Różowy podbój świata

Jakkolwiek może się to wydać absurdalne, Norwegowie poszukują dla siebie pomysłu na prosperity. Już dziś przewidują, że złoża ropy i gazu w końcu się wyczerpią, więc zawczasu chcą przygotować biznesplan dla kolejnych pokoleń. Dziś można już powiedzieć, że nowa nisza gwarantująca Norwegom pomyślność została zabudowana. Jest nią łosoś z akwakultur, w którego hodowli Skandynawowie dzierżą już czołowe miejsce i, wespół z Chilijczykami, skutecznie zagospodarowują większość ciągle rozbudowującego się rynku łososia. W świetle jupiterów chcą też się pomieścić Amerykanie, którzy mają dla nas ofertę amerykańsko tradycyjną: więcej, szybciej i taniej.

Kilka tygodni temu TVP Info wyemitowała francuski dokument Różowy podbój świata (La Vie en Rose), który z różowej perspektywy wyjaśnia widzom sukces łososiowych farm. Jako przykład posłużyła wyspa Froya na zachód od Oslo, obiektywnie całkiem nieinteresująca, ale z punktu widzenia osób poszukujących szans na pracę i karierę, miejsce wzorcowe. Sama wyspa też odzwierciedla klimat hodowlany: trzeba na niej od podstaw stworzyć infrastrukturę dla przybyszów, zbudować im szkoły dla dzieci, sklepy na zakupy i miejsca rozrywki. Tymczasem produkcja z norweskich akwakultur trafia na rynki całej Europy, a Polska, obok Rosji i Francji, jawi się jednym z głównych odbiorców świeżej ryby z norweskich hodowli. Pozbawione ości filety można kupić bez większego problemu nawet w dyskontach, a plasterki wędzonego na zimno łososia są dostępne w każdym sklepie osiedlowym.

Cieszące się rosnącą popularnością łososie z akwakultur mają jednak swoich zagorzałych krytyków. Wskazują oni na negatywne skutki intensywnej produkcji, piętnują zanieczyszczenie środowiska, niebezpieczeństwo mieszania się dzikich ryb z hodowlanymi uciekinierami z klatek oraz choroby, które doskonale rozwijają się w pełnych ryb klatkach i sprawnie przenoszą na ciekawskie egzemplarze dzikie, które przepływają obok hodowli.

Część krytyków wskazuje też na niekorzystny bilans energetyczny łososiowych farm. Rzecz w tym, ze hodowlane ryby potrzebują do wzrostu znacznie więcej karmy niż ich dzicy kuzyni. Odpowiedź na ten zarzut znaleźli Amerykanie z instytutu AquaBounty Technologies, którzy wyhodowali genetycznie zmutowany gatunek łososia, który do osiągnięcia dojrzałości będzie potrzebował znacznie mniejszych ilości pożywienia, a zatem, całkiem paradoksalnie, będzie bardziej ekologiczny niż jego niezmutowany kuzyn. Tradycyjnemu łososiowi hodowlanemu wszczepiono gen hormonu wzrostu pochodzący od łososia pacyficznego. Operacja ma skrócić proces produkcyjny w akwakulturach o połowę. Aby zamknąć usta wieszczom genetycznej klęski gatunku, Amerykanie zamierzają prowadzić swoje prace z dala od otwartych wód, na specjalnie przygotowanych farmach w głębi lądu. Chcą zająć się wyłącznie sprzedażą ikry i narybku, który planują sprzedawać odbiorcom na całym świecie. Prędzej czy później, owoce takich hodowli trafią i na nasze stoły.

W międzyczasie korzystajmy jednak z każdej okazji, żeby spróbować łososia dzikiego, zwłaszcza że teraz jest dobry po temu moment. Właśnie skończył się okres ochronny na dzikie łososie i pstrągi powracające rzekami z tarła do mórz – miejsc swoich narodzin. W Polsce najbardziej znanym miejscem połowu takich ryb są płytkie wody rzeki Słupi w okolicach Słupska. Złapanie ryby to nie tylko wielka frajda, ale i ekologicznie nieinwazyjny sposób na zdobycie okazu całkiem naturalnego, którego walory smakowe daleko przewyższają walory smakowe ryby hodowlanej. Do dziś w pamięci pieszczę niezapomniany smak dzikiego łososia wiślanego wędzonego na zimno, którym uraczono mnie podczas konferencji w Grucznie. Takiej właśnie ryby wszystkim życzę.

  1. Łososie w farmach cierpią, są tuczone, barwione i pozbawiane nawet namisatki prawdziwego życia! Takim łososim mówmy nie! Ersatz życia to ersatz smaku. Zatem jeślu już ryba i to łosoś -to bałtycki (rzadko w Polsce spotykany (sic!)) Oczywiście jeżeli wierzymy, że z nadmiaru metali cięzkich jakie ten biedak się w życiu nałyka nadal można go nazwać nawet nie zdrowym jedynie zjadliwym.

  2. Niestety hodowle zwierząt są niezbędne, bo to, co występuje w naturze, nie jest w stanie zaspokoić potrzeb wszystkich chętnych. Z pewnością cierpią na tym nasze kubki smakowe… Ale można je zawsze dopieszczać odrobiną natury 🙂 Czego każdemu życzę.

  3. To, że tak jest nie oznacza, że mamy się na to godzić. To my decydujemy co jadamy i jezeli akceptujemy tanie, sztuczne produkty i kupujemy je, to nigdy nie damy sobie szansy na jedzenie lepszej jakości. Aspekt etyczny tych hodowli jest wstydliwie wypierany i przemilczany choc właśnie o tym powinno sie dyskutować. Liczy się każdVZDFy głos!

  4. Niestety nie widzialem francuskiego dokumentu o ktorym mowa ale jestem mieszkancem wyspy o ktorej mowa. zastrzegam od razu ze nie jestem zwiazany w zaden sposob z produkcja lososia jednak mialem okazje wielokrotnie widziec farmy ktore go produkuja jak i znam ludzi ktorzy tam pracuja.
    Po pierwsze Froya znajduje sie na zachod ale od Trondheim a nie Oslo. Nic tutaj nie zostalo zbudowane od podstaw ze wzgledu na produkcje lososia, nie jest to miejsce wzorcowe dla szukajacych szans na prace i kariere za to obiektywnie bardzo interesujace, to tylko minimum mojego sprostowania dla autora bloga, rozumiem ze swoja opinie zbudowal na podstawie przytaczanego filmu bo niestety musze powiedziec ze wiekszosc przytoczonych tu pseudofaktow to bzdury.
    Pani(e) poshy gourmet panskie komentarze opieraja sie na wiedzy czy powtarzaniu plotek? Bo ja osobiscie wole zjesc tone lososia hodowlanego niz kilogram jakiegokolwiek miesa produkowanego na ladzie tak ze wzgledow etycznych jak i zdrowotnych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―