Bursztynowe Laury

Szprot bałtycki, kociewski chleb z masłem, konfitura z kaszubskiej truskawki, ser kozi rakowiecki i nalewka z owoców dzikiej róży – do autorów tych regionalnych specjałów z Pomorza trafiły pierwsze statuetki Bursztynowych Laurów, które z inicjatywy Marszałka Województwa Pomorskiego przyznano podczas VI Pomorskiego Święta Produktu Tradycyjnego.



Do tej pory ten oliwski festiwal pomorskich przysmaków łączono z wojewódzkimi półfinałami organizowanego przez Polską Izbę Produktu Tradycyjnego i Lokalnego konkursu Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów, podczas którego przyznawano nominacje do statuetek Pereł przyznawanych jesienią podczas ogólnopolskiej gali finałowej w Poznaniu. W tym roku pomorskich nominacji do Pereł nie było, bo Pomorskie dołączyło do czterech innych województw-separatystów, które od tego roku postanowiły swoje produkty regionalne promować samodzielnie. Organizatorzy oliwskiego konkursu zapowiadają, że informacje o Bursztynowych Laurach mimo wszystko trafią do organizatorów Naszego Kulinarnego Dziedzictwa. Mostów zatem nie spalono, ale przedstawiciele Izby do Oliwy nie  przyjechali, choć Urząd Marszałkowski wystosował zaproszenie. Pojawił się za to dr Grzegorz Russak, były Prezes Izby, co należy odczytywać jako lekki prztyczek w nos obecnych władz tego gremium. Czas pokaże, czy separatystyczna wolta kilku województw zwiastuje zmierzch Perły, czy też może konkurs ten zmieni swoją formułę, a może laureaci regionalnych konkursów zbiorą się sami i stworzą całkiem nowy format?

Póki co nowy, zdecydowanie regionalny wymiar Pomorskiego Święta Produktu Tradycyjnego, wcale mu nie zaszkodził, a odświeżone regulaminy i doprecyzowane procedury oceniania wręcz poprawiły jego dynamikę. Powołano trzy komisje konkursowe. Pierwsza, pod przewodnictwem dr. Grzegorza Russaka, oceniała potrawy, druga, pod moim kierunkiem, zajmowała się produktami roślinnymi i różnymi, zaś trzecia, której szefował prof. Witold Nierzwicki, analizowała właściwości napojów i alkoholi oraz mięs. W każdej kategorii przyznano trzy nagrody główne i wyróżnienie.

Bursztynowe Laury - obrady jury z Krytykiem Kulinarnym Arturem Michną

Pierwsze propozycje, które stawiano na naszym stole, nie wzbudzały szczególnego entuzjazmu, ba, wręcz rozczarowywały. Pierogi były kiepskie, ciasteczka emanowały margaryną, a chleby zionęły pozostałościami drożdżowej fermentacji, która zdawała się trwać mimo zakończenia procesu pieczenia. Próby niepoważnego potraktowania tematu produktu regionalnego zostały jednak natychmiast obnażone a cudaczne produkty natychmiast zdyskwalifikowane. W chwili gdy nasze urażone podniebienia zaczęły przejawiać symptomy zdenerwowania, pojawiła się Halina Łuc ze Słajszewa ze swoim Wianuszkiem Gdańskim, genialnym maślano-budyniowym tortem obsypanym smażonymi na maśle płatkami owsianymi i natychmiast pocieszyła nasze strapione żołądki. Wtedy jeszcze nie mogłem wiedzieć, że ten zjawiskowy tort zdobędzie pierwsze miejsce, ale intuicja kazała mi sądzić, że to pewno faworyt.

Z każdą chwilą było już coraz lepiej. Na nasz stół wjechał prawdziwy żytni chleb na zakwasie i prawdziwe masło z niepasteryzowanego mleka. Kromki osobiście smarowała Elżbieta Gornowicz z Osówka, która chleb upiekła dzień wcześniej w swoim chlebowym piecu, zaś masło ubiła z mleka własnoręcznie wydojonych krów z własnej zagrody. Cóż to, chleb z masłem, prosta sprawa, ale ten chleb z tym masłem to doskonała kwintesencja najbardziej szczerego i prostego smaku, jaki można sobie wyobrazić, choć coraz rzadziej da się go doświadczyć. Zachwyciły nas też powidła z mirabelek i konfitura z kaszubskich truskawek – doskonałe dodatki do posmarowanego masłem chleba. Konfiturze z truskawek i chlebowi z masłem przyznaliśmy więc Bursztynowe Laury, tym samym eksponując symbiotyczny charakter kociewsko-kaszubskiej koegzystencji.

Koledzy z sekcji mięsnej dali się uwieść finezji Chmielińskiego szczupaka Marii Kostuch. Z uznaniem wyrazili się o okrasie z gęsi i kiełbasie z weka. Zachwycili się też nalewką z pędów sosny i owoców dzikiej róży. Za najlepszą potrawę uznano udziec z jelenia Adama Pozorskiego z Wirt. Doceniono też czysty rosół z jelenia i to wcale nie ze względu na oczywiste preferencje przewodniczącego komisji, Grzegorza Russaka, albowiem dziczyzna Adama Pozorskiego jest zarówno subiektywnie, jak i obiektywnie absolutnie bezkonkurencyjna. Uznanie jurorów zdobyły też niepozorne szproty bałtyckie, odfiletowane i usmażone na głębokim tłuszczu przez adeptów Pomorskiej Akademii Kulinarnej. Miałem okazję spróbować jednego takiego szprota – był niezły i dobrze komponował się z towarzyszącym mu sosem żuławskim przygotowanym z jajek zielononóżek, tłoczonego na zimno oleju rzepakowego i ziół.

Pomorskich nominacji do Pereł póki co nie ma, są za to Bursztynowe Laury. Tak czy owak dobrze, że kulinarna tradycja Pomorza w dalszym ciągu ma swoje święto na placu przez oliwską katedrą, zwłaszcza że niektóre wyróżnione statuetkami Marszałka Województwa produkty i część nagrodzonych w konkursie smakołyków, funkcjonuje już jakoś na lokalnym pomorskim rynku – czy to w gospodarstwach agroturystycznych, czy to w niektórych sklepach, czy to na okazjonalnych jarmarkach. Jeden z takich jarmarków, połączony z bardzo sympatycznym konkursem Wiosenny Stół Kociewski, już w najbliższą niedzielę w Zblewie od godz. 13.00.

Patronuję mu honorowo, więc zapraszam już dziś!

  1. Oj, niepodoba mi się to i to bardzo. Nie wiedziałem, że jest jakiś „konflikt” między Izbą, a dr Russakiem czy jakimiś województwami, ale nawet jeśli nie, to ci „separatyści” strzelają sobie w nogę. Nie wiem jakie województwa dołączyły do Pomorskiego, ale na pewno nie Lubelskie, lider, jeśli chodzi o liczbę produktów zgłaszanych do Pereł.
    Promocja produktów tradycyjnych i regionalnych przez województwo byłoby dobre, gdyby to były produkty, mogący być produkowane w dużych ilościach i mogące zdobyć szybko certyfikat unijny. Jedynym takim województwem jest Małopolskie, silnej jest jeszcze Wielkopolskie. Pomorskie jest bogate w produkty tradycyjne, ale większość z nich, na razie nie nadaje się do produkcji w większych ilościach i rejestracji unijnej. Podobnie jest, niestety w woj. Lubelskim, bo tutaj większość producentów to hobbyści, starsi wiekowo. Nie ma chętnych osób do zajmowania się taką działalnością na szeroką skalę, chociaż Lubelskie samodzielnie zaczęło się promować w Polsce i nie tylko, głównie Cebularzem Lubelskiem, który lada chwila ma rozpocząć procedurę rejestracji.
    Konkurs NKD i Perła jest ważny, bo jest rozpoznawalny. Ludzie częściej kojarzą produkty z „Perłą” niż z certyfikatami unijnymi. Większość produktów, które dostały Perłę zarejestrowano potem w UE lub czekają na rejestrację.
    Jesli więc Pomorskie nie chce skończyć jak „skansen kulinarny”, podobnie jak Lubelskie, powinien raczej współdziałać ze wszystkimi niż robić coś po swojemu.

    • I mi się nie podoba owa wolta. Ambicjonalne zagrywki kilku panów, pod wodzą jednego pana. Nic łatwiejszego jak zanegować długoletni konkurs, powiedzieć, że nasz będzie lepszy. Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. Ale separatyści dostrzegają nadchodzące profity z mody na tradycyjność, a te trzeba by „zagospodarować” …toteż próbują.

      • Zgadza się. Celem tego wszystkiego powinno być budowanie świadomości i rozwój rynku dla żywności wysokiej jakości, produkowanej tradycyjnie i/lub ekologicznie. Docelowo rynek ma wyglądać podobnie jak we Francji (na której Izba się wzoruje chyba)i we Włoszech (nasz system czyli LPT i UM to system niemal „zerżnięty” z Włoch). Żeby tak się jednak stało, nawet za te 20-30 lat, bo raczej nie wcześniej, potrzeba takich produktów, które nadają się potem do normalnej produkcji i sprzedaży. Perła i NKD ma pomóc w identyfikacji, LPT ma zbierać informacje, a ostatecznym celem jest rejestracja produktu jako produkt regionalny i jego samodzielne życie i rozwój.
        W żadnym kraju europejskim nie zetknąłem się z takim konkursem jak NKD i w żadnym innym kraju, poza Włochami, nie zetknąłem się z taką ilością produktów tradycyjnych, w tym regionalnych, unikalnych, różniących się od siebie nawzajem, jak w Polsce.
        Nawet jeśli nie udaje się rejestracja produktu, tak jak w przypadku kilku, bo producenci nie chcą się jednoczyć, to zawsze produkt jest znany na cała Polskę i łatwo identyfikowalny potem, przez co łatwiej dostępny.
        Patrząc na te produkty, z artykułu, wątpie, czy którykolwiek, kiedykolwiek wyjdzie poza miejsce swojej produkcji i mury „chałupniczej produkcji”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―