to olać. Polacy powinni więc wpierw odwiedzić kraje sąsiednie, nie tylko stolice i duże miasta ale i prowincję, a dopiero potem brać się za „szerokie horyzonty” (czyli pocztówki). Ciekawo ilu to podrózników było w Zonie Czernobylskiej lub na prowincji białoruskiej? Egzotyka tam porażająca, chociaż w samej Zonie nie byłem, ale wrażenia są. Ale cóż, jak ktoś przez całe życie był karmiony papką, to potem nic sensownego, od siebie nie wymyśli.

      • Dodam tylko, że przytoczona tu przez Ciebie historia to właśnie element politycznej poprawności. Ja nic do Indusów nie mam, ale nie widzę sensu adoptowania obcych, skoro można mieć własne dzieci. To jest czysty wymysł politycznej poprawności – pokaż mi kraj w Azji, która ma tak duże mniejszości białej lub czarnej ludności. Azjaci są mądrzy, bo odrzucają te politycznie poprawne bzdury w stylu – och, ach, egzotyka, tylko myslą w sposób racjonalny – nasze najlepsze, na pierwszym miejscu.
        Cóż, może Ty tego nie rozumiesz, a może zlewaczona Szwecja, która swojej kultury już prawie nie ma, a za bardzo ci obraz świata zmieniła. Nie wstydźmy się tym kim jesteśmy, nie klęczmy przed Europą Zachodnią, bądźmy dumni i honorowi, tak jak Japończycy, Koreańczycy czy inne dumne, nacjonalistyczne narody Azji.
        Dotyczy to także kulinariów – pokaż mi ile to zagranicznego jedzenia znajdziej w japońskim markecie czy restauracji. Mało lub zero, bo japońskie ma być na pierwszym miejscu. Myślę więc, że Polacy powinni podrózować do Azji, by uczyć się od nich honoru i dumy z samych siebie.

  5. Jest bezplodna i postanowila adoptowac biedne dziecko z Indii.Tak mysle bo nigdy nie pytalem,i nie zastanawialem sie nad tym. Nie sadze jednak by kierowala nia polityczna poprawnosc.
    Zgadzam z Toba w niektorych czesciach Twojej wypowiedzi, ale widze tez duzo sprzecznosci.
    Spedzic 30 lat zeby poznac Indie, a za chwile wypowiadasz sie o Szwecji ze nie ma swoje kultury.
    Skad to wiesz? Zbierales truskawki jeden sezon ze tak dobrze znasz Szwecje?
    ps. Wlasnie trwa jedno z kulturowych i tradycyjnych okresow w Szwecji.Swieto raka! Wszyscy, ktorzy maja taka mozliwosc wyjezdzaja na jeziora i lowia wspolnie raki, by pozniej je ze znajomymi przyrzadzic, zjesc i spedzic milo czas. Zapewniam Cie ze jest takich szwedzkich lub typowo skandynawskich swiat duzo wiecej.
    Pozdrawiam.

    • W Szwecji byłem turystycznie tylko raz i powiem szczerze nie podobało mi się. Typowe zachodnio-ignorackie społeczeństwo, które bardziej interesuje się losem „biednych dzieci z Indii czy Afryki” niż biednymi dziećmi zaraz za morzem, w Estonii, Łotwie, Rosji czy nawet w Polsce. Ja nikogo nie zmuszam by myślał w kategoriach o jakich mówiłem, ale kraje zachodnioeuropejskie mają jednak inny obraz świata niż my i byłe demoludy. Nie uważam ani jednych ani drugich za lepszych. Uwarzam jednak, że takie „mixowanie”, szczególnie popularne w krajach nordyckich czyli papier toaletowy z papierem ściernym bez jakiegokolwiek łączenia jest bez sensu. To tak jakby jeść ziemniaki z ryżem z dodatkiem makaronu, bez żadnych dodatków.
      Po prostu nie lubię takich krajów, zresztą interesując i zajmując sie tradycyjną, regionalna kuchnię i produktami w różnych krajach, to powiem że Szwecja to jednak nędza, podobnie jak reszta krajów nordyckich, Holandia, Irlandia czy częściowo kraje bałtyckie. Może to skutek klimatu i małej gęstości zaludnienia, ale jak dla mnie, nie ma się czym podniecać. O wiele lepiej poznawać i promować kraje na południu i wschód od nas, szczególnie Bałkany, Turcję, kraje Kaukazu, nie mówiąc już o Rosji. Po prostu większa róznorodność, większe bogactwo kulturowo-kulinarne.
      Pisząc o Indiach i 30 latach miałem w myśli faktyczne poznanie państwa multikrajowego i multinarodowego, gdzie jest kilkaset języków, ponad 1.2 miliarda osób, kilka religii, kilka ras, kilkadziesiąt, może kilkaset oddzielnych od siebie kuchnii. W rok czy dwa na pewno teog się nie pozna. Taka Szwecja to tylko jedna z najmniejszych i najrzadziej zaludnionych prowincji. Bez sensu to porównywać.

  6. „„mixowanie” … papier toaletowy z papierem ściernym” -brawo!
    Dla mnie samo myslenie i zwracanie uwagi na kolor skory jest spaczone. Ja mysle w kategoriach DZIECKO,CZLOWIEK A NIE CZARNE BIALE.
    „zachodnio-ignorackie społeczeństwo”- z iloma szwedami rozmawiales, podczas swojego weekendowego wypadu?
    Barnfonden, organizacja charytatywna pomaga dzieciom w Brazyli, Meksyku, Boliwi, Afryce…itp. itd. Widac ocenili ze tam najbardziej potrzebna jest pomoc.
    Dzieciom w Polsce moga politycy i zamozna czesc spoleczenstwa oddac mala czesc swoich dochodow.
    Porownywanie Polski do np. Somali gdzie dziecko stoi rano dwie godziny po wode z wiaderkiem jest moim zdaniem bez sensu!
    Od 1984 roku 17 szwedzkich restauracji dostalo po jednej i dwoch gwiazdkach Michelina.
    Obecnie jest 10 restauracji, ktore maja te wyroznienie.W sumie prawie 30.
    Wiele krajow zapozyczylo termin” szwedzki stol” .
    p. Gesslerowa uczy w telewizji jak przyzadzic Gravadlax .
    Na Boze Narodzenie na tymze szwedzkim stole stoi 24 rodzaje sledzia, tylez samo wedzonych rodzajow ryb, szynek, marynowanego lososia, gotowanych ozorow, deserow serwowanych tylko w czasie swiat i lwia czesc to potrawy regionalne. To na pewno nie Italia ale tez nie „nędza”.
    Pracuje na produktach z calego swiata wanilje mam z Tahiti, pieczarki z Polski a mieso szwedzkie.
    Gdyby kazdy podchodzil to tego w kategori „Po prostu nie lubię takich krajów” jedliby wszycy teraz kebab, i balkanskie dania bez sosow. Moze zdrowiej, ale jakze nudno 😉
    W kazdym kraju jest cos wartosciowego nie ma nedznych krajow.
    W skandynawskim klimacie bananowcow nie uswiadczysz. Jest za to bogactwo ryb, dziczyzna, swietna wolowina itd.

    • Widać, że mamy rózne światopoglądy po prostu. Ja ludzi oceniam po inteligencji i tym jacy są, nie patrząc na wygląd, chociaż kwestie rasowe są ważne, bo jak pokazuje życie, tkwi to naszej podświadomości. Zresztą polecam częściej oglądać NG czy Discovery lub czytać mądrą prasę, a nie szukać informacji na temat świata z poprawnie politycznie źródeł.
      Co znaczy „pieczarki z Polski”? Czyli skąd? Dokładnie, bo jako kucharz powinieneś wiedzieć Grzegorzu, że pochodzenia ma decydujące znaczenie. Jak by mi ktoś powiedział, że pomidory są z Ukrainy to by mnie ciekawiło czy chodzi o ekologiczne obszary Karpat Zachodnich czy może okolice Czarnobyla, a może skażone ostatnio cholerą wybrzeże Morza Azowskiego.
      Znam się co nieco na kuchnia i doprawdy wierz mi, badałem kraje nordyckie pod tym względem i doprawy nie mają się czym większym poszczycić. Mam szacunek do postawy, że mając biedną kuchnię i biedne zaplecze, potrafią „z niczego zrobić dużo”, szczególnie dotyczy to regionów północy, gdzie renifery służą za podstawę wyżywienia. Podoba mi się, że Dania czy Szwecja próbują wykrzesać ile się da ze swojej biednej tradycji rolniczo-kulinarnej. Gdyby Polska choć w połowie tak się starała, to dzisiaj byśmy byli potęgą światową, taką jak Włochy, Francja czy Indie.
      W samej tylko Turcji jest 10-20 regionalnych odmian kebaba, kilka lub może nawet kilkanaście odmian Bakławy, w Polsce mamy ok. 10 rodzajów sękacza, blisko 100 regionalnych odmian miodu, a to tylko malutki wycinek naszego potężnego dziedzictwa. Malutka, 2 milionowa Słowenia obecnie wyrasta na potęgę kulinarno-spożywczą większą od Holandii, bliskość Włoch, wpływy Austrii, Chorwacji, Węgier dużo tu dały.
      Nie jestem za poniżaniem czy obrażaniem kogokolwiek, ale oceniajmy coś obiektywnie i nie podniecajmy się tym, że jakiś kraj jest wysoko rozwinięty gospodarczo to od razu pod każdym innym względem tak jest. Podziwiam Szwecję za ich dokonania gospodarczo-naukowe i technologiczne, ale kulturowo czy kulinarnie o wiele biedniejszym krajom nawet nie dorastają do pięt.

  7. A dziekuje za rady 🙂 Discovery jest u mnie w na liscie programow pod numerem 4 🙂 preferuje jednak podroze (podroze! nie urlop w hotelu)
    Pieczarki z Polski i tak niech zostanie.Mialem napisac tez kolor i sklad chemiczny opakowania?
    I tak tu sie rozpasalismy miedzy soba, kompletnie nie na temat dlugie, doktoraty piszemy:)
    Kwestie rasowe nie powinny byc wazne, powinny zniknac. Dziecko ktore przychodzi na swiat nie ma pojecia o roznicach, pochodzeniach itp to rodziece i wszyscy na okolo uswiadamiaja mu ze powinien zwracac na to uwage!
    W samej Polsce jest z 40 odmian kebaba, shoarmy, gyrosa z kiszonym ogorkiem, z lub bez tzatziki albo z kiszona kapusta 😉
    Skoro mamy 100 butelek miodu to zmieszajmy je i niech powstanie jedna butla znana na swiecie jak np.syrop klonowy.Inaczej nikogo to nie bedzie obchodzic.
    Badales kraje nordyckie- zanim sie tu przeprowadzilem tez mialem takie ksiazkowe pojecie o tym kraju jak ty.Ja tu mieszkam, jezdze po kraju, spotykam sie z ludzmi, pracuje w tej brazy i nie podniecam sie tylko teraz po prostu wiem jak jest naprawde.
    Nie jestes za poniżaniem czy obrażaniem kogokolwiek 😉 Jednak tylko Ty czytasz madre ksiazki i ogladasz madre programy. Ja natomiast karmiony jestem politycznie poprawna papka i ogladam” Gwiazdy na dywaniku” 😀
    Tak jak juz wczesniej napisalem Twoje niektore wypowiedzi przecza samym sobie.Dajmy juz sobie na wstrzymanie, zasmiecamy tylko blog, i tak nikomu sie pewnie nie chce sledzic naszej dyskusji, w sumie nie wnosi ona nic do tematu zaczetego prze gospodarza tego blogu:) Pozdrawiam i noza na Ciebie nie podostrzam 😉
    Szwed nie jest w stanie wymowic dwoch „rz” w jednym slowie dlatego ja uzywam sprostrzonej formy i mam na imie Gregor od pieciu lat.
    ps.to ze mam inne zdanie niz Ty nie znaczy ze jestem glupszy 🙂
    Szanuj ludzi 😉

  8. Z racji tego, że mam szacunek do poglądów innych, nie wazne czy to komunizm czy nazizm, chociaż obydwu ideologii nie znoszę to napisze, że nie mam na celu nikogo poniżania ani polepszania. Po prostu, bądźmy bardziej otwarci NA SWOJE OTOCZENIE. Europa nie kończy sie na UE czy Europie Zachodniej, kraje bogate gospodarczo czy technologicznie wcale nie muszą być bogate kulturowo czy kulinarnie, świat jest piękny i zróżnicowany nawet w pobliżu miejsca gdzie mieszkamy. Wcale nie trzeba odwiedzać stolic róznych krajów by zwiedzać świat, wystarczy prowincja, małe miasteczka i wsie w Europie od Uralu po Wyspy Kanaryjskie by poznać niebywałą różnorodność. Szkoda tylko, że takich osób podobnych do Ciebie, myślących w kategoriach czysto materialnych (kraj bogaty cacy, kraj biedny, be, kraj daleki – ciekawy, kraj bliski – mało interesujący) jest mało w Polsce i na świecie. Jeśli się mylę to zwracam honor. Ja jednak zostaje przy swojej teorii, że od Szwecji czy Skandynawii o wiele, wiele, wiele ciekawszy kulinarnie jest Kaukaz, Rosja, Ukraina, Turcja, Rumunia czy kraje byłej Jugosławii. Skoro większość Polaków tych krajów nie docenia i nie szanuje, ich sprawa, niech żyją w swoim wyimaginowanym świecie.

    • Ja nie mysle w kategoriach materialnych, nie odwiedzam stolic, picie czaju z piecyka opalanego weglem w pociagu kolei transyberyjskiej bardziej mnie kreci niz jakis sztuczny Dubai.Nigdy nie napisalem ze kraj bliski jest nieciekawy.Oczywiscie ze jest ciekawy kazdy z krajow ktore wymieniles, nikt nie zaprzeczal.Tak dlugo dyskutujemy ze gdzies ucieklo, ktorym czesciom Twoich komentarzy sie sprzeciwilem.Narazie jade na raki:)

      • Tak też myślałem i zresztą mnie to nie dziwi. Nigdzie zresztą nie pisałem że Ty tak myślisz, ale niestety tak myśli większość osób w Polsce i większość osób w krajach „zamożnych”. Czechy są jednak znane z piwa, ale żeby Polska była znana tak bardzo z miodów pitnych czy miodów to już nie słyszałem, chociaż Japończycy uznają nasze miody tradycyjne za najlepszy lub jeden z najlepszych napojów alkoholowych na świecie.
        Ja jeszcze mógłbym zrozumieć postawę Szwedów czy Duńczyków dla których Polska to 3 świat, była komuna, więc pewnie bieda z nędzą, nic ciekawego, ciekawsze Indie, Tajlandia, chociaż dużo biedniejsze. To się oczywiście zmienia ale bardzo powoli, zbyt powoli. Najgorsze jednak jest to, że w Polsce myśli sie tak samo i to jest najbardziej idiotyczne. Dużą rolę w tym łajdactwie odgrywają polskie sieci handlowe, w większości zagraniczne, ale też i telewizja, zagraniczne programy kulinarne i ogólnie „zachodnia papka”. Dla mnie Szwecja jest arcyciekawa, bo to sąsiad, tyle, że zza morza, więc warto go poznać dogłębnie, tak samo jak innych sąsiadów czy kraje bliskie. Dlaczego więc w Polsce kopiuje się myślenie innych, olewając kraje sąsiednie, bo biedne czy „dzikie”? Rozumiem wygoda, ludzie chcą wysokich standardów po latach komuny, ale co ma kultura czy jedzenie do poziomu dróg czy hoteli? Maroko biedne jak mysz kościelna, kuchnia przebogata i ją się promuje w Polsce. Dlaczego? Bo promują ją Francuzi, nie dlatego że jest ciekawe z punktu widzenia Polaka czy mieszkańca naszego regionu.
        Życzę miłego pobytu w sąsiednim kraju i nie tylko raków, ale i kiełbasy reniferowej na śniadanie.

  9. Nie jest tak zle z tym wyobrazeniem szwedow o Polsce:)
    Brzmialo to w radiu (tyle co zapamietalem) wolnym tlumaczeniu tak:”Piekne promenady wzdluz piaszczystych plaz, salony SPA (…) wspaniala kultura kulinarna, mili ludzie,bogate dziedzictwo kulturowe, poczujesz sie jak na rivierze francuskiej (…) odwiedz Polske! Zagranica jest blisko!” Co prawda jest to reklama przewoznika, ale zawsze cos i milo sie slucha.
    Obydwoje moich dzieci bylo na wycieczce z klasa w Polsce, ktora organizuje szkola. Co roku ostatnie klasy jada zobaczyc na wlasne oczy oboz koncentracyjny i przy okazji starowke gdanska.
    W tamtym roku miasto ze wzgledu na koszty mialo zaprzestac finansowania tych wycieczek. Rodzice i nauczyciele zaprotestowali i mlodziez wciaz jezdzi do Polski.
    Szwedzi ktorzy odwiedzali Polske w latach 60-80. sa pod wrazeniem zmian.
    Choc zdazaja sie sytuacje ze pytaja dlaczego w toalecie w Tesco wisi kłótka wieksza od tej rolki ukrytej w podajniku… wciaz jak w latach 70-tych .)

  10. No akurat wycieczki do obozów koncentracyjnych dla Szwedów i to dla dzieci to debilizm. Mieszkam 10 km. od Majdanka, byłem w większości obozów zagłady, poza Auschwitz-Birkenau, ale nie widze tam niczego ciekawego co miałoby świadczyć o kraju czy regionie. Bełżec odwiedzam z innego powodu niż dla popatrzenia na były obóz zagłady.
    Właśnie chodzi o takie rzeczy debilne, tak charakterystyczne dla zachodnich społeczeństw. To tak jakby poleciał do Sztokholmu pochodził po lotnisku, popatrzył na kolorowych żebraków czy jakiś Kurd jeszcze by mi coś ukradł i powiedział potem w Polsce, nie jedź do Szwecji bo Szwedzi to złodzieje i żebracy.
    To nie jest żadne poznawanie czegokolwiek ale konserwacja ignorancji. Dlatego Azja mnie nie interesuje bo i tak jej nie poznam, musiałbym żyć 200 albo 300 lat, a w ciągu tego życia wolę pozwiedzać ciekawsze miejsca ale dogłębnie.
    Szwecja jest o wiele bardziej znana z punktu widzenia Polaka niż Polska z punktu widzenia Szweda, chociażby z tego względu że jest tam spora Polonia, trochę Polaków wyjachało do pracy, trochę firm szwedzkich ma tu swoje inwestycje, w dodatku łatwiej dostać szwedzką wódkę w polskim sklepie niż polską w szwedzkim.
    Ja jestem za poznawaniem i wymianą ale sprawiedliwie, jeśli ja mam coś brać od kogoś to oczekuje w zamian jakiejś zapłaty lub czegoś w zamian.
    Poza tym, Tesco to sieć brytyjska, więc niech do Angoli mają pretensje z ta kłodką. Ja tam staram się nie kupować, bo drogo i kiepski towar.

    • Niee no hallo!
      moje dzieci ( i nie tylko moje) wrocily zaszokowane.co innego czytac a co innego zobaczyc. Po wycieczce corka napisala takie wypracowanie ze nauczycielka miala lzy w oczach jak czytala.W regionie w ktorym mieszkam na przelomie lat 80-90 mieli problem z tworzacymi sie grupami neonazistow.Wzieli sie za to miedzy innymi w ten sposob, by uzmyslowic dzieciakom, czym to sie konczy i jakos pomoglo. Problem prawie zniknal przynajmniej tu gdzie mieszkam.Te wycieczki nie maja na celu akurat przyblizenia Polski jako takiej, tylko historii.
      Nikt ich nie gna jak bydlo i nic nie opowiada, najpierw ucza sie o tym w szkole. Po powrocie nie opowiadaja ze w Polsce robia mydlo z ludzi!
      Wspomnialem o tym na marginesie, nie majac na mysli ze to przybliza polska kulture tylko jako ciekawostke.
      …a w sklepie stoi Belvedere Vodka- Polmos Zyrardów , Dworek Vodka , i ze trzy inne 🙂
      Kazdy zapowiedziany wypad do Polski poprzedza prosba znajomych o przywiezienie Zubrowki 🙂
      Przeciez zeby doglebnie tak jak Ty bys chcial poznawac kraje to nie tylko na Azje potrzeba 300 lat. Europa tez wielka! Po prostu zycia nie starczy, wiec poznawajmy na ile sie da.
      A klodka wisi w Tesco… w Polsce 🙂
      Wymiana jest mamy szwedzkie kulki miesne w Ikea, pewnie kilka domostw jest w 90% „umeblowana zolto-niebieskimi meblami” 😉
      NIE MOZNA nauki historii nazywac debilizmem! Jestem w szoku ze az tak sie niezgadzamy w wielu kwestiach. Przy jednym stole chyba bysmy sie pozabijali hehe.
      ps. szkoda ze nikt sie nie wtraca w ta dyskusje bo az ciekaw jestem „kto za a kto przeciw mnie lub Tobie”
      No ale nic dziwnego, skoro totalnie zboczylismy z tematu kotleta 🙂

  11. Nie chce podejmować tego tematu, ale mi chodziło o turystykę, a nie o wycieczki szkolne. Skoro to miała być wycieczka historyczna to dobrze by było, żeby szwedzkie dzieciaki wpierw pojechało do Częstochowy i innych miejsc, okupowanych przez Szwedów kiedyś tam, żeby nie było, że Szwedzi to zawsze aniołki były, bo to przecież jeden z najbardziej wojowniczych i zbrodniczych krajów w Europie, sama wojna 30 letnie pochłonęła połowę ludności Niemiec. Warto by dzieci uczyły się i ciemnych stron. Dobrze by było także by pouczyły się także i o koszmarze komunizmu, głodu w ZSRR, że w imię „równości” mordowano tam miliony. Może wtedy Szwecja trochę odetchnęła by z ulgą od tego „nawracania na równość”, chociaż i tak normalnieje.
    Mi chodziło o turystykę. Sam preferuję kulinarno-kulturową nie kurortową czy miastową. Jak ktoś chce jeździć po stolicach na innych kontynentach jego sprawa. Warto jednak odwiedzać te miejsca, które nie są popularne i jeść to co równie niepopularne, można się bardzo ciekawie zaskoczyć.
    Reasumując, nie jestem fanem ani Skandynawii, ani ich sfery kulinarnej, chociaż kiedyś miałem takie nastawienie jak Ty i może też skończyłbym w którymś z tych krajów. Po prostu, obecnie ich mentalność jest kompletnie obca mojej, więc trudno mi to zaakceptować. Pozytywnie kończąc napisze, że od pewnego czasu moim ulubionym sklepowym produktem był „kisiel malinowy lub truskawkowy”, produkowany w Szwecji, sprzedawany w kartonie, w jednej z sieci dyskontów. Co prawda duńskie truskawki w galaretce mi bardziej posmakowały, ale ten kisiel mógłbym jeść na okrągło, bo i zdrowy i prosty i smaczny.

  12. z wyborem knajpy często jest ten problem też że próbują przyciągnąć wnętrzem i chociaż lokal wygląda świetnie to ze smakiem potem nie ma nic wspólnego i parę razy tak się przejechałam, ale tak to raczej trzymam się swoje sprawdzonej bazy lokali gdzie wiem że smacznie zjem, wszystko będzie świeżo przygotowane i super podane no i w tej kwestii zdecydowanie Pasja w Radomiu jest moim numerem jeden

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―